Z reguły we wrześniu to niedziela jest tym dniem, na który fani futbolu czekają z niecierpliwością. Jednak w tym tygodniu to w sobotę mieliśmy dwa hitowe mecze: debiut reprezentacji Polski i uniwersytecki mecz Texas A&M – Alabama.
Dla mnie to był prawdziwy debiut reprezentacji Polski. Spotkanie ze Szwedami w Łodzi to był arena football, tak różny od klasycznej 11-osobowej odmiany futbolu jak halówka od klasycznej piłki nożnej. Przecież nikt nie liczy tego jako meczy jednej reprezentacji, prawda?
W każdym razie na początek należą się wielkie brawa sztabowi managerskiemu reprezentacji. Kiedy okazało się, że TVP wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie pokaże meczu (dzię-ku-je-my, abonamentu nie prześlemy), zorganizowali transmisję internetową na ostatnią chwilę. Jakość tej transmisji pozostawiała sporo do życzenia, nawet nie tyle technicznie co przez słabą znajomość futbolu zaangażowanych w nią osób, ale trzeba operatorom przyznać, że szybko się uczyli i z każdą minutą pokazywali mecz coraz lepiej, a komentujący mecz Dawid Szurmiej braki w futbolowej wiedzy nadrabiał niekłamanym entuzjazmem. Przy przyłożeniach dla Polski tego entuzjazmu nie wytrzymywały głośniczki moje laptopa 🙂
Co do meczu to niestety Holendrzy pokazali nam nasze miejsce w szeregu, zwłaszcza w pierwszej kwarcie. Polacy wyszli na boisko kompletnie nieprzygotowani, o co mam duże pretensje do sztabu trenera Macieja Cetnarowskiego. Nie chodzi mi nawet o game plan kompletnie nie skrojony pod Holendrów, bo domyślam sie, że nie było łatwo o wartościowe materiały, na podstawie których można by się przygotować. Bardziej chodzi mi o próbę zaimplementowania no huddle.
Jest to ostatnio bardzo modne i bardzo skuteczne, co w zeszłym roku pokazywał Tom Brady w Patriots, a w tym Chip Kelly w Eagles. Jednak sedno ofensywy no huddle polega na szybkim wznawianiu gry dzięki sprawnemu systemowi komunikacji. Tymczasem w pierwszej kwarcie nasi najpierw kilkanaście sekund gapili się na linię boczną jak cielę na malowane wrota (mam wrażenie, że zagrywki wychodziły zza linii bocznej z opóźnieniem, ale trudno powiedzieć tylko na podstawie transmisji), potem kilka sekund nerwowo szukali czegoś w ściągawkach i dopiero się ustawiali. A następnie każdy grał inną akcje, co sprawiało, że linia defensywna Holendrów penetrowała nasz backfield prawie niezatrzymana. No huddle ma sens, kiedy mamy do czynienia ze zgraną drużyną, która miała dużo czasu na trenowanie komunikacji i zrozumienia. Tutaj naprawdę warto by było pozostać przy klasycznej naradzie przed akcją, co paradoksalnie mogłoby być szybsze niż polska wersja no huddle.
Trzeba jednak pochwalić naszych reprezentantów, bo po fatalnej pierwszej kwarcie potrafili się dostosować i zmienić zarówno ofensywę, jak i defensywę. Właściwie przez trzy kwarty toczyliśmy z Holendrami wyrównany mecz, choć wciąż byliśmy od nich słabsi.
Na pochwałę zasługują nasi punterzy, którzy odwalili kawał dobrej roboty (było ich chyba dwóch) oraz grupy blokujące extra pointy. To właśnie po jednym z zablokowanych podwyższeń Karol Mogielnicki zdobył pierwsze historyczne punkty dla Polski (GO Devils! :).
W czwartej kwarcie sporo pozytywnego zamieszania w grę Polaków wniósł 18-letni QB Berlin Rebels, Filip Ilnicki. Przeplatał on akcje fenomenalne (na czele z nieprawdopodobnym 54-jardowym biegiem na TD) z bardzo słabymi, ale i tak wygenerował więcej pozytywów w ofensywie niż wszyscy nasi pozostali QB razem wzięci.
Holendrzy zmiażdżyli nas grą podaniową. U nas sprowadzała się ona głównie do screen passów. Nawet całkiem przyzwoite wyniki w grze biegowej (4.1 jarda/bieg) są tak naprawdę zafałszowane przez wspomniany wyżej TD Ilnickiego. Jeśli odliczyć tę próbę Polacy w 23 biegach zdobyli 40 jardów, czyli niecałe 2 jardy na próbę.
Mecz z Holandią pokazał jak wiele pracy jeszcze przed naszą reprezentacją, ale najważniejsze, że reprezentacja gra, a nasz futbol ma kontakt z najlepszymi w Europie.
Jeśli ktoś nie śledzi na bieżąco NCAA to niełatwo będzie mu zrozumieć jaki ciężar gatunkowy miała wczorajsza wizyta Alabamy u drużyny Texas A&M. Alabama zdobyła dwa ostatnie tytuły akademickiego mistrza kraju i trzy z ostatnich czterech. W zeszłym roku ponieśli tylko jedną porażkę. Na własnym stadionie upokorzył ich właśnie Texas A&M pod wodzą nieprawdopodobnego pierwszoroczniaka Johnny’ego Manziela, dla którego ten mecz stał się trampoliną do sławy i Nagrody Heismana. W offseason Manziel dał się poznać jako krnąbrny i arogancki dzieciak, o czym więcej pisałem w zapowiedzi sezonu akademmickiego. Dodatkowym smaczkiem był fakt, że współlokatorem, który usiłował dobudzić „odwodnionego” przed treningiem u braci Manningów Manziela, był nie kto inny jak A.J. McCarron, quarterback Alabamy.
Alabama słynie z fenomenalnej obrony. Jednak mecz zaczął się po myśli TA&M, którzy w dwóch pierwszych drivach przy użyciu szybkiej ofensywy no huddle (panie Macieju, oglądał Pan?) zdobyli przyłożenia, a 'Bamę zatrzymali błyskawicznie. Wtedy Szkarłatny Przypływ włączył piąty bieg. Alabama zdobyła 35 kolejnych punktów. Świetnie grał McCarron, a defensywa, choć oddawała szalejącemu Manzielowi jardy, nie oddawała punktów.
Trzeba przyznać, że Manziel zrobił dla swojej drużyny tyleż dobrego, co złego. W sumie odpowiadał za 562 jardy swojej drużyny (464 podaniami, 98 biegiem) co jest drugim najlepszym wynikiem w historii konferencji SEC (rekord, 576, też należy do Manziela). Wykonał nawet akcję do złudzenia przypominającą podanie Eli Manninga do Davida Tyree z Super Bowl XLII. Z drugiej strony jego dwa podania na INT kompletnie podcięły skrzydła drużynie. Pierwsze miało miejsce w end zone 'Bamy i było po prostu głupim zagraniem. Gdyby TA&M zdobyli punkty, mecz dalej byłby na styku. Drugie INT na początku trzeciej kwarty skończyło się 73-jardowym powrotem na TD i 21-punktową przewagą Alabamy.
W czwartej kwarcie Manziel poderwał jeszcze swoich kolegów. Zdołali zdobyć trzy przyłożenia, jednak ofensywa Alabamy świetną grą biegową zdołała zdobyć jedno przyłożenie i zużyła na tyle dużo czasu, by względnie bezpiecznie dowieźć zwycięstwo do końca.
Defensywa Alabamy pozwoliła TA&M na zdobycie 628 jardów. To najgorszy wynik w historii uczelni. jednak warto zauważyć, że zrobili swoje. Manziela nie da się do końca zatrzymać. Spowolnili go jednak na tyle, że dali szansę swojej ofensywie. Linia ofensywna 'Bamy, w której aż trzech starterów poszło po ostatnim sezonie do NFL (dwóch w pierwszej rundzie draftu), pokazała, że dalej nie ma sobie równych w kraju. Znakomicie torowała drogę biegaczom i dawała mnóstwo czasu na podania McCarronowi. AJ podał na 334 jardy i 4 TD, a co najważniejsze nie popełniał strat.
Alabama pokazała, że potrafi wygrywać nawet w tak trudnych warunkach, grając przeciwko najbardziej nieobliczalnemu przeciwnikowi i kompletnie nie swój futbol. Wciąż pozostaje faworytem do zdobycia trzeciego z rzędu mistrzostwa kraju, co po raz ostatni udało się Minnesocie w latach 1934-1936.
Zapraszam na Facebooka, gdzie dziś będę wrzucał komentarze na gorąco z meczów Redskins@Packers i Manning Bowl. Niners@Seahawks niestety nie obejrzę, jutro do pracy, ale podzielę się z Wami wrażeniami, jak już obejrzę to spotkanie z odtworzenia.