Przede wszystkim musimy sobie uświadomić kim jest GM w strukturze klubu. W większości drużyn NFL to najważniejszy pracownik klubu po prezesie, który odpowiada za większość spraw personalnych, na czele z doborem trenera i graczy. To GM ostatecznie odpowiada za wybór w drafcie, kontrakty z wolnymi agentami, przedłużanie umów swoich graczy i ostateczny wybór 53 zawodników do aktywnego składu. Oczywiście w zależności od klubu trener ma w tym swój większy lub mniejszy udział. Zdarza się też, np. w Patriots czy w Eagles za kadencji Andy’ego Reida, że trener pełni jednocześnie obowiązki GM, ale generalnie to GM jest zwierzchnikiem trenera.
Od początku sezonu pojawiały się głosy, że Packers nie mają kompetentnego zmiennika dla Rodgersa. Ja jednak uważam, że była to przemyślana strategia. O ile gdzieś na ławce w NFL nie tkwi właśnie kolejny Tom Brady, to nie ma rezerwowego QB, który potrafiłby zastąpić Aarona Rodgersa, jednego z czterech naprawdę elitarnych rozgrywających w lidze. W NFL nie ma nawet 32 rozgrywających, którzy mają na tyle kompetencji, by być pierwszym QB, więc kiszenie na ławce dobrego zmiennika w erze salary cap to pomyłka.
No właśnie, pieniądze. Odkąd Rodgers został podstawowym QB Packers w 2008 r. aż do tegorocznej kontuzji opuścił zaledwie dwa mecze. Tylko jeden z powodu kontuzji (w drugim Mike McCarthy dał mu odpocząć, bo grali o pietruszkę). Mamy więc gościa, który opuszcza średnio 0,2 meczu na sezon (sic!). Czy warto zatrudniać dla niego wcale nie tak taniego zmiennika? Ryan Fitzpatrick obciąża budżet Titans kwotą średnio ponad 3 milionów rocznie. Jason Campbell bierze w Browns prawie dwa miliony. Matt Moore w Dolphins średnio 4 miliony. To nie są nazwiska z najwyższej półki, ale każdy z nich miał swoje momenty, bywał pierwszym rozgrywającym i należy do najlepszych zmienników weteranów. Chyba jednak zgodzicie się, że żaden z nich nie potrafiłby zastąpić Rodgersa. Seneca Wallace brał niecałe pół miliona.
Jest inne rozwiązanie: wziąć młodego QB w drafcie. Tyle tylko, że w ten sposób tracimy cenny wybór w drafcie, a w dalszych rundach pozostają głównie wybory „większego ryzyka” albo potrzebujące dłuższego szkolenia. Russel Wilson zdarza się niezmiernie rzadko, a Tom Brady jeszcze rzadziej. W tym roku mógłby to być na przykład Matt Barkley, który w Eagles prezentuje się fatalnie albo Landry Jones, grzejący ławkę dla Bena Roethlisbergera. Czy byłby lepszy od Wallace’a albo Tolziena? Wątpię. A mówimy o quarterbackach o naprawdę imponujących dokonaniach na uczelni.
Czy w ogóle jest jakiś QB, który mógłby zastąpić Rodgersa? Cała drużyna Packers zbudowana jest wokół rozgrywającego. To dzięki zagrożeniu podaniem w tym sezonie mogła rozkwitnąć gra biegowa, o czym boleśnie przekonał się w ostatnich meczach Eddie Lacy, który ogląda siedmio i ośmioosobowe fronty defensywę, co wcześniej rzadko się zdarzało. Gra Aarona Rodgersa warunkuje też grę defensywy, która najczęściej zaczynała daleko od własnego pola punktowego i mógł podejmować większe ryzyko, które wobec częstszych puntów i strat nagle staje się gwoździem do trumny.
Tak więc moim zdaniem nie było możliwości, żeby tak ułożona drużyna (a jak inaczej ją układać, jeśli ma się do dyspozycji jednego z najlepszych rozgrywających na świecie?) przetrwała kontuzję Rodgersa. Podobnie jak Broncos, Patriots czy Saints nie przetrwaliby kontuzji Manninga, Brady’ego czy Breesa. Zresztą wiecie w ogóle kto jest backupem w tych drużynach? Dwóch gości na debiutanckich kontraktach, o których nic nie wiemy i facet, który spędza właśnie swój dziesiąty sezon w lidze jako backup.
W efekcie rezerwowy rozgrywający to facet, który ma grzecznie siedzieć na ławce, trzymać notatnik i ewentualnie wchodzić w końcówkach rozstrzygniętych meczy, by nie narażać największej gwiazdy. Ale ma jeszcze jedną ważną rolę. Przed każdym meczem to właśnie on wciela się w quarterbacka drużyny przeciwnej. Stara się naśladować jego styl gry, a nawet sposób zachowania. I tu ważniejszy jest doświadczony QB, który niejedno w życiu widział. I dochodzimy do Seneci Wallace’a, który jest w lidze od dziesięciu lat, a Packers są jego trzecią drużyną. On naprawdę wiele w życiu widział i może odgrywać przeznaczoną dla niego rolę. A do tego bierze minimalną pensję weterana w NFL, mniej nawet niż niejeden debiutant.
Czy Ted Thompson jest złym GM-em, że do tego dopuścił? Moim zdaniem wręcz przeciwnie. Wiedział, że ma na rozegraniu okaz zdrowia, nie Michaela Vicka, który przez cała swoją karierę rozegrał tylko jeden pełny szesnastomeczowy sezon. Wiedział, że jeśli Rodgers padnie, to nic nie uratuje Packers. Więc po co niepotrzebnie wydawać pieniądze i wybory w drafcie?
Mistrzostwo Thompsona wychodzi gdzie indziej. W jednym z meczy w tym sezonie 50 z 53 graczy Packers w aktywnym składzie nigdy nie grało w NFL poza Green Bay. Thopson nie boi się podejmować trudnych decyzji, jak wzięcie w pierwszej rundzie Aarona Rodgersa, choć jego drużyna miała dwukrotnego MVP ligi w osobie Bretta Favre’a. Jak wypuszczenie z klubu Grega jenningsa, najbardziej produktywnego recivera ostatnich lat. W tym sezonie Packers stracili dwóch najlepszych pass rusherów, kluczowego nickel cornera, dwóch z trzech najlepszych reciverów i tight enda. A jednak ich zmiennicy z pomocą Rodgersa potrafili dalej wygrywać.
Wyobraźcie sobie, że Denver Broncos tracą Vona Millera, Sauna Philipsa, Wesa Welkera, Erica Deckera i Juliusa Thomasa. Pewnie Peyton Manning jakoś by ich utrzymał na powierzchni. Ale jeśli do tego kontuzja dopadłaby Peytona… To jest właśnie sytuacja, w jakiej znaleźli się Packers. Ale ich największa gwiazda już wkrótce wróci na boisko, a dzięki wielu latom mądrych wyborów w drafcie i sprawnego zarządzania kontraktami Packers mogą bez obaw patrzeć w przyszłość. Nawet jeśli ten sezon będą musieli spisać na straty.
Ted Thompson zadba, żeby kolejne były lepsze.