Site icon NFL Blog

NFL PLayoffs: Panthers i Broncos w finałach konferencji

Po raz pierwszy od sezonu 2004 w finałach konferencji zagrają cztery najwyżej rozstawione drużyny. W przeciwieństwie do emocjonującej soboty, w niedzielę otrzymaliśmy dwa niezbyt ciekawe spotkania.

Zobacz też: NFL Playoffs: Patriots i Cardinals w finałach konferencji

 

Carolina Panthers – Seattle Seahawks

To był mecz dwóch kompletnie różnych połów. W pierwszej dominowały Pantery, w drugiej Rybołowy (bo tak przekłada się na polski nazwa „Seahawks”, a nie zwyczajowo używane „Jastrzębie”).

Panthers zaczęli mecz totalną dominacją. Przede wszystkim d-line Panthers wprost zmiotła linię ofensywną Seattle. Na domiar złego w jednej z akcji pierwszej kwarty kontuzji barku nabawił się LT Russell Okung i nie wyszedł więcej na boisko. 28-letniemu #6 z draftu 2010 kończy się właśnie debiutancki kontrakt. Zapewne będzie mógł zgarnąć na wolnym rynku ok. 10 mln/sezon. Czy mający sporo wysokich kontraktów Seahawks zdecydują się go zatrzymać? Jeśli nie, będzie to smutne rozstanie z zawodnikiem, który był filarem mistrzowskiej o-line z 2013 r.

Wróćmy jednak do meczu. W sześciu pierwszych akcjach ofensywnych Russell Wilson dwukrotnie posłał piłkę w ręce rywali. Najpierw pick-six popisał się Luke Kuechly, a potem „zwykłym” INT Cortland Finnegan. W obu tych akcjach Wilson znajdował się pod presją, która mocno wpłynęła na precyzję jego rzutu. Choć, zwłaszcza przy przechwycie Kuechly’ego, sporo tu winy rozgrywającego Seattle.

Ofensywa Seahawks nie istniała w pierwszej połowie. Kolejne posiadania: pick-six, punt, INT, punt, strata w czwartej próbie (Panthers prowadzili już 31:0, nic dziwnego, że Pete Carroll ryzykował) i przestrzelony FG. Posiadania Panthers w pierwszej połowie? TD, TD, FG, TD, punt. Ton rywalizacji nadała pierwsza akcja ofensywna, gdy Jonathan Stewart urwał się w świetnie zblokowanej zagrywce na 59 jardów. Chwilę potem Panthers zdobyli pierwsze przyłożenie, choć warto pamiętać, że po drodze Cameron Artis-Payne zgubił piłkę i niewiele brakowało do straty. Czy wówczas losy tego meczu potoczyłyby się inaczej?

Możemy sobie gdybać, ale faktem jest, że Panthers wyglądali w każdym calu na drużynę z najlepszym bilansem w NFL. Grali efektywny, konsekwentny futbol w ataku i rewelacyjną defensywę, którą napędzała d-line i Kuechly. Do gry wrócił Marshawn Lynch, dla którego będzie to zapewne ostatni mecz w barwach Seahawks. Nie zwojował jednak nic wielkiego i wybiegał zaledwie 20 jardów w sześciu próbach.

Panthers w ataku nie musieli grać niczego wielkiego. Większość serii ofensywnych zaczynali w pobliżu lub na połowie rywala. W efekcie nie mają wybitnych statystyk, poza Jonathanem Stewartem, który jako pierwszy od listopada 2014 r. przekroczył 100 jardów biegowych przeciwko defensywie Seattle. Trzeba jednak przyznać, że kilka zagrań było wysokiej próby, zwłaszcza podanie Newtona do Olsena na TD, w którym błysnął tak podający, jak łapiący.

Tak przy okazji – dobrze być dzieciakiem w Charlotte 😉

Na drugą połowę Seahawks wyszli wyraźnie zmotywowani, a Panthers wyraźnie rozluźnieni. Trudno się dziwić tym drugim, w końcu prowadzili 31:0.

Co zmienili Seahawks? Przede wszystkim Russell Wilson zdecydowanie szybciej zaczął się pozbywać piłki z rąk. To odciążyło o-line, bo pass rush nie docierał już tak łatwo do rozgrywającego Seattle. Wilson całkiem nieźle korzystał z osłabionej secondary Panthers i dzielił piłki miedzy swoich reciverów. Jermaine Kearse (również wolny agent po sezonie), Doug Baldwin i Tyler Lockett złapali podania na ponad 75 jardów każdy.

Posiadania Seattle po przerwie? TD, TD, punt, TD, FG. I własnie ten punt zawalił sprawę.

O ile Seahawks wyszli na drugą połowę bardzo dobrze przygotowani, o tyle decyzji o puncie nie rozumiem. Seahawks byli na 46 jardzie Panthers w sytuacji 4&13, do końca 3 kwarty pół minuty, a przewaga Seahawks wynosiła 17 punktów. Do tej pory Seahawks mieli osiem posiadań, z czego dwa, zakończone przechwytami na Wilsonie, nie trwały nawet minuty. Czy w takim razie Pete Carroll liczył na trzy serie ofensywne zakończone punktami w ostatniej kwarcie? Czy naprawdę granie na pozycję na boisku miało tu sens? Przecież Seahawks nie mieli nic do stracenia.

W ciągu ostatnich 10 lat w NFL rozgrywano 863 czwarte próby w sytuacji, gdy do przejścia pozostawało 10 jardów albo więcej. Sukcesem (pierwszą próbą lub przyłożeniem) zakończyło się 198 z nich, czyli 23%. 23% na przedłużenie nadziei na zwycięstwo. Punt? W praktyce oznaczał kapitulację.

Warto jednak docenić, że chwilę wcześniej kapitalnym sackiem popisał się CB Panthers Josh Norman, dzięki czemu Wilson i spółka z 2&10 znaleźli się w sytuacji 3&24.

Było po drodze trochę fajnych zagrań, jak kolejne ekwilibrystyczne podanie na przyłożenie Russella Wilsona, który powoli zaczyna zmieniać niemożliwe w normę.

Niemniej wszystko sprowadziło się do spodziewanego onside kicku na koniec czwartej kwarty przy siedmiopunktowym prowadzeniu Panthers. Spodziewane onside kicki mają skuteczność ok. 10%. Pamiętacie o 23% wcześniej? W efekcie Thomas Davis efektownie złapał kopnięcie i zapewnił Panterom pierwszy finał konferencji od 2005 r., kiedy to przegrali na wyjeździe… z Seahawks.

 

Denver Broncos – Pittsburgh Steelers

To był zdecydowanie najnudniejszy mecz w tej rundzie, ale znakomicie podsumowywał tegorocznych Broncos. Przez większość meczu byli słabszą drużyną, słaniali się oparci o liny, ale rywal nie potrafił zadać decydującego ciosu, by wreszcie nadziać się na kontrę.

Steelers zagrali lepiej niż się spodziewałem. Big Ben najwyraźniej nie odczuwał skutków wybicia barku przed tygodniem, co znaczy że opróżnił połowę aptek w Denver ze środków przeciwbólowych. Co prawda brakowało nico Antonio Browna, ale i tak 9 piłek na 154 jardy złapał Martavis Bryant. najlepsza defensywa ligi momentami była bezradna przeciwko Stalowym, którzy z łatwością zdobywali kolejne jardy.

Z drugiej strony Peyton Manning, który jak zwykle szalał przed snapem, rzucał „Omaha” z prędkością stu na minutę, ale z piłką w rękach był tylko cieniem samego siebie sprzed dwóch lat. O ile na krótkich dystansach jeszcze jakoś funkcjonował, to jednak była to gra bardzo przeciętnego rozgrywającego. Tyle dobrze, że uniknął strat, choć reciverzy go nie rozpieszczali, upuszczając kilka podań.

Steelers mieli kilka świetnych okazji, by odskoczyć. Żadnej nie wykorzystali:

Do tego Steelers dużo stracili przez special teams. Markus Wheaton aż dwukrotnie gubił piłkę odbierając punty (kończyło się tylko stratą jardów, nie piłki). Punter Jordan Berry raz za razem dawał Broncos świetną pozycję startową, z czego Peyton i spółka uprzejmie nie korzystali.

Trochę szkoda Steelers, ale sami są sobie winni. Nie potrafili dobić przeciwnika. Broncos grają brzydko, nieatrakcyjnie, mają sporo szczęścia, ale wygrywają. Jak zwrócił uwagę @elimgrey, zaawansowane statystki pokazują, że to drużyna o niemal identycznych silnych i słabych punktach jak Ravens 2000. Epoka nieco się zmieniła, co w finale AFC przetestują New England Patriots.

Exit mobile version