Peyton Manning. „Choker”. Spala się w najważniejszych momentach. Nie umie grać, gdy jest zimno. Nie potrafi wygrywać naprawdę ważnych meczów. Dziewięć porażek w pierwszym meczu playoffów, podczas gdy Tom Brady był w dziewięciu finałach konferencji. Nie potrafił wykorzystać świetnych drużyn, które wokół niego budowano.
O Peytonie Manningu wiele mówiło się w ostatnich dniach. Denver Broncos skończyli sezon, a ich quarterback nie zachwycił w meczu NFL Divisional Playoffs z Colts. Nie zachwycił to dość delikatne ujęcie sprawy. Manning zagrał po prostu słabo, wielokrotnie przerzucając otwartych reciverów. Krótka gra podaniowa była zadziwiająco nieskuteczna i nieprzemyślana. W efekcie o Peytonie napisano bardzo wiele złego.
Każda dobra opowieść potrzebuje dobrego antagonisty. Tego złego, który wydaje się nie do pokonania, którego moc wzbiera, a jego towarzysze tworzą elitarną gwardię. Którego nienawidzimy, ale w skrytości ducha podziwiamy. Dla mojej przygody z NFL takim „czarnym charakterem” był właśnie Peyton Manning. Idealnym, bo nawet kiedy wydawało się, że nic go nie powstrzyma, działo się coś niesamowitego, co nadawało opowieści kolorytu.
Tak było w sezonie 2009, pierwszym, który śledziłem regularnie, gdy Manning, opromieniony sławą jako pierwszy czterokrotny MVP, który poprowadził drużynę do najlepszego bilansu w lidze, rzucił decydujący pick-six w Super Bowl przeciwko Saints.
Tak było, gdy po poważnej operacji nerwów w odcinku szyjnym kręgosłupa został skreślony już niemal przez wszystkich, wyrzucony z Colts, przeszedł do Denver, gdzie odrodził się niczym Michael Jordan po pierwszej emeryturze, jeszcze lepszy niż wcześniej. I mimo że jego ofensywa biła kolejne rekordy, on nadział się kolejno na „zdrowaśkę” Joe Flacco, defensywę Seahawks 2013 i Andrew Lucka, swojego następcę w Colts.
Tak było i wcześniej, choć nie wówczas NFL nie oglądałem: gdy dwa razy z rzędu zgarniał MVP w latach 2003-2004, a następnie był upokarzany przez defensywę Patriots w playoffach.
Tylko raz dopiął swego, i to właśnie wtedy, kiedy jego gwiazda nie świeciła najjaśniej. W 2006 r. jego Colts przegrali cztery z ostatnich siedmiu meczów, w tym z Jaguars (!) 17:44 (!). A jednak w playoffach, w finale AFC, poprowadził 18-punktowy comeback i pokonał swojego nemezis, Toma Brady’ego. Zdobył wówczas Super Bowl, jednak jego krytycy do dziś mu wypominają, że rozgrywającym, którego pokonał w najważniejszym meczu był Rex Grossman, jeden z najsłabszych QB, jacy kiedykolwiek wystartowali na największej scenie futbolu amerykańskiego.
Dla mnie był idealnym antagonistą i przez te wszystkie lata naprawdę fajnie było kibicować przeciwko niemu. Dlatego mam gorącą nadzieję, że to jeszcze nie koniec i to co napisałem wyżej nie będzie moją mową pożegnalną po rozbracie Manninga z NFL, przynajmniej w roli zawodnika.
Peyton ewidentnie nie był sobą w końcówce sezonu. W ostatnich sześciu meczach (łącznie z playoffami) miał statystyki: 120/201 (59,7%) na 1380 jardów (6,87 jarda/próbę), 6 TD, 6 INT i passer rating 78.0. Jak na niego dramatycznie słabo. Jednak gra wygląda jeszcze gorzej niż liczby. Podobno Peyton ma naderwany mięsień czworogłowy uda. O ile to prawda, wyjaśniałoby to problemy z dalekimi podaniami. Prawdę mówiąc wcześniej (od przenosin do Denver) nie były one za piękne, chwiały się w powietrzu i nie wyglądały jak te idealne spirale, które w zwolnionym tempie uwielbiają pokazywać w NFL Films, ale trafiały do celu. Teraz jednak te piłki szybowały bardzo podobnie, jak u Aarona Rodgersa, który również ma naderwany mięsień, tyle że łydki.
To jednak nie wyjaśnia problemów krótkiej gry podaniowej. Przeciwko Colts było widać, jak wiele piłek Manning rzuca zbyt krótko. Nawet nie zbyt krótko dla recivera, ale zbyt krótko na nową pierwszą próbę. Quarterback tej klasy ma w głowie superkomputer, który błyskawicznie przetwarza wszystkie zmienne i wie, na ile musi podać, by zdobyć nową pierwszą próbę. A superkomputer Manninga przetwarzał dane szybciej, niż u kogokolwiek w NFL. Zaciął się?
Przyszłość Peytona wyjaśni się dosyć szybko. Ostatniego dnia ligowego roku 2014, czyli 9 marca 2015, w życie wchodzi klauzula w kontrakcie Manninga. Jeśli w tym dniu będzie w składzie Broncos, 19 mln jego pensji na sezon 2015 stanie się gwarantowane. Oznacza to, że jeśli 10 marca wciąż będzie w składzie Denver, John Elway jest zdecydowany zatrzymać go na kolejny sezon.
19 mln to kupa pieniędzy. Manning w pełni formy jest ich wart, ale czy będzie w pełni formy? Tylko Peyton, jego najbliżsi i osoby ze sztabu Broncos znają pełny obraz sytuacji. Na ile słaba gra Peytona spowodowana jest urazem, a na ile to nieuchronny efekt starzenia się zawodnika, który za niecałe trzy miesiące skończy 39 lat? Współczesna farmakologia i medycyna potrafią zdziałać cuda, a zmiany w przepisach wydłużają kariery quarterbacków, ale w nieskończoność nie da się grać na najwyższym poziomie.
Denver to drużyna zbudowana na wygrywanie tu i teraz, a rokiem granicznym jest następny sezon, 2015. Po tym sezonie najprawdopodobniej zacznie się przebudowa, bo kontrakty kluczowych weteranów, jak Peytona Manninga (będzie miał 40 lat), DE DeMarcusa Ware (34), LT Ryana Clady’ego (30) i CB Aquiba Taliba (30) będzie można wtedy rozwiązać bez większych finansowych konsekwencji, płacąc nieco ponad 8 mln martwych dolarów zamiast ponad 53 mln, które w salary cap zgarnęłaby tylko ta czwórka. Kontrakty dłuższe niż do 2015 r. ma w Denver tylko 21 graczy, ale jeśli wszyscy zostaną, tylko ich płace uderzą w czapkę kwotą niemal 97 mln.
Pytanie tylko czemu w takim razie Broncos wykonują tak dziwne ruchy? Zwolniony został trener John Fox. Powiedzmy sobie szczerze, że gadanie o „rozwiązaniu umowy za porozumieniem stron” to PR-owe brednie. Podobno Fox nie dogadywał się z Elwayem, ale jego wyniki trudno podważać. W ciągu czterech lat sezonu zasadniczego zanotował bilans 46-18 i jest to najlepszy bilans w historii zwolnionego trenera NFL. Można mu zarzucić, że to bardziej zasługa Peytona niż jego, ale przypomnę, że w pierwszym sezonie wygrał AFC West z Kylem Ortonem i Timem Tebow na rozegraniu i zdołał nawet wygrać jeden mecz w playoffach. Poza tym to w dużej mierze jego zasługą jest wzmocnienie defensywy Denver. Od przyszłego sezonu Fox najprawdopodobniej spróbuje odbudować Chicago Bears.
Dodatkowo Broncos tracą koordynatora defensywy, bo Jack Del Rio zostanie nowy trenerem Oakland Raiders. Adam Gease, dotychczasowy koordynator ofensywy, darzony sporym zaufaniem przez Manninga, również miał rozmowy kwalifikacyjne w kilku klubach, choć wymieniany jest jako kandydata do objęcia stanowiska po Foxie. Jeśli jednak Gease by odszedł, Broncos tracą trzy najważniejsze osoby w sztabie trenerskim, a nowy HC i koordynatorzy zapewne wymiotą większość niższego personelu. To ruch charakterystyczny raczej dla odbudowy drużyny, a w tej 39-letni Manning i jego 19 mln raczej by przeszkadzały.
Teoretycznie Broncos mogą oddać Manninga w wymianie i mogą to uczynić nawet po 9 marca, bo wtedy jego gwarantowaną pensję przejmie nowy pracodawca. Tyle że jeśli Manning będzie zdrowy i w formie, to czemu Broncos mają się go pozbywać? Być może uznają, że więcej z niego nie wycisną albo faktycznie zaczynają odbudowę. Od drużyny, która jest „o quarterbacka” o bycie liczącą się siła, takich jak Texans, Bills czy Buccaneers, zapewne mogliby wyciągnąć jakieś ciekawe picki w drafcie, ale faktycznie ktoś będzie skłonny dużo zapłacić za Manninga i jego 19 mln, wiedząc, że to tylko na 1-2 lata?
Wreszcie Peyton może po prostu zawiesić buty na kołku. Sam nie chciał powiedzieć, czy wróci na przyszły sezon. Może to jednak być opcja korzystniejsza dla jego wizerunku niż zwolnienie. Za kilka lat będziemy pamiętać jego wielkie wyczyny, gdy w pierwszym możliwym terminie zostanie wybrany do Hall of Fame, a nie niepewną końcówkę sezonu 2014. Do pobicia został mu tylko jeden wielki rekord Bretta Farve’a – suma jardów w karierze, który pobiłby, gdyby zaliczył jeszcze jeden zdrowy, nawet przeciętny sezon. Jednak czy dla Peytona faktycznie będzie to miało wartość? Myślę, że oddałby wszystkie rekordy za ten upragniony drugi pierścień.
Sam Manning powiedział, że przestanie grać, gdy futbol przestanie mu sprawiać przyjemność. Ale sprecyzował też, że chodzi o nie tylko o mecze, ale i treningi oraz przygotowania. Życie w NFL to bardzo trudny i męczący reżim treningów i spotkań. Ile jeszcze Peyton będzie skłonny budzić się obolały i w siniakach?
Mam nadzieję, że przynajmniej jeden sezon, ale tylko jeśli będzie zdrowy. Upadły antagonista nie budzi innych emocji niż litość, a przecież nie o litość w kibicowaniu chodzi.
P.S. Jeśli zastanawiacie się, czy nie zrobi tego dla kasy, informuję, że wykupił dwa lata temu 21 pizzerii Papa Jones w stanie Colorado i prowadzi je na zasadzie franczyzy. Ma więc z czego żyć.
Zdjęcie Manninga w barwach Colts autorstwa Mike’a Morbecka’a na licencji CC BY-SA 2.0