Nie napiszę, że „defensywa zdobywa mistrzostwa”. Nie cierpię takich banalnych uogólnień. To defensywa poprowadziła Seattle Seahawks do ich pierwszego mistrzostwa NFL, ale nie byli osamotnieni. Seahawks zdominowali Broncos w absolutnie każdym aspekcie gry. Zdobywali punkty field goalami, biegiem, podaniami, powrotem po INT, powrotem po kickoffie i safety. Zabrakło tylko powrotów po puncie i fumble, żebyśmy mieli punkty zdobyte na każdy możliwy sposób.
Tak jak Seattle zagrało kapitalne spotkanie, tak Denver zagrali najsłabszy mecz odkąd do górzystego Colorado przybył dwa lata temu Peyton Manning. Seahawks byli lepiej przygotowani, skuteczniej egzekwowali, dominowali fizycznie i bardziej chcieli. Miałem nadzieję, że zobaczę Super Bowl, w którym zetrą się dwie wielkie drużyny i które przez długie tygodnie będę z przyjemnością oglądał na All-22, analizując każdy detal i taktyczny niuans. A tymczasem profesjonaliści pokazali chłopcom gdzie ich miejsce.
Wiem, że przejaskrawiam. Wiem, że gdyby to była seria, Broncos wyszliby na kolejny mecz bardziej przygotowani. Ale kiedy trzeba było stanąć na wysokości zadania tylko jedna drużyna okazała się godna wielkiej sceny.
Nie jestem fanem teorii „momentum”. Jej zwolennicy szermują nią dość swobodnie i bez konsekwencji. Nie ulega jednak wątpliwości, że kluczową rolę, zwłaszcza w tak wyrównanej lidze jak NFL, odgrywa psychika. Od pierwszych sekund Seattle metodycznie niszczyło psychikę przeciwników. Jednak zaczęło się od prostego błędu przy snapie, czynności, którą Peyton Manning i Manny Ramirez wykonują na każdym treningu kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset razy. O ile dwa punkty dla Seahawks były bolesne, to jednak gorsza była strata piłki i to w pierwszym posiadaniu, w którym Broncos na pewno chcieli dobrze wejść w mecz, pokazać sobie, że ta defensywa nie jest taka straszna i najlepiej wyjść na prowadzenie. A tu klops.
Denver dostało piłkę jeszcze dwa razy w pierwszej kwarcie. I dwa razy nie potrafili zdobyć nawet pierwszej próby. W całej pierwszej kwarcie zaliczyli w sumie -3 jardy (sic, minus 3). Defensywa Cover 3 Seattle zadziałała perfekcyjnie. Pozwalali Denver tylko na krótkie zyski, za które płacili potężnymi ciosami. Dodatkowo w swoim stylu polowali na straty. Fumble Moreno nie zakończyło się stratą, bo przytomnością umysłu wykazał się LG Zane Beadles, który nakrył piłkę. Jednak już w następnej akcji Manning spanikował pod presją i posłał podanie godne Brandona Weedena w ręce Kama Chancellora. Julius Thomas nie miał najmniejszych szans na złapanie tej piłki, a Chancellor odwalił kawał niezłej roboty niełatwym chwytem. Zwróćcie uwagę, że to była pierwsza akcja, w której Seahawks puścili blitz. Nominalny FS Earl Thomas (#29) blitzował i SS Chancellor, który z reguły gra bliżej linii wznowienia akcji, zajął jego miejsce i właśnie z tej pozycji wykonał przechwyt.
Jeśli można znaleźć jakieś pozytywy dla Broncos w pierwszej kwarcie to była to postawa ich linii defensywnej. Na początku dominowali nad o-line Seahawks. Marshawn Lynch nie potrafił znaleźć sobie miejsca do biegów, a Russel Wilson musiał uciekać na zewnątrz kieszeni pod presją. Jednak Seahawks zrobili to, czego nie potrafili zrobić Broncos – dostosowali się. Wilson świetnie improwizował na zewnątrz, dołożyli slanty po trzech krokach (chodzi o ilość kroków, które QB robi w tył przed wypuszczeniem piłki), przez co d-line Denver nie miała czasu na dotarcie do Manninga i wypuścili Percy’ego Harvina.
Obejrzyjcie podlinkowany filmik (staram się nie dawać za dużo GIF-ów, żeby wpis nie był za ciężki). Świetnie obrazuje jeden z podstawowych problemów Broncos, a mianowicie zdyscyplinowanie na froncie defensywy. Terrance Knighton (#94) bezradnie patrzy na Marshawna Lyncha i Russela Wilsona, choć ma szansę na powstrzymanie Harvina, gdyby atakował bardziej zdecydowanie. Ale utrzymanie skraju defensywy to przede wszystkim zadanie DE Roberta Ayersa (#91), który stoi i patrzy się, jak Harvin ucieka, pozwalając na udany blok Zacha Millera (#86). Kolejny świetny blok dołożył Doug Baldwin (#89) i Harvinowi zabrakło kilkudziesięciu centymetrów boiska, żeby zaliczyć pierwszy TD w tym meczu.
Przed drugą kwartą pomyślałem sobie, że jeśli Manning zdoła poprowadzić comeback (nie z tak beznadziejnych sytuacji wychodził), to Seahawks nie odżałują pierwszej kwarty. Dwie wycieczki do red zone i tylko dwa field goale. Osiem punktów zostawionych na boisku.
Jednak szybko okazało się, że nie stanowi to żadnego problemu. Broncos wciąż nie potrafili znaleźć sposobu na defensywę Seahawks, tym bardziej, że ta dawała im trochę nietypowych jak na nich formacji. Przy długich próbach grali z dwoma cofniętymi safety, cornerbackowie czasami grali strefę, czasem swego, a puszczane od czasu do czasu blitze siały spustoszenie.
Już na samym początku Seattle zdołali wbić się do pola punktowego, co z niemałym trudem uczynił Marshawn Lynch, który przez cały mecz miał koszmarne kłopoty i poza jedną 18-jardową akcją zaliczył 21 jardów w 14 próbach co daje 1,5 jarda na próbę.
W odpowiedzi Broncos wreszcie zdołali zdobyć pierwszą próbę, wreszcie zdołali wykonać akcję ponad 10-jardową. Zagrali 15 akcji z rzędu, skutecznie konwertowali cztery trzecie próby z rzędu i wtedy przydarzył się moment, który, patrząc z perspektywy czasu, rozstrzygnął mecz ostatecznie.
Znów proszę Was o przyjrzenie się filmikowi. Po pierwsze świetnie zachował się Cliff Avril, który w momencie podania uderzył Manninga w okolice łokcia. Celem podania raczej nie był Knowshon Moreno (który ostatecznie znalazł się w okolicy piłki), ale uciekający na górze ekranu Demaryius Thomas, który chyba wyprzedził Richarda Shermana (póki nie wyjdzie All-22 nie jestem w stanie powiedzieć na pewno). Przytomność umysłu zachował Malcolm Smith, który przechwycił szybującą piłkę i wrócił z nią na TD, ale zwróćcie uwagę na zachowanie Moreno (#27). Stoi i czeka. Gdyby zaatakował piłkę raczej by jej nie złapał (Smith ma sporą przewagę wzrostu i masy), ale mógłby zapobiec przechwytowi albo przynajmniej akcji powrotnej.
W przerwie zagrał Bruno Mars z gościnnym występem Red Hot Chilli Peppers. Bruno to nie moja bajka muzycznie (Red Hoci trochę bardziej), ale trzeba skubańcowi przyznać, że umie robić show.
Kibice jeszcze nie zdążyli zająć miejsc, kiedy było już na 100% po meczu. Broncos mieli pół godziny, żeby przygotować się na drugą połowę i wyjść umotywowani. Kopnęli krótko (Prater wykonał niezłą robotę tym kopnięciem nota bene), żeby utrudnić powrót Harvinowi. Po czym zostawili mu autostradę przez środek boiska. Trudno mi powiedzieć kto zaniedbał swoje obowiązki, ale podobnie przy biegu Harvina z pierwszej kwarty, zawiodła dyscyplina. Tą drogę ktoś powinien zamykać. To nie była kwestia wybitnych bloków. Broncos wyszli na drugą połowę czując się przegranymi i Seahawks ich ukarali.
Jeśli wierzycie w takie rzeczy, to 12th man Seahawks zadziałał. W 12 sekundzie pierwszej kwarty padło safety, w 12 sekundzie trzeciej TD po powrocie Harvina. A przy okazji to drugie Super Bowl z rzędu, w którym kickoff otwierający drugą połowę kończy się powrotem na TD. W zeszłym roku dokonał tego Jacoby Jones z Ravens.
Ale jak Broncos mieli wierzyć w zwycięstwo, skoro skapitulował ich trener? W kolejnej serii ofensywnej przy 3&10 na połowie Seattle Denver biegną i tracą jardy (choć nie jestem pewien czy to była zagrywka podana zza linii bocznej czy Manning zobaczył coś w ustawieniu obrony i zmienił zagrywkę), a potem puntują. Na 39 jardzie Seahawks. Z czterema posiadaniami straty. Na 26 minut przed końcem Super Bowl. Jasne, comeback graniczy w tej chwili z cudem, ale jest realny. Twoją jedyną nadzieją jest Peyton Manning. Masz przeciwko sobie najlepszą defensywę, która cię miażdży. Owszem, szanse na konwersję 4&11 są w tej sytuacji nikłe, ale co ci daje 31-jardowy punt i oddanie piłki ofensywie, której nie potrafisz zatrzymać? A czwartą kwartę przy takiej samej różnicy punktowej otwierasz spodziewanym onside kickiem, który statystycznie ma niecałe 13% szans na powodzenie. Niech mi ktoś wyjaśni sposób myślenia Johna Foxa, bo ja nie jestem w stanie pojąć tej logiki.
Po prostu nic nie wychodziło Denver w tym meczu. Kiedy udała się ich pierwsza akcja ponad 20-jardowa w całym spotkaniu, Demaryius Thomas nie potrafił utrzymać piłki w rękach, a fumble odzyskał Malcolm Smith.
Miary kompromitacji dopełniło przyłożenie Jermaine’a Kearse’a, który przebiegł przez cztery próby powalenia, jakby łapali go gimnazjaliści, a nie profesjonalni defensorzy futbolowi. Porównajcie to żałosne tacklowanie z ostrymi, zdecydowanymi, ale skutecznymi i w granicach przepisów zagraniami defensywy Seattle.
MVP Super Bowl XLVIII został Malcolm Smith. Zaliczył dziewięć tackli, pick-six i odzyskał jedno fumble. Na pewno zasłużył na to wyróżnienie, ale z drugiej strony to samo można powiedzieć o Kamie Chancellorze, Cliffie Avrilu i Percym Harvinie. Także Russel Wilson zagrał bardzo dobry mecz. Trudno wyróżnić jednego gracza, bo cała drużyna Seattle zrobiła kawał fenomenalnej roboty. Nawiasem mówiąc po raz pierwszy od 11 lat i dziewiąty w historii, MVP Super Bowl został gracz defensywy.
Na pewno w nadchodzących dniach nie raz usłyszymy, że Peyton Manning jest wybitny, ale nie umie wygrać najważniejszego meczu. Ale akurat Manning był jednym z nielicznych punktów w barwach Broncos, który nie przypominał czarnej dziury. Cały czas pod presją, zdołał wykonać 34 celne podania (rekord Super Bowl) na 280 jardów. Popełnił trzy straty, ale dwie z nich niezawinione, wynikające z niezdolności jego o-line do powstrzymania pass rushu. Nie powiem, żeby był to dobry mecz w jego wykonaniu, ale jako jeden z nielicznych po stronie Broncos próbował podjąć walkę.
W Seattle czas na świętowanie, ale ten offseason nie będzie dla nich łatwy. Są minimalnie pod salary cap na przyszły rok, a szykują się tłuste nowe kontrakty m.in. dla Shermana, MVP Super Bowl Smitha i Earla Thomasa, których debiutanckie kontrakty kończą się po sezonie 2014. Po sezonie 2015 nowe umowy powinni dostać Russel Wilson, Bruce Irvin i Bobby Wagner. Ale o tym później, na razie gratulacje dla Seahawks, nich parę dni nacieszą się sukcesem.
Zakończyliśmy ten sezon w NFL. Dziękuję serdecznie wszystkim, którzy czytali tego bloga, subskrybowali go w RSS, na Facebooku i na Twitterze (wszystko możecie zrobić w prawej kolumnie bloga). Dzięki Wam chciało mi się pisać i mam nadzieję, że coś ciekawego z mojej pisaniny wynieśliście. Zachęcam do dalszych regularnych wizyt, bo nie zapadam w sen offseasonowy. Planuję m.in.:
– serię tekstów o offseason; chcę napisać osiem wpisów (po jednym na każdą dywizję), w których przedstawię sytuację wszystkich drużyn, tak pod względem sportowym jak finansowym i spróbuję przewidzieć możliwe ruchy kadrowe
– zająć się PLFA, choć z powodu nieco innych możliwości technicznych mniej kompleksowo niż NFL (Go Panthers Wrocław!)
– obserwować ruchy w offseason i draft
– kontynuować cykl „ABC futbolu amerykańskiego„, który zapoczątkowałem w ubiegłym offseason
– zachęcony powodzeniem tekstu o defensywie Seahawks spróbuję napisać kilka ogólnych tekstów taktycznych na wyższym poziomie, choć nie wiem co z tego wyjdzie 🙂