Zostało tylko 11 spotkań w tym sezonie. Już za miesiąc przekonamy się, kto będzie tegorocznym mistrzem NFL. Do walki przystąpi dwanaście drużyn, ale w pierwszej rundzie powalczy tylko osiem, które rywalizują o prawo gry z czterema najwyżej rozstawionymi ekipami.
Arizona Cardinals @ Carolina Panthers
Pierwszy mecz Wild Card Round to spotkanie, które jest kompletnie nieprzewidywalne. Po jednej stronie staną Cardinals, przez większość sezonu drużyna z najlepszym bilansem w lidze. Jednak w wyniku kontuzji stracili najpierw Carsona Palmera, a potem jego zmiennika Drew Stantona i w efekcie zostali z Ryanem Lindleyem na rozegraniu.
Serdecznie współczuję Lindleyowi. Zagrać jako startowy QB w meczu playoffów NFL to marzenie każdego dzieciaka w Stanach, ale Lindley po prostu się do tego nie nadaje. Nawet bycie zmiennikiem w NFL to tak naprawdę dla niego za wysokie progi. W swojej karierze ma skuteczność podań 50,8%, średnią 5 jardów/podanie, 2 TD przy 11 INT i passer rating 50,3. Bill Barnwell z Grantlandu uważa, że to najsłabszy rozgrywający w historii, który zagra jako starter w meczu playoffów. W efekcie to właśnie Lindley będzie obwiniony za ewentualną porażkę Cardinals, którzy mają naprawdę solidną drużynę i z Carsonem Palmerem mogliby zajść daleko. Przede wszystkim z Palmerem zapewne nie graliby dziś wieczorem, tylko spokojnie czekali an przeciwnika w drugiej rundzie playoffów. Odkąd Palmer doznał urazu, wygrali tylko 3 z 7 meczów, co gorsza ani razu nie zdobyli więcej niż 18 punktów. Niemniej jednak Lindley dostał zadanie ponad siły, z którego, słusznie lub nie, będzie ostro rozliczony przez fanów w Phoenix.
Wydawałoby się, że Panthers to dla nich idealny przeciwnik. Zwycięzca jednej z najsłabszych dywizji w historii ligi i ekipa, której brakuje playmakerów w ataku. Jednak w ostatnich tygodniach zaszła w nich niesamowita przemiana. Na początku grudnia byli drużyną z bilansem 3-8-1, która wygrała tylko jeden mecz od połowy września. Jednak ostatnie cztery spotkania wygrali i choć przeciwników nie mieli za mocnych, to jednak ponad trzydziestopunktowe wyjazdowe zwycięstwa z Falcons i Saints budzą szacunek. Co więcej, nagle przypomnieli sobie, że jeszcze rok temu byli jedną z najlepszych defensyw w NFL. Ten wizerunek zapewne pękłby przeciwko Cowboys czy Packers, ale na Lindleya i spółkę spokojnie wystarczy.
W ofensywie Panthers od początku roku mają problemy z grą górą. Po pierwsze mają tylko dwóch godnych zaufania reciverów i są to debiutant Kelvin Benjamin i TE Greg Olsen. Co więcej Panthers mają ogromne problemy z ochroną Cama Newtona, odkąd na emeryturę odszedł LT Jordan Gross.
W tej sytuacji Panthers będą grali głównie dołem. Choć mają najdroższy backfield w lidze z Jonathanem Stewartem oraz mającymi problemy ze zdrowiem Mikiem Tolbertem i DeAngelo Williamsem, to jednak ich 4,3 jarda/próbę sytuuje ich na trzynastym miejscu w lidze. Tymczasem Cardinals wyrobili sobie reputację świetnej defensywy biegowej. No właśnie, reputację. Problem z quarterbackiem polega na tym, że jego brak wpływa też na inne elementy drużyny. O ile w czasie swojej zwycięskiej serii Cardinals faktycznie mieli jedną z najlepszych defensyw biegowych w lidze, to w ciągu ostatnich pięciu kolejek oddawali 5,6 jarda/próbę, co jest najsłabszym wynikiem w NFL. Jasne, w tym czasie grali dwukrotnie przeciwko Seahawks, którzy mają najlepszą ofensywę biegową, ale nic nie usprawiedliwia aż tak dramatycznego spadku.
Języczkiem u wagi w tej sytuacji będzie Cam Newton, rozgrywający Panter. Miał w tym roku problemy z plecami, potem uszkodził sobie kręg w wypadku samochodowym. Jeśli będzie zdrowy i zagra na 100% Panthers powinni sobie poradzić, zwłaszcza na własnym stadionie. Nie można jednak lekceważyć Bruce’a Ariansa. Może wymyśli coś błyskotliwego?
Mój typ: Cardinals 13 – 20 Panthers
Baltimore Ravens @ Pittsburgh Steelers
Zanim nastała era Jima Harbaugh i Pete’a Carrolla, najlepszą rywalizacją w NFL były właśnie te starcia w AFC North. Dwie twarde defensywy regularnie meldujące się w czołówce ligi, fizyczna gra oparta na bieganiu i mnóstwo złej krwi. Sporo się od tego czasu w obu ekipach zmieniło, ale i tak ta rywalizacja zapowiada się na najciekawszą w tej rundzie.
Większość serwisów bukmacherskich stawia na Steelers z handicapem -3. To znamienna liczba, bo trzy punkty uznaje się w NFL za wartość przewagi własnego boiska. Oznacza to, że firmy bukmaherskie uznają, że na neutralnym terenie obie te ekipy są na równym poziomie.
Większość zaawansowanych wskaźników uznaje Ravens za drużynę znacznie lepszą niż wskazuje ich rozstawienie. Ich stosunek małych punktów sytuuje ich na 6. miejscu w lidze, a wartość DVOA na 5. miejscu w lidze, najwyżej ze wszystkich grających w ten weekend drużyn. Co ciekawe ten sam wskaźnik sytuuje ich na 4. miejscu wśród najrówniej grających drużyn w lidze (liczy się tu zmienność DVOA z tygodnia na tydzień). Tak więc teoretycznie jest to solidna, równo grająca drużyna. Więc na czym polega problem?
Przede wszystkim na kontuzjach. Ravens mają 17 zawodników na liście kontuzjowanych, zdecydowanie najwięcej ze wszystkich ekip w playoffach. Aż pięciu z tych graczy to cornerbackowie, co bardzo źle wróży przeciwko najbardziej produktywnemu atakowi górą w lidze i najbardziej produktywnemu WR w lidze (Antonio Brown). Co gorsza defensywa Ravens, świetna przeciwko biegowi, przeciw podaniom jest lokowana na 15. (DVOA) 23. (jardy) lub 19. (passer rating przeciwników) miejscu w lidze.
W sobotni wieczór może to być o tyle istotne, że w ostatnim meczu sezonu kontuzji kolana doznał Le’Veon Bell, najlepszy RB Steelers i jeden z najlepszych RB w NFL. Nawet jeśli zagra przeciwko Ravens, nie będzie w 100% sprawny. Steelers co prawda ściągnęli w jego miejsce Bena Tate’a (co sugeruje, że Bell może nie zagrać), ale na pewno ich plan meczowy zostanie zmodyfikowany w stronę częstszej gry podaniem.
Urazy Ravens będą bardzo istotne również w ataku. Linii ofensywnej brakuje obu tackli, czyli zewnątrznych graczy, kluczowych dla ochrony rozgrywającego przed passs rushem. W efekcie Joe Flacco jest jednym z rozgrywających, którzy najczęściej znajdują się pod presją. Efekt? W pierwszej połowie meczu przeciwko Houston Texans Flacco posłał do celu jedynie 4/22 podania na 35 jardów i 3 INT, a i początku ostatniego meczu z Browns nie zaliczy do udanych.
To może być fascynujący mecz. Czy Ravens są dobrą drużyną, która ostatnio ma pecha, czy też Steelers obnażą ich słabości?
Mój typ: Ravens 24 – 21 Steelers
Cincinnati Bengals @ Indianapolis Colts
To już piąty raz w ostatnich sześciu latach, gdy Bengals awansowali do playoffów, jednak nie wygrali meczu w styczniu od 1990 r. Ich QB Andy Dalton wyrobił sobie opinię zawodnika, który zawodzi w najważniejszych momentach. Także pod koniec tego sezonu nie zachwycał. Trudno powiedzieć, by to on był jedyną przyczyną porażek Cincinnati, ale na pewno nie był jasnym punktem drużyny. Co gorsza może nie mieć do dyspozycji swojego ulubionego celu. A.J. Green doznał ostatnio wstrząśnienia mózgu i wciąż przechodzi specjalny medyczny protokół. Oficjalnie jego występ jest „wątpliwy”, co oznacza że klub ocenia jego szanse gry na mniej niż 25%.
To jak ważny jest Green dla tej drużyny pokazał pierwszy mecz tych dwóch ekip w tym sezonie. 19 października Colts wygrali 27:0, a Green spędził cały mecz za linią boczną z powodu urazu stopy. Colts rzucili całą obronę przeciwko biegowi i Bengals wycisnęli jedynie 32 jardy z 12 prób, a gdy potem musieli odrabiać straty, Dalton zaliczył 126 jardów w 38 podaniach. Wynik fatalny nawet w grze biegowej, a co dopiero mówić o podaniowej.
Problemy ma jednak również ofensywa Colts. Niepowstrzymana machina w pierwszej części sezonu, zwolnili wyraźnie w drugiej. Andrew Luck znów zaczął popełniac więcej strat, choć jednocześnie nikt nie ma tyle podań na TD w tym sezonie co on. Jednak główne problemy ataku Colts tkwią, jakżeby inaczej, w urazach. Z mniejszymi lub większymi kontuzjami od kilku tygodni zmagają się T.Y. Hilton i Reggie Wayne, a TE Dwayne Allen teoretycznie już wyleczył uraz, ale jest cieniem samego siebie. Co gorsza Colts wciąż nie mają ofensywy biegowej. Dalej usiłują przełamać Trenta Richardsona, ale on już chyba nie nadaje się do gry w NFL. Może dadzą więcej szans Danielowi Herronowi, który zdobywa 1,2 jarda/próbę więcej niż Richardson?
Colts budzą spore wątpliwości, bo osiągnęli bilans 11-5 grając głównie ze słabeuszami. Mieli siódmy najłatwiejszy kalendarz w lidze, a w spotkaniach z drużynami, które weszły do playoffów, mają bilans 2-4, do którego wliczają się sromotne klęski przeciwko Steelers, Patriots i Cowboys.
Mimo wszystko nie sądzę, żeby Bengals, zwłaszcza bez Greena, byli w stanie dotrzymać kroku Andrew Luckowi. Ich jedyną szansą jest zamaskowanie słabości Daltona przez granie dołem. Ale jeśli Luck szybko wyprowadzi swój zespół na prowadzenie, Bengals będą musieli złożyć tegoroczny sezon w ręce Daltona. I to jest dość przerażająca myśl dla fanów w Cincinnati.
Mój typ: Bengals 10 – 28 Colts
Detroit Lions @ Dallas Cowboys
Wiecie, że Matt Stafford ma w karierze bilans 3-31 przeciwko drużynom, które skończyły sezon z dodatnim bilansem? Różnych wpadek Tony’ego Romo w najważniejszych momentach chyba nie muszę przypominać.
Tyle że ostatnio to Romo pokazał, jak bardzo jest „clutch”. W grudniu zagrał cztery mecze i jego statystyki wyglądały następująco: 83/111 (74,8%), 987 jardów (8,89 jarda/próbę), 12 TD, 1 INT i passer rating 133,7. To pozwoliło mu po raz pierwszy w karierze znaleźć się w drugiej drużynie All-Pro i stać się poważnym kandydatem do MVP.
Romo musiał wziąć na siebie większy ciężar gry, bo stało się to, co nieuniknione: DeMarco Murray zaczął zwalniać. Po prostu ilość biegów, które musiał wykonać, zaczęła negatywnie odbijać się na jego zdrowiu i formie. Murray to dopiero dziewiąty RB w historii NFL i trzeci w tym stuleciu, który pobiegł z piłką ponad 390 razy w sezonie (dokładnie 392). Po powrocie Cowboys z bye weeku Murray osiąga 4,1 jarda/bieg, czyli wynik bardzo przeciętny, który ulokowałby go w okolicach 20. miejsca w NFL, podczas gdy przed bye weekiem osiągał 5,1 jarda/próbę, co sytuowałoby go na 5. miejscu w lidze, a na drugim wśród RB (za Justinem Forsettem z Ravens). Jeden jard na próbę może wydawać się nieznaczną różnicą, ale aż 27% czwartych prób Cowboys w tym sezonie miało miejsce, gdy do przejścia było 3 jardy lub mniej, czyli jeden jard więcej w tych trzech wcześniejszych próbach oznaczałby pierwszą próbę, co daje średnio 1,5 pierwszej próby na mecz w sytuacjach, gdy trzeba puntować lub kopać field goal.
Jak Murray spisze się w niedzielę? W dużej mierze zależeć to będzie od pasjonuącego pojedynku „w okopach”. Lions nie mają już najlepszej defensywy ligi, bo właściwie w każdym wskaźniku wyprzedzili ich Seahawks, ale ich linia defensywna stanowi klasę sama w sobie. Co więcej, będą mogli skorzystać z Ndamukonga Suha, który odwołał się od zawieszenia nałożonego na niego za nadepnięcie na Aarona Rodgersa przeciwko Packers. Biedaczek podobno miał tak zimne stopy, że nie wiedział na czym staje.
Nie zmienia to jednak faktu, że Suh i jego koledzy staną naprzeciwko najlepszej linii ofensywnej w lidze. Grupy, która w dużej mierze odpowiada za sukcesy Murraya i Romo, bo torują drogę temu pierwszemu i bardzo skutecznie chronią tego drugiego. ich starcia na pewno będą ozdobą meczu.
Lions nie mają żadnych szans, jeśli zawierzą wyłącznie defensywie. Do gry musi się włączyć również ich atak, który niedomaga przez cały rok. Podobno zdrowy jest już Calvin Johnson. On i Golden Tate muszą uwolnić się od opieki co najwyżej przeciętnych defensorów Cowboys, a Matthew Stafford musi dostarczyć im piłkę, co w tym roku idzie mu średnio. Na grę biegową raczej nie mają co liczyć, tak jak cały rok.
Jeśli ofensywa Lions radykalnie się nie poprawi, nie wróżę im sukcesu w niedzielny wieczór.
Mój typ: Lions 13 – 24 Cowboys
P.S. Tradycyjnie zapraszam do dyskusji w trakcie weekendowych meczów na Facebooku i Twitterze