Do tej pory świetny początek Cowboys większość kibiców i komentatorów przyjmowało z przymrużeniem oka. To wciąż drużyna, która skończyła ostatnie trzy sezony z bilansem 8-8, którą prowadzi trener Jason Garrett znany z nieudolnego zarządzania drużyną w czasie meczu. Która ma takie problemy z salary cap, że latem musieli zwolnić DeMarcusa Ware’a, jednego z najlepszych graczy defensywy w historii klubu i uzupełnić skład kompletnymi noname’ami. Której przewodzi Tony Romo, solidny QB, który popełnia fatalne błędy w kluczowych momentach.
Jednak teraz już nikt nie może powiedzieć, że tegoroczni Cowboys to drużyna słaba i przypadkowa. Po sześciu meczach mają pięć wygranych, a niedzielne zwycięstwo nad aktualnymi mistrzami NFL pokazało, że są groźni dla wszystkich.
Jasne, Seahawks są nieco słabsi niż przed rokiem. Mają problemy w ofensywie, a ich defensywa nie sięga takich wyżyn jak w ubiegłym roku, co zresztą jest normalne, bo Bears ’86 również nie stanowili takiej siły jak ich wersja z ’85 r. Ale Seattle wciąż pozostaje jedną z najlepszych drużyn w lidze z ogromną głębią składu, o czym zresztą boleśnie przekonały się tak klasowe drużyny jak Packers czy Broncos.
Jednak Dallas pokonali ich zdecydowanie, na ich boisku i ich własną bronią. Tak naprawdę gdyby nie błędy w special teams, to Seattle nie mieliby nic do gadania. Tak na marginesie zablokowany punt Cowboys to przykład świetnej roboty sztabu trenerskiego przy analizie filmu. Zwróćcie uwagę jak ruch Jermaine’a Kearse’a przed snapem wykreował cała sytuację.
Seahawks zdobyli prawie dwa razy mniej jardów w ofensywie, konwertowali 5/13 trzecich prób przy 10/17 Cowboys. W pierwszych próbach Dallas było lepsze 23:9. Russel Wilson zagrał jeden z najgorszych meczów w życiu. Nawet passer rating 47.6 nie do końca oddaje jego problemy. Młody QB Seahawks często był pod presją i wykonał sporo lekkomyślnych, niepotrzebnych rzutów. Miał sporo szczęścia, że tylko jeden skończył się przechwytem.
Cowboys dominowali całkowicie na linii wznowienia akcji. Dominacja linii ofensywnej nie dziwi. Po obejrzeniu tego meczu jestem pewien, że w Dallas mają w tej chwili najlepszą o-line w futbolu. To dzięki tym pięciu gościom z przodu drużyna notuje tak świetne wyniki ofensywne. Tony Romo miał mnóstwo czasu w kieszeni, a DeMarco Murray zanotował szósty z rzędu mecz z ponad setką jardów po ziemi. Cowboys zainwestowali w nią aż trzy pierwszorundowe wybory w ostatnich czterech draftach. Jednak to nie zawsze wystarcza. Steelers w latach 2010-2012 wybrali w pierwszych dwóch rundach aż czterech ofensywnych liniowych, ale tylko center Maurkice Pouncey spełnia pokładane w nim nadzieje, o ile jest zdrowy (stracił cały sezon 2013).
Dużo dziwniejsza jest nagła metamorfoza defensywy. Nikt nie pomyli ich z zeszłorocznymi Seahawks, ale grają wystarczająco dobrze, by dać szansę ofensywie. Koordynator Rod Marinelli świetnie ustawia swoje skąpe zasoby. Znany jest zwłaszcza z cudów z linią defensywną i tym razem także mu się udało. W meczu z Seahawks Russel Wilson był pod nieustanną presją, a Marshawn Lynch, poza jednym biegiem na 32 jardy, nic nie pokazał przez całe spotkanie. Świetnie grał zwłaszcza Henry Melton.
W zeszłym roku Seattle grało bardzo prostą (jak na NFL) defensywę. Mówili: oto my, spróbujcie coś z tym zrobić. I prawie nikomu się nie udawało. W tym roku do Seattle przyjechali Cowboys i powiedzieli to samo w swojej ofensywie. I wygrali.
Tegoroczni Dallas to przede wszystkim DeMarco Murray biegający za świetną linią ofensywną. Defensywa Seattle była bezradna wobec konsekwentnej gry po ziemi. A kiedy próbowali skierować dodatkowe zasoby do powstrzymania biegu, Tony Romo karał ich w powietrzu. Dez Bryant, kryty przez większość meczu przez Richarda Shermana, nie wniósł takiego wkładu jak zwykle, ale Romo rozdzielał sprawnie podania między siedmiu reciverów i, co ważniejsze, uniknął większych błędów i strat. Co prawda w statystykach ma zapisane jedno utracone fumble, ale wina leży raczej po stronie centra Travisa Fredericka, który za wcześnie odpalił snap.
Jak długo Cowboys mogą utrzymać ten system? Przede wszystkim tak długo, jak nikt z kluczowych graczy ofensywy nie odniesie urazu. Jednak na dłuższą metę muszą znaleźć sposób na ograniczenie obciążeń DeMarco Murraya. Jeśli running back utrzyma obecne tempo, pobije nie tylko rekord jardów po ziemi w sezonie, ale i rekord prób. Trzeba pamiętać, że każda próba zwiększa ryzyko kontuzji, a Murray w ciągu swojej kariery raczej nie przypominał Iron Mana. Przy czym urazy mogą być nie tylko konsekwencją uderzeń, ale także potężnych przeciążeń, na które narażony jest zawodnik w każdej akcji. Sam Jason Garrett przyznawał, że muszą ograniczyć ciężar składany na jego barkach.
Niemniej jednak Cowboys są realnymi pretendentami do wygrania NFC East. W następnych sześciu meczach grają cztery spotakania w ramach dywizji i podejmują Cardinals. Na przełomie listopada i grudnia dwa razy w ciągu dwóch tygodni spotkają się z Eagles. Zapowiada się na pasjonujący finisz na wschodzie.
Co ja trenuję?
W zeszłym sezonie Bill Barnwell z Grantlandu prowadził świetną rubrykę „Thank You For Not Coaching” czyli „Dziękujemy za nietrenowanie”. Analizował w niej różne błędy trenerów NFL. Nie zamierzam robić tego co tydzień, ale podczas oglądania niedzielnych spotkań rzuciły mi się w oczy aż dwie poważne, moim zdaniem, pomyłki.
Jedną z rzeczy których kompletnie w NFL nie rozumiem jest strategia trenerów na koniec pierwszej połowy. Wiadomo, że jeśli ma się piłkę w rękach pod koniec drugiej kwarty, trzeba zdobyć punkty albo seria idzie na zmarnowanie. Jeśli w ścisłej końcówce zaczyna się głęboko na własnym terenie, można próbować tylko ryzykownych długich podań. Jako że trenerzy w NFL generalnie przejawiają dużą awersję do ryzyka, wolą tego nie robić. Od 1998 r. w ostatnich 30 sekundach pierwszej połowy drużyny zaczynające w obrębie 30 jardów od własnego pola punktowego zdecydowały się na podanie tylko niespełna raz na cztery akcje. W niedzielę zrobili to San Francisco 49ers, którzy zaczynali na własnym 20 jardzie 27 sekund przed końcem meczu i Brandon Lloyd zanotował 80-jardowe przyłożenie.
Jest to jednak ryzyko, bo takie podania przyniosły 14 przechwytów i 31 sacków przy zaledwie 2 przyłożeniach i 8 akcjach powyżej 40 jardów (czyli mniej więcej w zasięg skutecznego field goala). Jeśli więc trener nie chce ryzykować, może kazać quarterbackowi przyklęknąć i zejść do szatni, w końcu jest jeszcze cała druga połowa. Dlaczego więc trenerzy tak często wybierają trzecie, najgorsze rozwiązanie?
Otóż nader często drużyny w tej sytuacji grają draw play, czyli formę akcji biegowej. Niestety w bazie Pro Football Reference, z której korystałem, nie ma możliwości wyłączenia „kolanek”, które traktowane są jako akcja biegowa, ale jeśli weźmiemy akcje, która zakończyły się biegiem na plus to otrzymujemy częstotliwość 28%. Nie znajdziemy tam jednak ani jednej akcji, która przyniosła punkty ofensywie. Średnio dają zaledwie 6,36 jarda, za to przyniosły cztery fumble i dwa safety. Oczywiście to minimalne ryzyko wśród 534 akcji, ale skoro nie dają praktycznie żadnych korzyści, to po co je podejmować? Do tego należy doliczyć prawdopodobieństwo kontuzji. W zeszłym roku kostkę w takiej akcji skręcił Eddie Lacy. Niezbyt poważnie, ale co gdyby tą kostkę złamał?
W tym tygodniu taką decyzję podjął trener Bills, Doug Marrone. Mając piłkę na własnym 30 jardzie na 14 sekund przed końcem meczu mógł spróbować albo „zdrowaśki” albo po prostu klęknąć i iść do szatni. Zamiast tego kazał biec z piłką C.J. Spillerowi. Efekt? Fumble, przejęcie piłki przez Patriots i dodatkowe trzy punkty z field goala do szatni. Albo podejmujemy ryzyko, za które możemy być wynagrodzeni punktami (Harbaugh w 49ers) albo nie podejmujmy go wcale.
Drugą sytuację mieliśmy w meczu Bengals – Panthers. Na 2:24 przed końcem dogrywki Panthers mieli piłkę na 18 jardzie przeciwnika w sytuacji 4&1. Zamiast próbować zdobyć pierwszą próbę, kopali z 36 jardów, czym doprowadzili do remisu. Kalkulator czwartej próby ocenia, że opłacałoby się grać, gdyby Panthers mieli szansę na konwersję 52% lub wyższą, przy czym podaje, że ligowa średnia w tej sytuacji to 62%.
Pytanie brzmi, czy Panthers są przeciętną ligową drużyną w tym aspekcie. Tylko w meczu z Bengals siedmiokrotnie rozgrywali trzecią lub czwartą próbę, gdy do przejścia mieli 1 lub 2 jardy. Cztery próby były udane (57%), w tym dwa 4&2, sytuacje trudniejsze niż omawiane 4&1. Do tego przez cały mecz Cam Newton ośmieszał defensywę Bengals w play action, a on sam jest jednym z najlepiej biegających QB w takich sytuacjach. Rozszerzmy jednak obszar badań. W całym sezonie Panthers rozgrywali 15 trzecich i czwartych prób, gdzie do przejścia były dwa jardy lub mniej. I konwertowali 53,3%. Tak czy inaczej wyglądało na to, że Panthers opłaca się grać czwartą próbę, zwłaszcza że przeciwko Bengals konwersja w takiej sytuacji wynosi 66,7% (12/18), czyli są słabszą obroną na krótkie dystanse niż przeciętna. Do tego trener Ron Rivera składał mecz w ręce słabej w tym roku defensywy Panthers, która oddała już przeciwnikowi w tym meczu 37 punktów, zamiast złożyć mecz w rękach rozgrywającego świetny mecz Cama Newtona.
W efekcie decyzji Rivery Panthers prawie przegrali. Potrzebny był niecelny field goal Mike’a Nugenta z 36 jardów, który NFL-owi kickerzy trafiają ze skutecznością 84% (to dokładnie ta sama odległość, jaką zaordynował Rivera), żeby skończyło się na remisie. Nawet gdyby Panthers po konwersji 4&1 nie zdobyli przyłożenia, tylko kopnęli i tak na bramkę, nie zostawiliby Bengals szansy na wygranie tego meczu. A tak niewiele brakowało.
W nieco innej sytuacji znalazł się Mike McCarthy w meczu z Dolphins. W zaciętym meczu przegrywał 27:20. Piłkę w rękach miał Aaron Rodgers, a obrona w drugiej połowie oddała trzy z rzędu 80-jardowe serie przeciwnikowi. Packers stanęli w sytuacji 4&6 na 12 jardów od pola punktowego rywali na 4:13 przed końcem meczu. W tej sytuacji kalkulator 4 próby ocenia, że minimalnie bardziej opłaca się kopać z pola (zwiększa szansę na zwycięstwo o 22%, zagranie czwartej próby o 15%) i tak też zrobili Packers. Jednak McCarthy sporo ryzykował, bo gdyby obronie, która nie przejawiała śladów życia w drugiej połowie i straciła obu startowych cornerbacków, nie udało się zatrzymać rywala, musiałby odpierać zarzuty o zabraniu losów meczu z rąk Aarona Rodgersa.
Zresztą Packers mieli sporo szczęścia w ostatniej serii. Konwertowali czwartą próbę, udało im się odzyskać własne zgubione fumble, a rookie Davonte Adams, który złapał udawany spike Rodgersa miał na tyle przytomności umysłu, by wybiec za linię boczną, co zatrzymało zegar i pozwoliło na decydujące przyłożenie.
Z innych aren:
1. Cleveland Browns are for real. Sam w sobotę typowałem ich na faworytów konfrontacji ze Steelers, ale pogromu 31:10 się nie spodziewałem. Wygląda na to, że AFC North przejęło tytuł najtrudniejszej dywizji od NFC West. Co nie znaczy, że jest to dywizja najmocniejsza. Do tego Browns mają niezmiernie rudną serię trzech meczów z Jaguars, Raiders i Buccaneers więc za trzy miesiące mogą mieć bilans 6-2. Czy my na pewno mówimy o Browns?
2. Sam już nie wiem co myśleć o tegorocznych Giants. Wydawało się, że weszli na właściwe tory, ale pogrom w Filadelfii każe mi to nieco zrewidować. Linia ofensywna Giants została wręcz upokorzona, a Eli Manning zapewne jeszcze dziś czuje większość uderzeń, które zarobił w niedzielę wieczór. Na domiar złego kontuzji wykluczającej z gry do końca sezonu, a może nawet na dłużej, doznał WR Victor Cruz, człowiek w tej chwili chyba nie do zastąpienia w Nowym Jorku. W następnych pięciu meczach grają przeciwko 49ers, Seahawks, Colts i dwa razy z Cowboys. Pewnie można wymyślić trudniejszy kalendarz, ale i to wystarczy, żeby fani Giants odczuwali uzasadniony niepokój.
3. Tymczasem Eagles wreszcie znaleźli rytm w ofensywie. Linia ofensywna zagrała jak powinna, więc LeSean McCoy wreszcie miał się gdzie rozpędzać. W efekcie na początku czwartej kwarty miał więcej jardów niż cała ofensywa Giants.
4. Joe Flacco miał na koncie pięć przyłożeń już w połowie drugiej kwarty. Całe szczęście, że mój podstawowy QB, Drew Brees, miał bye week. W efekcie moja drużyna fantasy wygrała mimo dramatycznie słabej postawy większości składu.
5. Defensywa Lions wygląda naprawdę przerażająco. Zwłaszcza linia defensywna, która sieje popłoch wśród rywali. Ziggy Ansach wreszcie gra tak, jak przewidywali Lions, gdy brali go w pierwszej rundzie ubiegłorocznego draftu. Przeciwko Vikings Lwy zaliczyły 12 uderzeń QB, 8 sacków i 3 INT. Nieco gorzej z ofensywą, która konwertowała tylko 2/23 trzecich prób w ostatnich dwóch tygodniach. Zdrowy Calvin Johnson potrzebny od zaraz. Wygląda na to, że ich wyjazdowy mecz z Packers w ostatnim tygodniu rozgrywek może zdecydować o zwycięstwie w NFC North.
6. Colts wysunęli się na zdecydowane prowadzenie w AFC South po pokonaniu na wyjeździe Houston Texans. Jeśli nic złego nie stanie się Andrew Luckowi, raczej nie oddadzą prowadzenia w dywizji do końca. Bohaterem meczu był punter Pat McAfee, który świetnie kopał, na czele z efektownym onside Kickiem, który sam odzyskał.
7. Od lat 90-tych w NFL mieliśmy tylko siedem remisów, z czego aż trzy w ostatnich trzech sezonach. Po raz ostatni trzy sezony z rzędu z remisem zdarzyły się w latach 1987-1989. Tym razem to efekt nowych przepisów o dogrywkach wprowadzonych w 2012 r., które miały uatrakcyjnić dogrywki i premiować walkę o przyłożenie, ale najwyraźniej coś nie zadziałało. O końcówce niedzielnego remisu Panthers – Bengals pisałem wyżej.
8. Z notatnika medyka:
– New York Jets stracili CB Dee Millinera, który zerwał ścięgno Achillesa. Jakkolwiek szkoda chłopaka, sportowo to niewielka strata, bo Milliner nigdy nie osiągnął potencjału na miarę #9 w drafcie
– Patriots odnaleźli ofensywę, ale ponieśli dwie duże straty: z powodu urazów kolan do końca sezonu nie zagrają LB Jerrod Mayo i RB Stevean Ridley. Ten pierwszy to jedna z najważniejszych postaci w defensywie Pats i zawodnik nie do zastąpienia. OG Dan Connolly opuścił mecz z Bills z wstrząśnieniem mózgu.
– Znakomity center Alex Mack z Browns opuści za tydzień pierwszy mecz odkąd trafił do NFL w 2009 r. Niestety opuści też cała resztę sezonu po złamaniu kości strzałkowej
– CB Seahawks Byron Maxwell opuści około dwa tygodnie po urazie łydki. LB Bobby Wagner ma tak zwany „boiskowy paluch” czyli uszkodzoną tkankę łączną między wielkim paluchem i resztą stopy. To paskudna kontuzja, która może się jątrzyć wiele tygodni
– LB Patrick Willis z 49ers ma również problem z palcem u stopy i raczej nie zagra za tydzień przeciwko Broncos. To duży cios dla tej defensywy, w której wciąż do gry nie wrócili Aldon Smith i NaVarro Bowman
P.S. Do 500 fanów na Facebooku brakuje już tylko 5. Pomożecie? 🙂