Przed majowym draftem wielu ekspertów mówiło, że tegoroczny narybek wide reciverów jest wyjątkowy. I choć traktowałem to z przymrużeniem oka, ta grupa już teraz wywiera ogromny wpływ na ligę.
Naprawdę trudno przewidzieć jak w NFL spisze się największa nawet gwiazda uniwersytecka. Tim Tebow był gwiazdą pierwszej wielkości na Uniwersytecie Florydy, ale nie dograł do końca nawet swojego pierwszego kontraktu. Tymczasem Jonas Gray, który przebiegł w barwach Patriots 201 jardów w niedzielnym spotkaniu z Colts nigdy nie był pierwszym running backiem na Notre Dame.
W przypadku wide reciverów jeszcze trudniej przewidzieć sukces, a składa się na to wiele czynników. Po pierwsze gra recivera w college’u różni się sporo od gry w NFL. Mogłoby się wydawać, że futbol amerykański jest wszędzie taki sam, ale to nie do końca prawda. Na uczelni do złapania podania wystarczy postawić jedną stopę w boisku, w NFL potrzeba dwóch. To zwiększa poziom trudności, a profesjonaliści znacznie częściej musza łapać przy linii bocznej, bowiem obrońcy w NFL są więksi, szybsi i bardziej atletyczni. Najczęściej w szkole wide reciver grał przeciwko jednemu cornerbackowi na tym poziomie raz na kilka meczów. Tu jest ich kilku co mecz.
To sprawia, że elementy które dawały reciverowi przewagę na uczelni, niekoniecznie musza się sprawdzać później. Kiedyś dominował siłą i szybkością, ale tu są tak samo silni. Kiedyś łapał piłki w pełni otwarty, teraz musi łapać w tłoku. Nagle znacznie bardziej zaczynają się liczyć inteligencja, precyzyjne bieganie ścieżek czy umiejętność szybkiego ogarniania playbooka.
Ponadto dochodzi kwestia mentalna. Profesjonalni sportowcy zarabiający ciężkie pieniądze w ogóle nie należą do najskromniejszych, ale wide reciverzy są pod tym względem jeszcze gorsi, bo to oni z reguły wykonują kluczowe akcje. Nader często to diwy z przerostem ego. Przyzwyczajeni do gwiazdorskiego traktowania nie odnajdują się w świecie NFL i staczają w używki lub po prostu szybko wypadają z ligi.
Dlatego wide reciverzy z klasy 2014 są tak wyjątkowi. Do oceny debiutanta potrzeba przynajmniej trzech sezonów, więc wiele jeszcze może się wydarzyć. Ci młodzi faceci mogą uderzyć w sufit, ich karierę może zmienić (odpukać) poważna kontuzja, woda sodowa może uderzyć im do głowy, ale również mogą się dalej rozwijać w tak zawrotnym tempie. Z reguły największy postęp gracze na tej pozycji robią między swoim pierwszym i drugim rokiem w lidze, a to naprawdę przerażająca myśl dla ich przeciwników. Jeden z nich zostanie ofensywnym debiutantem roku (choć wciąż trudno powiedzieć który), ale jeśli nie zboczą z obranej ścieżki, mają szansę stać się naprawdę legendarną grupą.
Oto oni w kolejności, w której zostali wybrani w drafcie:
Sammy Watkins, Buffalo Bills
Wybrany: 1 runda, #4
Statystyki: 45 rec, 649 yds, 5 TD
Watkins to przyszłość Buffalo. Przynajmniej tak uznali Bills oddając za niego królewski okup: wybory w pierwszej i czwartej rundzie w drafcie 2015. Watkins jak na razie spisuje się nieźle, mimo pewnych problemów ze zdrowiem. Jak na debiutanta przystało gra nierówno. Ma na koncie 19 jardów w meczu z Buffalo, ale także 157 jardów z Jets czy 122 jardy i 2 TD przeciwko Vikings. Watkins zdobywa poniżej 32 jardów lub powyżej 87. W tym drugim wypadku Bills zawsze wygrywają. Pytanie tylko, czy naprawdę warto było tyle za niego płacić, skoro Buffalo mogli na swoim miejscu wybrać dowolnego przedstawiciela tej grupy poza Watkinsem i Mikiem Evansem.
Mike Evans, Tampa Bay Buccaneers
Wybrany: 1 runda, #7
Statystyki: 46 rec, 794 yds, 7 TD
Potężny (196 cm, 105 kg) absolwent Texas A&M, gdzie jego fantastyczne chwyty miały niemały udział w wykreowaniu legendy Johnny’ego Manziela. Zaczął dość niemrawo, ale eksplodował po bye weeku. W ostatnich trzech meczach złapał 21 piłek na 358 jardów i 5 TD, łącznie z fenomenalnym występem przeciwko Redskins, w którym złapał piłki na 209 jardów i 2 przyłożenia. Jest najskuteczniejszym reciverem Bucs w tym roku, a to spore osiągnięcie, biorąc pod uwagę, że gra z Vincentem Jacksonem w jednej drużynie.
Odell Beckham Jr., New York Giants
Wybrany: 1 runda, #12
Statystyki: 31 rec, 463 yds, 3 TD
Pauzował cztery pierwsze mecze z powodu kontuzji. Gdyby nie to, pewnie byłby kandydatem do Rookie of the Year. Od bye weeku stał się ulubionym celem podań Eli Manninga i jednym z nielicznych jasnych punktów w tegorocznych Giants. Moim zdaniem to właśnie jego czeka najjaśniejsza przyszłość w NFL z tej grupy, a oto jeden z powodów.
Brandin Cooks, New Orleans Saints
Wybrany: 1 runda, #20
Statystyki: 53 rec, 550 yds, 3 TD
Nie miał jednego spektakularnego meczu, ani razu nie przekroczył 100 jardów, rzadko widać go w highlightach. Do tego jego Saints mają fatalny sezon. Ale wśród licznych celów Drew Breesa zdołał wykroić sobie swoje pewne miejsce i w każdym z meczów tego sezonu złapał przynajmniej dwie piłki. Znacznie lepiej gra na własnym stadionie niż na wyjazdach, ale w ostatnich latach to samo można powiedzieć właściwie o każdym zawodniku Saints.
Kelvin Benjamin, Carolina Panthers
Wybrany: 1 runda, #28
Statystyki: 52 rec, 768 yds, 8 TD
Najbardziej prawdopodobny kandydat do nagrody debiutanta sezonu. Razem z Gregiem Olsenem są jedynymi naprawdę groźnymi reciverami w wypranej z talentu ofensywie Panthers. To w jego stronę patrzy Cam Newton, gdy ma kłopoty i to on jako jedyny z tej grupy poza Watkinsem jest zdecydowanym numerem jeden na swojej pozycji w swojej drużynie. Kolejny potężny zawodnik na tej liście, o warunkach fizycznych podobnych do Evansa (196 cm, 109 kg)
Jordan Matthews, Philadelphia Eagles
Wybrany: 2 runda, #42
Statystyki: 44 rec, 558 yds, 6 TD
Człowiek, który najbardziej skorzystał na kontuzji Nicka Folesa, poza Markiem Sanchezem oczywiście. W obu meczach, w których Sanchez zaczął na rozegraniu, Matthews złapał podania na ponad 100 jardów i szybko stał się ulubionym celem rezerwowego QB Eagles. Wcześniej miał stałą choć skromną rólkę, teraz powoli zmienia się w gwiazdę.
Allen Robinson, Jacksonville Jaguars
Wybrany: 2 runda, #61
Statystyki: 48 rec, 548 yds, 2 TD
Kolejny w tym gronie zawodnik bez spektakularnych wyczynów, za to ze stałą i równą produkcją przez cały czas. Biorąc pod uwagę jakie problemy ze złożeniem do kupy czegokolwiek przypominającego grę ofensywną ma jego drużyna, należy docenić jego równą formę.
John Brown, Arizona Cardinals
Wybrany: 3 runda, #91
Statystyki: 34 rec, 468 yds, 5 TD
Ten facet może być jednym z największych „steali” tego draftu. Może nie ma tak imponujących statystyk jak jego koledzy, ale gra w defensywnie zorientowanej drużynie z ciągłym zamieszaniem na rozegraniu i musi dzielić się piłkami z Larrym Fitzgeraldem i Michaelem Floydem. Do świadomości kibiców przebił się dzięki 119 jardom i 75-jardowemu przyłożeniu w meczu z Eagles, a jeszcze bardziej tym szalonym tańcem po przyłożeniu z Rams.
Martavis Bryant, Pittsburgh Steelers
Wybrany: 4 runda, #118
Statystyki: 16 rec, 321 yds, 6 TD
Statystycznie najsłabszy z tego grona, ale pierwsze sześc meczów obejrzał w „cywilu”. Potem Steelers dali mu pograć i złapał 6 podań na TD w swoich pierwszych czterech meczach. Nie wspominając o 310 jardach. Ostatni mecz miał nieco słabszy, ale zasłużył sobie na pewien kredyt zaufania, zwłaszcza że tchnął nowe życie w ofensywę Pittsburgha.
Allen Hurns, Jacksonville Jaguars
Wybrany: niewybrany w drafcie
Statystyki: 30 rec, 475 yds, 5 TD
Facet znikąd w swoim debiucie już po pierwszej kwarcie miał 110 jardów i 2 TD. Gra piekielnie nierówno, ale na pewno ma ogromny potencjał. Biorąc pod uwagę, że w maju nikt go nie chciał, Jaguars trafili na nieoszlifowany diament.
Na tym jednak nie koniec. W tym roczniku jest kilku innych wide reciverów, którzy mają spory potencjał. Jarvis Landry z Dolphins złapał już podania na 400 jardów i jest tam opcją nr 2, ale na razie postanowiłem nie włączać go do zestawienia. Marquise Lee z Jaguars był gwiazdą uczelni USC, ale w NFL jak na razie nie realizuje pełni potencjału. Podobnie jak Kevin Norwood, gwiazda Alabamy, który na razie pełni marginalną rolę w Seahawks, którzy potrzebują reciverów jak kania dżdżu. Swoją szansę dostał tam Paul Richardson, ale jak na razie z mieszanymi skutkami. Jest jeszcze Devante Adams z Packers, który wygrał walkę o miejsce trzeciego recivera za Jordim Nelsonem i Randallem Cobbem, a jego rola w ofensywie Aarona Rodgersa z meczu na mecz się zwiększa.
Czy za kilkanaście lat wide reciverzy rocznik 2014 stanął się takim samym złotym standardem jak quarterbackowie rocznik 1983? Czas pokaże, ale na razie są na jak najlepszej drodze.