Witam po dłuższej przerwie spowodowanej problemami sprzętowo-internetowymi. W międzyczasie skończyliśmy pierwszą ćwiartkę sezonu zasadniczego. Co prawda sezon zasadniczy ma 17 kolejek, ale wszystkie drużyny poza Steelers i Colts rozegrały już 4 z 16 meczów, więc właściwie możemy mówić o zakończeniu pierwszego kwartału.
Jak wiadomo ćwiartka to dopiero początek zabawy, ale pewne trendy w tym sezonie możemy już dostrzec:
1. Największa niespodzianka: Arizona Cardinals
Zespół z pustyni w lecie był pośmiewiskiem. Owszem, wszyscy doceniali dobrą obronę, ale sytuacja na rozegraniu gdzie słaby John Skelton rywalizował z żałosnym Kevinem Kolbem była dyżurnym żartem przez cały preseason. Tymczasem okazało się, że Cardinals potrafią użyć dobrej obrony jako odskoczni do niezłej gry. Kevin Kolb ma najlepszy statystycznie sezon w karierze, choć nie dokonuje rzeczy wielkich, a jedynie unika błędów. Atak nie jest zabójczy, ale przy świetnej dyspozycji obrony, napędzanej przez drugorocznego CB Patricka Petersona, taka forma ofensywy wystarcza. Cardinals zapewne nie wejdą do Super Bowl, a i o play-offy nie będzie tak łatwo, ale ten zespół ma naprawdę solidne fundamenty na których można budować przyszłość.
Tuż za zwycięzcą: Minnesota Vikings
Kto by się spodziewał, że Wikingowie zanotują tak dobry start? Na pewno nie ja. Wydawało się, że z Christianem Ponderem na rozegraniu, który miał katastrofalny debiutancki sezon i powracającym po długiej kontuzji Adrianem Petersonem, ekipa z Minnesoty będzie chłopcem do bicia. Tymczasem Ponder jest na najlepszej drodze, by wyrobić sobie markę solidnego gracza, a Peterson biega jakby zerwane więzadła przydarzyły się jego bratu-biźniakowi. Czy to nowy LT Matt Kalil był kluczem? Jak na razie ofensywny liniowy spisuje się znakomicie. Dzięki niemu Ponder nie musi tak się bać obrońców rywala, a Peterson ma wyczyszczone przedpole. Po pierwszych dwóch kolejkach nic nie wskazywało na zmartwychwstanie Vikings, ale ostatnie dwa zwycięstwa z 49ers i Lions udowodniły, że na tą ekipę trzeba w tym sezonie uważać.
2. Największy zawód: New Orleans Saints
Ile dla tej ekipy znaczył charyzmatyczny trener Sean Payton widać dopiero teraz, gdy został zawieszony przez ligę. Saints wciąż dysponują bardzo mocnym składem, na czele z jednym z najbardziej produktywnych QB ligi Drew Breesem. A mimo to przegrali wszystkie swoje cztery mecze. Nastroje w Nowym Orleanie mogłyby być inne, gdyby wygrali niedzielny mecz w Green Bay (wówczas z bólem serca w tej rubryce umieściłbym właśnie Packers), ale mimo pomocy sędziów przegrali jednym punktem. Czy brakuje im Seana Paytona czy jest to jakiś inny czynnik? Trudno powiedzieć. Na pewno swoje robi kompletny brak gry biegowej czy dziurawa obrona przeciwko podaniom. Swoje dołożyła też nieco słabsza niż w zeszłym roku forma Breesa. Jeśli Saints wkrótce nie zaczną seryjnie wygrywać, to ten sezon mogą spisać na straty.
3. Niepokonani
Poza wspomnianymi na początku Cardinals komplet zwycięstw odnieśli jedynie Atlanta Falcons i Houston Texans. Ci pierwsi korzystają ze świetnego ataku podaniowego, napędzanego przez Matta Ryana. Przyznaję, że nigdy nie przekonywała mnie jego gra, ale w lecie faktycznie zrobił ogromny krok naprzód. Falcons będą musieli jednak udowodnić, że potrafią wygrywać również w play-offach, żeby uznano ich za klasowy zespół.
Texans wyglądają na wschodzącą potęgę ligi. Choć stracili w lecie Mario Williamsa, którego skusiły monstrualne pieniądze w Bufflo (na razie wygląda, że na nie nie zasługiwał), to obrona wciąż należy do najlepszych w lidze. Atak, nietypowo jak na współczesną NFL, napędzają dwaj running backowie, Arien Foster i Ben Tate, choć i rozgrywający, Matt Schaub, ma niebagatelny wkład w zwycięstwa. Jeśli tę ekipę ominą kontuzje, to do końca sezonu będzie bardzo groźna.
4. Bez zwycięstwa
Jak na razie poza Saints tylko jedna ekipa nie zaznała jeszcze smaku zwycięstwa: Cleveland Browns. Nie żeby było to dla kogoś wielkim zaskoczeniem.
5. Ciężki początek Packers
Ekipa z Green Bay była uważana za głównego faworyta do zwycięstwa w Super Bowl. Była, bo po kiepskim starcie już nie jest. Co prawda potrafili wygrać ważny mecz z Chicago, a w niedzielę pokonali Saints, ale bilans 2-2 jest dla nich wysoce niezadowalający. Jasne, można mówić, że w meczu z Seahawks zwycięstwo odebrali im sędziowie, ale trzeba zauważyć, że gdyby Packers zagrali na swoim poziomie, to to ostatnie rozpaczliwe podanie ekipy z Seattle byłoby bez znaczenia. Aaron Rodgers dopiero w ostatni weekend przypomniał sobie, że jest aktualnym MVP ligi, gra biegowa nie istnieje, a obrona przeciwko podaniom to jakiś żart. W tym kontekście cieszyć może powrót do formy sprzed dwóch sezonów Claya Matthewsa, który ma już więcej sacków niż w całym zeszłym roku i jest w tej kategorii drugim najlepszym graczem w lidze. Na szczęście Packers mogą już iść tylko w górę, ale w tej formie trudno im będzie pokonać 49ers czy Falcons.
6. Rollercoaster Patriots
Drugi z moich ulubionych zespołów również nie może zaliczyć początku sezonu do udanych, jednak bilans 2-2 w ich przypadku wygląda lepiej niż u Packers. Niewiele zabrakło, by w Bostonie cieszyli się niepokonaną drużyną. Oba zwycięstwa były nader przekonujące, a porażki to przegrane o field goal. W meczu z niepokonanymi Cardinals Patriots grali słabo, ale byli o precyzyjny strzał Stephena Gostkowskiego od zwycięstwa. Z kolei z Ravens przegrali na wyjeździe zaledwie jednym punktem, a w tym meczu spotkały się dwie z trzech najsilniejszych ekip AFC.
Patriots już nie opierają się na podaniach Brady’ego do Welkera, Hernandeza i Gronkowskiego. Do celów Brady’ego doszedł Brandon Lloyd, a dodatkowo Pats zyskali niebywale groźną broń w postaci dwugłowego potwora na pozycji running backa. W niedzielnym meczu z Bufflo Bills Steven Ridley i Brandon Bolden przekroczyli 100 jardów w grze dołem (obaj), a dodatkowo Rob Gronkowski i Wes Welker zanotowali ponad 100 jardów złapanych podań (też obaj). To dopiero drugi taki przypadek w historii ligi i sporo mówi o wielowymiarowości ataku New England. Nieco gorzej jest w obronie. Co prawda pierwsze dwie linie trzymają się świetnie, ale ostatnia linia wciąż ma problemy z zatrzymaniem długich podań.
7. Wrócili sędziowie
Czwarta kolejka to zakończenie lockoutu sędziów. Po licznych błędach popełnianych przez ich zastępców, arbitrzy wkroczyli na boiska witani przez widzów owacyjnie. Ale miesiąc miodowy skończył się błyskawicznie. Oglądałem mecz Packers – Saints, w którym błędy sędziów niemal kosztowały Green Bay zwycięstwo. I o ile rozumiem błędy popełniane przy ocenie zderzenia kilku chłopa o masie 150 kg. każdy, kiedy decyzję trzeba podjąć w ułamku sekundy, to naprawdę trudno mi zrozumieć jakim cudem na powtórce telewizyjnej sędziowie zobaczyli co innego niż komentatorzy, kibice, trenerzy, zawodnicy (od tego sezonu powtórki puszczane są na telebimach) i moja skromna osoba przed monitorem.