Pierwsze koty za płoty. Playoffy ruszyły w zdecydowanie gorszym stylu niż rok temu, ale kto wytrwał, ten może czuć się zadowolony. Po słabym meczu Panthers z Cardinals przyszedł znacznie lepszy pojedynek Ravens i Steelers. Ostatecznie to dwa zespoły z gorszym bilansem po sezonie zasadniczym będą grały za tydzień.
Najsłabszy mecz playoffów w historii?
Pierwszy tegoroczny mecz playoffów był słaby. Nawet nie słaby. Żenujący. Takiego poziomu można by się spodziewać po pojedynku Titans – Jaguars, a nie po spotkaniu w teoretycznie najmocniejszej dwunastce NFL.
Największą odpowiedzialność ponoszą tu Cardinals, którzy z powodu kontuzji musieli wystawić swojego trzeciego rozgrywającego. O ile Drew Stanton, który zastąpił Carsona Palmera po kontuzji, wnosił co nieco do gry, o tyle Ryan Lindley, który zastąpił Stantona, był po prostu katastrofalny. 16/28, 82 jardy, 1 TD i 2 INT kompletnie nie oddaje tego co się działo na boisku. Myślę, że gdyby mnie rzucić na tą murawę, wyglądałbym na podobnie spanikowanego jak Lindley. Rozgrywający Cardinals spędził większość meczu podając piłkę RB i rzucając proste screeny. Przy jakichkolwiek oznakach problemu pozbywał się piłki niespecjalnie patrząc gdzie rzuca. Pytanie jak słaby jest rezerwowy QB, debiutant Logan Thomas, że wszedł tylko na jedną akcję. Zresztą akcję udaną, bo Cardinals zdobyli pierwszą próbę w zone read przy 3&3.
Panthers w ogóle nie szanowali Lindleya. Do tego stopnia, że standardem było ośmiu defensorów w tackle box, czyli obszarze tuż przed linią ofensywną. Z reguły w NFL jest ich tam 5-6 w zależności od ustawienia ofensywy. Nic więc dziwnego, że Cardinals nie potrafili wygenerować absolutnie niczego po ziemi. W sumie zanotowali 27 jardów w 15 próbach i nie zanotowali żadnego biegu dłuższego niż 9 jardów. Na pewno nie pomógł im fakt, że z powodu kontuzji byli pierwszą w historii drużyną, która przystąpiła do meczu playoffów bez choćby jednego zawodnika, który zaliczyłby 100 biegów w sezonie.
Żadnego zagrożenia podaniem, żadnego zagrożenia biegiem. W efekcie Cardinals zdobyli w całym meczu 78 jardów, najmniej w historii playoffów NFL, łącznie z zamierzchłą prehistorią. Jedyne dwa mecze playoffów, w których ofensywa nie zdobyła nawet 100 jardów miały miejsce ponad pół wieku temu, gdy NFL i AFL stanowiły dwie osobne, konkurujące ligi, a przepisy faworyzowały defensywę tak bardzo, że ówczesne mecze przypominały bardziej zawody MMA niż współczesny futbol amerykański.
Może chociaż special teams coś pokazały? Nic bardziej mylnego. Punter Drew Butler wytrwale rywalizował z Lindleyem o miano najgorszego zawodnika meczu. Kopał bardzo krótko i dawał Panthers świetną pozycję startową w sytuacji, kiedy naprawdę nie potrzebowali więcej pomocy.
W tej sytuacji najgorsze było to, że Panthers dostosowali się poziomem do rywali. Ba, wręcz przegrywali po pierwszej połowie! Najpierw Cardinals zdobyli punkty, gdy Brenton Bersin pogubił się łapiąc punt i stracił piłkę na własnej połowie. Chwilę później Cam Newton został przechwycony przez Antonio Cromartie i jedynie wytrwała pogoń samego Newtona zapobiegła zamienia tego zagrania na 6 punktów przez samego Cromartie.
Także ofensywa Panthers pozostawiała wiele do życzenia. Fakt, obrona Cardinals to jedyna formacja, której Arizona nie musiała się wstydzić, ale Cam Newton i spółka dostawali z reguły tak krótkie pole, że powinni nabić zdecydowanie więcej punktów. Niestety rozgrywający Panthers często grał niepewnie, przerzucał partnerów, a po jednym z mocnych ciosów od obrony wyraźnie zaczęły mu doskwierać wcześniejsze urazy. Czemu właściwie Ron Rivera pozostawił go w grze kiedy do końca meczu planował już tylko wręczanie piłki rozgrywającemu?
Czy w tym słabym meczu można kogoś wyróżnić? Dwóch graczy: Thomasa Davisa i Luke’a Kuechly’ego, linebackerów Panthers. Byłbym ostrożny z chwaleniem całej defensywy, bo jak już wspomniałem Cardinals bardzo ułatwili im życie. Jednak Davis i Kuechly wprost fruwali po całej szerokości boiska i zawsze byli na właściwym miejscu we właściwym czasie. Do tego Kuechly odpowiada za oba przechwyty Panthers. Pierwszy złapał sam, przy drugim zbił piłkę do debiutanta Tre Bostona.
Panthers wygrali zdecydowanie, ale dalej będzie trudniej. Jeśli Lions wygrają dziś w Dallas, Carolina jedzie w drugiej rundzie do Green Bay. jeśli lepsi okażą się Cowboys, Panthers zagrają za tydzień w Seattle.
Ravens zablitzowali Big Bena
Jak powstrzymać najlepszą ofensywę podaniową wciąż grającą o mistrzostwo? Najlepiej presją na quarterbacka. Ravens wyszli świetnie przygotowani. Postanowili pokonać Steelers ich własną bronią, bo to DC Pittsburgha, Dick LeBeau, uznawany jest za trenera, który wprowadził do NFL fire zone blitz, który w sobotę siał spustoszenie w szeregach jego ekipy. Ravens zaliczyli aż pięć sacków na Big Benie, większość w kluczowych momentach meczu.
To jednak Terrell Suggs, który w statystykach nie odnotował ani jednego sacku czy nawet QB hita, był najgroźniejszą bronią Baltimore w tym meczu. Zwłaszcza na początku, gdy kilka razy został 1 na 1 z Heathem Millerem. Tight end Steelers waży niemal 120 kilo i ma 10 lat doświadczenia w NFL, a jednak Suggs odrzucał go na bok jak szmacianą lalkę, rozbijając kolejne akcje Pittsburgha. Akcję meczu wykonał jednak w drugiej połowie, kiedy to zaliczył przechwyt… kolanami.
Widać było brak kontuzjowanego Le’Veona Bella, ale nawet nie w grze biegowej. Paradoksalnie gra biegowa Steelers funkcjonowała lepiej niż u Ravens, zwłaszcza na poczatku gdy Steelers usiłowali uruchomić świeżo pozyskanego Bena Tate’a. Brak Bella uwidaczniał się jednak przy blitzach, kiedy to running back odpowiada za ochronę rozgrywającego. Kilka razy running backowie Pittsburgha się pomylili, co skutkowało sackami lub presją na Roethlisbergerze. Nie wiem czy Bell spisałby się lepiej, ale na pewno ma więcej doświadczenia w schematach ofensywnych Steelers.
Ofensywa Pittsburgha cierpiała w sobotę na tą samą przypadłość, która była ich udziałem w sezonie zasadniczym: zdobywali jardy, ale nie punkty. W całym meczu zaliczyli więcej jardów i pierwszych prób niż Ravens, a jednak zdobyli dwa razy mniej punktów. Widoczne to było zwłaszcza w pierwszej połowie, kiedy Steelers mieli zdecydowana przewagę i bez trudu zdobywali kolejne jardy, aż docierali pod red zone. Co prawda Shaun Suisham był bezbłędny, ale trzy jego kopnięcia z pola zamiast przyłożeń to strata 12 punktów, których bardzo brakowało w końcówce.
Mam mieszane uczucia co do Bena Roethlisbergera. Większość meczu grał naprawdę nieźle, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że cały czas stawiał czoło Suggsowi, Elvisowi Dumervilowi i innym pass rusherom Baltimore. Kilka razy wymknął się z naprawdę poważnych tarapatów i zrobił coś z niczego. A jednak w końcówce on i lekarze Steelers byli moim zdaniem współwinni przypieczętowania zwycięstwa Ravens.
W jednej z akcji Big Ben dostał w głowę i dość długo zbierał się z ziemi. Zszedł z boiska i z tego co widziałem w transmisji został poddany concussion protocol, czyli specjalnej procedurze medycznej, która ma wykluczyć lub potwierdzić wstrząśnienie mózgu. W jego miejsce wszedł Bruce Gradkowski i spisywał się naprawdę nieźle. Już po dwóch minutach Roethlisberger był z powrotem na boisku. Serio? W dwie minuty wykluczyli wstrząśnienie mózgu? Nie jestem lekarzem, ale coś mi tu śmierdzi. Zwłaszcza że Big Ben nie wyglądał na w pełni przytomnego. Od razu po wejściu na boisko rzucił załamujące INT. To podanie nie miało prawa dojśc do celu i wątpię, czy w pełni przytomny Roethlisberger w ogóle by go próbował.
Jeszcze dwa słowa o jego odpowiedniku z drugiej strony, czyli Joe Flacco. Na pewno nie raz usłyszycie, że wygrał on już dziesięć meczów w playoffach, z czego większość na wyjazdach. Jednak tym razem grał słabiej, niż wynikałoby to z jego bardzo dobrych statystyk. Zwłaszcza na początku czuł się wyraźnie niekomfortowo w kieszeni i wykonał kilka fatalnych podań. Jego niezłe cyfry to w większość zasługa Steviego Smitha, który złapał kilka trudnych piłek i wykonał kapitalną akcję w obronie, która zapobiegła przechwytowi po kolejnym fatalnym podaniu Flacco. QB Ravens miał magiczny postseason 2012, ale do tego poziomu wciąż się od tego czasu nie zbliżył.
Za tydzień Ravens jadą do Nowej Anglii. Oczywiście Twitter niemal eksplodował, przypominając finał AFC z 2012 r., ale spokojnie. To będą dwie zupełnie inne drużyny. Jeszcze rozwinę tę myśl przy zapowiedzi Divisional Round.
P.S. Jak zwykle w trakcie meczów zapraszam na Twittera, gdzie wczoraj urozmaicaliśmy sobie nudny mecz dyskusjami o Kate Upton oraz na Facebooka, gdzie po każdym meczu wrzucam kilkunastozdaniowe podsumowanie meczu na gorąco.