Pierwsze tegoroczne mecze playoffów rozczarowały. Colts potrzebowali tylko dwóch kwart, by bez większych problemów pokonać Texans. W drugim meczu koordynatorzy ofensywy licytowali się na przewidywalny playcalling, ale ostatecznie to gospodarze zdołali dowieźć wygraną do końca.
Indianapolis Colts 21 – 7 Houston Texans
Pierwszy mecz playoffów nie dostarczył spodziewanych emocji. Trudno żeby było inaczej, jeśli w pierwszej połowie jedna z drużyn dominuje, a w drugiej mimo swojej pasywnej gry spokojnie utrzymuje wynik.
Najbardziej zaskakująca okazała się dominacja Colts w grze po ziemi. Texans mieli jedną z najlepszych defensyw biegowych w tegorocznej NFL, a jednak Colts zaliczyli 200 jardów dołem na średniej 5,7 jarda/bieg. Linia ofensywna Colts grała znakomicie, a rookie LG Quentin Nelson wręcz popisowo. Jego taśma z tego meczu powinna znaleźć się w prywatnym archiwum każdego trenera o-line na świecie.
Texans miała poprowadzić obrona, ale nic z tego nie wyszło. W pierwszej serii Colts T.Y. Hilton kompletnie dominował. Zaliczył ponad 60 jardów, a całość wykończył Mr Touchdown z Indianapolis, czyli Eric Ebron. W drugiej serii Colts przebiegli się po rywalach, a w czwartej Luck grał krótką i średnią piłką, rozdzielając podania między wielu kolegów.
Jeśli coś Texans w obronie wychodziło, to była to obrona biegów środkiem. Jednak biegi na zewnątrz i po rozmaitych ruchach na backfieldzie wchodziły jak w masło. Jedyna zatrzymana seria Colts w pierwszej połowie to indywidualna zasługa J.J. Watta, który świetnie zbił podanie Lucka, a to szczęśliwie wpadło obronie Texans w ręce. Obrona gospodarzy próbowała grać bardzo agresywnie, ale skończyło się to dwoma bolesnymi karami za offside, przedłużającymi serie ofensywne Colts.
W ataku Texans wyraźnie brakowało kogoś poza DeAndre Hopkinsem, kto mógłby udźwignąć ciężar gry. Dopiero w drugiej połowy masę jardów zdobyli Keke Coutee i Lamar Miller, ale to było zdecydowanie za późno. Brak kontuzjowanych Willa Fullera i Demaryiusa Thomasa był kluczowy.
Słabo grał też Deshaun Watson. W miarę nieźle wychodziło mu zone read i bieganie środkiem, bo Colts uparcie ustawiali Cover-2 i odmawiali wysłania szpiega na Watsona, choćby tylko w trzecich i czwartych próbach. Na nieszczęście Texans znacznie gorzej szło mu podawanie. Secondary Colts grała nieźle, zwłaszcza Pierre Desir grał rewelacyjnie przeciwko Hopkinsowi. Jednak receiverzy Texans uwalniali się od czasu do czasu od krycia. Tylko co z tego, skoro Watson podawał fatalnie.
Symptomatyczna była sytuacja z drugiej kwarty, gdy Texans wreszcie zmontowali udaną serię ofensywą, ale utknęli w okolicy 11. jarda Colts. W sytuacji 4&1 Texans zarządzili podanie. Watson miał otwartego Hopkinsa na slancie w endzone, ale podanie było dobry jard za krótkie. Byłem wręcz przekonany, że piłka wypadła mu z rąk, biorąc pod uwagę jak fatalny technicznie był to rzut, ale potem widziałem kilka podobnych. Czy winny był uraz palca, który wdzieliśmy na telewizyjnych kamerach w drugiej połowie? A może młody QB po prostu nie wytrzymał presji? Na domiar złego w tej akcji bark uszkodził sobie Hopkins. Jak okazało się po meczu – zwichnięcie 3 stopnia, czyli najbardziej poważne, a drugą połowę grał na silnych środkach przeciwbólowych.
W drugiej odsłonie Colts niepotrzebnie zaczęli grać bardziej pasywnie. Zdekoncentrował się też genialny w pierwszej połowie Andrew Luck który wyraźnie przestrzelił kilka rzutów. Texans mieli okazję, żeby wrócić do gry, ale ofensywa wciąż nie funkcjonowała. Jedyne TD dla Texans zdobył Coutee, a i tak zabrakło milimetrów, by sędziowie orzekli fumble przed linią pola punktowego i touchback. Coutee zgubił piłkę nie atakowany zupełnie przez nikogo, na jego szczęście sędziowie uznali, że przekroczył wcześniej linię pola punktowego.
Colts wygrali zasłużenie i w nagrodę za tydzień jadą do Kansas City. Texans mogą już planować offseason. Czas się zapytać, czy drużyna aby na pewno zmierza we właściwym kierunku pod wodzą Billa O’Briena. Co prawda za jego kadencji Texans zaliczyli cztery sezonu na plusie na pięć możliwych i trzy awanse do playoffs, ale w postseason wygrali tylko jeden mecz. Na pewno wzmocnień wymagają secondary i linia ofensywna.
Seattle Seahawks 22 – 24 Dallas Cowboys
Mecz zaczął się fatalnie dla Cowboys. Już w czwartym snapie kontuzjowaną kostkę ponownie uraził WR Cole Beasley, który do końca spotkania wyraźnie utykał. Z kolei w połowie pierwszej kwarty paskudnie wyglądającego złamania kostki doznał kolejny WR Allen Hurns. Dla tego ostatniego to już koniec sezonu. Jak na Twitterze napisał Dr David Chao, były lekarz klubowy Chargers, jest spora szansa, że Hurns po operacji wróci na start przyszłego sezonu, ale w tym już nie zagra. (Uwaga! Drastyczne wideo)
Avert your eyes is squemish.#AllemHurns @dallascowboys with left ankle fracture dislocation. Will need surgery on fibula and ligament. Good chance return for next season. pic.twitter.com/oYTSEUTWES
— David J. Chao – ProFootballDoc (@ProFootballDoc) January 6, 2019
Niesamowite jak przewidywalny od samego początku był playcalling Briana Schottenheimera, koordynatora ofensywy Seahawks. Większość serii wyglądała następująco: bieg-bieg-podanie-punt. Niesamowite, bo trudno uwierzyć, że zawodowy trener podejmuje tak łatwe do przewidzenia decyzje. Oczywiście, Seattle jako ofensywa zdobyli najwięcej jardów biegowych w sezonie zasadniczym, ale wynikało to w dużej mierze z ilości prób biegowych. Jeśli weźmiemy pod uwagę wskaźniki efektywności gry, byli w pierwszej dziesiątce, ale nie na topie1. Tymczasem Cowboys, jednej z najlepszych defensyw biegowych ligi w to graj. Dopiero w samej końcówce meczu Seahawks zdołali wyjść do 3 jardów na próbę.
Co gorsza, nie dość że przewidywalne był sam fakt biegania, to i dobór zagrywek biegowych pozostawiał wiele do życzenia. Seattle głównie próbowali różnego typu zone runs środkiem, na co Rod Marinelli i jego obrona byli świetnie przygotowani. Kiedy Seahawks próbowali czegoś odrobinę bardziej kreatywnego, jak QB power czy zone read w drugiej połowie, efekty były znacznie lepsze.
Jednak najlepsze efekty dawała gra podaniowa. Oczywiście normalna gra podaniowa, a nie WR screen przy 3&long. Po trzech z rzędu seriach 3&out na otwarcie meczu, Seahawks spróbowali kilku zagrań do Tylera Locketta i od razu zameldowali się w red zone Cowboys. Tylko co z tego, skoro tam wrócili do sprawdzonego schematu bieg-bieg-podanie-kopnięcie, tyle że tym razem kopnięcie z pola za trzy punkty. Po prostu nie mogłem uwierzyć, że Schottenheimer nie widzi jak nieskuteczne są strefowe biegi środkiem przy relatywnie wysokiej skuteczności podań. Co gorsza nie wiedział tego też Pete Carroll. Rozumiem, że Carroll wywodzi się z defensywnej strony piłki, ale jako główny trener odpowiada za całą grę drużyny. Na pewno może w czasie meczu powiedzieć „Brian, nasz ofensywny plan jest do bani, rzucaj czasem w pierwszej próbie, bo to daje radę.” Nie powiedział.
Nie żeby Cowboys starali się być nieprzewidywalni. Oni dla odmiany grali bieg i podanie na zmianę co akcję.
Amazing: So far the Cowboys predictably alternate run or pass on 1st & 2nd downs. Here's their play calls (1R=1st dwn run, 2P=2nd dwn pass):
Drive 1:
1R
2P
1R
2P
1P
2R
1P
2R
*
Drive 2:
1R
2P
1P
2R
*
Drive 3:
1P
2pen
2P
*
Drive 4:
1R
2P
1R
2P
1R
2R
*
Drive 5:
1R
2P
1R
1R
2P
*— Warren Sharp (@SharpFootball) January 6, 2019
Efekt był nieco lepszy niż u Seattle, ale wynikało to głównie ze skuteczniejszej egzekucji. Ezekiel Elliott wybiegał 137 jardów w 26 próbach. Przez długi czas Cowboys mieli ok. dwa razy więcej zdobytych jardów i pierwszych prób od rywali, ale nie przekładało się to na punkty. Duża w tym zasługa Michaela Dicksona. Rookie punter Seahawks kopał średnio na ponad 50 jardów, oddalając zagrożenie od pola punktowego swojej drużyny i to głównie jemu Seahawks zawdzięczają fakt, że do końca walczyli o wygraną.
Obraz meczu zmieniła też kontuzja Sebastiana Janikowskiego. Kopacz z Wałbrzycha w barwach Seattle doznał kontuzji podudzia, gdy na koniec pierwszej połowy próbował kopać na bramkę z 57 jardów. Janikowski zaliczył w niedzielę pierwszy celny FG w playoffach od Super Bowl XXXVII po sezonie 2002. Kto wie, czy nie będzie to jego ostatnie kopnięcie w karierze. Sezon 2018 to czwarty z rzędu, gdy kopie poniżej ligowej średniej2. W ciągu 19 lat zarobił ponad 52 mln dolarów, raz zagrał w Pro Bowl i raz został wybrany do drugiej drużyny All-Pro (oba w sezonie 2011).
Kontuzja Janikowskiego sprawiła, że Seahawks z konieczności stali się bardziej agresywni. Rozgrywali 4&5 na połowie Dallas, co dało im pierwsze przyłożenie, a po przyłożeniach podwyższali za dwa punkty. Dlaczego? W NFL nie można kopać na bramkę z ręki, jak to robią punterzy. Można kopać z dropkicku, czyli piłka musi odbić się od ziemi przed kopnięciem. Dickson siedem lat trenował futbol australijski, więc umie wykonywać dropkicki, ale nie bardzo umie kopać z ziemi. Jednak dropkick jest mało precyzyjny, więc kopanie na bramkę z takiego zagrania to ryzykowana zabawa. Z kolei kickoff można wykonać z holderem, podstawką lub dropkickiem (wybór kopacza), ale nie można z ręki.
Decydujące okazały się trzy kolejne serie czwartej kwarty. Najpierw atletyczny przechwyt zaliczył K.J. Wright. Pytanie czy nie popełnił przy tym przewinienia DPI pozostaje do rozstrzygnięcia, a odpowiedź zależy zapewne ew dużej mierze od klubowych sympatii. Seattle przejęli piłkę przy trzypunktowej stracie i na 9,5 minuty do końca meczu. Dwie kary i znaleźli się w sytuacji 2&22. Co ordynuje Schottenheimer? Dwa podania do skrzydła za linię wznowienia akcji, ni to screeny ni to nie wiadomo co. Zupełnie jakby prowadził w czwartej kwarcie dwoma posiadaniami i bał się straty, a nie sam musiał je odrabiać.
Dallas odpowiedzieli idealnie. 11 akcji, 5:12 zjedzone z zegara i przyłożenie. Fakt, pomogły im dwie kluczowe kary DPI przeciwko Seahawks, ale obie były zasłużone. Poza tym większość stanowiły skuteczne biegi Elliotta i Prescotta.
I nagle okazało się, że Seahawks mają w playbooku coś poza nieskutecznymi biegami środkiem. Przemaszerowali 75 jardów w 6 akcji i 50 sekund. Niestety dla nich onside kick z dropkicku Dicksona był jedną z najbardziej nieudanych prób jakie widziałem – łagodny kilkudziesięciojardowy lob wpadł prosto w ręce Beasleya.
Uraz Janikowskiego miał jeszcze jedną ważną implikację, wartą dziesiątki milionów dolarów, jak nie więcej. Przed meczem bukmacherzy przyjmowali zakłady na Seattle ze spreadem +2,53 Kiedy Seahawks po ostatnim przyłożeniu zagrali za dwa, zamiast za jeden, „pokryli” wyniki zakładów. Wszyscy którzy stawiali na Seahawks +2,5 wygrali, ci którzy stawiali na Cowboys -2,5 przegrali. Gdyby Janikowski był zdrowy i kopał, wyniki byłyby odwrotne. Dla meczu nie miało to większego znaczenia, ale w kasynach była to zmiana warta ciężkie miliony.
Dla Seahawks to koniec sezonu. Mają ciekawy, młody zespół i czołowego QB w lidze Muszą się jednak zastanowić jak go lepiej wykorzystać.
View from afar: Seven years in, it’s probably time to stop designing an offense and managing games like you have Blake Bortles, not Russell Wilson. Goood things will happen.
— Sheil Kapadia (@SheilKapadia) January 6, 2019
Cowboys w kolejnej rundzie jadą do Los Angeles na mecz z Rams.
Zobacz też: NFL playoffs: Los Angeles Chargers i Philadelphia Eagles w Divisional Round
Zostań mecenasem bloga:
- 7. miejsce w NFL w biegowym DVOA, 7. w oczekiwanych punktach dodanych ofensywy biegowej, 5. w jardach na próbę biegową
- Podaję za Football Outsiders, którzy liczą wskaźnik skuteczności kickera uwzględniając odległość poszczególnych kopnięć, warunki pogodowe oraz rodzaj stadionu – otwarty, pod dachem, w Denver
- Zakłady można wnosić wprost – stawiamy wtedy na zwycięstwo konkretnej drużyny. Jednak znacznie popularniejsze w Stanach są zakłady ze spreadem. Spread +2,5 oznacza, że do punktów danej drużyny doliczamy 2,5 i wtedy sprawdzamy kto wygrał. Spread ustalany jest w ten sposób, by oba wyniki były teoretycznie równie prawdopodobne.