Zaczęło się od fuzji, która ciągnęła się tak długo, że wydawało się, że nie dojdzie do skutku. We Wrocławiu połączyły się dwie drużyny ubiegłorocznych półfinalistów Topligi. Zamiast Devils i Giants w stolicy Dolnego Śląska powstali Wrocław Panthers. Nowy klub stał się z miejsca faworytem naszej najwyższej klasy rozgrywkowej, zwłaszcza odkąd ogłoszono, że do Wrocławia, ale po raz pierwszy do jednego zespołu, wracają Jamaal Schulters i Sedrick Harris. W sezonie 2015 Pantery mają zamiar podbić Europę, a kierownictwo klubu snuje też ambitne plany o współpracy z Carolina Panthers z Charlotte, miasta partnerskiego Wrocławia.
Jako że natura nie znosi próżni, we Wrocławiu powstał nowy klub, Wrocław Outlaws, który pewnie zasili część niezadowolonych z nowej roli ex-graczy Devils i Giants. Na razie jednak trudno powiedzieć na ile nowy projekt może na trwałe wpisać się w krajobraz ligowy.
Do sporych przetasowań doszło także w Warszawie, drugim mieście, które wystawiło w ubiegłym roku dwa kluby w Toplidze. Najpierw do aktualnych wicemistrzów kraju, Warsaw Eagles, przeszła część graczy drugiego Topligowego teamu, Warsaw Spartans. Nie znam szczegółów sprawy na tyle, żeby to oceniać, ale nie wszyscy w Spartans przyjęli to ze zrozumieniem.
Jednak zarząd klubu się nie poddał i na początku tego miesiąca oficjalnie ogłoszono nawiązanie ścisłej współpracy między Spartans i Królewskimi Warszawa. Formalnie obie drużyny mają się połączyć przed sezonem 2015, ale już w tym roku dojdzie do wymieszania składów. Najlepsi gracze obu klubów, na licencji Królewskich, zagrają w PLFA I (de facto drugiej lidze) jako Rekiny Warszawa. Spartans wycofali się z Topligi (już w zeszłym roku wyraźnie odstawali poziomem sportowym) i zagrają z mniej doświadczoną grupą zawodników jako Warsaw Sharks w PLFA II.
Jeszcze świeższą sprawą jest fuzja do jakiej doszło w Trójmieście. Seahawks Gdynia nawiązali ścisłą współpracę z Sabercats Sopot. Ci drudzy zostali przemianowani na Seahawks Sopot. Formalnie będą to osobne, choć współpracujące stowarzyszenia. Seahawks Gdynia zagrają w Toplidze, gdzie tradycyjnie powinni należeć do czołówki, ci z Sopotu, powstali z połączonych Sabercats i Seahawks B, zagrają w PLFA II.
Te dwie ostatnie fuzje wzbudzają pewne wątpliwości na poziomie formalnym. Według naszych przepisów dwie drużyny prowadzone w ramach jednego stowarzyszenia nie mogą grać w sąsiednich ligach. W praktyce oznacza to, że drużyny B mogą wystawiać tylko kluby topligowe. Tymczasem w przyszłym sezonie będziemy mieli Rekiny i Sharks w PLFA I i PLFA II, wątpliwości powstają także co do możliwości walki Seahawks Sopot o awans do PLFA I. Drużyny B grają w PLFA II na takich samych zasadach jak pozostałe, ale nie są uwzględniane przy ustalaniu awansów do wyższej klasy rozgrywkowej.
Dziś Dawid Biały potwierdził na Facebooku bardzo przykrą wiadomość. ASZ Silesia Rebels nie wytrzymali trudów organizacyjnych Topligi i nie wystartują w przyszłym sezonie. Jeśli w ogóle zagrają, to wystąpią w PLFA II.
W efekcie w Toplidze mamy tylko pięć zespołów: nowych Wrocław Panthers, Warsaw Eagles wzmocnionych o nabytki z dawnych Spartans, Gdynia Seahawks, Kozły Poznań i Zagłębie Steelers.
Z mojego punktu widzenia jako kibica fuzje są bardzo dobrą wiadomością, bo podnosi się poziom sportowy. Ale trudno mówić o sensownym poziomie sportowym, jeśli w najwyższej klasie rozgrywkowej gra tylko pięć drużyn. Zwłaszcza, że zanosi się, że Panthers mogą być poza zasięgiem, potem Eagles i Seahawks rywalizujący o drugie miejsce i odstający Kozły i Steelers.
Jestem z Wrocławia i kibicuję Panterom, ale kiedy przychodzę na stadion chcę obejrzeć mecz, w którym pokonani przynajmniej nawiązują walkę. Blowouty, jakich w zeszłym roku było w Toplidze zdecydowanie za dużo, wysysają wolę oglądania tej ligi nawet z zaangażowanych kibiców jak ja, a co dopiero z okazjonalnych, których Topliga musi przyciągać coraz więcej, by iść z poziomem w górę.
Nie oszukujmy się. Z całym szacunkiem dla chłopaków z PLFA I i PLFA II, którzy ciężko trenują i angażują się na 110%, ale to Topliga jest flagowym produktem polskiego futbolu. Jedynie sukces Topligi może przełożyć się na większą ilość widzów na meczach niższych lig i stopniową profesjonalizację rozgrywek.
Topliga nie może być atrakcyjnym produktem z pięcioma uczestnikami. Osiem to niezbędne minimum, ale osiem stojących na tak zbliżonym poziomie, żeby spotkanie pierwszego zespołu z ósmym nie było stuprocentowym blowoutem. Eagles, Panthers i Seahawks wyznaczają pewne standardy, ale jeśli uciekną za daleko reszcie rywali, to Topliga nigdy nie wyjdzie poza amatorskie rozgrywki dla garstki pasjonatów. Liga musi wymyślić jakiś sposób, żeby wyrównać poziom, pamiętając jednocześnie, że nie wolno równać w dół. To pozostałe kluby muszą gonić czołówkę, a nie czołówka dostosowywać się do poziomu reszty. Ta druga droga to przepis na upadek.
Co można zrobić? Na poczekaniu nie potrafię wymyślić nic mądrego. Ale przede wszystkim należy ułatwić szkolenia graczom i trenerom ze słabszych klubów, pomóc w promocji dyscypliny w miastach takich jak Poznań, Kraków, Białystok i inne ośrodki ligowe, gdzie wydarzenie takie jak Euro-American Challenge czy Dzień Futbolu Amerykańskiego zorganizowany pod auspicjami ligi może pomóc miejscowym drużynom. Może wśród gości znajdą się nowi gwiazdorzy, może nowi kibice, a może nawet nowi sponsorzy. Trójmiasto, Warszawa i Wrocław sobie poradzą. Promujmy futbol gdzie indziej i może wtedy tym miastom łatwiej będzie dogonić potentatów.
A Wy co myślicie?
Zobacz też: