Site icon NFL Blog

NFL, tydzień 11: Niedzielne mecze na szczycie NFC zawiodły

Zapowiadał się kapitalny weekend ze starciami wagi superciężkiej w NFC. Niestety w obu niedzielnych meczach mieliśmy podobny scenariusz – wyrównana, defensywna pierwsza połowa i kompletna dominacja w drugiej. W poniedziałek było znacznie lepiej i byliśmy o krok od dogrywki.

W podsumowaniu 11 kolejki skupimy się NFC, ale przyjrzymy się również bliżej sprawie Taroda Taylora. Poza tym jak zwykle garść statystyk, efektownych akcji i piąta rocznica najsłynniejszego fumble w historii. Zaczynamy jednak od spotkania dwóch drużyn, które zaczęły niedzielę z bilansem 7-2.

 

Ważne zwycięstwo Wikingów

Vikings są mocni. To wiedzieliśmy już wcześniej, ale nie do końca wiedzieliśmy na ile mocni. Do wczoraj mieli na koncie tylko jedno zwycięstwo przeciwko rywalowi z dodatnim bilansem (Saints podczas ich słabego startu) oraz wyraźną porażkę w Pittsburghu i u siebie z Detroit.

W meczu z Rams byli od ekipy z LA lepsi w każdym elemencie gry: defensywie, ofensywie, a nawet special teams, gdzie wyraźnie słabszy dzień miał John Hekker, punter Rams i najlepszy w tym elemencie specjalista w NFL. Vikings zaliczyli szóstą wygraną z rzędu i świetnie rozpoczęli serię czterech trudnych meczów: teraz czekają ich wizyty w Detroit, Atlancie i Charlotte (Carolinie).

Wikingów znów prowadził Adam Thielen, który tym sezonem udowadnia, że zasługuje na postawienie go w jednym szeregu z Antonio Brownem, Julio Jonesem, DeAndre Hopkinsem i A.J. Greenem. Jak na razie Thielen gra na poziomie All-Pro. W dziesięciu meczach ma na koncie 916 jardów i 3 TD. A miałby  więcej, gdyby miał dobrego QB.

Nie zrozumcie mnie źle, Keenum gra nieźle jak na swoje możliwości. To solidny backup, który został postawiony w roli startera. Robi więcej dobrego niż złego, nieźle troszczy się o piłkę (1,7 INT%, 1,6 Sack%), ale szczytem jego możliwości jest „nie zepsuć”. W niedzielę to Thielen kilkukrotnie kreował chwyty w sytuacji, kiedy powinien dostać znacznie lepsze podanie. Symptomatyczna jest sytuacja z połowy trzeciej kwarty, gdy mecz wciąż był na remisie:

Przy dobrym podaniu Thielen zdobyłby dodatkowe 25 jardów i TD, bo przy piłce w tempo jest rozpędzony i ma tylko jeden na jednego z dobiegającym safety, co stawia go w bardzo korzystnej sytuacji. Tymczasem Keenum wyrzuca go niemal na aut i gdyby nie klasa WR Vikings, mogłoby się skończyć na niezłapanym podaniu i puncie.

Poza Thielenem trzeba pochwalić obronę Minnesoty. Rams dopiero pierwszy raz w tym sezonie zdobyli mniej niż 10 punktów. Obrona Vikings, podobnie jak Seahawks w piątym tygodniu rozgrywek, nie czekała na to, co zrobią Rams, tylko atakowała. Dobrze rozpracowali zmyłki McVaya i agresywnie szli do reciverów łapiących screeny i tym podobne zagrywki. W efekcie liniowi Rams nie nadążali z blokami i zamiast długich akcji, kończyło się na tacklach na krótki zysk albo wręcz stratę.

To nie znaczy, że ofensywa Rams została kompletnie zatrzymana. Cooper Kupp najpierw zaliczył fumble na jeden jard od pola punktowego Vikings, a potem upuścił kluczowe podanie w trzeciej próbie na połowie rywala. Obie te sytuacje zdławiły obiecujące serie Rams w sytuacji, gdy daleko było do rozstrzygnięcia meczu.

Ogólnie za grę defensywy, zwłaszcza w drugiej połowie, Vikings należą się najwyższe noty. Zdominowali linię wznowienia akcji, przez co Goff momentami wyglądał jak ten zagubiony debiutant z zeszłego sezonu. Oczywiście przed rokiem w takiej sytuacji wziąłby pięć sacków, dwa fumble i dwa INT, więc i tak widać u niego spory postęp. Z kolei Todd Gurley, który w tym roku zdobywa z gry średnio 129 jardów na mecz, w niedzielę zaliczył tylko 56 jardów przy 15 biegach i 3 złapanych piłkach.

Dla Rams ta porażka to sygnał ostrzegawczy, ale daleko jeszcze do paniki. Gorzej, jeśli za tydzień nie zdołają wygrać u siebie z Saints. Wówczas mogą stracić prowadzenie w dywizji na rzecz Seahawks, które, dzięki Falcons, póki co utrzymali. A nawet jeśli je utrzymają, to porażka z Vikings i ewentualna z Saints mogą być kluczowymi tiebreakerami przy ustawianiu drabinki playoffowej w NFC.

 

Wentz górą w pojedynku młodych QB

Prawdę mówiąc pojedynek reklamowany jako Wentz vs. Prescott został rozstrzygnięty raczej przez różnicę w klasie ich kolegów. Jednak z dwójki drugorocznych quarterbacków lepiej spisał się Wentz.

Statystycznie Wentz (14/27, 168 yds, 2TD) wyglądał dużo lepiej niż Prescot (18/31 145 yds, 3 INT). Jednak w pierwszej połowie obaj wyglądali równie źle, głównie przez kolegów. Upuszczone podania zatrzymywały obie ofensywy. Po obu stronach lepiej szła gra po ziemi. Prescott zaliczył INT po dropie kolegi, z kolei obrońcy Dallas nie zdołali złapać podania Wentza prosto do nich.

Jednak w drugiej połowie Eagles zagrali znacznie lepiej. Kompletnie zdominowali linię wznowienia akcji po obu stronach piłki. Gra biegowa Philly była nie do zatrzymania, a Wentz wykonał kilka dobrych podań więcej niż Prescott i tym razem jego koledzy zdołali je złapać. Zwłaszcza podanie na TD do Jeffery’ego przy 4&5 to wysoka klasa, tak u podającego, jak u odbierającego.

W Cowboys widać brak Ezekiella Elliotta, jednak głownie w zubożeniu playbooka. Alfred Morris nie biega gorzej niż Elliott, ale nie stanowi takiego zagrożenia w rożnego typu akcjach podaniowych, głownie screenach. To ułatwiło życie obronie Eagles, a utrudniło Prescottowi, który cały wieczór musiał umykać d-line Orłów. To nie Elliotta najbardziej brakowało, a LT Tyrona Smitha. Jason Garett dał na lewą stronę wsparcie, ale to wytrąciło z rytmu cała ofensywę, a Prescott i tak zebrał cztery sacki i siedem uderzeń.

Eagles potwierdzili, że są obecnie najlepszą drużyną NFL. Pokazali, że potrafią pojechać na trudny teren i wyjechać z przekonującym zwycięstwem. Nawet kiedy nie szła gra górą, potrafili zmontować dobre serie ofensywne. Tymczasem Cowboys bez Smitha i LB Seana Lee mogą mieć spore problemy z awansem do playoffów.

Na koniec ciekawostka: kicker Eagles doznał kontuzji, więc Orły po przyłożeniach musiały grać za dwa. W dwupunktowych podwyższeniach mieli skuteczność 3/4, a byłoby 4/4 gdyby nie niefrasobliwość Zacha Ertza, który zgubił piłkę tuż przed polem punktowym. Ciekawe czy to skłoni Douga Pedersona do częstrzego grania za dwa? W końcu zdobył sześć punktów z akcji, które normalni przyniosłyby maksymalnie cztery punkty.

 

Falcons wywożą cenne zwycięstwo z Seattle

Odkąd w 2012 r. w Seattle znalazło się czterech kluczowych graczy ich defensywy (Earl Thomas, Richard Sherman, Kam Chancellor, Bobby Wagner), Seahawks tylko cztery raz stracili u siebie 34 punkty lub więcej. Symptomatyczne, że wszystkie miały miejsce w trzech ostatnich latach, a ani razy nie zdarzyło się to w latach 2012-2014. W sezonach 2012-14 tylko pięć razy stracili więcej niż 20 punktów i to licząc razem z playoffami.

Tym bardziej dużym sukcesem Falcons jest zafundowanie rywalom 34 punktów. Oczywiście mieli trochę ułatwione zadanie. Richard Sherman jest wyeliminowany na resztę sezonu z zerwanym ścięgnem Achillesa, a Kam Chancellor ma problemy z karkiem i nie wiadomo czy i kiedy wróci do gry. To było widać w poniedziałkowy wieczór, gdy Matt Ryan łatwiej niż przywykli do tego fani w Seattle znajdował reciverów, a RB na środku boiska wymknęli się kilku powaleniom.

Dla tegorocznych Falcons był to dopiero drugi mecz w tym sezonie z ponad trzydziestoma punktami na koncie. Poprzednio 34 wpakowali Green Bay Packers, którzy nie należą do najlepszych defensyw NFL. Jednak nie oznacza to, że wróciła ofensywa, która zachwycała przed rokiem.

Falcons mieli mniej jardów niż rywale (279-360), mniej jardów na próbę (4,8-5,2) i mniej pierwszych prób (22-26) niż Seattle. Jednak to Atlanta skuteczniej wykorzystywała błędy rywali.

Zacznijmy od gry w Red Zone. Atlanta z trzech wycieczek wyniosła 17 pkt. Seahawks dotarli pod pole punktowe rywali aż sześć razy, ale zamienili to tylko na 23 punkty.

Po drugie straty. Seahawks mieli przewagę w special teams, dzięki świetnej grze powrotnej po kickoffach, a także odzyskaniu zgubionego przez Falcons kickoffu. Jednak poza tym Russell Wilson posłał fatalne INT na samym początku spotkania, po którym Atlanta wyszła na dwa posiadania prowadzenia. Potem sack-fumble zakończył się defensywnym przyłożeniem Atlanty. I wreszcie niewytłumaczalna próba zmyłkowego kopnięcia z pola na koniec pierwszej połowy.

Częściowo rozumiem logikę Pete’a Carolla. 4&1 to dobra sytuacja na zmyłkę. Seahawks i Jon Ryan mają duże doświadczenie w egzekucji takich akcji. Ale na 11 sekund przed końcem połowy bez timeoutów próbować power shovel pass z 12 jarda? Przecież nawet pierwsza próba nic by tu Seahawks nie dała, bo upłynąłby czas pierwszej połowy. A wątpliwe, by z tej formacji taka zagrywka dała 12 jardów. Próbę normalnego podania Ryana mógłbym zrozumieć. Power shovel niespecjalnie.

No i wreszcie kary. Seahawks są najczęściej karaną drużyną NFL. W tym meczu podarowali rywalom w ten sposób 106 jardów, ponad połowę tego, co co uzbierała ofensywa Atlanty.

 

W tej sytuacji żadne wysiłki jak zwykle świetnego (poza tym INT miał 258 jardów górą i 86 jardów po ziemi) Wilsona nie zdołały zmienić wyniku meczu. Zwłaszcza, że dla Seahawks kopie Blair Walsh, który w swoim stylu przestrzelił kopnięcie, które mogło dać dogrywkę. 52 jardy to nie jest banalne zagranie, ale wierzenie Walshowi w końcówce to nadmiar optymizmu. Zwłaszcza po votum nieufności na koniec pierwszej połowy.

Seahawks stracili szansę, by wysunąć się na prowadzenie w dywizji. Co więcej przegrali bezpośredni mecz z Falcons, z którymi mogą rywalizować o dziką kartę w playoffach. Bez Shermana i Chancellora mogą nie sprostać Rams, kiedy ci za miesiąc przyjadą do Seattle.

Kozioł ofiarny pokazał rogi

Buffalo Bills zaczęli sezon świetnie. 5-2, prowadzenie w AFC East, Patriots wydawali się najsłabsi od lat. Pierwsze playoffy dla Bills wydawały się być w zasięgu ręki, podobnie jak tytuł trenera roku dla Seana McDermotta. Tyle, że wtedy przyszły dwie porażki z rzędu: wyjazdowa ze słabymi Jets i lanie na własnym stadionie od Saints.

McDermott szybko znalazł winnego: to QB Tyrod Taylor, który został posadzony na ławce na rzecz Nathana Petermana, tegorocznego picku z draftu #171. Bo to oczywiste, że Taylor odpowiadał za Ingrama i Kamarę, którzy przebiegali się jak chcieli po obronie Bills jak chcieli. To przecież Taylor pozwolił atakowi Jets na zdobycie 34 punktów. To Taylor odpowiada za katastrofalną linię ofensywną. No i wreszcie Taylor jest winny problemom Bills w trzecich próbach

https://twitter.com/billbarnwell/status/932354175626772480

Plan wydawał się świetny. Sadzamy Taylora na ławce, wygrywamy z Chargers, którzy potrafią w tym roku przegrać na najdziwniejsze sposoby i wychodzi, że sztab trenerski wie co robi.

Tyle że absolutnie niegotowy Peterman posłał 5 INT w 16 podaniach i Taylor musiał wejść w drugiej połowie. Co prawda nie miał szans na uratowanie meczu, ale dla wszystkich jest oczywiste jak bardzo problemy Bills nie są winą Taylora. Za to jak wiele ich sukcesów jest jego zasługą.

Najbardziej w tym wszystkim szkoda Petermana. Do NFL dostaje się naprawdę elita. Ułamek procenta tych chłopaków, którzy pełni nadziei zaczynają grać w futbol w szkole średniej. Dostają szansę na spełnienie marzeń i zarobienie dużych pieniędzy. Marzenie Petermana skończyło się zanim się jeszcze zaczęło. Ewidentnie niegotowy debiutant został rzucony lwom na pożarcie. Te 5 INT będzie się za nim ciągnęło do końca najprawdopodobniej bardzo krótkiej kariery. Za rok pewnie nie będzie go w Buffalo. Bez winy z jego strony. Stał się ofiarą McDermotta, który chciał być cwany, a kompletnie się skompromitował.

(Warto zwrócić uwagę, że problemy Bills w drugiej części sezonu po mocnym starcie nie są niczym nowym)

Tyrod Taylor to niekonwencjonalny QB. Nigdy nie będzie klasycznym pocket passerem w rodzaju Toma Brady’ego czy Peytona Manninga. Nigdy nie będzie najlepszym rozgrywającym w NFL. Ale z trenerem, który gra na jego silne strony, jest solidnym starterem. W w wielu klubach NFL mógłby być od ręki najlepszym QB, nawet zakładając, że wszyscy (Luck, Tennehill, Rodgers, etc.) są zdrowi. Żeby nie być gołosłownym:

AFC East: Bills, Jets
AFC North: Browns, Ravens
AFC South: Jaguars
AFC West: Broncos
NFC East: –
NFC North: Bears
NFC South: –
NFC West: Rams, 49ers

Mamy tu dziewięć drużyn, a jest sporo, które mają zmierzchających QB (Steelers, Cardinals, Chargers), takich, gdzie Taylor mógłby podjąć walkę o miano startera z aktualnym starterem (Chiefs, Vikings, Buccaneers, Bengals) lub których starter ma przewlekły uraz (Colts). Wychodzi połowa ligi. Tyle że najprawdopodobniej Taylor w przyszłym roku nie będzie starterem.

W NFL nie lubią niekonwencjonalnych rozgrywających. Colin Kaepernick, Michael Vick, Tyrod Taylor. Żaden z nich nie pasował do wizerunku klasycznego QB. Podobnie jak Russell Wilson, czy Cam Newton, ale ci trafili na mądrzejszych szkoleniowców. Mina Kimes z ESPN napisała, że Taylor jest testem Rorschacha dla naszego postrzegania rozgrywających w NFL. Jest spora szansa, że szkoleniowcy, którzy w większości nie wiedzą jak pomóc swojemu rozgrywającemu, nie będą chcieli niekonwencjonalnego Taylora na czele ofensywy.

Tymczasem Taylor ma duży potencjał. Można mu zarzucać, że nie potrafi grać w West Coast Offense, że nie jest klasycznym pocket passerem i wreszcie, że zdarza mu się przegapić otwartego recivera. Tyle że to wszystko można zarzucić wielu inny rozgrywającym w NFL. Taylor zasługuje na miejsce startera i pieniądze startera. Niestety NFL od lat mu tego odmawia, narzekając jednocześnie, że nie ma dobrych, młodych rozgrywających. Takie rzeczy tylko w NFL.

 

Tydzień w skrócie:

1. W NFC walka, emocje i rywalizacja. W AFC obrona Steelers kompletnie zdominowała Titans, Patriots nawet specjalnie się nie spocili rozbijając Raiders, a Jaguars nie potrafili nic zwojować w ofensywie przeciwko słabiutkim Browns i jak zwykle musiała ich ratować obrona. Andy Reid przegrał dopiero trzeci mecz w karierze po bye weeku, a Chiefs nie sprostali Giants (!). Jedyne pytanie po tej stronie NFL brzmi, czy AFC Championship Game odbędzie się w Pittsburghu czy w Foxborough, bo uczestników już znamy. Najgorsze, że w playoffach może zagrać Joe Flacco i kompletnie zflaczczała ofensywa Ravens.

2. Główną siła napędową Saints w tym roku są Mark Ingram i Alvin Kamara. Ale jeśli ktoś myślał, że można skreślać Drew Breesa, to się grubo myli. Przeciwko Redskins NO przegrywali 15 punktami na niespełna 6 minut przed końcem meczu. Odpowiedź Breesa? 11 celnych podań z rzędu i dogrywka, w której Ingram i Kamara przebiegli się po rywalach i zapewnili Saints ósme zwycięstwo z rzędu. Profesorska końcówka genialnego weterana. Można oglądać bez końca. Ekipa z Luizjany jest pierwszą w historii, która wygrała osiem spotkań z rzędu, po przegraniu dwóch pierwszych meczów w sezonie. Playoffy w NFC zapowiadają się palce lizać.

3. Narasta konflikt na szczycie NFL. Właściciel Cowboys Jerry Jones wkroczył na wojenną ścieżkę przeciwko komisarzowi Rogerowi Goodellowi. W tle jest gigantyczny kontrakt Goodella, cześć właścicieli niezadowolona z wpływów Jonesa i negocjacje w sprawie nowego CBA w 2021 r. Polecam tekst ESPN na ten temat.

4. W tym tygodniu (dokładnie 23 listopada) w USA przypada Święto Dziękczynienia. To oznacza indyka, szaleństwo zakupowe Czarnego Piątku i wiele innych rzeczy. Dla nas jednak oznacza trzy mecze NFL z rzędu (startujemy 18.30 polskiego czasu). To także piąta rocznica słynnego Butt Fumble, najsłynniejszego fumble w historii NFL, które ma nawet własną stronę na Wikipedii. Z tej okazji ESPN przygotowało „Oral history of Butt Fumble„. Przezabawna lektura, chyba że jesteś kibicem Jets.

5. Z notatnika statystyka:

6. Po pięciu porażkach z rzędu Buccaneers wygrali drugie spotkanie z rzędu. W obu wygranych meczach rozgrywał Ryan Fiztpatrick. Tak tylko mówię…

7. Chwila dla reciverów:

8. Dre Kirckpatrick zachował się bardzo po koleżeńsku i postanowił oddać swoje TD kolegom z ofensywy

Exit mobile version