Od tego tygodnia postanowiłem nieco zmienić formę podsumowań kolejki. Najpierw będę pisał notkę o całej kolejce, a następnego dnia, w osobnym tekście omawiał mecze moich ulubionych Patriots i Packers. Zapraszam do lektury!
W ogóle Falcons to dość nietypowy lider NFL. Ich wygrane są często wymęczone, jak z Raiders, czy wygrane dość szczęśliwie po głupich błędach rywali, jak z Panthers. Statystycznie na tle ligi wypadają dość przeciętnie. Mają 15. atak i dopiero 21. obronę w lidze. Zaledwie dwie z sześciu wygranych były bardziej okazałe niż 8 punktów (tyle można odrobić w jednym posiadaniu piłki). Nawet ich świetny atak podaniowy jest dopiero 10. w lidze. Są na szóstym miejscu od końca jeśli chodzi o ilość punktów, na zdobycie których pozwalają rywalom. Właściwie wszystkie statystyki sytuują ich gdzieś w środku. Więc jakim cudem są jedynym zespołem w NFL, który po sześciu kolejkach ma komplet zwycięstw?
Na pewno część z tego można przypisać dość łatwemu kalendarzowi. Żaden z zespołów, z którymi grali Falcons, nie ma obecnie dodatniego bilansu. Ponadto znajdują się w dywizji, która w tym roku jest wyjątkowo słaba. Pogrążeni w kryzysie Saints, Panthers, których drugoroczny QB ma problemy z wejściem na „następny poziom” oraz Buccaniers, którzy nie potrafią się otrząsnąć od dziesięciu lat, czyli od swojego ostatniego mistrzostwa.
Jednak trzeba też wyraźnie powiedzieć, że Falcons mają po prostu wolę walki. Wygrywanie wyrównanych meczy nie jest prostą sztuką. Do tego ich defensywa wymusiła na rywalach 10 strat więcej niż popełniła ich ofensywa. Są na trzecim miejscu jeśli chodzi o ilość przechwytów i na drugim pod względem wymuszonych fumble. To właśnie te pozornie drobiazgi okazują się decydujące. W końcu gdyby nie fumble Cama Newtona w końcówce, Falcons przegraliby mecz z Panthers.
Niemal do końca sezonu Falcons mają bardzo łatwy terminarz. Teraz czeka ich bye week, czyli wolna niedziela. Za dwa tygodnie jadą do Filadelfii na mecz z nieprzewidywalnymi Eagles. Tak naprawdę do końca sezonu czekają ich tylko 2-3 mecze, w których nie będą oczywistymi faworytami. Dopiero play-off będą mogły powiedzieć coś więcej o realnej sile tej ekipy. A w postseason Matt Ryan przegrał 3 z 3 meczy, w których występował.
W skrócie:
1. Tegoroczna liga jest nadzwyczaj wyrównana. Zaledwie dziewięć zespołów ma na koncie więcej zwycięstw niż porażek. Aż 11 ma bilans 3-3. Zupełnie wyjątkowa sytuacja jest w AFC East, gdzie wszystkie drużyny mają bilans 3-3. Z kolei NFC West może pochwalić się trzema drużynami 4-2 i jedną 3-3.
2. Pierwszą porażkę ponieśli Houston Texans. Po pięciu meczach byli typowani na faworytów do wygrania Super Bowl. Jednak gdy do Texasu zawitał Aaron Rodgers w zeszłorocznej formie, Houston zostało rozbite. O tym meczu więcej napiszę jutro.
3. Z kolei w Cleveland radość z pierwszego zwycięstwa Browns, którzy dość niespodziewanie powstrzymali Cincinnati Bengals. Sprawili tym prezent swojemu QB Brandonowi Weedenowi, który w niedzielę skończył 29 lat.
4. Powtórka zeszłorocznego finału NFC znowu dla Giants. Tym razem jednak obrońcy mistrzowskiego tytułu kompletnie rozbili San Francisco 49ers, a rozgrywający Kalifornijczyków, Alex Smith, znów wyglądał na chłopca zagubionego w świecie dorosłych. Jeszcze kilka takich meczy i odżyją dyskusje o wyrzuceniu Smitha, które uciszyła jego niezła gra w zeszłym roku.
5. Czarne chmury nad Ravens. Jeszcze przed sezonem kontuzja wyłączyła z gry Terella Suggsa. W ostatnim meczu z Cowboys poważnych urazów nabawiło się dwóch kluczowych graczy: Lardarius Webb i Ray Lewis. Poważnym problemem jest zwłaszcza strata tego drugiego, który od 17 lat jest symbolem drużyny z Baltimore. Ravens mają bilans 5-1 i do tej pory byli uznawani za poważnych kandydatów do mistrzostwa, bo wreszcie mają atak, który jest w stanie nadążyć za tradycyjnie rewelacyjną obroną. Jednak wobec urazów kluczowych graczy, obrona powoli zaczyna się rozsypywać i gra na znacznie słabszym poziomie niż przez ostatnią dekadę.