Site icon NFL Blog

Dlaczego nie będę oglądał Pro Bowl

NFL Pro Bowl 2014W tym tygodniu na blogu było dość cicho. Częściowo wyglądało to z nawału spraw prywatnych i zawodowych, ale i nie działo się nic na tyle ciekawego, żeby zarywać noc dla napisania notki. Jak do tej pory rozpamiętujemy głównie czy Sherman to burak czy walczak, nowego trenera Browns oraz Pro Bowl. Nieszczęsne Pro Bowl.

Pro Bowl to tradycyjny mecz gwiazd, który odbywa się praktycznie w każdej amerykańskiej lidze zawodowej, a od niej przejęły ten zwyczaj także ligi (głownie koszykarskie) na Starym Kontynencie. Tradycyjnie był to mecz zamykający sezon, jednak od 2010 r. został przeniesiony na weekend między Finałami Konferencji i Super Bowl. Ściśle mówiąc nowa formuła obowiązuje od sezonu 2010, ale pierwsze takie Pro Bowl rozegrano w 2011 r.

Zawsze byłem przeciwnikiem meczów gwiazd. Grupa naprawdę wybitnych zawodników zbiera się razem i wydurnia, udając że grają, ale tak naprawdę uważając, żeby przypadkiem nie doznać kontuzji. O ile np. w NBA broni się jeszcze masą efektownych akcji i kilkoma naprawdę legendarnymi momentami to w NFL jest to po prostu żałosne.

Koszykarski Mecz Gwiazd jest ciężki do oglądania na żywo, ale przynajmniej highlighty są efektowne. Jednak większość z nas, kibiców futbolu, uwielbia ten sport za jego intensywność, bezkompromisowość i konieczność dawania z siebie 100% w każdej akcji. Kiedy zabierzemy ten element, to już nie jest futbol. Trudno nawet o jakieś efektowne zagrania, bo nawet najbardziej spektakularne chwyty nie budzą zachwytu, jeśli przeciwnicy nawet nie symulują obrony.

Dodatkowo przesunięcie Pro Bowl na przedostatni weekend sezonu jeszcze osłabiło rangę Pro Bowl. Już wcześniej wielu zawodników wymawiało się bzdurnymi urazami, byle tylko szybciej zacząć wakacje (w tym roku zrobił tak m.in. Tom Brady, który grał w każdym meczu sezonu). Jednak po zmianie terminu meczu zwolnieni z niego zostali także uczestnicy Super Bowl, którzy przygotowują się do najważniejszego meczu sezonu. To oznacza, że w tegorocznym Pro Bowl nie zobaczymy Peytona Manninga czy Richarda Shermana.

Wątpliwości budzi też sam proces selekcji, w którym decydują dziennikarze, trenerzy, zawodnicy i kibice w głosowaniu internetowym. W efekcie często przypomina to raczej konkurs popularności, zwłaszcza na liniach, gdzie laikowi trudno docenić dobrą grę. W zeszłym roku w Pro Bowl zagrał center Jeff Saturday, który spisywał się tak słabo, że trafił na ławkę w połowie sezonu w Packers. Jego głównym atutem było kilkanaście świetnych sezonów u boku Peytona Manninga w Colts.

Pro Bowl jest raczej problemem niż atutem ligi. Komisarz Rodger Goodell straszy, że go zlikwiduje i usiłuje znaleźć dla niego nową formułę, zdając sobie świetnie sprawę, że nikt nie chce tego oglądać. W tym roku wymyślił rezygnację z uświęconej formuły NFC vs. AFC. Zamiast tego mieliśmy coś w stylu fantasy draftu „w realu”. Swoje składy spośród dostępnych graczy wybierały legendy NFL: Deion Sanders i Jerry Rice, których rywalizacja rozgrzewała fanów w latach 90-tych. Formułę zapewne zaczerpnięto z NBA, gdzie mecz młodych graczy (debiutantów i drugoroczniaków) od zeszłego roku rozgrywa się w formule „Shaq vs. Chuck”, w ramach której swoje drużyny wybierają legendy koszykówki: Shaquille O’Neal i Charles Barkley.

Jak wybierali? Oficjalne składy możecie zobaczyć tu. Oczywiście dużo śmichów-chichów i mało czegokolwiek sensownego. Czy to cokolwiek zmieni? Jeśli uważacie, że tegoroczny król sacków Robert Mathis (Team Rice) będzie z entuzjazmem atakował swojego quarterbacka Andrew Lucka (Team Sanders) to chyba nie wiecie o co chodzi w NFL.

Czemu więc NFL kontynuuje tą farsę? Zależy na tym graczom. I chyba tylko im. Po pierwsze jest to dla nich okazja, żeby spotkać się z kumplami z innych drużyn w relaksującej atmosferze Hawajów (gdzie od 1980 r. rozgrywany jest Pro Bowl, z jednym wyjątkiem w 2010 r.). Przyjeżdżają sobie na koszt ligi na ciepłe, rajskie wyspy po odmrażaniu tyłków pod koniec sezonu i mają tydzień zabawy bez żadnej presji. Żyć nie umierać.

Po drugie ilość powołań do Pro Bowl jest jednym z najważniejszych sposobów określania klasy gracza, zwłaszcza przy porównaniach między epokami, kiedy statystyki nie są miarodajne. Jak niby porównać Peytona Manninga i Terry’rgo Bradshawa, którzy grali właściwie w zupełnie inną grę?

Trzeci powód jest prozaiczny – pieniądze. Wielu graczy ma wpisaną do kontraktu klauzulę o dodatkowej premii, jeśli otrzymają tytuł Pro Bowlerów (nawet jeśli z tego czy innego powodu nie wystąpią w meczu). Z tego powodu NFLPA (związek zawodowy graczy) nie zgodzi się na rezygnację z Pro Bowl bez sporych ustępstw ze strony właścicieli klubów.

Jaki jest wybór? Jak we wszystkich kwestiach jako konsumenci mamy prosty wybór – nie oglądać. Spadające ratingi oglądalności mocno niepokoją Rodgera Goodella. Może postanowi poprzestać na ogłoszeniu składów bez rozgrywania meczu, żeby wilk był syty i owca cała?

Pro Bowl będzie pokazywał w Polsce Polsat Sport. Jeśli któryś z Waszych znajomych wpadnie na głupi pomysł, żeby na podstawie tego meczu sprawdzić o co chodzi w amerykańskiej wersji futbolu, zróbcie co w Waszej mocy, żeby go od tego odwieść. Za tydzień Super Bowl, które ma szansę wejść do historii jako jeden z najlepszych meczów w dziejach ligi. To będzie mecz, którym przekonamy nieprzekonanych 😉

Exit mobile version