Site icon NFL Blog

Wild Card Round, część II

W niedzielny wieczór zanotowaliśmy kolejne dwa zwycięstwa gości, w tym jedno naprawdę niespodziewane.

 

Sand Diego Chargers – Cincinnati Bengals

Długo wierzyłem w Andy’ego Daltona. Uważałem, że to dobry QB, który po prostu ma pecha. Byłem przekonany, że w meczu z Chargers, którzy mieli kolosalnego farta, że w ogóle grają w playoffach i dysponują jedną z najsłabszych defensyw wśród jeszcze grających zespołów, Dalton się odbuduje. Przeszło mi.

W pierwszej połowie Dalton jak i cała drużyna Bengals grali niezłe zawody. Dominowała zwłaszcza defensywa, która w drugiej kwarcie nie pozwoliła Chargers nawet na jedną pierwszą próbę. Tyle tylko, że ofensywa nie potrafiła postawić kropki nad i, a bardzo bolesne konsekwencje miało fumble Giovanniego Bernarda niemal na linii pola punktowego.

W drugiej połowie Bengals kompletnie się posypali, głównie za sprawą Daltona, który posłał dwa paskudne INT i wypuścił piłkę z rąk, kiedy przewracał się przez nikogo nie atakowanym, co skończyło się kolejnym fumble. To była połowa na miarę Marka Sancheza.

Trzeba przyznać defensywie Bengals, że nie zawiodła w tych trudnych chwilach. Po trzech stratach Daltona musieli bronić właściwie od połowy boiska, raz zaczynali we własnym red zone, a mimo to pozwolili Chargers na zdobycie jedynie sześciu punktów. Tylko co z tego, skoro Dalton i ofensywa nie potrafili w dwóch kolejnych seriach poradzić sobie w czwartych próbach? W końcu sfrustrowana obrona zgubiła Ronniego Browna, który przebiegł 58 jardów i zdobył decydujące przyłożenie.

Chargers nie zagrali meczu wybitnego, ale zagrali bardzo mądrze i jak słusznie napisał jeden z czytelników na Facebooku „mądrze wzięli co im dano”. Przede wszystkim słaba defensywa świetnie  skupiła się na A.J. Greenie. Najlepszy reciver Bengals był nieustannie podwajany i złapał tylko trzy piłki przez cały mecz, choć trzeba pamiętać, że upuścił pod polem punktowym rywali piłkę, która mogła jeszcze odwrócić losy meczu.

Z kolei w ofensywie drużyna, która opierała się na podaniach Philipa Riversa, tym razem wykonała tylko szesnaście podań przez cały mecz. Za to na zmrożonym, a w drugiej połowie deszczowym boisku w Cincinnati, Chargers uruchomili swój komitet biegaczy. Ronnie Brown, Danny Woodhead i Ryan Mathews nie zdobywali wielu jardów na raz (poza wspomnianym biegiem Browna żaden nie przekroczył 10 jardów), ale regularnie „kradli” po kilka jardów, zaliczając kolejne pierwsze próby.

Bengals muszą spojrzeć prawdzie w oczy: Dalton to niezły quarterback, ale zbyt nierówny, by prowadzić drużynę o mistrzowskich ambicjach. San Diego niespodziewanie awansowało do drugiej rundy playoffów, gdzie zmierzą się w Denver z Peytonem Manningiem i jego Broncos. Już raz w tym sezonie tam wygrali. Czyżby mieli stać się tegorocznym czarnym koniem?

 

San Francisco 49ers – Green Bay Packers

Chyba nie musze wam mówić, że jako fan Packers jestem krańcowo sfrustrowany wczorajszym meczem. Pewnie szybciej przeszedłbym nad tym do porządku dziennego, ale Packers zagrali całkiem przyzwoicie, a pogrążyły ich drobne błędy i nieumiejętność powstrzymania (drugi rok z rzędu) biegów Colina Kaepernicka.

W niedzielny wieczór na Lambou Field temperatura spadła do -15 st. C, a odczuwalna sięgała -22 st. Wiadomo było, że w tej sytuacji nietrudno o urazy, tylko czemu przytrafiły się one akurat i tak zdziesiątkowanej kontuzjami defensywie Packers? Już na samym początku kontuzji kolana doznali CB Sam Shield i LB/DE Mike Neal, dwóch ważnych starterów. W drugiej połowie również urazu kolana doznał LB Andy Mulumba, który i tak grał głównie dzięki absencji Neala i Claya Matthewsa, a końcówkę Packers musieli grać bez LT Davida Bakhtiariego, który najprawdopodobniej doznał wstrząśnienia mózgu.

Nie ulega wątpliwości, że zwłaszcza kontuzja Sama Shieldsa wprowadziła sporo zamieszania w szeregach Packers. Zastępujący go Devon House początkowo kompletnie się gubił i przegrywał masę pojedynków 1-1. A biorąc pod uwagę, że Packers pierwsze celne podanie wykonali dopiero w drugiej kwarcie, to fakt, że przegrywali tylko 6:0 i tak należy uznać za efekt braku egzekucji 49ers i skuteczność defensywy w red zone.

Zresztą w ogóle przez cały mecz defensywa Packers była frustrującą mieszanką. Z łatwością oddawała big plays i masę jardów, a potem nagle znikąd pojawiały się dobre akcje w defensywie, nie pozwalające odskoczyć gościom. Dość skutecznie ograniczyli biegi Franka Gore’a, ale z drugiej strony znów nie mieli odpowiedzi na biegi Kaepernicka, który w kluczowych momentach zdobywał ważne pierwsze próby.

Po stronie Packers zawiodła egzekucja. Przy biegach Kaepernicka było widać, że defensorzy są niezdyscyplinowani i nie potrafią utrzymać QB w kieszeni. Na trzy minuty przed końcem Micah Hyde miał w rękach INT, które mogło rozstrzygnąć losy meczu, ale je upuścił. Trudno mieć pewność na podstawie powtórek (a All-22 jest jeszcze niedostępne), ale wydaje mi się, że gdyby Hyde złapał tę piłkę, skończyłoby się to pick-six.

Sztab trenerski również się nie popisał. Dom Capers wciąż nie potrafi znaleźć odpowiedzi na Kaepernicka. Mike MacCarthy dalej nie potrafi zarządzać timeoutami i pozbawił Packers przynajmniej jednej dodatkowej akcji w red zone na koniec pierwszej połowy, a przy ostatnim, wyrównującym drivie Packers zamiast kazać się Lacy’emu i Starksowi przebiec po defensywie rywali (co szło im wcześniej nienajgorzej) wymyślił zagrywkę z Cobbem jako RB. Po co? Podejrzewam, że chodziło o uwiarygodnienie Cobba jako RB. W następnej akcji Cabb zaczął jako RB, potem przesunął się na pozycję slot recivera i był ewidentnie pierwszym celem Rodgersa w tej akcji. Ale czy miejsce na tego typu kombinacje jest w red zone z sezonem na szali?

Wielkie brawa za ten mecz należą się Aaronowi Rodgersowi i Eddiemu Lacy’emu. Żaden z nich nie miał wybitnego meczu w statystykach, ale zagrali świetnie. Lacy przypieczętował znakomity debiutancki sezon meczem, w którym biegał w „beast mode”. Odrzucał na boki najlepszą defensywę biegową ligi, jakby to byli licealiści. Po prostu nie sposób było go powalić, mimo że do pierwszego kontaktu dochodziło jeszcze przed linią wznowienia akcji, bo o-line Packers zagrała jeden z najsłabszych meczów sezonu.

Podobnie Rodgers, który nieustannie był pod presją, ale w kluczowych momentach potrafił znaleźć partnerów i popisał się kolejnym niesamowitym podaniem do Randalla Cobba w czwartej próbie.

W 49ers na wyróżnienie poza wspomnianymi Kaepernickiem i Crabtreem zasługuje także linia defensywna, która zdominowała o-line Packers oraz Aldon Smith, który zdecydowanie wygrał pojedynek z nieźle się w tym roku spisującym Davidem Bakhtiarim.

Packers muszą się poważnie zastanowić nad tym, co zrobić z defensywą oraz jej koordynatorem Domem Capersem. Także Mike McCarthy musi poprawić swoje zarządzanie zespołem w trakcie meczu.

49ers jadą w przyszłym tygodniu do Charlotte na mecz z Carolina Panthers, który zapowiada się na najlepsze widowisko drugiej rundy playoffów.

 

Kilka ciekawostek z Wild Card Round:

1. Trzy z czterech meczów wygrali goście, a więc ekipy teoretycznie słabsze.

2. Trzy z czterech meczów były oldschoolowymi bataliami z dużą ilością gry biegowej i defensywy.

3. W obu wypadkach wyjątkiem był mecz rozegrany na zadaszonym stadionie w Indianapolis.

4. Trzy z czterech meczów wygrały drużyny, które popełniły więcej strat. Wyjątkiem byli Chargers, którzy skorzystali z prezentów od Andy’ego Daltona.

5. Wytypowałem prawidłowo zwycięzców dwóch meczów. W jednym przewidziałem nawet dokładną różnicę punktową (niestety w meczu Packers, wykrakałem). Ba, w jednym wytypowałem nawet dokładny wynik, tylko drużyny mi się odwróciły (Bengals-Chargers). Tak czy inaczej jeśli chcecie porad dotyczących zakładów bukmacherskich to raczej się nie polecam 🙂

 

Zobacz też:

Wild Card Round, część I

Exit mobile version