Obaj ci zawodnicy to jedne z najważniejszych postaci Seahawks i trudno oczekiwać, żeby wicemistrzowie NFL pozwolili im tak po prostu odejść. Jednak kolejne wysokie kontrakty dla gwiazd klubu sprawiają, że w Seattle będą musieli zmierzyć się z zupełnie innymi problemami niż w latach 2013-14, kiedy dwa razy z rzędu grali w Super Bowl.
Zobacz: Salary Cap w NFL, czyli kontrakty i limity płacowe
Nowe pieniądze Russella Wilsona
Trudno żałować nowego kontraktu Russellowi Wilsonowi. W lidze, w której nawet przeciętni rozgrywający są dosłownie rozrywani, Wilson zarabiał mniej nie tylko od większości backupów w lidze, ale nawet od większości swoich backupów. Wyobraźcie sobie pracować przez trzy lata w sytuacji, gdy wasz zastępca zarabia kilka razy więcej od was.
Cały debiutancki kontrakt Russela Wilsona opiewał na niespełna 3 mln dolarów w cztery lata, podczas gdy Jay Cutler zarabia średnio ponad 18 mln dolarów na rok (wyrazy współczucia dla fanów Bears!). To pozwoliło Seahawks alokować te pieniądze na innych pozycjach i zbudować niespotykanie głęboki skład.
Jednak teraz Seahawks wiedzą, że mają u siebie startera kalibru mistrzowskiego na rozegraniu, a to zbyt rzadkie dobro, by wypuścić go z rąk. Tak naprawdę w rozmowach przewagę mieli Seahawks. Wilson ma jeszcze rok debiutanckiego kontraktu, a potem jeszcze Seattle mogliby mu dwa raz zafundować franchise tag po cenie bardzo wysokiej, ale do przyjęcia.
Zobacz: Kto dostał franchise tag
W tej sytuacji obie strony poszły na pewne kompromisy. Efektem jest stosunkowo prosty kontrakt bez dziwnych klauzul, dodatków, taki w starym stylu. Umowa została przedłużona o cztery sezony (czyli do 2019 włącznie), a wartość nowych pieniędzy to 87,6 mln. Już na dzień dobry Wilson dostał 31 mln dolarów w postaci signing bonusu, czyli ponad 10 razy więcej, niż miał zapisane w całym debiutanckim kontrakcie.
Wciąż jeszcze nie znamy dokładnej struktury gwarantowanych pieniędzy, ale w sumie gwarancje mogą sięgnąć nawet 60 mln dolarów (zapewne są tam jakieś gwarancje dotyczące pensji za sezon 2016, 2017 i częściowo 2018).
Pod względem średniej płacy Wilson awansował na drugie miejsce w lidze. Jego 21,9 mln/rok zaledwie o 100 tys. ustępuje najlepiej zarabiającemu Aaronowi Rodgersowi z Green Bay Packers. Warto przy tym zauważyć, że w ciągu pierwszych trzech lat umowy Wilson zarobi więcej niż Rodgers, który nadrabia wysoką bazową pensją w późniejszych latach, gdy kontrakt zapewne zostanie przedłużony i napisany na nowo.
Także długość kontraktu to ustępstwo wobec zawodnika. Po zakończeniu umowy Wilson będzie miał 30 lat, więc będzie w kwiecie wieku dla quarterbacków. To oznacza, że może liczyć na jeszcze jeden multimilionowy kontrakt w karierze.
Co ma z tego klub? Przede wszystkim spokój. Mają swojego rozgrywającego, wokół którego mogą budować ofensywę i unikną wszelkich kontrowersji i konfliktów z tym związanych. Poza tym struktura salary cap jest bardzo przyjazna dla drużyny. Spora część signing bonusu „zejdzie” w tym sezonie, a potem uderzenie w czapkę sięga najwyżej 23,2 mln w ostatnim roku umowy, która do tego czasu zapewne zostanie przedłużona, co umożliwi ulżenie budżetowi płacowemu.
Inne kontrakty dla gwiazd Seahawks
Nową umowę dostał również Bobby Wagner. Tu sprawa jest jeszcze świeższa niż w przypadku Wilsona (umowę podpisano w nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu), więc mamy tylko bardzo zgrubne liczby. Nowy kontrakt również jest czteroletnim przedłużeniem umowy za w sumie 43 mln, z czego 22 mln są gwarantowane (choć nie znamy struktury tych gwarancji). Czyni to Wagnera najlepiej zarabiającym środkowym linebackerem w lidze.
Wagner to świetny zawodnik, linebacker nowego typu. Kapitalnie kryje reciverów w środku pola, potrafi podłączyć się do pass rushu i nic przy tym nie traci w defensywie biegowej. Jego przechwyt na Tomie Bradym był ozdobą Super Bowl 49.
Od kiedy Wagner wrócił po kontuzji w 12 tygodniu sezonu zasadniczego, Seattle do końca rozgrywek traciło jedynie 6,5 pkt/mecz przy 21,5 pkt/mecz wcześniej. Oczywiście trzeba brać poprawkę na fakt, że w tej końcówce sezonu grali przeciwko Drew Stantonowi, Markowi Sanchezowi, Ryanowi Lindleyowi, Shaunowi Hillowi i dwa razy przeciwko kompletnie rozbitej ofensywie 49ers. Tymczasem pod jego nieobecność naprzeciwko nich stanęli Cam Newton, Derek Carr, Eli Manning, Alex Smith i zaskakująco w tym meczu kompetentny Austin Davis. Niemniej jednak pozostaje kluczowym ogniwem świetnej obrony Seattle.
Jeszcze w marcu nowy kontrakt podpisał też Marshawn Lynch. Starzejący się, poobijany running back dostał za dwuletnie przedłużenie umowy aż 24 mln nowych dolarów. Przed sezonem 2014 nowe, tłuste kontrakty podpisali Earl Thomas i Richard Sherman. Do tego w offseason Seahawks pozyskali z Nowego Orleanu TE Jimmiego Grahama, który z miejsca stał się czwartym najlepiej zarabiającym zawodnikiem w klubie (teraz Wilson i Wagner zepchnęli go na szóste miejsce).
Wypłaty dla bohaterów ostatnich sezonów budzą jednak zazdrość. Na obozie przedsezonowym nie stawił się Kam Chancellor, który w 2013 r. podpisał czteroletni kontrakt na 28 mln dolarów. Domaga się podwyżki i choć jego agresywny, twardy styl gry zyskał mu wielu fanów, to wątpliwe, by był wart tyle co Richard Sherman, nie wspominając o fenomenalnym Earlu Thomasie. Niezadowolony ze swojej umowy jest również Michael Bennett, choć ten swój czteroletni kontrakt na 28,5 mln dolarów podpisał zaledwie rok temu.
Trudne decyzje
Wysokie kontrakty dla gwiazd oznaczają, że Seahawks będą mieli spore problemy ze spięciem budżetu, by zmieścić się pod czapką płacową. Już po Super Bowl 48 pisałem, że ten fenomenalny skład jest nie do utrzymania i teraz widzimy to w całej okazałości.
Zobacz: Pogromcy mitów: Seattle wyznaczają nowy standard
Już w tym roku Seahawks będą mieli problemy z głębią składu w obronie. We współczesnej NFL na boisku najczęściej jest pięciu DB. Trzech znamy: Thomas, Sherman, Chancellor. Ale reszta? Jeremy Lane, który złamał rękę w Super Bowl? Jego zmiennik Tharold Simon, którego słabości bezlitośnie wykorzystywał Tom Brady? 30-letni Cary Williams, którego zwolnili nawet nie cierpiący na nadmiar dobrych DB Philadelphia Eagles? Tye Smith, tegoroczny #170 w drafcie? A może któryś z niewydraftowanych debiutantów? W tym roku Legion of Boom może być znacznie mniej niebezpieczny i to samo można powiedzieć o właściwie każdej formacji może poza linebackerami.
W Seattle nie bardzo jest kasa na wzmocnienia, bo nawet w tym sezonie ledwo mieszczą się pod salary cap, a i to nie uwzględniając nowej umowy Wagnera. W przyszłym roku będzie nieco lżej, bo nie będzie „martwych pieniędzy” za Percy’ego Harvina, ale za to Russell Wilson będzie kosztował ponad 10 mln więcej. Obecne kontrakty Seahawks na 2016 r. są już warte ponad 134 mln dolarów, a to bez uwzględnienia Wagnera (zapewne ok. 8-10 mln) oraz kluczowych wolnych agentów: LT Russela Okunga, DT Brandona Mebane, LB Bruce’a Irvina, OG J.R. Sweezy’ego czy WR Jermaine’a Kearse’a i Ricardo Lockette’a.
W najlepiej zarządzanych drużynach jak Patriots, Packers, Steelers czy Ravens wielu weteranom dziękuje się za grę, a ich miejsce naturalnie zajmują gracze na debiutanckich kontraktach. Seria sukcesów Seahawks była możliwa właśnie dzięki świetnym wyborom w latach 2010-2012. Zresztą sami popatrzcie:
2010: LT Russell Okung, FS Earl Thomas, WR Golden Tate (obecnie w Lions), CB Walter Thurmond (obecnie w Giants Eagles), SS Kam Chancellor
2011: OG James Carpenter, LB K.J. Wright, CB Richard Sherman, CB Byron Maxwell (obecnie w Eagles), LB Malcolm Smith (MVP SB 48)
2012: LB Bruce Irvin, LB Bobby Wagner, QB Russell Wilson, OG J.R. Sweezy
W sumie te trzy kapitalne drafty dały Seahawks 7 wyborów do pierwszej drużyny All-Pro, 14 do Pro Bowl i 38 startowych graczy (zawodnik, który był starterem w czterech sezonach liczy się za 4, ten który w jednym liczy się za 1 itd.). A to wszystko za relatywnie niewielkie pieniądze.
Ostatnie trzy drafty były słabe, by nie powiedzieć katastrofalne. Od 2012 r. Seahawks nie wybierali w pierwszej rundzie. W 2013 r. oddali swój wybór do Minnesoty w katastrofalnej wymianie za Percy’ego Harvina.
Zobacz: Jakie będą konsekwencje transferu Percy’ego Harvina?
W 2014 r. mieli wybierać z #32 (ostatnim w pierwszej rundzie), ale oddali go do Vikings za #40 i #108 (#40 też zresztą potem przehandlowali). Z kolei #31 w tym roku oddali za Grahama. W efekcie klasy z lat 2013-2014 mają na koncie 0 All Pro, 0 Pro Bowl i 2 sezony jako starterzy, przy czym TE Luke Wilson po pozyskaniu Grahama zapewne wróci na ławkę. Tym drugim jest Justin Britt, który zaliczył niezły debiutancki sezon jako OG.
Nie pomaga również brak spójnej wizji. Trudno o bardziej dobitne powiedzenie „stawiamy na grę podaniową” niż oddanie rewelacyjnie blokującego w grze biegowej centra Maxa Ungera za kosztownego przerośniętego wide recivera jakim jest Jimmy Graham. A z drugiej strony dają 12 mln/sezon Marshawnowi Lynchowi.
Przyznaję, Lynch to jeden z najlepszych jeśli nie najlepszy RB w NFL, jeden z nielicznych, który jest w stanie coś wykreować mimo słabej gry o-line. Ale jeśli wydajemy w sezonie 2016 na duet QB-TE 27,5 mln dolarów, to RB za 11,5 mln staje się piątym kołem u wozu. Zwłaszcza że rzeczony RB dobija do wieku i przebiegu, w którym „zużycie” spowalnia nawet najwybitniejszych.
Jak długo Seahawks mają Russella Wilsona, Earla Thomasa i Richarda Shermana, będą się liczyli w walce o playoffy. Ale John Schneider i Pete Carroll muszą wyciągnąć jak najwięcej z klasy debiutantów 2015. W przeciwnym wypadku za 2-3 lata z dominacji Seattle w NFC pozostanie jedynie wspomnienie.