Im dalej w sezon, tym lepiej. Drużyny, ograniczone w offseason przez zapisy CBA, zaczynają się zgrywać. W efekcie wychodzi więcej ciekawych meczów, a w tej kolejce do najciekawszych należały starcia rywali z dywizji, co dodawało im dodatkowych smaczków. Czy te mecze będziemy wspominać jako kluczowe w kontekście rozstawienia przed playoffami? Całkiem możliwe.
Just win, baby
Zacznijmy od meczu, którego nie mogłem się doczekać. Oakland Raiders w sobotę mieli bilans 6-2. Ostatni sezon, w którym wygraliby 12 spotkań miał miejsce w 2000 r., potem było Tuck Rule Game, przegrane Super Bowl z Bucs i 12 sezonów z rzędu nie tylko bez playoffów, ale i bez dodatniego bilansu. Co prawda teoretycznie Raiders wciąż nie mogą być pewni jednego ani drugiego w sezonie 2016, ale po meczu z Broncos widać, że musiałby się zdarzyć kataklizm niespodziewanych rozmiarów, by Najeźdźcy opuścili playoffy w słabiutkiej w tym roku AFC.
Przed meczem można się było zastanawiać, czy Raiders są „for real”. Wygrywali z drużynami z ujemnym bilansem, często po dramatycznych końcówkach (jedynie z Jags zwyciężyli równicą większą niż jedno posiadanie). Dwa spotkania z zespołami z dodatnim bilansem (ATL, KC) przegrali. Ich obrona budziła spore wątpliwości (31. miejsce w rankingu Football Outsiders po 8. serii meczów), a Khalil Mack zaczął sezon dość słabo, jak na niego oczywiście. Do tego rekordowe 23 przewinienia popełnione przed tygodniem z Tampą.
Jednak po spotkaniu z Broncos nikt nie może mieć już wątpliwości, że Raiders są solidną drużyną. Może nie faworytem AFC, nawet AFC West nie leży jeszcze podbita u ich stóp. Mogą jednak zupełnie realnie myśleć o wygraniu dywizji i wolnym w pierwszej rundzie playoffów, co przez ostatnią dekadę stanowiło nawet nie science-fiction, ale fantasy w najgorszym gatunku.
Przed meczem z Raiders, Broncos dysponowali drugą obroną ligi (wszystkie dane w tym segmencie za Football Outsiders, chyba że zaznaczam inaczej). Jednak była to głównie zasługa obrony podaniowej, napędzanej przez pass rush Vona Millera i kapitalną secondary pod wodzą Aquiba Taliba. QB ich rywali mieli najsłabszy w lidze passer rating 63,5. W obronie biegowej sytuowali się na 14. lokacie, choć i tak grali 11,7% lepiej od przeciętnej ligowej obrony przeciwko grze dołem.
Co zrobili Raiders? Po prostu przebiegli się po rywalach. Szalejący w poprzednich meczach Derek Carr tym razem podawał krótko, ale skutecznie (20/31). Zaliczył zaledwie 184 jardy, ale to wystarczało. Kluczem była gra dołem. Trzej RB Oakland potrzebowali zaledwie 38 biegów, żeby przebiec 211 jardów (ponad 5,5 jarda/bieg). O-line Najeźdźców dominowała nad cenioną d-line Broncos, a Latavius Murray zanotował 114 jardów i 3 przyłożenia.
W tym sezonie drużyny NFL grają w ataku podanie i bieg niemal idealnie w proporcjach 60/40. Przed tym meczem Raiders grali górą ponad 62% ofensywnych snapów (i to bez uwzględniania sacków). Przeciwko Broncos biegali w 58% akcji.
W efekcie pass rush Broncos nie miał czasu, by rozwinąć skrzydła, bo albo musieli bronić przeciwko biegowi albo Carr szybko pozbywał się piłki z rąk. Rozgrywający Oakland został uderzony tylko dwa razy.
Jednak najważniejszą różnicą w stosunku do poprzednich meczów była obrona Raiders. Oczywiście nikt nie pomyli ich z Broncos 2015, ale w Oakland nie potrzebują aż takiej zapory. Gra biegowa Denver zupełnie nie istniała (33 jardy w 12 próbach), a Trevor Siemian wyraźnie się gubił i nie potrafił posłać do celu nawet połowy podań. Po słabszym początku sezonu przebudził się Khalil Mack. W niedzielę zaliczył dwa sacki, wymusił fumble i zbił podanie, a nie wszystkie jego dokonania da się pokazać w statystykach. W ostatnich dwóch spotkaniach Mack zanotował cztery sacki, w pierwszych siedmiu meczach sezonu zaledwie trzy.
Jeśli coś może martwić fanów z Czarnej Dziury, to postawa ich kopacza. Od 2012 r. Sebastian Janikowski nie może odnaleźć formy. Tym razem spudłował z 48 jardów, a ze skutecznością z pola na poziomie 72,2% znajduje się w ogonie ligi i ponad 11 pkt. proc. pod ligową średnią.
Raiders nie mogą czuć się jeszcze zwycięzcami dywizji. Znajdują się w najtrudniejszej dywizji w AFC, a kluczowe mecze (z Chiefs i Broncos) grają na wyjazdach. W tej sytuacji pół zwycięstwa przewagi nad Chiefs i jedno nad Broncos może zniknąć błyskawicznie. Ale po raz pierwszy od dawna to reszta dywizji musi gonić Raiders, a przyszłość maluje się w jasnych barwach.
Moment przełomowy dla Giants?
Niebieska część Nowego Jorku nie mogła być zadowolona z dotychczasowego przebiegu sezonu. Niby Giants byli nad kreską, ale w dywizji, w której nad kreską są wszyscy, to nie cieszy aż tak mocno. Defensywa, na którą latem Giganci wyłożyli ciężkie miliony, wciąż nie grała na miarę oczekiwań, a fatalna postawa o-line sprawiła, że Eli Manning więcej czasu spędzał umykając przed pass rusherami niż szukając reciverów. Nawet fakt, że jako jedyni w tym roku pokonali Cowboys, stanowił marną pociechę. Ale w niedzielę poczynili spory krok ku playoffom, gdy pokonali u siebie Philadelphię Eagles.
Orły przystępowały do tego meczu jako obrona nr 1 NFL w rankingu Football Outsiders. Wg DVOA ich obrona podaniowa grała aż 34,4% lepiej niż przeciętna defensywa w NFL. Ale teraz ich rankingi na pewno spadną. Lepiej chroniony Eli Manning podał na cztery przyłożenia. Dystrybuował piłkę bardzo szeroko. Aż ośmiu reciverów Giants zaliczyło przynajmniej jedno złapane podania, a sześciu złapało przynajmniej trzy piłki. W statystykach zostaną mu zapisane dwa INT, ale żadne nie było jego winą. Przy pierwszym Odell Beckham dał sobie wyszarpnąć piłkę z rąk, przy drugim Eagles złapali podbite przez Connora Barwina podanie.
Manning zagrał nieźle, ale game ball należy się obronie. Od samego początku dobrze działał pass rush, który siedmiokrotnie uderzył Carsona Wentza. Już w pierwszej kwarcie rozgrywający Eagles pod presją d-line Giants dwukrotnie podał w ręce obrońców, co pozwoliło nowojorczykom wyjść na prowadzenie, którego nie oddali do końca meczu.
Nie można powiedzieć, by obrona gospodarzy stanowiła zaporę nie do przejścia, bo Orły dość skutecznie zdobywały kolejne jardy w ataku. Problemem był zwłaszcza TE Zach Ertz. Ale kiedy trzeba było, defensywa stawała na wysokości zadania. W pierwszej połowie dwa razy zdołali zatrzymać Philly we własnym red zone w sytuacjach 4&short, a kiedy w samej końcówce Eagles przechwycili piłkę na połowie nowojorczyków i dostali jeszcze jedną szansę na zwycięstwo, obrona Giants nie pozwoliła na zdobycie przyłożenia.
Sytuacja w dywizji daleka jest od rozstrzygnięcia, choć Cowboys wydają się na dobrej drodze do pierwszego miejsca nie tylko w dywizji, ale i w całej konferencji. Giants mają ciekawy kalendarz, bo w czterech ostatnich kolejkach aż trzykrotnie grają w ramach NFC East. Pozostaje pytanie o realną siłę Eagles, którzy zaczęli bardzo dobrze, ale przegrali cztery z pięciu ostatnich meczów. Wygrywają dość wysoko, przegrywają różnicą najwyżej siedmiu punktów, ale bilans wynosi .500. Oni również kończą trzema meczami w dywizji w czterech ostatnich kolejkach, ale wszystkie trzy grają u siebie.
Stracone szanse Vikings
Jak szybko zmienia się sytuacja w NFL. Miesiąc temu wydawało się, że Vikings w cuglach wygrają NFC North. Po trzech porażkach z rzędu już niczego nie można być pewnym, zwłaszcza że Vikings sami strzelają sobie w stopę.
Do rangi symbolu urasta sytuacja z początku drugiej kwarty, gdy Chad Greenway przechwycił podanie Matta Stafforda. Vikings dostali piłkę w red zone Lwów. Następnie w trzech akcjach… stracili 22 jardy. Jak to możliwe? Dwie kary, bieg na -4 jardy i 9-jardowy sack na Samie Bradfordzie. Skończyło się puntem.
To drugi przypadek od 1998 r. gdy drużyna dostała piłkę w red zone przeciwnika i kończy serię ofensywną puntem. Poprzednia miała miejsce w 2011 r., a tego „wyczynu” dokonali St. Louis Rams pod wodzą… Sama Bradforda, a jakże.
Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że Bradford nie był taki zły w tym meczu. Uniknął strat, podawał ze skutecznością 77,5%, a na koniec czwartej kwarty poprowadził piękną, 79-jardową serię ofensywną, która zakończyła się przyłożeniem. Wyprowadził drużynę na 3-punktowe prowadzenie i zostawił Mattowi Staffordowi tylko 23 sekundy bez przerw na żądanie. To wystarczy tylko na „Zdrowaśkę”, prawda?
Nieprawda. Jakimś cudem Stafford, mistrz wychodzenia z sytuacji bez wyjścia, zdołał w 23 sekundy wykonać dwa celne podania na w sumie 35 jardów, a następnie zatrzymać zegar „spikiem” i dał szansę na wyrównanie swojemu kickerowi Mattowi Praterowi, który trafił na dogrywkę z 58 jardów. A w dogrywce Stafford dostał piłkę i było po wszystkim. 5/6, 73 jardy, DPI na 13 jardów i podanie na TD do Goldena Tate’a. Game over.
„Nie płacą mi za wykonywanie kopnięć, tylko za trafianie kopnięć” podsumował trafnie po meczu Prater. Nie może tego o sobie powiedzieć jego vis a vis. Blair Walsh najpierw trafił w słupek przy extra poincie, a potem jego kopnięcie z pola zostało zablokowane przez Lions. W dniu, kiedy przez całe cztery kwarty obie drużyny toczyły wyrównany bój, to właśnie błędy Vikings sprawiły, że przegrali wydawałoby się wygrany mecz.
Tydzień w skrócie:
1. Mecz na szczycie miał też miejsce w AFC North, ale to akurat dywizja, gdzie nikt nie wygrał więcej niż połowy meczów. Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy, że Ravens pokonali Steelers i objęli prowadzenie w dywizji. W ataku Pittsburgha coś się zacięło. Szkoda, bo jeszcze dwa tygodnie temu wydawali się faworytami co najmniej do finału AFC. Za całe podsumowanie meczu może również wystarczyć ten onside kick Steelers:
Żeby zachować uczciwość muszę dodać, że Chris Boswell zrobił coś podobnego na uczelni i wówczas efekt był zgoła odmienny.
2. W tym tygodniu Monday Night Football okazała się wreszcie ciekawa, Seahawks po zaciętym meczu pokonali Bills, ale niestety nie obyło się bez kontrowersji. Pod koniec drugiej kwarty miała miejsce zadziwiająca sekwencja. Przy kopnięciu z pola Bills Richard Sherman wystartował zdecydowanie za wcześnie i „skosił” kopacza rywali. Z nieznanych przyczyn sędziowie nie uznali tego za „niepotrzebną brutalność” i ukarali Shermana jedynie flagą za spalony. Ponieważ wijącemu się z bólu kopaczowi trzeba było udzielić pomocy medycznej, musiał zejść z boiska na jedną akcję i nie mógł kopać. Bills wykonali „spike”. Tyle że potem dostali 5-jardową karę za opóźnianie gry, która wniknęła z tego, że sędziowie… nie pozwolili im wykonać snapu. Po odmierzeniu kary kicker Bills spudłował. Dan Blandino, szef sędziów NFL, przyznał, że „zebry” się pomyliły. Najpierw Sherman powinien dostać 15 jardów, a przed drugim kopnięciem zegar odmierzający czas do rozpoczęcia akcji powinien być wyzerowany. Bills stracili trzy punkty i prawie stracili kickera. Całą sekwencję możecie obejrzeć tutaj.
3. Akcja idealnie opisująca cały sezon Jaguars:
Jaguars going full Jaguars @SomeonesAnIdiot pic.twitter.com/8draF3Etek
— Will (@NOTSCWill) 6 listopada 2016
4. Melvin Gordon został wybrany w zeszłorocznym drafcie z #15 przez San Diego Chargers. Po nie najlepszym sezonie debiutanckim dostał etykietę „niewypału”. Ale ten sezon pokazuje, że z oceną zawodników trzeba poczekać trochę dłużej. Przeciwko Tennessee Titans zaliczył w sumie 261 jardów. To drugi tegoroczny wynik po 300 jardach Julio Jonesa, a składają się na niego 196 jardy dołem i 65 po złapanych podaniach. W zeszłym roku Gordon nie zaliczył ani jednego TD. W tym roku ma ich już 11 i prowadzi w NFL w tej kategorii. Tyle że Chargers grają w AFC West, więc w playoffach raczej nie zadebiutuje.
5. Problemy ofensywne Green Bay Packers w pigułce. Druga kwarta, 11:59 do końca. Aaron Rodgers posyła długą piłkę na środek boiska, Jordy Nelson ma kilka kroków przewagi nad obrońcą, ale nie może dojść do piłki. Dlaczego? Bo zamiast sprintem, biegł swoją ścieżkę truchtem, najwyraźniej przekonany, że do niego piłka w tej akcji nie trafi. Następny snap. Rodgers posyła perfekcyjną, przeszło 50-jardową bombę na lewe skrzydło do Jeffa Janisa, który ma przed sobą tylko trawę i pole punktowe. Piłka wpada mu idealnie w ręce. Tyle że wypadła równie szybko jak wpadła. A Indianapolis Colts wywieźli z Lambeau Field zasłużone zwycięstwo.
6. Co prawda Chip Kelly nie zwojował wiele jako trener w NFL, ale w niedzielę przypomniał nam, że potrafi myśleć nieszablonowo.
Co tu się wydarzyło? Saints mieli piłkę i 8 sekund do końca pierwszej połowy, a więc czas na jeszcze jedno podanie i potem ewentualne kopnięcie z pola. Na miejscu Kelly’ego też nie dowierzałbym swojej defensywie. Co zrobili 49ers? Powalili wszystkich reciverów na linii wznowienia akcji. Oczywiście posypały się flagi, ale Saints stracili bezcenne cztery sekundy i musieli kopać.
7. Jay Ayai z Dolphins nie został pierwszym RB w historii ligi z trzema meczami z rzędu na ponad 200 jardów. Przeciwko Jets zaliczył „tylko” 111 jardów. Szkoda.
8. Fani w LA domagają się Jareda Goffa. Jeff Fisher pozostaje nieugięty. Jest w tym jakaś metoda. Kiedy wreszcie zechcą go wywalić, zawsze może powiedzieć: „Naprawdę chcecie zaburzyć rozwój przyszłego filaru swojej drużyny?”. Gdyby już teraz okazało się, że #1 tegorocznego draftu jest beznadziejny, straciłby świetną wymówkę. Na marginesie – Rams mają już bilans 3-5 i wymarzone 7-9 oddala się coraz bardziej,
9. Tych Saints naprawdę fajnie się ogląda. Mark Ingram wybiegał 158 jardów w 15 próbach, a Drew Brees ma odbudowaną stajnię solidnych młodych reciverów. Szkoda, że nie zobaczymy ich w playoffach, ale jeśli twoja obrona pozwala Colinowi Kaepernickowi na podanie na 398 jardów, to po prostu nie zasługujesz na granie w styczniu.
10. Zaczyna się ten czas w sezonie, gdy trzeba zarwać całą noc, albo przegapić mecz kolejki. Za tydzień w ostatnim niedzielnym meczu Seahawks wizytują Patriots w pierwszym spotkaniu obu drużyn od Super Bowl 2015.