Do końca sezonu jeszcze sporo czasu, ale cztery ekipy zapewniły sobie już awans do play-offów, a trzy zwycięstwo w swoich dywizjach. Walka o pozostałe miejsca robi się coraz ciekawsza.
Mający tylko jedną porażkę Houston Texans zapewnili sobie jak na razie tylko miejsce w play-offach. Wciąż nie mogą być pewni zwycięstwa w AFC South (mimo najlepszego bilansu w lidze), a to ze względu na świetną grę prowadzonych przez Andrew Lucka Colts, którzy z bilansem 8-4 mają wciąż matematyczne szanse na przegonienie Texans.
Trzecią ekipą w AFC, która zapewniła sobie udział w play-off są Denver Broncos. Prowadzeni przez Paytona Manninga, który gra jak za najlepszych lat, są już pewni pierwszego miejsca w AFC West po sezonie.
Najciekawiej jest w AFC North, gdzie na prowadzeniu są Baltimore Ravens. Mają co prawda bilans 9-3, czyli taki sam jak Broncos i Patriots, ale naciskają na nich Pittsburgh Steelers i Cincinnati Bengals z bilansem 7-5. Ekipa z Baltimore jest krytykowana za nadmierne poleganie na wątpliwych talentach podaniowych Joego Flacco i słabe wykorzystanie Raya Rice’a, jednego z najlepszych RB ligi. Niepokojąca była zwłaszcza ich niedzielna porażka ze Steelers pozbawionych Bena Roethlisbergera. W tej sytuacji ich podstawowym QB był najstarszy gracz w NFL (nie licząc kickerów) 37-letni Charlie Batch. Weteran zagrał niezłe spotkanie, a Ravens stracili szansę na zapewnienie udziału w play-off. Mimo to będzie naprawdę zaskakujące jeśli do nich nie awansują.
O dwa pozostałe miejsca walczą właściwie trzy ekipy. Jeśli nagle nie zdarzy się kryzys, to pierwszy numer tegorocznego draftu, Andrew Luck, powinien tam wprowadzić swoich Colts. Ostatnie miejsce zajmie zapewne ktoś z pary Steelers-Bengals, bo trudno oczekiwać, żeby do walki włączyli się żałośni Bills czy Jets, którzy są następni w kolejce.
Wracając do ekip z AFC North to w lepszej sytuacji są Steelers i to mimo braku Big Bena. Mają łatwiejszy kalendarz, a kluczowy mecz z Bengals grają na własnym stadionie.
W NFC jak na razie awans zapewnili sobie tylko Atlanta Falcons, którym nikt już nie odbierze zwycięstwa w NFC South. Wciąż jednak nie uwierzę w Matta Ryana i spółkę, póki nie wygrają przynajmniej jednego meczu w play-off.
Najciekawiej jest w NFC East, gdzie jeszcze niedawno wydawało się, że New York Giants nie mają konkurencji. Tymczasem przegrali trzy z ostatnich pięciu spotkań, w poniedziałek ulegli Washington Redskins z własnej dywizji i zaczęło robić się gorąco. Giants mają tylko jedno zwycięstwo przewagi nad Redskins i Dallas Cowboys, z drugiej strony ta ekipa najlepiej gra w sytuacji, gdy jest przyparta do muru.
W NFC North na pierwsze miejsce powrócili Packers, jednak w tym roku nie ma tam ekipy na tytuł. Green Bay niemal na pewno zawita do play-off, ale fatalna gra biegowa, dziurawa linia ofensywna i kontuzje najważniejszych graczy to za dużo, by nawet Aaron Rodgers zdołał zawalczyć o Super Bowl. Ten sam bilans mają Chicago Bears i spotkanie tych dwóch ekip za dwa tygodnie będzie miało ogromną wagę.
W NFC West San Francisco 49ers nie zdołali zapewnić sobie zwycięstwa w dywizji. Stoczyli kolejny bój z dogrywką przeciwko St. Louis Rams i mało brakowało, a mielibyśmy kolejny remis. Jednak w końcówce Rams zdołali wyrwać zwycięstwo. 49ers na pięty następują sensacyjni Seattle Seahawks, którzy są niepokonani na własnych stadionie, a w niedzielę sensacyjnie pokonali na wyjeździe Chicago Bears.
Trudno wyrokować w jakim składzie NFC przystąpi do play-off, ale ja bym obstawiał Falcons, Packers, 49ers, Bears, Seahawks i jako sensację Redskins.
W skrócie:
1. 54 – na tylu kolejnych meczach z minimum jedynym podaniem na TD skończyła się niesamowita seria Drew Breesa. Pobił on rekord należący od kilkudziesięciu lat do Johnny’ego Unitasa, wynoszący 47 meczy. Wyczyn tym samym niesamowity, że ani Brett Farve, ani Joe Montana, ani Dan Marino czy Payton Manning nie zbliżyli się nawet do tego wyniku, a kilka lat temu NFL Films uznało go za numer 1 wśród rekordów, które nigdy nie zostaną pobite (Brees zaczął już wtedy swoją serię). Po piętach depcze mu Tom Brady, który zgromadził już 44 takie mecze i jeśli tak dalej pójdzie wyprzedzi Breesa w przyszłym sezonie. Warto zauważyć, że chodzi tu o mecze rozegrane przez danego gracza z rzędu, a nie jego drużynę. Brees odpoczywał w jednym z meczy sezonu 2009 w trakcie swojej serii, a Unitas odniósł w trakcie kontuzję. Jeśli chodzi o nieprzerwaną serię, to Brady już jest rekordzistą.
Serii Breesa kres położyli Atlanta Falcons. W jednym z najsłabszych meczy w swoim życiu Brees nie miał ani jednego TD i posłał aż pięć piłek w ręce rywali.
2. Kto zostanie MVP? Wygląda na to, że NFL cofnęła się o jakieś sześć-siedem lat, bo najpoważniejszymi kandydatami do tej nagrody są Tom Brady i Payton Manning. Znów. Od 2003 roku były tylko trzy sezony, kiedy jeden z tych dwóch rozgrywających nie zostawał najbardziej wartościowym graczem.
3. Debata na temat debiutanta sezonu jest niezmiernie ostra. RG3 ma lepsze statystyki, ale Andrew Luck więcej zwycięstw przy potencjalnie słabszym składzie. Jeśli Luck awansuje do play-off, a RG3 nie, debata jeszcze przybierze na sile, choć faworytem cały czas jest Griffin.
4. W meczu Jets i Cardinals doczekaliśmy się najbardziej żałosnego pojedynku rozgrywających w historii ligi. Mark Sanchez posłał trzy podania w ręce rywali i został posadzony na ławkę. Jego zmiennik, Greg McElroy, nigdy nie będzie wielkim graczem, ale zdołał poprowadzić swój zespół do jedynego przyłożenia w meczu. Po drugiej stronie Ryan Lindley zanotował 4 INT. Wynik? 7:6. Choć kibice Jets wiwatowali, gdy Sanchez lądował na ławce, będą musieli się uzbroić w cierpliwość. W tym tygodniu to znów on będzie pierwszym QB ich ekipy.