O krok od pierwszej porażki w wyjazdowym meczu z Houston Texans byli Seattle Seahawks. Na Facebooku napisałem, że to mecz, który należy pokazywać młodym adeptom futbolu. Przede wszystkim dlatego, że dobitnie pokazał, jak ważna w futbolu jest linia ofensywna, która tak często pozostaje niedoceniana przez przypadkowych obserwatorów.
Seahawks, mający trzech kontuzjowanych starterów, wystawili w linii ofensywnej przeciwko Texans trzech debiutantów. Jak łatwo się domyślić, J.J. Watt i spółka zmasakrowali młodych rywali, a Russell Wilson, zamiast wyszukiwać partnerów podaniami, przez cała pierwszą połowę starał się uniknąć permanentnego wkomponowania w trawnik na stadionie.
Mam pewne wątpliwości, czy J.J. Watta powstrzymałaby w niedzielę nawet w 100% zdrowa linia ofensywna Seattle. Facet jest po prostu potworem, a dodatkowo jeszcze straszył zakrwawioną twarzą po rozcięciu nasady nosa. Jego akcje w obronie kompletnie rozbijały ofensywę Seahawks, a kiedy Marshawn Lynch wszedł w beast mode i żaden rywal nie mógł go powstrzymać, to właśnie Wat przebiegł pół boiska i w końcu powalił na ziemię running backa Seahawks. Tak na marginesie Watt najprawdopodobniej otrzyma w wakacje nowy kontrakt z ośmiocyfrową średnią roczną, która należy mu się jak mało komu w lidze.
Druga połowa pokazała, czemu Pete Caroll jest uważany za znakomitego trenera. Agresywni Texans demolują naszą linię ofensywną? Run, Russell. Matt Schaub rozbiera naszą defensywę na czynniki pierwsze? Wypłoszmy go z kieszeni i skłońmy do ryzykownych rzutów.
Okazało się to skutecznym sposobem. Wilson nie imponował statystykami, ale jego akcje biegowe zdobywały cenne jardy w drugiej połowie, a Matt Schaub pod presją rzucił katastrofalne INT, które na przyłożenie w akcji powrotnej zamienił najlepszy obecnie cornerback w NFL Richard Sherman.
Dogrywka, field goal, Seahawks z kompletem zwycięstw po pierwszej ćwiartce.
Seattle wygrało z trudem, ale pokazało, że potrafią triumfować na wyjeździe, mimo problemów z kontuzjami i niewygodnego rywala. Dla Seahawks najważniejsze jest zapewnienie sobie przewagi własnego stadionu w playoffach, bo nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł wygrać w tym gnieździe szerszeni.
Co jeszcze wydarzyło się w czwartym tygodniu:
1. W gronie niepokonanych poza Seahawks wciąż są Patriots (o których pisałem wczoraj), Broncos, Chiefs i Saints. O obu ekipach z AFC West napiszę więcej w tym tygodniu.
2. Saints odprawili w Nowym Orleanie niepokonanych dotąd Miami Dolphins, głównie dzięki fenomenalnej grze Drew Breesa oraz defensywie, która wymusiła na Ryanie Tannehillu cztery straty. Rok po katastrofalnym sezonie 2012 Saints są na najlepszej drodze, żeby wrócić do playoffów. Z kolei w Miami nikt nie jest pewien, czy mają drużynę zdolną walczyć o playoffy, czy jednak trzy zwycięstwa były przypadkiem. Odpowiedź powinna dać seria trzech meczy od 20 października, kolejno BUF, @NE, CIN.
3. W Tampie na rozegraniu zadebiutował Mike Glennon, a Josh Freeman został wyrzucony nawet z ławki rezerwowych. Trener Greg Schiano miota się jak ryba na haczyku, ale czy coś jeszcze może go uratować? Na pewno nie porażka z Cardinals.
4. Detroit zakończyło serię zwycięstw Chicago na trzech meczach. Tak samo jak Jay Cutler swoją serię spotkań bez kompromitujących błędów. Reggie Bush chyba odnalazł swoje miejsce w NFL. Za tydzień przeciwko Lions grają Packers. Biorąc pod uwagę, że Clay Matthews dalej nie trenuje, perspektywa stawienia czoła Bushowi i Megatronowi jest dość przerażająca.
5. NFL wysyłająca do Londynu Vikings i Steelers dość okrutnie zakpiła z europejskich fanów. Zwłaszcza, że przez cztery lata z rzędu będziemy musieli znosić Jaguars. Na szczęście Adrian Peterson przypomniał sobie, że jest urzędującym MVP. Steelers pozostają bez zwycięstwa i chyba czas już pomyśleć w Pittsburghu o zmianie pokoleń.
6. Bez zwycięstwa pozostają jeszcze Buccaneers, Jaguars (kogoś to dziwi?) i Giants. Eli Manning posłał w ręce defensorów z Kansas City tylko jedno podanie, ale za to stracił dwa fumble i przyjął trzy sacki. W sumie w tym sezonie ma już 11 strat w czterech meczach i walczy o zwolniony przez Marka Sancheza pas „nowojorskiego króla strat”.
7. Tyle tylko, że Geno Smith robi co w jego mocy, żeby tytuł został w Jets. Cztery straty i Buttfumble vol. 2 naprawdę robią wrażenie.
8. Cleveland pozbyło się Trenta Richardsona, kontuzji doznał Brandon Weeden i od razu zaczęli wygrywać. Czyżby ich pierwsza runda draftu 2012 była przeklęta?
9. NFC East w meczach poza swoją dywizją ma bilans 2-12. Drugie zwycięstwo odnieśli Washington Redskins, pokonując jakże niebezpiecznych Oakland Raiders. Jest spora szansa, że po raz drugi w ostatnich latach dywizję wygra zespół z ujemnym bilansem, tak jak NFC West w 2010 r. Chociaż jakoś nie widzę nikogo w NFC East w roli 49ers 2011-2012.