Site icon NFL Blog

NFL playoffs: Los Angeles Chargers i Philadelphia Eagles w Divisional Round

NFL Playoffs, Wild Card Round

Nie zapamiętamy najlepiej tegorocznej rundy dzikich kart. Właściwie żaden mecz nie spełnił do końca pokładanych w nim nadziei, choć kibice zwycięskich drużyn zapewne nie narzekają. Gra nie stała na zbyt wysokim poziomie, ale mecze nadrabiały dramatyzmem, czy to na boisku, czy zakulisowym. Dodatkowo mieliśmy wątpliwe decyzje sędziowskie i prawidłowe zastosowanie kolejnego głupiego przepisu z bezdennego rulebooka NFL.

Zobacz też: NFL Playofs: Indianapolis Colts i Dallas Cowboys w drugiej rundzie

 

Los Angeles Chargers 23 – 17 Baltimore Ravens

Ravens, jedna z najlepszych defensyw w NFL, zostali pokonani swoją własną bronią. To właśnie nietypowy plan gry obrony Chargers sprawił, że ekipa z Kalifornii wyszła na wysokie prowadzenie i nie oddała go, mimo szaleńczego powrotu Baltimore.

Chargers wyszli w kompletnie niekonwencjonalnej formacji: aż siedmiu z jedenastu zawodników obrony było defensive backami, czyli nominalnymi graczami ostatniej linii obrony.

Zobacz: Pozycje w futbolu amerykańskim – defensywa

Tradycyjnie jest ich czterech. W ostatnich latach w NFL drużyny grają większość akcji obrony w pięciu DB. Czasem w sześciu. Siedmiu? Wyjątkowo rzadko. W sezonie zasadniczym Chargers użyli tej formacji w 50 snapach (ok. 5%), a żadna inna drużyna nie przekroczyła 18 snapów (za Adamem Schefterem). Tymczasem w niedzielę defensywa Kalifornijczyków spędziła w tym personelu aż 58 z 59 akcji! Derwin James, nominalny safety, grał de facto jak linebacker.

Chodziło oczywiście o skontrowanie gry biegowej Baltimore i przeciwstawienie szybkiemu i zwrotnemu QB Lamarowi Jacksonowi równie szybkich i zwrotnych DB. Jednak nie każda drużyna ma personel, by czegoś podobnego dokonać. Grając „małymi” obrona ryzykuje, że linia ofensywna wejdzie na drugi poziom i z łatwością zablokuje rywali. DB w takim wariancie muszą posiadać umiejętności typowe raczej dla linebackerów – mocne, pewne powalanie i omijanie bloków. W ostatnich latach w NFL widzimy coraz więcej hybryd safety/linebacker, ale Chargers wznieśli to na nowy poziom.

Działało to znakomicie, także dlatego, że ofensywa Ravens grała mniej kreatywnie niż w sezonie zasadniczym, co zresztą jest powracającym motywem tych playoffów. Dodatkowo znakomicie spisywał się defensywny front LA, a zwłaszcza Melvin Ingram, który kompletnie dominował i był najlepszym graczem nie tylko tego meczu, ale i całej pierwszej rundy playoffów.

Pomogła im fatalna dyspozycja Lamara Jacksona. Chargers zacieśniali tackle box, prowokując rozgrywającego Ravens do podań. Jednak na 13 minut przed końcem czwartej kwarty, po jednym z sacków, Jackson miał -2 (minus dwa) jardy podaniowe netto, czyli wliczając sacki. Jednak największym problemem były straty. W ośmiu pierwszych akcjach Baltimore trzy razy zgubili piłkę, tą trzecią wreszcie odzyskali Chargers. Warto przy tym zauważyć, że choć Jackson był starterem tylko pół sezonu i tak gubił piłki najczęściej w tym sezonie NFL.

Jednak ofensywa pod wodzą Philipa Riversa również nie zachwycała. Grali konserwatywnie i bojaźliwie. Pass rush Ravens dawał im się we znaki, zwłaszcza w pierwszej połowie. Chargers mieli problemy z wyłapywaniem blitzów, co na pewno boleśnie odczuł bezlitośnie obijany Rivers.

Co więcej obaj RB: Melvin Gordon i Austin Ekler, weszli w mecz z lekkimi urazami. Gordon doznał jeszcze kontuzji kolana w jednej z akcji w pierwszej kwarcie.

Chargers, mając piłkę w red zone po fumble przeciwko bardzo dobrej defensywie nie potrafili zdobyć przyłożenia i w końcu zdecydowali się na kopnięcie z pola w sytuacji 4&3. Wcześniej zagrali trzy biegi z rzędu z 6, 3 i 1 jarda, mimo że mają w składzie jednego z najlepszych rozgrywających w NFL.

Delikatnie mówiąc cały mecz nie był festwialem ofensywy, ale pierwsze kwarta była pod tym względem wyjątkowa.

Chargers przeważali, ale prowadzili tylko 12:0 po dwóch kwartach. Kicker LA się nie mylił, co samo w sobie stanowiło sporą sensację. Jednak w drugiej odsłonie to special teams Ravens próbowały pociągnąć drużynę za sobą. Najpierw zdołali zablokować kopnięcie rywali z pola, a potem punt. Niestety ofensywa uparła się, by tego nie wykorzystać.

Najpierw Ravens zdołali zdobyć pierwsze punkty, kopiąc z 33 jardów. Tylko czy nie należało rozgrywać czwartej próby z 15. jarda? Baltimore miało dwa posiadania straty przed kopnięciem i tak samo dwa po kopnięciu. Oczywiście nie mogli wiedzieć co będzie dalej, ale biorąc pod uwagę dotychczasową kompletną indolencję ofensywy nie mogli oczekiwać, że będą mieli jeszcze dwie okazje do zdobycia punktów w meczu. Tymczasem jedno posiadanie różnicy pozwalało liczyć na jakąś przełomową akcję obrony lub special teams.

Te rozważania mogły stracić na znaczeniu już w kolejnej serii Baltimore, jednak Justin Tucker spudłował field goal. Było to pierwsze pudło w playoffach w jego karierze. Gdyby trafił, zmniejszyłby straty do jednego posiadania.

Decydujący moment nastąpił na przełomie trzeciej i czwartej kwarty, a w roli głównej wystąpili, niestety, sędziowie i system powtórek. Najpierw w ostatniej akcji trzeciej odsłony Derek Watt złapał na ziemi niskie podanie od Philipa Riversa i próbował wturlać się do pola punktowego. Sędziowie orzekli, że był down by contact.1 Po powtórce uznali, że podtrzymują decyzję, choć ja mam poważne wątpliwości.

Co więcej zamiast na samej granicy pola punktowego położyli piłkę o jeden jard od linii. W kolejnej akcji Melvin Gordon próbował biec, wypadła mu piłka, Ravens wrócili z nią na TD. Sędziowie sygnalizowali TD dla Chargers, co oznaczało, że piłka przekroczyła linię pola punktowego, nim Gordon ją zgubił. Na powtórce, krakowskim targiem, ogłosili, że Gordon jest… down by contact przed polem punktowym i tym razem była to raczej dobra decyzja.

Tyle że mieliśmy 4&goal z jednego jarda. Chargers tym razem podjęli decyzję by grać. I słusznie. TD Gordon, 18:3. Chargers podjęli kolejną dobrą decyzję, by grać za dwa i zwiększyć różnicę do trzech posiadań piłki2. Ravens do obrony wysłali… 10 zawodników. Efektem były łatwe dwa punkty i, wydawałoby się, kompletna dezintegracja Ravens.

Na 7 minut przed końcem meczu model ESPN dawał Chargers 99,9% szans na wygraną. Kibice buczeli za każdym razem, kiedy Jacksonowi coś nie wychodziło i domagali się wejścia Joego Flacco na boisko.

Jednak postawiony w sytuacji bez wyjście Jackson nagle odnalazł wszystkie te cechy, które uczyniły go pierwszorundowym wyborem draftu 2018. W czwartej kwarcie zaliczył 156 jardów podaniowych i 2 TD, oba do Michaela Crabtree. Ravens mieli piłkę przy sześciopunktowej stracie i niecałej minucie do końca meczu, ale wówczas zadziałał ponownie pass rush, wymusił czwarte fumble Jacksona w tym meczu i ostatecznie zakończył mecz.

Jackson zagrał fatalne trzy kwarty, ale czy rzeczywiście Flacco byłby dużo lepszy? Nie bez powodu Ravens chcą się pozbyć tego zawodnika po sezonie. Odkąd po sezonie 2012 i tytule MVP Super Bowl dostał wielki kontrakt, skończyła mu się ochota do gry. To właśnie Jackson wyciągnął Ravens z fatalnej sytuacji, w której znaleźli się pod wodzą Flacco i wygrał 6 z 7 starów. Bez Jacksona nie byłoby playoffów. Zasłużył na wsparcie kibiców, a nie na buczenie.

Chargers za tydzień jadą do Patriots. Z kolei Ravens muszą wyrzucić Flacco, zakończyć rozmowy o nowym kontrakcie z trenerem Johnem Harbaugh i zastanowić się jak zmaksymalizować potencjał swojego młodego rozgrywającego na tanim kontrakcie.

 

Philadelphia Eagles 16 – 15 Chicago Bears

Co prawda Wild Card Round nie była dominacją ofensywy, ale porażka Bears sprawiła, że w playoffach nie ma już siedmiu najlepszych defensyw wg DVOA i sześciu najlepszych wg oczekiwanych punktów. Dla odmiany aż 6 z 8 drużyn wciąż w playoffach było wśród 10 najlepszych ofensyw sezonu zasadniczego, w tym cztery najlepsze wg DVOA i pięć najlepszych wg EXP.

Trzeba jednak przyznać, że Orły sprawiły największą niespodziankę z całego pierwszego weekendu postseason. Na pewno pomogła im nieobecność Eddiego Jacksona. Kontuzjowany free safety Bears był w składzie, ale ani na moment nie pojawił się na boisku. To sprawiło, że Chicago byli bardziej podatni na długie piłki, zwłaszcza w okolice środek boiska. Z reguły w tym sezonie Jackson czyścił te strefy, dzięki fantastycznemu zasięgowi i instynktowi. Jego zmiennicy okazali się odrobinę słabsi.

Od samego początku ten mecz był bardziej otwarty w ofensywie od pozostałych (może z wyjątkiem ofensywy Colts). Obie drużyny dość odważnie grały górą, próbowały różnych wariantów. Jednocześnie po obu stronach ciężko pracowały fronty, tak defensywne jak ofensywne. W miarę upływu czasu coraz lepiej radziła sobie linia ofensywna Orłów, która w drugiej połowie dość skutecznie utrudniała życie Khalilowi Mackowi. Warto jednak docenić wpływ Nicka Folesa na pracę linii. Wentz w sezonie zasadniczym został zsackowany 31 razy na 401 prób (7,7%), Foles za tą samą linią 10 w 235 próbach (4,3%).

Magia Folesa trwa. Zaczął słabo. Rzucił dwa INT w pierwszej połowie i to w dwóch kolejnych seriach ofensywnych. O ile pierwsze było fenomenalną akcją Roquana Smitha, który wyrwał złapaną piłkę z rąk Wendella Smallwooda, o tyle drugie w endzone było po prostu fatalnym rzutem Folesa, który próbował zrobić coś z niczego. Taka typowo „folesowa” strata. Jadnak po niektórych jego rzutach ręce składały się do oklasków, zwłaszcza gdy potrafił dać szansę na chwyt receiverom mimo sporej presji pass rushu Bears. Generalnie ofensywa Eagles spisywała się lepiej niż atak Bears, a przewaga Chicago wynikała gównie z faktu, że złapali dwa INT, a Orły dwa INT upuściły.

W końcówce pierwszej połowy doszło do kuriozalnej sytuacji. Mitch Trubisky podał do Anthony’ego Millera. Grający znakomity mecz CB Cre’veon LeBlanc zdołał mu wybić piłkę. Sędziowie pokazali niekompletne podanie, a bezpańską piłkę leżącą spokojnie tuż przed polem punktowym podniósł back judge. Tylko że powtórki wykazały, że to był chwyt i fumble. Jednak przepisy stanowią, że jeśli sędziowie na boisku orzekną niecelne podanie, to żeby zmienić decyzję na chwyt i fumble musi być wyraźne odzyskanie piłki przez jedną z drużyn lub musi ona wyjść na aut. Tutaj nie było ani jednego ani drugiego, więc decyzja o nieudanym podaniu pozostała w mocy. Kuriozalny przepis, ale sędziowie nie są od oceniania, a od stosowania przepisów.

Można się zastanawiać, czy sędziowie nie orzekli przedwcześnie niezłapanego podania. Gdyby nie gwizdnęli, zawodnicy obu drużyn rzuciliby się po piłkę. Tylko przypominam, że decyzja na boisku jest tą podstawową, zmienianą jedynie w przypadku ewidentnych dowodów na wideo. W związku z tym arbitrzy muszą podejmować dobre decyzje, nie takie, które łatwo odwrócić na powtórce.

Co więcej zawodnicy są uczeni, żeby w takiej sytuacji potruchtać do piłki i podnieść ją choćby na chwilę. Gdyby zawodnicy jednej lub drugiej drużyny o tym pamiętali, gdyby choćby podnieśli piłkę, żeby wręczyć ją sędziemu, mielibyśmy „odzyskanie” piłki i pierwszą próbę dla Bears w red zone lub stratę. Skończyło się na kopnięciu Bears z pola.

Jak można zmienić ten przepis? Po prostu traktować taką „bezpańską” piłkę tak samo jak wypadającą na aut, czyli przyznać ją ofensywie z miejsca autu (zatrzymania piłki) lub z miejsca fumble (ostatnie dwie minuty każdej połowy). Ta sytuacja na pewno będzie przedmiotem dyskusji komitetu ds. przepisów na wiosnę.

W drugiej połowie obie ekipy zaliczyły po przyłożeniu i Bears prowadzili pięcioma punktami. Wówczas Nick Foles poprowadził 12-snapową niemal 4-minutową serię ofensywną, w której obaj szkoleniowcy, uczniowie Andy’ego Reida, popisali się błędami z zarządzaniu zegarem na poziomie swojego mentora.

Najpierw, gdy po two minute warning Eagles dotarli na drugi jard od pola punktowego, Bears nie wzięli przerwy na żądanie. Był to duży błąd. Timeout nie pomagał Orłom w żadnym wypadku, bo i tak nie mogli zdobyć więcej pierwszych prób. Zostawiał za to więcej czasu Chicago, gdyby trzeba było odrabiać straty, co przy piłce na 2. jardzie było wielce prawdopodobne. Matt Nagy wziął przerwę na żądanie po drugiej próbie, ale stracił 40 sekund, których, jak się miało okazać, bardzo w końcówce zabrakło.

Z drugiej strony Eagles wzięli timeout po własnym nieudanym podaniu w trzeciej próbie. Być może Doug Pederson chciał coś powiedzieć swoim zawodnikom przed kluczową czwartą próbą. Jednak gdyby ta próba się nie udała, timeout kosztowałby ich mecz. Mając trzy przerwy na żądanie i minutę na zegarze, Orły mogłyby wymusić punt. Z dwoma timeoutami nie byłoby to możliwe.

Orły zapunktowały, a dwupunktowe podwyższenie okazało się nieskuteczne. Przynajmniej zdaniem sędziów, bo powtórka nie określiła jednoznacznie czy Darren Sproles przekroczył linię pola punktowego. Czy tegoroczna Wild Card Round wpłynie na założenie wreszcie chipów w piłkach do NFL-owej odmiany „goal line technology”?

Gdyby Bears zdobyli punkty, mówilibyśmy o tym podwyższeniu jeszcze długo. A tak kozłem ofiarnym stał się kicker Cody Parkey, czwarty najlepiej opłacany zawodnik na tej pozycji w NFL. Wcześniej w sezonie trafił w słupek cztery razy w jednym meczu. Tym razem jego kopnięcie z 43 jardów odbiło się od słupka, poprzeczki i wyszło w pole. Jak pokazały powtórki, maczali w tym ręce obrońcy Eagles.

Gdyby Matt Nagy lepiej zarządzał timeoutami, Bears mieliby jeszcze przynajmniej dwie próby, by zdobyć przyłożenie lub zbliżyć się i ułatwić kopaczowi field goal. Zamiast tego po dramatycznym finiszu kończą rozgrywki. To była najlepsza tegoroczna obrona z zaledwie adekwatnym atakiem. To ekipa która ma spore szanse, by uniknąć losu Jaguars 2017. Matt Nagy to lepszy trener niż Doug Marrone, a Trubisky lepszy QB niż Blake Bortles. Jednak to właśnie poprawa gry w ofensywie powinna być priorytetem Bears w offseason.

Tymczasem magiczny sezon Orłów trwa. W Divisional Round zawitają do Nowego Orleanu.

 

Zostań mecenasem bloga:

  1. Oznacza to, że zdaniem sędziów Watt został dotknięty na ziemi przez obrońcę zanim piłka w jego posiadaniu przekroczyła linię pola punktowego. W myśl przepisów wystarczy, by jakakolwiek część piłki przekroczyła jakąkolwiek część linii, by było przyłożenie
  2. Różnicę 16 punktów można odrobić w dwóch posiadaniach – dwa przyłożenia z dwupunktowymi podwyższeniami. Udało się to m.in. Patriots w Super Bowl LI. 17 punktów nie da się odrobić w mniej niż trzech posiadaniach piłki
Exit mobile version