Rose Bowl i Sugar Bowl niegdyś stanowiły dla czterech ekip ukoronowanie sezonu, a często były również areną zmagań o akademickie mistrzostwo USA w futbolu amerykańskim. Jednak w tym roku zostały „zdegradowane” do rangi półfinałów. Po raz pierwszy w historii o mistrzostwie NCAA zdecydują czterozespołowe playoffy, a w noworoczny wieczór rozegrano półfinały. Wieczór amerykańskiego czasu, my skończyliśmy oglądać ok. 6.30 rano. Warto było.
Kaczki odpłynęły Seminolom
Futbol akademicki śledzę dość pobieżnie, więc o ofensywie Oregonu do tej pory jedynie czytałem. Pewne jej elementy Chip Kelly, były head coach Oregonu, stosuje w Philadelphia Eagles, ale to jednak nie to samo. Muszę przyznać, że tempo Kaczek jest naprawdę obłędne. Przerwy od zakończenia jednej akcji do następnej wynosiły najczęściej 10-15 sekund. To powodowało, że problemy z nadążeniem za Marcusem Mariota i spółką mieli sędziowie, realizatorzy telewizyjni, a przede wszystkim przeciwnicy.
Florida State Seminols to wciąż jeszcze aktualni mistrzowie kraju, drużyna, która przed tym meczem nie przegrała od 29 spotkań, a ich QB Jameis Winston wygrał wszystkie swoje starty w karierze akademickiej. Byli też drużyną, której porażki serdecznie życzyły całe Stany, poza tym kawałkiem Florydy, który kibicuje Seminolom. Wynikało to z kilku czynników. Po pierwsze, jak w każdym sporcie, obowiązuje zasad „bij mistrza”.
Po drugie kontrowersje budził ich lider Jameis Winston, który po zdobyciu Nagrody Heismana jako redshirt freshman trochę się pogubił. W offseason został przyłapany na kradzieży owoców morza z lokalnego sklepu, potem został zamieszany w sprawę gwałtu (choć, co warto podkreślić, nie został w niej ostatecznie nawet oskarżony), a we wrześniu został zawieszony na mecz z Clemson, po tym jak darł się „Fuck her right in the pussy” stając na stole w stowarzyszeniu studenckim FSU.
No i wreszcie budzili powszechną niechęć swoim stylem. Przez cały sezon gubili piłki (32 straty, drugi najgorszy rezultat w FBS, czyli na najwyższym poziomie rozgrywek), przegrywali do przerwy, wygrywali po nieprawdopodobnych comebackach, męczyli się ze słabeuszami. Ale wygrywali. I choć ich styl nie zachwycał, choć w rankingach często ustępowali rywalom z gorszym bilansem, to jednak komitet playoffowy nie ośmielił się wyrzucić z playoffów jedynej niepokonanej drużyny z pięciu najmocniejszych futbolowych konferencji.
Po drugiej stronie Oregon. Ekipa grająca szybko, efektownie, która od lat jest w czołówce i której zawsze brakowało jednego zwycięstwa, żeby zagrać o najwyższą stawkę. Na jej czele tegoroczny zdobywca Nagrody Heismana, ulubieniec Ameryki Marcus Mariota. Przystojny chłopak z Hawajów, którego niemal nikt nie chciał, wspiął się na sam szczyt. Nieskazitelna opinia, świetna postawa na boisku i poza nim. Nic dziwnego, że większość fanów widziało to spotkanie jako starcia dobra ze złem.
Zaczęło się zgodnie z planem. Oregon włączył turbodoładowanie, wyszli na prowadzenie 18:6, po czym ruszyli Seminole. Jeszcze przed przerwą zdobyli przyłożenie, przechwycili Mariotę (dopiero trzecie INT tego zawodnika w całym sezonie), a ich FG w ostatniej sekundzie trafił w słupek. W połowie trzeciej kwarty przegrywali tylko 25:20 i wszyscy spodziewali się dramatycznej końcówki. Nie tym razem. Tym razem pogrążyły ich straty.
FSU straciło aż pięć piłek w całym meczu. Oregon przejął cztery fumble, z czego dwa zgubił podstawowy RB Dalvin Cook. Choć odzyskiwanie fumbli to kwestia szczęścia, to trudno tu mówić o jakimś koszmarnym pechu FSU. W całym meczu naliczyłem im siedem zgubionych piłek, więc stracenie czterech wcale nie jest najgorszym co mogło im się zdarzyć. Winston rzucił jedno INT (piłkę zbił defensywny liniowy Oregonu), ale to jego fumble przy 4&5 rozstrzygnęło mecz, a ze względu na nietypowe okoliczności zapewne przejdzie do historii.
Mariota i Winston starli się w pojedynku dwóch ostatnich zdobywców nagrody Heismana i dwóch prawdopodobnych #1 w drafcie NFL 2015, choć warto pamiętać, że żaden z nich jeszcze oficjalnie nie zadeklarował przystąpienia do draftu. W pierwszej połowie lepsze wrażenie robił Winston. Mariota nie grał źle, pomijając fatalne INT, ale Kaczki po prostu nie wymagają od niego tyle co Seminole od Winstona. QB Oregonu rzucał głównie WR screeny i proste podania do bardzo otwartych reciverów. Choć trudno go winić za granie w skutecznym systemie, to jednak ten materiał raczej nie przekona skautów NFL do zużycia na niego #1. Będzie musiał zaprezentować pewne elementy podczas przeddraftowych treningów.
Z drugiej strony Winston wykazywał się niezłym wyczucie, podawał w trudne okna między obrońców, często zanim jeszcze jego reciver wykonał ostateczny zwrot na swojej ścieżce, a co ważne, podawał precyzyjnie. Krótko mówiąc wykonywał właśnie takie podania, jakich skauci NFL oczekują. Tyle że druga połowa była mniej imponująca. Przede wszystkim dały o sobie znać problemy Winstona z pracą nóg, który to element na pewno będzie musiał poprawić, a jego komiczne fumble w takim momencie może świadczyć przeciwko niemu. Pamiętajcie, że to może być jedyne przegrane spotkanie Winstona w całej karierze i jako takie będzie pilnie analizowane przez skautów.
Obaj QB imponowali przygotowaniem atletycznym, jednak moim zdaniem to Mariota biegał bardziej z głową. Choć mecz mógłby się potoczyć zupełnie inaczej, gdyby Winston nie został zatrzymany w czwartej próbie dosłownie kilkanaście centymetrów przed polem punktowym Oregonu.
Na koniec kilka słów o defensywie Oregonu. Przez cały sezon nazywano ich „miękką” drużyną. W przypadku ekip grających szybko i efektownie łatwo o takie etykietki. Jednak w Rose Bowl pokazali inne oblicze. W pierwszej połowie znakomicie grali we własnym red zone i choć oddali sporo jardów, nie pozwolili rywalom na zdobycie wielu punktów. Po przerwie dodali do tego cała masę wymuszonych strat. Udało im się też przycisnąć Winstona, który w drugiej połowie nie był taki skuteczny.
Mariota ma szansę na zakończenie kariery na uczelni bajkowym sezonem. Nagroda Heismana, mistrzostwo kraju i prawdopodobny #1 w drafcie. Ale na jego drodze stanie jeszcze jeden przeciwnik.
Ohio State zatrzymało Alabamę
Alabama to w ostatnich latach największa potęga w futbolu NCAA. Pod wodzą trenera Nicka Sabana zdobyli trzy tytuły mistrzowskie (2009, 2011, 2012) i wygrali ponad 80% meczów. W ostatnich siedmiu sezonach przynajmniej przez tydzień zajmowali pierwsze miejsce w rankingu Associated Press. Tym razem sezon skończyli na pierwszym miejscu i mieli zagrać z Ohio State, które dopiero rzutem na taśmę załapało się do playoffów. Nic dziwnego, że to Szkarłatny Przypływ był faworytem tego starcia. Swoją drogą „Crimson Tide” to chyba najbardziej poetycka nazwa ze wszystkich drużyn uniwersyteckich w USA.
Na początku wszystko szło zgodnie z planem i Alabama objęła prowadzenie 21:6. Jednak jeszcze przed przerwą Ohio State zmniejszyło straty do 1 punktu, a niezwykle efektownym chwytem popisał się Michael Thomas, który po akcji zmyłkowej złapał podanie od innego WR Evana Spencera.
Trzecia kwarta to znów popis Ohio State. Dołożyli kolejne dwa przyłożenia, w tym pick-six na QB Alabamy Blake’u Simmsie. W sumie zdobyli 28 punktów z rzędu, jednak jeszcze przed końcem trzeciej kwarty Alabama zdołała zmniejszyć straty do jednego posiadania piłki po biegowym przyłożeniu Simmsa.
I wtedy zaczął się popis nieudolności ofensywy Alabamy. Obrona i special teams odwaliły kawał dobrej roboty. Raz po raz powstrzymywali Ohio State i dawali swojej ofensywie świetną pozycję startową. Jednak nawet gdy zaczynali z 25 jarda Ohio State, nie potrafili zdobyć punktów (Simms rzucił kolejne INT).
W końcu defensywa nie wytrzymała. Alabama miała problemy z safety i środkowymi linebackerami ze względu na liczne urazy i mieli ogromne problemy z powstrzymywaniem RB Ohio State, Ezekiela Elliotta. Kiedy na 3,5 minuty przed końcem meczu Elliott urwał się obronie i popędził na 85-jardowe przyłożenie (w całym meczu 230 jardów i 2 TD), a następnie Ohio State dołożyli 2-punktowe podwyższenie, wydawało się, że jest po meczu.
Jednak Alabama odpowiedziała 1,5 minutową serią ofensywną i przyłożeniem. Nie udało im się odzyskać onside kicku, jednak sprawne zarządzanie zegarem pozwoliło im przejąc piłkę na 1,5 minuty przed końcem meczu.
I wówczas w całej okazałości ujawnił się podstawowy problem ofensywy Alabamy, który OSU wykorzystywali przez cały mecz: brak playmakerów. Najlepszy uniwersytecki reciver w kraju, Amari Cooper, był świetnie kryty i podwajany. OSU pozwoliło mu złapać 2 TD, ale 9 piłek na 71 jardów to znacznie poniżej średnich Coopera z tego roku. Blake Simms po prostu sobie nie radził, a wobec kontuzji podstawowego RB T.J. Yeldona, gra biegowa również nie funkcjonowała zbyt sprawnie.
W ostatniej serii Alabama nie miała przerw na żądanie, a jednak Simms podawał krótko i na środek boiska. Zdecydowanie zbyt długo zbierali się do kolejnych akcji. W efekcie Simms musiał odpalić „zdrowaśkę” niemal z połowy boiska, a ta padła łupem graczy Ohio State, którzy zasłużenie awansowali do wielkiego finału.
Mecz finałowy 12 stycznie o 2:30 naszego czasu. niestety będzie to poniedziałek, więc ze względu na prace nie obejrzę go na żywo. Jeśli jednak macie taką możliwość, to polecam. Zapowiada się świetne widowisko.