Konsekwencje sportowe
Percy Harvin był uważany za wyjątkowy talent jeszcze na uczelni. Nominalny WR już na Uniwersytecie Florydy wykorzystywany był na wiele różnych sposobów. Przez trzy lata gry w NCAA co roku miał więcej prób biegowych niż złapanych piłek. W każdym z dwóch ostatnich sezonów zaliczył ponad 1300 jardów (biegowych + podaniowych), a do tego dołożył w sumie 27 przyłożeń. Nic więc dziwnego, że Minnesota Vikings wzięli go w pierwszej rundzie draftu 20009 (#22), choć warto zauważyć, że był dopiero czwartym WR wybranym w tamtym roczniku.
Największym atutem Harvina była jego wszechstronność i szybkość. Już w swoim debiutanckim sezonie zanotował 790 jardów w odbiorze podań, 135 jardów biegowych i aż 1156 jardów powrotnych. Jego rola w zespole z roku na rok rosła. Jednocześnie po dobrym pierwszym roku coraz częściej miał problemy z chorobami, zwłaszcza migrenami, co wywołało plotki o jego małym zaangażowaniu. Sezon 2012 zaczął bardzo dobrze, ale nie skończył go ze względu na kontuzję. Po jego zakończeniu został oddany do Seahawks. Seattle zapłaciło za niego wyborami w pierwszej i siódmej rundzie draftu 2013 i trzecią rundą w 2014.
Harvin w Minnesocie ani razy nie przekroczył 1000 jardów w odbiorze, a jego średnie jardów na złapane podanie spadały z każdym rokiem, co jest dość niepokojące jak na zawodnika, który najwięcej dobrego potrafi zdziałać z piłką w rękach.
Sezon 2013 właściwie należy uznać za stracony. Harvin poddał się operacji biodra w offseason i zagrał jeden mecz sezonu zasadniczego, w którym odnowił mu się uraz. Wrócił na playoffy, gdzie miał istotny wkład w wygrane przez Seahawks Super Bowl 2014. Nie można jednak powiedzieć, by był to wpływ decydujący, bo dominacja Seattle była tak kompletna, że poradziliby sobie bez niego.
W sezonie 2014 Harvin miał być istotną częścią ofensywy Seahawks, co było widać od pierwszego meczu. Jednak cały sezon grał poniżej oczekiwań. W sumie złapał 22 piłki na 133 jardy, co daje mu żenującą jak na WR średnią 6 jardów na złapane podanie. Po ziemi zaliczył 92 jardy w 11 próbach, ale niemal wszystkie w dwóch pierwszych meczach. Potem defensywy były gotowe na jet sweepy, co w trzech następnych spotkaniach przełożyło się na 6 jardów w 5 próbach.
Można więc z czystym sumieniem powiedzieć, że Harvin nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Do tego doszły pogłoski o jego konfliktach z Russelem Wilsonem i Goldenem Tatem (jeszcze w zeszłym roku) oraz ogólnym psuciu atmosfery w szatni, za które miałby odpowiadać.
Kto go zastąpi w barwach Seahawks? Dwoma najbardziej doświadczonymi reciverami w barwach Seattle są Doug Baldwin i Jermaine Kearse. Obaj to solidni zawodnicy, ale raczej nie materiał na recivera #1. Jest też dwóch debiutantów, którzy zapewne teraz dostaną nieco więcej szans. Wybrany w drugiej rundzie Paul Richardson to gracz nieco w typie Harvina, o niezłym przyspieszeniu, złapał do tej pory jedno podanie na siedem jardów. Jest też wybrany w czwartej rundzie Kevin Norwood, który nie pojawił się w tym roku na boisku, co jest dla mnie pewnym zaskoczeniem, bo w barwach Alabamy był znakomity.
New York Jets zyskują tanim kosztem gracza, który pokazał swoją przydatność. Może nie jest najbardziej produktywnym zawodnikiem w lidze, ale mało kto ma taką zdolność produkowania „big plays” jak on, a tego właśnie brakuje ofensywie Jets. Młody QB Geno Smith zostanie trochę odciążony, bo uwaga rywali będzie musiała skupić się mocniej na Harvinie. Ofensywa nowojorczyków, z konieczności dość toporna, będzie mogła nabrać nieco więcej finezji, o ile oczywiście Harvin skupi się na graniu, a jego zdrowie nie przeszkodzi mu pokazać pełni możliwości.
Dla samego Harvina to niewątpliwie degradacja sportowa. Przechodzi z klubu mistrzowskiego do jednej z najsłabszych jak na razie ekip NFL. Trafi na znacznie słabszego rozgrywającego i system ofensywny chyba jeszcze mniej przyjazny niż nie do końca eksponujący jego możliwości system Seahawks. Z drugiej jednak strony bez wątpienia staje się największą gwiazdą formacji ofensywnej. Jets nie dokonaliby tej wymiany, jeśli nie zamierzaliby na nim oprzeć w dużej mierze swojego ataku.
Konsekwencje finansowe
Jeśli czytacie NFL Blog już od pewnego czasu to wiecie, że nie byłbym sobą, gdybym nie pochylił się nad finansowym aspektem tej sprawy. Przechodząc z Vikings do Seahawks Percy Harvin podpisał nowy, sześcioletni kontrakt na niemal 65 mln dolarów i signing bonus w wysokości 12 mln. W pełni gwarantowana była pensja w pierwszym roku, w drugim stawała się gwarantowana piątego dnia sezonu.
Pogubiłeś się? Jeśli tak, to zajrzyj najpierw do tekstu o salary cap w NFL.
Kontrakt miał specyficzną strukturę. W sezonie 2013 było to tylko 2,5 mln podstawowej pensji, w 2014 kwota ta gwałtownie rosła do 7,5 mln, by już do końca kontraktu (czyli sezonu 2018 włącznie) utrzymywać się w okolicy 10-11 mln rocznie. Oznaczało to, że coroczne uderzenie Harvina w salary cap wynosiłoby ok. 12 mln rocznie i stawiało go na czele listy najlepiej wynagradzanych zawodników w klubie (póki nowych kontraktów nie podpisali Earl Thomas i Richard Sherman).
Oddanie zawodnika w wymianie ma podobne konsekwencje jak jego zwolnienie. W tym roku Seahawks nie poniosą już konsekwencji w salary cap, wręcz zyskają, bo za pozostałą część pensji Harvina w tym sezonie odpowiadać będą Jets. Jednak w przyszłym roku Harvin będzie odpowiadał za 7,2 mln „martwych pieniędzy”. Jest to ta część signing bonus, która nie została wliczona do tej pory w salary cap, a która miała się rozkładać na kolejne lata kontraktu. Jednak i tak oznacza to oszczędności w stosunku do Harvina w składzie już za rok i nieporównywalnie lepszą sytuację w kolejnych latach.
Seahawks potrzebują tych pieniędzy, bo w tym offseason nowy kontrakt będzie trzeba podpisać z QB Russelem Wilsonem. Jakimś punktem odniesienia będzie niewątpliwie kontrakt Colina Kaepernicka, ale Wilson zapewne dostanie lepsze warunki, choćby ze względu na fakt, że już doprowadził swój zespół do mistrzostwa. Niewątpliwie ciekawie będzie wyglądał jego korespondencyjny pojedynek z Andrew Luckiem.
Ale wróćmy do transferu Harvina. Seahawks czyszczą sobie miejsce w budżecie, ale nie mogą być zadowoleni ze stopy zwrotu. Zainwestowali w niego trzy wybory w drafcie: w pierwszej, trzeciej i siódmej rundzie. Z powrotem dostają tylko wybór w szóstej rundzie, który stanie się wyborem z czwartej, jeśli Jets nie zwolnią w tym roku Harvina.
Nowojorczycy zrobili bardzo dobry interes. Cały koszt signing bonus wzięli na siebie Seahawks, więc po tym sezonie Jets mogą zwolnić Harvina bez żadnych konsekwencji dla swojego budżetu płacowego. Mogą go tez zatrzymać do 2018 r., a nad Harvinem wciąż będzie wisiał topór. Oznacza to również dużą przewagę Jets jeśli będą chcieli renegocjować kontrakt Percy’ego, np. zmniejszyć mu pensję, w zamian za zagwarantowanie części pieniędzy. Jeśli Harvin nie zabłyśnie jakoś niesamowicie w drugiej części sezonu, to podejrzewam że Jets wymuszą na nim redukcję zarobków w offseason.
Oddanie Harvina to kapitulacja Generalnego Managera Seahawks, Johna Schneidera. Harvin miał być głównym komponentem ofensywy Seahawks, a pozbyli się go za czapkę śliwek i to w dość panicznym ruchu. Pytanie czy Seahawks wiedzą o Harvinie coś jeszcze, czego nie chcą ujawnić reszcie ligi. Czas pokaże. Jets robią ruch, którym praktycznie nic nie ryzykują, a potencjalnie mogą sporo zyskać.