Ale o co chodzi z tym Babsem?
Dla wszystkich niezwiązanych z krajowym futbolem oraz osób, które ostatni tydzień spędziły w Bieszczadach bez internetu, radia, telewizji i gazet, wyjaśniam. Babatunde Aiyegbusi, zwany przez wszystkich Babsem to chłopak z Oleśnicy (niespełna 40-tysięczne miasto ok. 30 km na północny-wschód od Wrocławia). Jego ojcem jest Nigeryjczyk, stąd tak trudne do wymówienia personalia, a mama Polką.
W poniedziałek Babs wziął udział w Pro Day na jednej z uczelni w Teksasie, konkretnie w San Antonio. Zaproszenie było dla niego zaskoczeniem, więc podszedł do niego „z marszu”. Sednem Pro Days, takich jak ten, w którym Babs brał udział, są sprawdziany możliwości atletycznych. Warto wiedzieć, że większość zawodników przed takimi próbami poświęca się całkowicie treningom pod konkretne ćwiczenia, znane z NFL Combine, m.in. 40-jardowy sprint, wyciskanie ok. 100-kg sztangi czy różne biegi testujące zwinność i zwrotność. Babs nie tylko szykował się normalnie do sezonu z Warsaw Eagles, ale niektóre ćwiczenia wykonał w Stanach pierwszy raz w życiu. Mimo to wypadł na tyle dobrze, że Minnesota Vikings zaprosili go na indywidualny trening. Następnego dnia podpisali z nim kontrakt.
Babs nie jest pierwszym Polakiem w NFL. Jest jednak pierwszym, który futbolu uczył się w Polsce i pierwszym, który nigdy na żadnym poziomie nie grał w futbol amerykański w Stanach. Pozostali zawodnicy z polskimi korzeniami w NFL to albo dzieci imigrantów, które w Polsce grały w piłkę nożną, a w Stanach zostały kickerami (Sebastian Janikowski) albo potomkowie imigrantów urodzeni i wychowani już w Stanach, często nie mówiący w ogóle po polsku (jak Henry Hynoski, czyli Henryk Hojnowski z New York Giants).
Jaki właściwie kontrakt podpisał Babs?
W polskich mediach pojawiła się informacja, jakoby Babs podpisał trzyletnią umowę z Vikings na debiutanckie minimum. Nie wiem jakie jest jej źródło. Spotrac.com, najlepsze źródło, jeśli chodzi o finanse w zawodowym amerykańskim sporcie, podaje, że Babatunde Aiyegbusi podpisał roczną umowę na 435 tys. dolarów (minimum debiutanta). W umowie nie ma bonusu za podpisanie kontraktu, czyli Babs póki co nie zarobił ani centa.
Warto pamiętać, że to kontrakt niegwarantowany, czyli Vikings w każdej chwili mogą go rozwiązać bez konsekwencji. W NFL wypłaty są dokonywane w 17 równych ratach. Każdej niedzieli sezonu zasadniczego zawodnik będący w składzie klubu dostaje czek na 1/17 swojej rocznej wypłaty. W przypadku Babsa będzie to ok. 25,6 tys. dolarów minus podatki.
Czy Babs ma już pewne miejsce w składzie Vikings?
Absolutnie nie. Na razie jest w szerokim, 90-osobowym składzie, który przystąpi do obozu przygotowawczego. Mało prawdopodobne, by Vikings pozbyli się go przed sierpniem. W maju, po drafcie, każdy klub NFL organizuje minicamp dla swoich debiutantów i Babs zamelduje się na takim obozie Vikings. Następnie czekają go kolejne mini obozy przygotowawcze oraz tzw. OTA, czyli zorganizowane, choć nieobowiązkowe treningi. Wielu weteranów je omija, ale nasz zawodnik nie będzie sobie mógł na to pozwolić.
W lipcu startuje „normalny” obóz przygotowawczy przed sezonem, na który przyjadą wszyscy weterani. W treningach bierze udział cały szeroki skład i to czas, kiedy Babs będzie musiał pokazać skautom i trenerom, że jest wart miejsca w wąskim składzie. Każde takie miejsce jest cenne, więc każdy z tych graczy musi wnosić coś do drużyny.
Na tydzień przed końcem preseason, czyli serii czterech meczów przedsezonowych, kluby muszą zawęzić swoje składy. Najpierw odchudzają je do 75 zawodników, a następnie, tuż przed startem sezonu zasadniczego, do 53 graczy, z czego tylko 46 jest zgłaszanych do meczu. Oznacza to, że Babs musi się okazać lepszy od co najmniej 37 innych zawodników, żeby załapać się do składu, a i to nie gwarantuje, że w ogóle pojawi się na boisku.
Dodatkowo dziesięciu zawodników może zostać zakontraktowanych do practice squadu. To grupa młodych zawodników, najczęściej takich, w których kluby widzą potencjał, ale nie mają dla nich miejsca w pierwszej drużynie. Practice squad bierze normalnie udział w treningach, ale nie może grać w meczach. W każdej chwili zawodnik practice squadu może podpisać kontrakt z każdą z 32 drużyn NFL. Niewątpliwym minusem takiej formy zatrudnienia jest znacznie niższa pensja, która wynosi 6,3 tys. dolarów brutto za tydzień.
Czy Vikings to dla niego dobry klub?
Trzeba przyznać, że trafił znakomicie. Z jednej strony Vikings mają ciekawy skład, z utalentowanym QB Teddym Bridgewaterem, w drużynie wciąż jest też najlepszy RB w NFL Adrian Peterson. To sprawia, że nie są totalnym outsiderem. Z drugiej strony ich piętą achillesową jest właśnie linia ofensywna, która spisuje się grubo poniżej oczekiwań. Niezależnie od tego, czy Vikings chcą chronić swojego młodego QB czy robić ścieżki dla Petersona, o-line potrzebuje wzmocnień.
Jakie są realne szanse Babsa na zagranie w meczu NFL?
O niebo większe niż tydzień temu. Tak naprawdę bardzo trudno realnie to ocenić. Vikings wykonali dość racjonalny ruch. Zobaczyli giganta o nieprawdopodobnych warunkach fizycznych (205 cm, ok. 160 kg, niemal same mięśnie), który na video odrzuca przeciwników jak szmaciane lalki. Zapraszają go więc na obóz przygotowawczy. Jeśli trafią, to będą mieli wzmocnienie za grosze (jak na warunki NFL). Jeśli nie trafią, właściwie nic nie ryzykują.
Bardzo trudno mi oceniać, jak Babs zaprezentuje się w NFL. W Europie gra jest nieco inna, znacznie bardziej oparta na biegach. Zwróćcie uwagę, że na podlinkowanych highlightach nasz reprezentant pokazuje się głównie w akcjach biegowych. Vikings zapewne będą sporo biegać, zwłaszcza jeśli jednak zatrzymają Petersona, niemniej jednak od tackla w NFL wymaga się głównie ochrony rozgrywającego, a tam znacznie bardziej liczy się technika.
Oczywiście nie mówię, że Babs jej nie posiada, ale stanie w szranki z chłopakami, którzy od liceum ćwiczą się pod okiem znakomitych trenerów. U nas poziom futbolu nieustannie idzie w górę, również trenerzy stają się z roku na rok lepsi, ale amerykańscy fachowcy zwracają uwagę na braki Babsa w tym zakresie. Nie oznacza to, że Polak nic nie umie. Wręcz przeciwnie. To nasz najlepszy o-lineman. Amerykanie byli pod wrażeniem jego szybkości, blokowania przy akcjach biegowych, wykańczania bloków oraz zdolności podążania za akcją.
Dużo zależy od niego. Musi pokazać, że jest pracowity (co do tego akurat nie mam cienia wątpliwości), inteligentny (jak wyżej) oraz musi robić szybkie postępy. Jeśli z treningu na trening będzie się poprawiał, to sztab szkoleniowy może dać mu szansę, nawet jeśli inni kandydaci będą w danej chwili lepsi, bo uznają, że w przyszłości mogą mieć z Babsa lepszego zawodnika.
W najgorszym wypadku Babs pojedzie na obóz przygotowawczy, poćwiczy z zespołem, zagra kilka snapów w preseason i NFL podziękuje mu za grę. Wówczas wróci do Polski z bezcennym doświadczeniem, lepszy o kilka klas niż przed wyjazdem i będzie mógł przekazać tę wiedzę innym zawodnikom. Perspektywa dla niego może nienajlepsza, ale i tak zyska na tym wyjeździe.
Druga opcja, moim zdaniem najbardziej realna, to rozpoczęcie sezonu w practice squadzie. Sztab trenerski będzie obserwował jego postępy i kiedy uzna go za gotowego lub w razie urazów w pierwszym składzie, będą mogli go aktywować. Możliwe, że Babs spędzi pierwszy sezon krążąc tam i z powrotem między pierwszą drużyną i rezerwami.
Plan maksimum na ten sezon to załapanie się do podstawowego 53-osobowego składu i od czasu do czasu łapanie się do 46-osobowego składu meczowego. Nie ma co liczyć na występy Babsa w wyjściowej jedenastce, bo musi nadrobić spore zaległości. Może jednak zagra kilkanaście-kilkadziesiąt snapów w końcówkach, gdy wynik będzie rozstrzygnięty. Zapewne po prawej stronie, gdzie mniej istotny jest pass blocking, a ważniejszy run blocking. A potem? Kto wie 🙂
Czyli to właściwie nie jest taki wielki sukces?
Wyobraźcie sobie, że w jakimś kraju nigdy nie słyszano o piłce nożnej. Grupa zapaleńców postanawia przeszczepić ten sport na rodzimy grunt. Po kilku latach kopania po parkach przywiezionej z zagranicznej wycieczki piłki, organizują ligę. Nie mają za dużo kasy, grają amatorsko, łączą treningi z praca i nauką. Po dziesięciu latach ciągłych postępów udało im się wbić na stadiony, przyciągają coraz więcej ludzi, ale wciąż to przedsięwzięcie amatorkie. A tu nagle jednego z nich bierze do siebie FC Barcelona. To właśnie skala sukcesu. Amerykanie oszaleli, bo uwielbiają takie historie. Polacy oszaleli, bo przepaść między PLFA i NFL jest znacznie większa niż między Polską Liga Koszykówki i NBA.
To co się stało to nieprawdopodobna historia, efekt ciężkiej pracy Babsa i dowód na to, że mimo wszystkich problemów polski futbol idzie we właściwą stronę. Mamy to do siebie, że po euforii z reguły wpadamy w depresję. Przed Babsem jeszcze daleka droga, ale już pokonał tysiące amerykańskich chłopaków, którzy marzą o takiej szansie i nigdy jej nie dostają. Niezależnie co się stanie dalej, Babatunde Aiyegbusi to nazwisko, które złotymi zgłoskami zapisze się w historii naszego futbolu.
Kariera Babsa przypomina mi trochę historię innego sportowca z podwrocławskiego miasta, Adama Wójcika (on jest z Oławy). On również dominował w Polsce, wyjeżdżał na zachód i próbował dostać się do amerykańskiej ligi zawodowej (konkretnie do LA Clippers). Nie udało mu się, głównie dlatego, że pojechał tam 10 lat za wcześnie, zanim jeszcze NBA otworzyło się na zagranicznych zawodników. Babs dostał swoją szansę nieco za późno. Gdyby miał 18 lat, to zabijałyby się o niego największe uczelnie, a po karierze w NCAA zapewne zostałby wybrany w drafcie i miał szansę na znacznie efektowniejszą karierę. Niestety wcześniej nie było takiej możliwości, a Babs wyciąga ze swojej szansy ile tylko może, dalece przekraczając oczekiwania moje i wielu innych osób.
W takim razie co będzie z tego miał krajowy futbol amerykański?
Po pierwsze futbol dostał już potężnego medialnego kopa. O Babsie pisały wszystkie media, mówiło polskie radio, TVP, a do Oleśnicy przyjechał Dzień Dobry TVN. Usłyszeli o nim nawet ludzie, którzy nie odróżniają futbolu od rugby. To jest cała masa bezcennej, darmowej, pozytywnej ekspozycji medialnej. Potencjalni fani zobaczyli, że w Polce uprawia się ten sport na naprawdę światowym poziomie. Przynajmniej taki poszedł komunikat 😉
Teraz ruch po stronie ligi, która póki co całkiem fajnie ogrywa sukces Babsa. Ważne, żeby przekuć to we frekwencję na ligowych trybunach. Dziś Warsaw Eagles grają z Seahawks Gdynia. To idealny mecz dla nowych kibiców, bo zapowiadają się spore emocje, a dodatkowo w stolicy na mecze chodzi najwięcej osób. Zapewne łatwiej będzie o sponsorów czy o transmisje, ale trzeba walczyć już teraz, póki nie zaniknie „efekt Babsa”.
Na pewno nie ma się co spodziewać „Babsomanii”. Jak już wcześniej pisałem, Babs raczej nie pogra dużo w tym roku. Jednak nawet jeśli okazałby się najlepszym liniowym w Vikings, jego pozycja jest mało medialna. Linia ofensywna nie zdobywa punktów, nie posyła dalekich podań, nie wykonuje efektownych chwytów, nie biega kilkadziesiąt jardów, nawet nie powala rywali z piłką. Najlepiej, jeśli w ogóle się o nich nie mówi, bo to znak, że robią swoją robotę. Choć doświadczeni kibice wiedzą, że to od linii zaczyna się sukces każdej drużyny, to jednak niedzielnemu kibicowi będzie bardzo trudno ocenić i docenić grę Babsa.
Na pewno pojawi się cała masa „fachowców”, którzy będą deprecjonować jego osiągnięcia, podobnie jak jest z Marcinem Gortatem, świetnym zawodnikiem zadaniowym, z którego nasze media uparcie usiłują robić gwiazdę. Nie warto jednak ich słuchać, bo osiągnięcia Babsa już są niepodważalne, a może być tylko lepiej.
Babs, niezależnie od tego co stanie się dalej, jesteś wielki, dosłownie i w przenośni! Razem z całym futbolowym środowiskiem trzymam kciuki, bo zasłużyłeś na ten sukces! Oby tak dalej!