To jednak sprawiło, że zacząłem się zastanawiać jak to idzie fachowcom. Pod lupę wziąłem pierwszą rundę draftu, gdzie teoretycznie GM-owie wybierają gracza, którego chcą najbardziej. Jak jednak sprawdzają się ich zdolności przewidywania? W tym celu wziąłem dziesięć draftów z lat 2000-2009 (zaraz napiszę czemu akurat te dziesięć) i zmierzyłem jaką skuteczność miały kluby w identyfikowaniu właściwych zawodników.
Czego właściwie spodziewamy się po zawodniku wziętym w pierwszej rundzie? W większości klubów ma od razu zostać starterem. Na pewno ma stanowić długoterminowe rozwiązanie na swojej pozycji i stać się graczem kalibru Pro Bowl. W związku z tym postanowiłem policzyć ilu jest starterów i Pro Bowlerów wśród zawodników wybranych w pierwszej rundzie. Pro Bowlerów zidentyfikować łatwo. Uznałem, że to zawodnicy, którzy choć raz trafili do Pro Bowl. Oczywiście nieuczciwą przewagę mają tu gracze ze starszych draftów, którzy mieli więcej sezonów, by zabłysnąć. Jak jednak zdefiniować startera?
Powszechnie mówi się, że na ocenę debiutanta potrzeba trzech sezonów. Uznajmy, że dla wyborów z pierwszej rundy kluby mają więcej cierpliwości, bo więcej zainwestowały. Tak więc starterem w moich wyliczeniach jest gracz, który w piątym roku swojej kariery w NFL wychodził w podstawowym składzie swojej drużyny w ośmiu lub więcej meczach. Stąd zacząłem od draftu 2009, dla którego ostatni sezon był tym piątym. Oczywiście jest to dość arbitralne kryterium, niemniej jednak uznałem je za dość rozsądne. Jeśli zawodnik stracił piąty sezon z powodu poważnej kontuzji, sprawdzałem czwarty.
Przy okazji wyszła mi dość ciekawa rzecz. Otóż zdarzają się Pro Bowlerzy, którzy nie kwalifikują się do tej definicji starterów. Na przykład gracze, którzy odnieśli spore sukcesy w kilku pierwszych latach kariery, ale potem zniszczyły ich kontuzje lub kłopoty pozaboiskowe.
W tabeli możecie zobaczyć zestawienie graczy wziętych w pierwszej rundzie w podziale na poszczególne pozycje, na których kandydaci do NFL grali na uczelni. Uszeregowałem je pod względem najczęściej wybieranych zawodników. W sumie jest ich 317, bo Houston Texans dołączyli do ligi w 2002 r., a w 2008 r. Patriots stracili wybór w pierwszej rundzie po „Spygate”.
Właściwie nie widać, żeby kluby NFL preferowały którąś stronę piłki w pierwszej rundzie. Najczęściej sięgają po reciverów, cornerbacków i defensive endów. Jest to dość logiczne, biorąc pod uwagę, że NFL to liga podaniowa, więc najbardziej specjalistów od łapania podań, przeszkadzania reciverom i pass rusherów, którzy w college’ach najczęściej grają na pozycji DE. W pierwszej rundzie bardzo rzadko zdarzało się sięganie po graczy ze środka linii ofensywnej, safety i tight endów. Jedynym kickerem w tym gronie jest Sebastian Janikowski, wzięty w pierwszej rundzie draftu 2000, ale potraktujmy to jako anomalię.
Ogólnie skuteczność GM-ów nie jest taka zła. Prawie 70% wyborów z pierwszej rundy staje się starterami, a 40% choć raz w życiu kwalifikuje się do Pro Bowl. Jednak po pierwsze moje kryterium „startera” jest dość luźne, co widać po dużym rozstrzale między obiema kategoriami, a po drugie te nietrafione picki to za każdym razem ogromna strata dla klubu.
Poniżej możecie zobaczyć tę samą tabelę, ale uszeregowaną pod względem procentu graczy na poszczególnych pozycjach, którzy zostają starterami. Zwróćcie uwagę, że te procenty dotyczą tylko danej pozycji, a nie całej puli graczy.
Zwróćcie uwagę na bardzo dużą skuteczność w wyborze tych rzadszych pozycji, przejawiającą się również w kategorii Pro Bowlerów. Myślę, że dość spokojnie można tu wyciągnąć wniosek, że jeśli jakiś safety, TE lub gracz środka o-line brany jest w pierwszej rundzie, to naprawdę rzadki talent. Znacznie gorzej sytuacja wygląda w przypadku DE, czyli głównie pass rusherów, którzy sprawdzają się tylko w połowie przypadków. Zresztą w ogóle dobranie dobrych graczy do d-line wydaje się niemałą sztuką. Także skuteczność w przypadku DT należy do najniższych.
Wśród trendów widać też „zużywanie się” running backów oraz wprowadzany od kilkunastu lat w wielu klubach system rotacji dwóch-trzech RB w czasie sezonu.
Teraz ostatnia tabela, czyli sortowanie pod względem procenta Pro Bowlerów na poszczególnych pozycjach. Pamiętajcie, że są też wśród nich gracze, którzy błysnęli tylko w jednym sezonie.
Rzuca się w oczy stosunkowo bezpieczna inwestycja w linebackerów. Pięciu na sześciu stało się podstawowymi zawodnikami, ponad połowa choć raz powędrowała do Pro Bowl. Dość pewną, choć mało spektakularną inwestycją są wybrani w pierwszej rundzie offensive tackles.
Z kolei RB to najwyraźniej pozycja typu „boom or bust”. Widać też jak trudno wybrać prawdziwego quarterbacka. Wśród starterów nie było tego aż tak bardzo widać, ale na moje kryterium załapały się takie „gwiazdy” jak Derrick Carr, Rex Grossman czy Chad Pennington, którego karierę zniszczyły kontuzje.
Jednak najbardziej drastyczna równica dotyczy wide reciverów. NFL adaptuje ofensywę spread i drużyny często wychodzą w trzech reciverów. Odbiera to starty running backom, a nabija wskaźnik WR-om. Jednak to running backowie częściej meldują się w meczu gwiazd. Jedynie co czwarty WR choć raz w karierze gra w Pro Bowl i jest to najniższy wskaźnik na wszystkich pozycjach. Łatwiej trafić solidnego cornerbacka niż recivera.
Statystycznie dziewięciu chłopaków z pierwszej rundy nie rozwinie się w długoterminowych starterów, a tylko trzynastu zagra w swojej karierze w Pro Bowl. Pamiętajcie o tym wszystkim, kiedy będziecie emocjonowali się wyborami waszej ulubionej drużyny w maju. Czas na ocenę przyjdzie dopiero po paru latach.
P.S. Drodzy Czytelnicy! Jak może zauważyliście lub słyszeliście, Facebook ostatnio wyrabia dziwne rzeczy z zasięgiem publikowanych wiadomości. Jeśli chcecie być pewni, że nie przegapicie nowych wpisów, możecie zapisać się na Newsletter (w prawej kolumnie bloga) lub obserwować mnie na Twitterze.
ZOBACZ TEŻ:
Droga do NFL. Część pierwsza: szkoła i uniwersytet
Droga do NFL. Część druga: Przed draftem
Droga do NFL. Część trzecia: Draft i walka o miejsce w składzie