Kibice, którzy ostrzyli sobie zęby na pierwsze w historii starcie dwóch ekip z bilansem 6-0, musieli się poczuć nieco zawiedzeni. Denver Broncos z łatwością rozbili Green Bay Packers.
Nawet Aaron Rodgers był bezradny przeciwko tej defensywie Broncos. Chyba nikt już nie ma wątpliwości, że to w Colorado zbudowali w tym roku najsilniejszą obronę w futbolu amerykańskim. Jeszcze nigdy w swojej karierze Rodgers nie został zatrzymany poniżej 100 jardów podaniowych w meczu, który rozpoczął i zakończył (dwa razy zdarzyło się to w sytuacji, kiedy opuścił mecz w trakcie z powodu kontuzji). Jego 3,5 jarda na próbę podaniową to jego najsłabszy wynik w karierze startera oraz trzeci najsłabszy w Packers od sezonu 1999 (do tego roku sięga baza Pro Football Reference) dla rozgrywającego, który wykonał minimum 20 podań w meczu (co ciekawe dwa gorsze wyniki należą do Bretta Favre’a i Packers oba mecze wygrali!).
Trudno nawet powiedzieć, by Broncos kompletnie skupili się na Rodgersie, bo i gra biegowa Packers nie funkcjonowała. Eddie Lacy i James Starks zanotowali w sumie 47 jardów w 16 próbach (niespełna 3 jardy na próbę). Linia ofensywna, która przecież należy do najlepszych w lidze, została kompletnie zdominowana przez obronę Broncos.
Rodgers nie grał bardzo źle. Mimo niesamowitej presji nie popełnił żadnej straty, podawał dość precyzyjnie, ale po prostu nie miał do kogo zagrywać. Broncos bardzo skutecznie pokryli Randalla Cobba, a bez zagrożenia z jego strony James Jones i pozostali reciverzy Packers stracili mnóstwo wartości. Jeszcze ani razu w tym sezonie nie było widać braku Jordiego Nelsona jak w tym meczu. Nelson należy do tych nielicznych reciverów, którzy potrafią pobiec absolutnie każdą ścieżkę i wygrać pojedynek z każdym DB w NFL. Drugiego zawodnika tego kalibru na tej pozycji Packers po prostu nie mają.
Nie odbieram tu absolutnie zasług defensywie Broncos. Trudno wyobrazić sobie, żeby mogli zagrać lepiej niż w tym meczu. Do tej pory powątpiewałem, czy poradzą sobie, gdy na ich drodze stanie mocniejszy przeciwnik. Teraz już wiem, że na Mile High Stadium będą piekielnie trudni do zatrzymania, a to właśnie tam podejmują dwóch najgroźniejszych rywali, którzy zostali im w kalendarzu: New England Patriots (30 listopada) i Cincinnati Bengals (29 grudnia).
Dla reszty ligi fatalną wiadomością jest powrót Peytona Manninga. Może jeszcze nie do formy z 2013 r. Nawet nie do tej z pierwszej połowy 2014 r. Ale wreszcie Peyton był dla drużyny wsparciem, a nie obciążeniem. Co prawda ani razu nie podał na TD, ale sprawnie dyrygował ofensywą i choć kilka piłek mu uciekło, to jednak większość jak za dawnych dobrych lat wędrowała do reciverów jak po sznurku, zarówno na krótkich, jak i średnich i długich ścieżkach. Demaryius Thomas złapał 8 piłek na 168 jardów, a precyzyjne długie podania Manninga wyraźnie zaskoczyły defensorów Packers, którzy obejrzeli poprzednie mecze i postanowili (słusznie) skupić się na obronie krótkich ścieżek. Brawa należą się również o-line, która przez większośc meczu utrzymywała czystą kieszeń dla Manninga i nie pozwoliła drugiemu najskuteczniejszemu pass rushowi w lidze nawet na jeden sack.
Jeśli do tej defensywy dołączy choćby solidny Peyton Manning, to Broncos będą bardzo trudni do pokonania. A jeśli Manning nagle wróci do dyspozycji z 2013 r., to w Denver mogą już zacząć szykować mistrzowską paradę. Na razie wzmocnili ofensywę, pozyskując tuż przed trade deadline TE Vernona Davisa z 49ers.
Packers za tydzień kontynuują trudne wyjazdy – czeka ich starcie z niepokonanymi Panthers.
Strzelanina w Nowym Orleanie
13 podaniowych przyłożeń w jednym meczu to rekord NFL, a 101 zdobytych w sumie przez obie drużyny punktów to drugi najwyższy rezultat w NFL od 1970 r. Rekord w tej drugiej kategorii należy do Cincinnati Bengals i Cleveland Browns. W sezonie 2004 Bengals wygrali 58:48.
Eli Manning z sześcioma podaniami na przyłożenie stał się czwartym w historii NFL rozgrywającym, który przegrał mimo tak dobrego występu indywidualnego, a pierwszym, który przegrał rzucając sześć TD i żadnego INT.
Przyćmił go Drew Brees, który z siedmioma podaniami na TD wyrównał rekord NFL. Brees miał słabszy zeszły sezon i nienajlepszy początek obecnego, co prowadziło do dość pochopnych wniosków, jakoby się „skończył”. Jednak to był prawdziwy vintage Brees. 39/50, 505 jardów, 7 TD i 2 INT (z czego jedno ewidentnie zawinione przez recivera) to statystyki jak sprzed kilku lat, gdy regularnie przekraczał 5 tys. jardów w sezonie.
Jednak nie on jeden zaliczył powrót do przeszłości. WR Marques Colston to na swojej pozycji posiadacz większości klubowych rekordów, ale od mniej więcej dwóch lat w jego grze widać wyraźny regres. W niedzielę grał jak za dawnych lat, a 114 jardów to jego najlepszy wynik od grudnia 2013 r.
Jednak to nie Colston, a TE Benjamin Watson był (znowu) najskuteczniejszym reciverem Saints. Po odejściu Jimmiego Grahama 34-letni Watson przeżywa drugą młodość, a jeśli utrzyma obecne tempo, jego 12 sezon w lidze będzie najlepszym w roli recivera. Wiele akcji, po których Watson łapał piłki, było wcześniej granych na Grahama i nie było widać, żeby Saints coś stracili na oddaniu go do Seattle.
Ten mecz na pewno był atrakcyjny i mógł się podobać fanom, zwłaszcza nowym. Jednak trudno powiedzieć, że był dobry. Ilość błędów po obu stronach była porażająca: fatalne krycie, głupie kary (celował w tym jak zwykle Brandon Browner) i wreszcie babol Giants w końcówce, który zadecydował o ich przegranej. W 2010 r. punt return DeSeana Jacksona kosztował ich playoffy. Czy naprawdę Tom Coughlin nie wyciągnął wniosków z tamtego meczu? Giants znów nie kopnęli w aut i nadziali się 24-jardowy powrót. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie dodatkowe 15 jardów kary za facemask. Nagle z pozycji na środku boiska piłka wylądowała na 32 jardzie Giants, co pozwoliło gospodarzom kopnąć zwycięskiego field goala.
W barwach Giants poza Manningiem tradycyjnie wyróżnił się WR Odell Backham Jr, który tym razem złapał piłki na 130 jardów i 3 TD. Ta porażka jest dla nich bardzo bolesna, bo zmarnowali szansę na odskoczenie w ultrawyrównanej NFC East i mają tylko 0,5 zwycięstwa przewagi nad Redskins i Eagles.
Nieudany powrót Big Bena
Dobra wiadomość dla Steelers: do gry wrócił ich rozgrywający, Ben Roethlisberger. Zła wiadomość: rzucił 3 INT, z czego dwa w czwartej kwarcie, które pozwoliły Bengals wyjść na prowadzenie. Bardzo zła wiadomość: Porażka z Bengals praktycznie przekreśliła ich szanse na wygranie AFC North, bo mają już 3,5 wygranej straty. Katastrofalna wiadomość: Le’Veon Bell doznał kontuzji więzadeł kolana, która wykluczy go z gry do końca sezonu.
Szkoda tego meczu, bo kapitalnie spisała się defensywa Pittsburgha, która mocno ograniczyła poczynania ofensywy kierowanej przez Andy’ego Daltona. Po raz pierwszy w tym sezonie rozgrywający Bengals rzucił więcej INT niż TD i po raz pierwszy miał passer rating poniżej 95. Nie było to zadanie łatwe, bo ofensywa i special teams wciąż stawiały obronę Steelers w trudnej sytuacji, często oddając piłkę w okolicy linii środkowej.
Dalton mógł w ofensywie liczyć właściwie tylko na A.J. Greena, który zanotował kolejny świetny mecz: 11 chwytów na 118 jardów i decydujący o zwycięstwie TD w czwartej kwarcie.
Jeśli nagle Bengals nie zapomną jak gra się w futbol, zwycięstwo w AFC North mają w kieszeni. Tyle że w pięciu z ostatnich sześciu sezonów odpadali w pierwszej rundzie playoffów, więc dopiero w styczniu przekonamy się z jakiej gliny ulepione są tegoroczne Tygrysy.
Requiem dla Grantlandu
Niestety, ESPN postanowił zamknąć serwis Grantland i to właściwie bez ostrzeżenia. Dla niezorientowanycch: Grantland był autorskim projektem Billa Simmonsa, jednego z najpopularniejszych amerykańskich dziennikarzy sportowych. Za samym Simmonsem niezbyt przepadam, jego przegadane i silące się na humor teksty po prostu mnie męczyły, ale sam serwis bardzo ceniłem. A przede wszystkim dwóch autorów.
Futbol amerykański w wydaniu NFL był tam domeną Billa Barnwella. Jego podsumowania kolejki i inne artykuły zawsze zwracały uwagę na ciekawe aspekty ligi. Barnwell jest świetnym statystykiem i wyciąga z masy liczb najciekawsze i najistotniejsze parametry, zresztą sam nieraz się tu powoływałem na jego dane. Choć w futbolu amerykańskim statystyki nie odgrywają takiej roli jak w koszykówce czy baseballu, Barnwell nauczył mnie kilku przydatnych rzeczy i na pewno mój warsztat jako blogera bardzo się dzięki niemu poprawił.
Drugim z felietonistów Grantlandu, który wywarł na mnie ogromny wpływ, był Chris Brown. Były rozgrywający, jak nikt inny potrafi prostym językiem pisać o najbardziej skomplikowanych aspektach futbolowej taktyki. Publikował rzadziej, ale to w dużej mierze on dal mi teoretyczne podstawy do analiz.
W czerwcu Simmons został zwolniony z ESPN. Wydawało się, że Grantland przeżyje swojego twórcę, ale najwyraźniej po burzliwym i niesmacznym rozstaniu włodarze stacji postanowili zamknąć serwis. Podobno jego twórcy mają znaleźć zatrudnienie przy innych projektach korporacji. Ja jednak straciłem pierwsze miejsce, do którego co poniedziałek zaglądałem po analizy.
W skrócie:
1. Cudowne odrodzenie Dolphins po zmianie trenera potrwało tylko dwa tygodnie, czyli tyle ile grali przeciwko AFC South. Patriots szybko pokazali im ich miejsce w szeregu. Tom Brady podał na 356 jardów i 4 TD, Gronk złapał piłki na 113 jardów, 93 dołożył Dion Lewis, a 81 Minitron, czyli Julian Edelman. Chandler Jones zaliczył dwa sacki i ma ich już 8,5 w sezonie, czyli tyle samo co J.J. Watt. Dzień jak co dzień.
2. Fatalny był ten weekend dla kibiców, bo pozbawił nas możliwości oglądania sporej liczby wartościowych zawodników. Poz wspomnienym już Bellem sezon skończył się dla WR Steviego Smitha z Ravens, WR Keenana Allena z Chargers, RB Reggie Bush z 49ers i WR Ricardo Lockette’a z Seahawks. Mniej dramatycznych kontuzji nawet nie będę wymieniał.
3. Tennessee Titans z bilansem 1-6 są słabsi tylko od Detroit Lions. Nic więc dziwnego, że Ken Wisenhunt stał się drugim zwolnionym trenerem w tym sezonie.
4. Liderem AFC South jest drużyna z bilansem 3-5. Nawet NFC South była rok temu o tej porze w lepszej sytuacji, choć 3-4-1 chwały im nie przynosiło.
5. Jeśli mecz Chiefs-Lions na Wembley miał zachęcić Europejczyków do futbolu amerykańskiego, to ja proponuję wysłać im polskie drużyny z tzw. „ekstraklasy” w celu promocji soccera.
6. Colin Kaepernick podobno zacznie kolejny mecz na ławce rezerwowych 49ers. O ile rozumiem frustrację słabą grą rozgrywającego, o tyle wystawianie zamiast niego Blaine’a Gabberta to już nie desperacja, tylko jawne tankowanie.
7. W NFL mamy cztery niepokonane drużyny, z czego trzy grają w AFC. Wygląda na to, że NFC będzie w tym roku bardziej wyrównana, ale chyba nie mocniejsza niż AFC.
8. Oakland Raiders od początku tego sezonu pozytywnie mnie zaskakują. Nie inaczej było w niedzielę, gdy obejrzałem na żywo ich pierwszy mecz od wielu lat. Mają tam sporo wolnej gotówki, silny młody rdzeń i wreszcie jakiś plan na przyszłość. A już w tym roku stać ich na playoffy.
9. Minnesota Vikings to tegoroczna drużyna, która nie dostaje medialnego respektu, na jaki zasługuje. Choć nie wygrali z żadnym solidnym rywalem, bilans 5-2 daje im solidne piąte miejsce w NFC. Zobaczymy jak w najbliższą niedzielę przeciwko d-line Rams wypadnie Adrian Peterson.