Od trzech lat dość dokładnie obserwuję PLFA. Cieszę się sukcesami polskiego futbolu, chodzę na stadion, oglądam transmisje internetowe. Jednak po tym sezonie mam nieodparte wrażenie, że liga dotarła do ściany, którą może przebić lub się od niej odbić.
Skąd ten długi wstęp? Ano stąd, że większość ludzi piszących o futbolu są to osoby mniej lub bardziej powiązane z klubami. Czy mówimy o blogu Dawida Białego, videoblogach Arka Soberskiego i Babsa, portalu quarterback.pl czy wreszcie magazynie Extra Point – wszystko to tworzą ludzie, którzy grali (grają) w polskich klubach lub w nich pracują. Wydawcą Extra Point jest przecież drużyna Warsaw Eagles.
Nie piszę tego jako zarzut. Czytam i oglądam regularnie wspomniane wyżej blogi i prenumeruję Extra Point. Chodzi mi tylko o to, że trochę brakuje spojrzenia na polski futbol z zewnątrz, z perspektywy kibica. I właśnie takie spojrzenie po zakończonym sezonie chciałbym zaprezentować, mając nadzieję, że może ktoś z ligi to przeczyta i da mu coś do myślenia, choć oczywiście zgadzać się ze mną nie trzeba.
Najpierw o tym, co było dobre w tym sezonie, który umownie potraktujmy jako czas od NAC VII Superfinału do Trawnik Producent VIII Superfinału.
Przede wszystkim liga (będę tak w skrócie pisał o całym środowisku futbolowym, wiem, że to nieprecyzyjne) zorganizowała cztery duże eventy: Euro-American Challenge, debiut reprezentacji Polski, dzień futbolu amerykańskiego na Narodowym, no i wspomniany wyżej VIII Superfinał. Fajnie, że takie rzeczy się dzieją, że ludzie mają możliwość kontaktu z futbolem, że przebija się to do mediów, choć wydarzenie te miały też słabe punkty o czym dalej.
Po drugie super, że liga się rozwija. W futbol gra się na coraz wyższym poziomie w coraz większej ilości miejsc w Polsce i coraz więcej drużyn przystępuje do rywalizacji. Mamy coraz więcej zawodników, rozwija się szkolenie juniorów, powstają programy do pracy z dzieciakami, do pomocy wuefistom itd. Bardzo mnie ucieszyła postawa braci Dziedziców z Giants, którzy może nie są gwizdami pierwszej wielkości, ale obaj w wieku 19 lat pełnią bardzo odpowiedzialne role w drużynie mistrza Polski. Znajdźcie mi polskich 19-latków, którzy rozgrywają w piłkarskiej Legii czy koszykarskim Zastalu.
Po trzecie cieszy mnie, że pojawiają się wyżej wspomniane media. Babs, Dawid Biały i Arek Soberski ruszyli ze swoimi blogami, a Extra Point trafił do Empików, gdzie jest spora szansa, że na gazetę natknie się ktoś spoza środowiska futbolowego.
Trzeba jednak pamiętać, żeby plusy nie przysłoniły nam minusów, jak mawiał klasyk. A tych niestety w tym roku było sporo.
Pierwszym i najważniejszym był niestety ostry konflikt graczy i trenerów z sędziami. Jak już kilkakrotnie pisałem sam jestem sędzią (choć koszykarskim), więc może nie jestem do końca obiektywny. Wiem doskonale, że sędziowie popełniali i będą popełniać błędy. Kibice się na sędziach wyżywają i będą wyżywać. Znamienne były dla mnie jednak wywiad „PLFA to już nie jest moja liga” z Michałem Rosiakiem na quarterback.pl i ostatni felieton Alexandra Zarganisa w Extra Point. Obaj zwrócili uwagę, że rośnie poziom ligi, a przez to i trudność ich sędziowania. Nie jest to żadne usprawiedliwienie dla sędziów, ale jeśli ilość meczy rośnie szybciej niż sędziów, to wiadomo, że poziom obsad musi spadać. Zwłaszcza, że z tego co wiem sędziowie w Polsce nie są zawodowi i muszą łączyć sędziowanie z obowiązkami w pracy.
Bardzo niefajne są insynuacje graczy, trenerów i działaczy pod adresem sędziów, a już wydarzenia z meczu Kozły-Steelers zostawiły u mnie ogromny niesmak. Na próżno na stronie ligi szukałem komunikatu o konsekwencjach wyciągniętych z tego zdarzenia. Na próżno szukałem zapisu wideo, żeby zobaczyć co się tak właściwie tam stało. Zdarzenie właściwie zamieciono pod dywan. Michał Rosiak maluje bardzo czarny obraz relacji na linii sędziowie-Komisja Dyscyplinarna-kluby. Jeśli to co mówi jest prawdą, to obawiam się, że polski futbol może zacząć szybko przypominać bagno, w którym tkwi ten futbol, który w USA nazywają soccerem.
Niełatwej sytuacji na pewno nie poprawi odejście w proteście Rosiaka oraz przeprowadzka do USA Zarganisa, co zmniejsza i tak skromną pulę doświadczonych polskich arbitrów. W tej sytuacji tym bardziej konflikty na linii sędziowie-kluby po prostu trzeba załatwiać tak jak przewiduje regulamin PLFA, a nie generować dodatkowe niezdrowe sytuacje. No chyba, że kluby chcą grać bez sędziów, ale nie sądzę, żeby ktokolwiek poważny to rozważał.
Z drugiej strony mamy sędziów, którzy też nie są bez winy. Po pierwsze ich histeryczna i radykalna reakcja na wydarzenia w Poznaniu. Znowu, od tego są kanały oficjalne, a nie oświadczenia. Po drugie, jeśli już grozimy, że nie wyjdziemy na boisko jeśli coach Blasko będzie na ławce, to nie wychodzimy na boisko. Jeśli, jak twierdzi Rosiak, było inaczej, to sędziowie z własnej winy pozbawiają się autorytetu. Po trzecie wreszcie, sędziowie w futbolu mają fenomenalne narzędzie, niedostępne arbitrom w żadnym innym sporcie zespołowym – mikrofon. Kilka razy zdarzyło się, że byłem wściekły na sędziów, którzy podjęli błędną, moim zdaniem, decyzję na niekorzyść Devils. Po czym wracałem do domu, sprawdzałem rulebook i przekonywałem się, że cholera mieli rację, to był wyjątek. Drodzy sędziowie, przyjmijcie radę od kolegi z innej dyscypliny: mnóstwo zawodników i trenerów NIE ZNA przepisów. Znają te podstawowe, najczęściej używane, subtelności im umykają. A potem mają pretensje. Ja na hali nie mogę im tego wyjaśnić, wy przez mikrofon możecie krótko uzasadnić decyzję, a przy okazji edukować kibiców, graczy i trenerów. Fajnym krokiem było też wyjaśnienie kontrowersji co do decyzji sędziowskich z meczów Seahawks-Eagles i Giants-Devils na stronie ligi. Może stała rubryka z czymś takim?
Rozpisałem się o sędziach, ale to nie koniec mojego marudzenia. Podstawowym problemem PLFA, nad którym liga musi się pochylić, jest słaba frekwencja na stadionach. Chodząc na mecze mam wrażenie, że w większości przychodzą tam koledzy i rodziny graczy, a także zawodnicy z innych drużyn. Innymi słowo środowisko futbolowe z przyległościami. PLFA może zostać tam gdzie jest: półamatorska liga, robiona przez kolegów dla kolegów, których poczynania z trybun oglądają inni koledzy i rodziny. Może też pójść w stronę zawodowstwa i przyciągnąć na stadiony nowych ludzi, którzy, tak jak ja, przychodzą tam nie dla kolegów tylko dla sportu.
Niestety mam wrażenie, że część środowiska ma opory przed takim podejściem. Pod jednym z wpisów Dawida Białego na Facebooku pojawił się znamienny komentarz: „ Dawid z takim czymś to na pasjonatów [Pasjonaci futbolu amerykańskiego – grupa na FB – przyp. NFLBlog]. Tam poznasz opinie dziesiątek osób, które dla rozwoju futbolu w polsce nawet nie pierdnęły, ale na pewno będą specjalistami w pozyskiwaniu sponsorów na tak duże eventy.” (pisownia oryginalna). Nie chodzi o komentowany tekst Białego, z którym można się zgodzić lub nie. Chodzi o ton wypowiedzi. Poziom dyskusji na pasjonatach jest różny, i jest tam sporo ludzi, którzy „nie pierdnęli”. Ale właśnie takich „nie pierdzących” czy, jak trochę pogardliwie o nich pisze Biały, „typowych Januszów” liga musi pozyskać na co dzień, jeśli chce się dalej rozwijać.
Oczywiście, że to będą ludzie, których tak samo jak boisko interesować będzie piwo i żeberka z grilla. Oczywiście, że nie będą chcieli za darmo i z entuzjazmem promować futbolu. Oczywiście, że nie mając żadnej wiedzy będą się wymądrzali i wygłaszali swoje opinie (jak ja:) ). Jeśli na mecze PLFA ma przychodzić 300-400 osób to ok, brandzlujcie się panowie we własnym sosie, bo cel osiągnięty. Ale jeśli chcecie grać przy kilku-kilkunastotysięcznej widowni tydzień w tydzień i dostawać kasę za grę, to musicie się pogodzić z „typowymi niepierdzącymi Januszami”.
Piszę o tym teraz, bo po Superfinale widać, że urok nowości futbolu powoli mija. Przyszło na niego 6,5 tys. osób mniej niż przed rokiem. 16,5 tys. to i tak świetny wynik, zwłaszcza, że trzeba odliczyć tych, którzy rok temu przyszli tylko obejrzeć nowy stadion. Niemniej jednak krok w tył. Trzeba pozyskać ludzi, których ten sport będzie interesował na co dzień, a nie od święta.
Jasne, łatwo powiedzieć, trudniej zrealizować. Tak, jestem tego świadom 🙂 Chodzi mi jednak o to, żeby środowisko futbolowe powiedziało sobie jasno, że chcemy wyższej frekwencji na stadionach co tydzień, a nie tylko na kilku eventach do roku.
Po pierwsze te eventy warto rozrzucić trochę po kraju. Są to medialne wydarzenia, na które ściągają przypadkowi ludzie, którzy mogą połknąć bakcyla. Superfinał jest na Narodowym i tam powinien pozostać. Ale liga musi dołożyć wszelkich starań, żeby inne eventy porozrzucać po Polsce. Myślę, że za największą frekwencję na meczach Eagles choć w części odpowiada to, że Warszawa miała możliwość lepiej zapoznać się z futbolem na tych wszystkich eventach. Ale może w tym roku Dzień Futbolu Amerykańskiego będzie w Poznaniu, Auro-American Challenge w Trójmieście, a kadra Polski zagra we Wrocławiu? To będzie szansa pozyskania nowych kibiców także w tych miastach. Niestety transport publiczny jest w Polsce tak katastrofalny, że nie byłem w Warszawie na Superfinale, choć bardzo chciałem. Niestety nie mogłem sobie pozwolić na powrót do domu w poniedziałek o siódmej rano. Tymczasem mecz kadry z Holandią, na który z przyjemnością bym poszedł, znów będzie w Warszawie.
Po drugie trzeba iść w górę z obiektami. Ja rozumiem, że stadion przy Sztabowej we Wrocławiu wiele osób związanych z Giants i Devils wspomina z rozrzewnieniem. Ale po pierwsze jest cholernie mały (jak można tam było grać półfinał?!), a po drugie siedzenie na tych niewygodnych krzesełkach trzy godziny to naprawdę tortura. Przynajmniej w Toplidze drużyny muszą grać na obiektach, których trybuny pomieszczą (na razie) przynajmniej tysiąc widzów.
Po trzecie poziom ligi. Niestety w tej chwili mamy wielką czwórkę, klasę niżej Kozły i klasę niżej całą resztę. Wielka czwórka nie przegrała w tym roku nawet jednego meczu z którąś z niżej notowanych ekip. Oglądanie takich spotkań to żadna frajda. Przyznam, że na żadnym z nich nie byłem. W tym roku byłem tylko na derbach Wrocławia, meczu z Seahawks i półfinale z Eagles. Po prostu nie chce mi się oglądać, jak jeden z zespołów miażdży drugi różnicą 50 punktów. Nie mam pomysłu jak to naprawić, ale naprawić trzeba.
Po czwarte transmisje internetowe. Z każdego meczu Topligi po prostu musi być transmisja internetowa. Sprzęt i łącza robią się coraz tańsze, więc nie ma co się zasłaniać kosztami. Przy czym nie może to być transmisja na zasadzie jasne piksele biegają za ciemnymi na zielonym tle… ups… zerwało połączenie. Trzeba wymusić odpowiednio wysoką jakość, żeby dało się to normalnie oglądać. A linki do każdego meczu powinny być eksponowane na stronie ligi. Do tego warto by było, żeby w poniedziałek-wtorek pojawił się krótki program na YouTube i stronie ligi – skróty z komentarzem, jakiś wywiad, jakiś reportaż, wszystkiego 10-15 minut. Z kolei na profilach klubów powinny być publikowane pełne nagrania meczów, żeby można je sobie było obejrzeć z odtworzenia. Niektóre kluby już tak robią, ale powinno to się stać standardem.
Zdaję sobie sprawę, że to co piszę brzmi prosto, ale prostym nie jest. Jednak jeszcze kilka lat temu nikt nie uwierzyłby w finał PLFA na Stadionie Narodowym w obecności 16,5 tys. kibiców. A dziś niektórzy nazywają to porażką. Kończę więc mój nieco przydługi wywód krótkim podsumowaniem moich tez:
1. Urok nowości futbolu amerykańskiego w Polsce zaczyna się wyczerpywać.
2. PLFA może pozostać zamkniętym środowiskiem wokół półamatorskiej ligi albo profesjonalizować się i otwierać na „typowych Januszów”, „pinkników” i innych, czyli zwykłych, przypadkowych kibiców, dla których jest to jeden ze sposobów na przyjemne spędzenie weekendu.
3. Celem na przyszły sezon powinno być zwiększenie średniej frekwencji na meczach ligowych.
4. Medialne eventy powinny być organizowane w całym kraju, nie tylko w Warszawie.
5. Trzeba poprawić stadiony, wyrównać poziom ligi i rozbudować transmisje.
6. Spory w środowisku trzeba rozstrzygać regulaminowymi kanałami, a nie awanturami na boisku.
Zapraszam do lajkowania profilu bloga na Facebooku. Już za niecałe 50 dni początek sezonu w NFL, więc to pewnie ostatni wpis o PLFA do meczu kadry z Holandią.