Ogromna szkoda, że Johnson, który jest absolutnie najlepszym grającym obecnie WR (sorry, Larry) nie pobił tego rekordu, bo naprawdę mu się to należy. Przy czym wcale nie zagrał idealnego meczu. Najpierw przez ręce przeleciało mu podanie, po którym Cowboys mieli pierwsze INT. Fakt, nie było super precyzyjne, ale Calvin łapie 9 takich na 10. Potem zgubił piłkę w środkowej strefie boiska. Dwa razy obrońcy zatrzymywali go na linii 1 jarda, przez co zaliczył tylko 1 TD, a nie 3. Aż strach pomyśleć co się stanie, kiedy Johnson zagra faktycznie idealny mecz.
Nie ma drugiego takiego recivera w NFL. Najbliżej jest może A.J. Green, ale i on odstaje poziomem od „Megatrona”. Przy swoich 196 cm. i 107 kg. Calvin jest gigantem na swojej pozycji. Jednocześnie jest niewiarygodnie szybki i skoczny, co sprawia, że nawet podwajany może wejść na „drugie piętro” i łapać piłki na wysokości niedostępnej dla obrońców. W efekcie mnóstwo akcji Lions polega na „rzuć w okolice Calvina, on już coś z tym zrobi”.
Johnson gra w lidze dopiero siódmy sezon, a już zdołał poprawić rekord w ilości reciving jards w sezonie (1964 w ubiegłym roku), ma najwyższą średnią reciving jards na mecz w karierze w historii ligi, wyrównał rekord największej ilości meczy z ponad 200 jardową zdobyczą (pięć) i ma na koncie najwięcej meczy z rzędu z ponad 100 jardami w odbiorze podań (osiem). Przy czym facet ma dopiero 28 lat i jeszcze minimum 5-6 lat gry na najwyższym poziomie przed nim.
Jednak paradoksalnie to właśnie Johnson jest jednym z powodów, dla których Lions nie liczą się w walce o mistrzostwo NFL. Chodzi oczywiście o pieniądze. Większość drużyn ma jeden kontrakt megagwiazdy, który obciąża salary cap kwotą w okolicach 20 milonów, czyli 15-20%. W Lions mają takich trzech graczy: Johnsona, QB Matta Stafforda i DT Ndamukonga Suha. W efekcie cała reszta drużyny to debiutanci na pierwszym kontrakcie, weterani za stawkę minimalną i odrzuty z innych klubów. Jeśli Lions chcą rywalizować na najwyższym poziomie, muszą się pozbyć Suha, który jest świetnym DT, ale nie graczem, który zasługuje na aż tak wielką wypłatę. Problem polega na tym, że jego kontrakt jest skonstruowany tak, że „martwe pieniądze”, które obciążą budżet Lions w wypadku jego zwolnienia, niemal dorównują pieniądzom, które trzeba by mu wypłacić normalnie. Gra nie warta świeczki.
W przyszłym roku ta trójka obciąży salary cap na nieco ponad 50 milionów, w 2015 ponad 51 milionów, a w 2016, kiedy Suh będzie wolnym agentem, sami Johnson i Stafford będą się liczyć na 46 milionów przeciwko salary cap. I tak brawa dla GM-a Lions, że tak udało mu się pożonglować kwotami, że maksima kontraktów tej trójki wypadają w różnych latach. Jeśli na skutek nowych kontraktów telewizyjnych salary cap drastycznie nie wzrośnie (małe szanse), to Lions będą fascynującym klubem dla księgowych. Chociaż w tej kategorii i tak nic nie przebije Cowboys, ale o tym może innym razem.
Po tej przydługiej dygresji wróćmy do ósmego tygodnia w NFL i meczu Lions z Cowboys, który był fascynujący nie tylko z powodu wyczynu Megatrona, ale i nieprawdopodobnej czwartej kwarty, w której obie drużyny zdobyły w sumie 41 punktów (rekord NFL to 49). Wyszły w niej wszystkie słabości obu drużyn: Lions mają problemy z defensywą (pozwolili najpierw na 60-jardowe podanie na TD, potem na 50-jardowe, obie serie ofensywne to w sumie zaledwie pięć akcji). Z kolei Cowboys mają tendencje do autodestrukcji. W ostatnich dwóch seriach wystarczyłaby im jedna pierwsza próba, żeby spokojnie poczekać, aż zegar pokaże same zera.
Pal sześć, wystarczyłoby, żeby ofensywny liniowy Cowboys na minutę przed końcem meczu nie popełnił głupiego przewinienia, które nic nie dało ekipie z Dallas, a zatrzymało zegar w sytuacji, kiedy Lions nie mieli już timeoutów. W efekcie Matt Stafford dostał piłkę mając na zegarze 62 sekundy, a nie 25 (jak mogłoby być bez tej durnej kary). Zdołał przeprowadzić drużynę przez całe boisko. Na 12 sekund przed końcem meczu z piłką na 1 jardzie Cowboys zaczął energicznie zwoływać swoich kolegów na linię wznowienia akcji, pokazując „spike” (rzucenie piłki o ziemię zaraz po rozpoczęciu akcji powoduje utratę próby, ale zatrzymuje zegar). Jednak nikt, łącznie z jego kolegami z drużyny, nie spodziewał się, ze Stafford sięgnie nad głowami swoich liniowych i zdobędzie decydujące punkty. Niewątpliwie starszym fanom stanęła przed oczami legendarna akcja Dana Marino.
Lions mają bilans 5-3 i są tuż za Packers (5-2). Za tydzień mają wolne. Cowboys znów spadli na 0.500 (4-4), mimo to prowadzą w słabiutkiej NFC East. Za tydzień podejmują Vikings i będzie to okazja na trzecie w tym sezonie zwycięstwo ekipy z NFC East poza swoją dywizją.
Weekend w skrócie:
1. Nie tylko Calvin Johnson bił rekordy. 93-jardowy bieg na TD Terelle’a Pryora z Raiders jest najdłuższym w historii biegiem rozgrywającego. Młody QB trzykrotnie podawał w ręce rywala, a jednak jego Raiders wygrali ze Steelers 21:18. W Pittsburghu czas na zmiany. Są jedną z najstarszych drużyn NFL, tyle że po ostatnich kiepskich draftach nie widać następców dla przepłacanych weteranów.
2. Cincinnati Bengals pokazali, że w tym sezonie mogą być naprawdę groźni. Nie zwycięstwem z Jets, ale stylem w jakim tego dokonali. Zafundowali czołowej obronie ligi 49 punktów (no dobra, 14 to dwa pick-six na Geno Smithie), kompletnie unieszkodliwili ofensywę nowojorczyków, a krytykowany QB Andy Dalton podał na pięć przyłożeń, z czego cztery złapał mało dotąd znany Marvin Jones. Jakby Bengals potrzebowali jeszcze jednego dobrego recivera.
3. Po zeszłorocznym 13-3 i „prawie awansie” do Super Bowl, Falcons kompletnie się rozsypali przez kontuzje. Zastanawiająca jest też selekcja zagrywek. W meczu przeciwko Cardinals Matt Ryan posłał aż 61 podań. Cztery przechwycili rywale. Ale co innego można robić, skoro zatrudniony przed sezonem za ciężkie pieniądze Steven Jackson wybiegał 6 jardów w 11 próbach? Najlepszym biegaczem Falcons był Ryan z jedną próbą na 13 jardów.
4. Jeśli NFL będzie wysyłać do Londynu ekipy klasy Jaguars to przemyślę jeszcze raz moje postanowienie, żeby tam jechać za rok. Jags zdobywają mniej punktów na mecz niż Lions 2007, którzy skończyli z bilansem 0-16. Jak na razie ani razu nie zbliżyli się do rywali w czwartej kwarcie na odległość jednego przyłożenia lub mniejszą.
5. Seattle Seahawks ze swoją dziurawą linią ofensywną nie wyglądają już na faworytów do Super Bowl. Ale co z tego, wciąż wygrywają, a O-line powinna być gotowa do akcji na playoffy. Fakt, że gdyby Rams mieli cokolwiek przypominającego rozgrywającego (Sam Bradford do końca roku leczy uraz), Seahawks zanotowaliby pewnie drugą porażkę. A tak wygrali, mimo że (nie licząc 80-jardowego podania na przyłożenie Russela Wilsona do Goldena Tate’a) zdobyli 55 jardów w 39 próbach i tylko 7 pierwszych prób przez cały mecz.
6. Niech was nie zmyli wynik. Redskins długo walczyli z Broncos, prowadzili nawet w czwartej kwarcie. Zdołali przechwycić trzy podania Paytona Manninga i wymusić na nim fumble. Reciverzy Denver bardzo nie lubią fizycznej gry na line of scrimmage. Dało to efekt w meczu z Colts, dało efekt i teraz. Po każdym kontakcie patrzyli z wyrzutem na sędziego. Nie są w tym jeszcze tak dobrzy jak Cristiano Ronaldo, ale Portugalczyk to niewiarygodny talent. Co do Redskins, to mają w składzie więcej znaków zapytania niż wartościowych graczy, na czele z rozegraniem. Griffin wciąż jest daleki od swojej formy sprzed kontuzji. Pytanie czy kiedykolwiek ją odzyska. A za prawo do jego wybrania w zeszłym roku, Redskins oddali wybory w pierwszej rundzie draftów 2012, 2013 i 2014. Jeśli nie znajdą jakiś ukrytych klejnotów w dalszych rundach albo RG3 nie wróci do formy, czarno widzę przyszłość Czerwonoskórych.
7. Kansas City dalej bez porażki, Jacksonville i Tampa Bay dalej bez zwycięstwa.
8. O meczach Patriots i Packers tradycyjnie pisałem w poniedziałek