Site icon NFL Blog

NFL, tydzień 7: Kto drugą siłą w AFC?

New England Patriots pozostają jedyną niepokonaną drużyną w AFC. Mają trochę problemów w ataku, ale zapewne rozwiążą je, nim przyjdzie czas na playoffy. Trudno wyobrazić sobie finał AFC bez ich udziału. Zwłaszcza, że kolejni kandydaci na największych rywali mają mniejsze lub większe problemy. Kto w takim razie jest drugą siłą AFC?

W podsumowaniu tygodnia przyjrzymy się kryzysowi w pracy sędziów i fenomenalnemu meczowi Aarona Rodgersa. Zaczynamy jednak od oceny sił w AFC.

 

Pogoń za Patriots

Na początku października wszystko wydawało się jasne. Tylko kataklizm mógłby odebrać Chiefs i Patriots miejsca 1-2 w konferencji i finał AFC. I kataklizm niemal wydarzył się w czwartek. Jednak już wcześniej na wizerunku Chiefs pojawiły się pierwsze skazy. W związku z tym poniżej krótki przegląd pretendentów do tronu w AFC. Kolejność według procenta wygranych po 7. tygodniu.

Buffalo Bills (5-1)

Serio, Bills z drugim najlepszym bilansem AFC po siedmiu tygodniach? Takie rzeczy się nie dzieją. A jednak. Buffalo wygrali pięć z pierwszych sześciu meczów.

Oczywiście nie mieli przeciwko sobie jakichś nadzwyczajnych rywali. Ale wiecie co? Dalej też nie mają. Z 10 meczów, które zostały im w sezonie, tylko trzy grają przeciwko drużynom, które na dziś mają dodatni bilans. A wśród reszty m.in. mecze z Dolphins, Redskins, Broncos i Steelers. Odkąd NFL przeszła na obecny format playoffów 82,7% drużyn, które zaczęly sezon od bilansu 5-1, weszło do postseason.

Obrona Bills ustępuje jedynie defensywom Patriots i 49ers i jest wystarczająco dobra, by zapewnić drużynie te 4-5 wygranych, potrzebnych do dzikiej karty. Nieco gorzej z ofensywą.

Josh Allen statystycznie ma lepszy sezon niż Baker Mayfield czy Daniel Jones. Ale to nie jest wysoko zawieszona poprzeczka. Czy Allen może nagle nauczyć się jak być rozgrywającym na poziomie NFL? Pewnie, to dopiero jego drugi sezon. Możliwe, ale bardzo mało prawdopodobne.

W niedzielę długo męczyli się z Miami Dolphins, pierwszą w historii NFL drużyną, która tak otwarcie spisała sezon na straty. A i w tej drużynie brakowało Xaviera Howarda, czyli ostatniego chyba sensownego obrońcy w ekipie. Do wygranej Bills potrzebny był comeback w czwartej kwarcie, zresztą zainicjowany przez defensywę, która wymusiła dwie straty, a kropkę nad „i” postawiły special teams, które wykonały rzadko widywany powrót na przyłożenie z onside kicku rywala.

Buffalo mają wystarczająco dobrą defensywę, by nawiązać walkę z każdym przeciwnikiem, co pokazali w meczu z Patriots. Jednak ich braków w defensywie nie sposób łatwo naprawić.

Moja prognoza: awansują do playoffów, ale znów skończy się na jednym meczu.

Kansas City Chiefs (5-2)

Patrick Mahomes zwichnął rzepkę. Wszystko mogło się skończyć fatalnie, ale rezonans pokazał, że rozgrywający Chiefs nie ma dodatkowych urazów i nie straci całego sezonu. Niewykluczone, że wróci już 1 grudnia, po bye weeku na mecz z Raiders. Wszystko jednak zależy od tego, jak będzie goił się uraz.

Na razie zastąpi go Matt Moore. Nie ma co panikować i szykować jakiejś wymiany. A już na pewno nie po Eli Manninga, bo i takie sugestie fruwały po Twitterze. Moore to kompetentny zmiennik, który powinien utrzymać drużynę na powierzchni przez miesiąc. A przede wszystkim ma za linią boczną Andy’ego Reida. Mahomes to oczywiście generacyjny talent, ale to trochę jak z Bradym i Belicchickiem – na tym związku bardzo zyskują obie strony. Chiefs wygrywali z Alexem Smithem na rozegraniu, są w stanie wygrywać z Mattem Moorem.

Nie ulega wątpliwości, że drużyna bez Mahomesa jest dużo, dużo słabsza, ale to nie pozycja rozgrywającego powinna być największym zmartwieniem fanów Chiefs.

Pierwszym problemem jest obrona. Defensywa miała być lepsza niż przed rokiem, tymczasem może być nawet gorsza. W porażkach z Houston i Indianapolis, defensorzy Chiefs nie byli w stanie zejść z boiska. W obu tych meczach rywale utrzymywali się przy piłce niemal dwukrotnie dłużej. Powalanie rywali leży kompletnie. Obrona biegowa jest tak słaba, że to jedna z nielicznych drużyn w NFL, przeciwko którym opłaca się jak najwięcej biegać. Coś niecoś może pomóc powrót DL Chria Jonesa, który zmaga się z urazem pachwiny, ale ta obrona zmusza ofensywę do zdobywania 40 punktów w meczu.

Tymczasem z tymi punktami jest problem, bo zawodzi również linia ofensywna. Zwłaszcza jej lewa strona. Zwichnięcie rzepki było nieszczęśliwym wypadkiem, ale już kilkukrotnie pogłębiany uraz kostki Mahomesa to efekt słabej pracy linii. LT Eric Fisher odpoczywa po operacji przepukliny i być może (choć to nic pewnego) wróci do gry na początku listopada. Ale w jakiej formie? W pełni zdrowy, mobilny Mahomes jest w stanie do pewnego stopnia kompensować niedostatki swojej linii. Ale nawet jeśli rehabilitacja przebiegnie idealnie, nie wróci w 100% zdrowy i mobilny. Czy linia zdoła go ochronić?

Moja prognoza: nie tak groźni jak się wydawało, ale Andy Reid poskłada wszystko do kupy.

Baltimore Ravens (5-2)

Ravens są chyba najbardziej nierówną i chimeryczną drużyną z tego grona. Porażka z Browns i męczarnie ze Steelers i Bengals nie przynoszą im chwały. Ich siłę miał zweryfikować wyjazd do Seattle. Ravens przyjechali i pozamiatali. Tyle że mocno pomogli im w tym gospodarze. W meczu, który skończył się różnicą 14 punktów, 14 zdobyła defensywa Ravens. Najpierw Russell Wilson wykonał fatalne podanie, które Marcus Peters przechwycił i zamienił na sześć punktów, a w końcówce meczu piłkę w sposób nie przystający profesjonaliście zgubił DK Metcalf.

Już nikt nie mówi, że Lamar Jackson byłby lepszym receiverem czy running backiem. Wiemy, że potrafi być bardzo groźny w grze podaniowej, ale w niedzielę większość szkód robił po ziemi. Na pewno wpływ na to miała deszczowa pogoda, ale skuteczność 9/20 nawet w kiepskiej pogodzie pozostawia wiele do życzenia.

Co do Ravens mam najwięcej wątpliwości. Czy są faktycznie mocni? Dużo wyjaśni nam listopad. Teraz mają bye week, ale czterech z pięciu następnych rywali to Patriots, Rams, 49ers i Texans.

Moja prognoza: wygrają AFC North z braku innych kandydatów, ale do prawdziwych pretendentów trochę im brakuje.

Indianapolis Colts (4-2)

Kiedy Andrew Luck niespodziewanie ogłosił przejście na sportową emeryturę, chyba wszyscy, łącznie z fanami Colts, spisaliśmy ten rok drużyny z Indianapolis na straty. Jednak Jacoby Brissett płynnie zajął jego miejsce i rozgrywa zaskakująco efektywny sezon. 14 TD/3 INT, passer rating 101 i trzykrotnie mniej sacków niż w 2017 r., gdy zastępował kontuzjowanego Lucka.

Colts pokazują w tym sezonie, że nawet utrata gwiazdy na rozegraniu nie oznacza kompletnej katastrofy, jeśli drużyna ma dobrego trenera i solidny skład. W Indianapolis po cichu zbudowali jedną z najlepszych linii ofensywnych w NFL, a obrona z pośmiewiska stała się, może nie postrachem, ale na pewno grupą, z którą należy się liczyć. Ze zdrowym Luckiem byliby dziś pewnie #2 w AFC, ale i z Brisettem mogą wiele pokazać.

W pierwszych czterech meczach nie zachwycili. Wymęczyli wygrane z Titans i Falcons, przegrali z Raiders i Chargers. Jednak w dwóch ostatnich meczach pokazali klasę. Najpierw pokonali Kansas City Chiefs, a w niedzielę wygrali arcyważny mecz w ramach dywizji z Houston Texans. Colts prowadzili cały mecz i zbudowali na tyle bezpieczną przewagę, by dowieźć wygraną do końca mimo słabszej czwartej kwarty. Brissett podał na cztery przyłożenia w meczu, w którym gra biegowa Colts zdobywała 2,4 jarda na próbę i nie dała ani jednej pierwszej próby.

Frank Reich potrafi przygotować drużynę na przeciwnika i nie boi się ryzyka. Jego gracze nie robią za dużo głupich błędów. Ich kalendarz nie wygląda na szczególnie wymagający, bo poza Saints i rewanżem z Texans powinni być faworytem w każdym spotkaniu.

Moja prognoza: świetnie zbudowana drużyna, ale w playoffach Brissett może okazać się odrobinę za słaby.

Houston Texans (4-3)

A miało być tak pięknie. Bez Lucka dywizja wydawał się bezproblemowo do wzięcia. Laremy Tunsil załatał największą dziurę w linii ofensywnej. Deshaun Watson miał zrobić kolejny krok do przodu.

I wszystko to prawda, poza słabością Colts, ale czegoś brakuje. Watson wciąż bierze za dużo sacków i zdarzają mu się załamujące błędy, jak pierwszy przechwyt przeciwko Colts.

Jednak przede wszystkim Texans jako całość popełniają za dużo głupich błędów. Wg nflpenalties.com z drużyn z dodatnim bilansem tylko Buffalo Bills otrzymują więcej kar niż Texans. Co więcej Houston są są drugą najczęściej karaną drużyną za przewinienia przed snapem. W niedzielę konwertowali 4&1 na środku boiska, ale akcja została cofnięta, bo dodatkowy liniowy będący w tej akcji p.o. tight enda zapomniał zgłosić się do sędziego i poinformować, że jest uprawniony do łapania podań. Banalnie prosty błąd, ale wiele mówiący o przywiązywaniu wagi do detali przez sztab trenerski Texans. Czy raczej jego braku.

Symptomatyczne były też dwie kolejne serie w ataku w pierwszej połowie. Najpierw Texans po dobrej serii zawędrowali dored zone Colts. Trzy kolejne akcje – falstart, sack, i dwa w cenie jednego, czyli holding i illegal shift w jednej akcji. Pozostało kopać za trzy punkty. Chwilę później odzyskali piłkę na czwartym jardzie rywali po fumble. Trzy kolejne akcje przyniosły -9 (minus dziewięć) jardów i kolejne kopnięcie z pola.

Bill O’Brien więcej zapomniał o futbolu, niż ja kiedykolwiek zdołam się dowiedzieć. To świetny fachowiec, ale o te szczegóły musi dbać właśnie sztab trenerski. Ten mecz, bardziej niż jakikolwiek inny w tym sezonie, idzie na konto szkoleniowca. Niestety to w Houston nie nowość.

Moja prognoza: bardzo utalentowana drużyna, ale potrzebuje innego trenera.

 

Kryzys sędziowski

Z reguły staram się ograniczyć krytykowanie sędziów. Stali czytelnicy pewnie pamiętają, że mam za sobą kilka sezonów sędziowania koszykówki, więc świetnie wiem jak ciężka i niewdzięczna to robota. Jeśli quarterback posyła do celu 80% podań to jest fantastyczny. Jeśli sędzia podejmie 80% dobrych decyzji, to zostanie po meczu zjedzony.

Niemniej nie można nie zauważyć, że NFL ma poważny problem z sędziami. I to problem na kilku poziomach.

Po pierwsze brakuje doświadczonych arbitrów. Po ostatnich dwóch sezonach 7 z 17 sędziów głównych przeszło na sędziowską emeryturę. Podobnie zresztą jak szef sędziów, Dean Blandino. Wielu wybiera współpracę z jakąś siecią telewizyjną, gdzie analizują decyzje byłych kolegów. Mniej stresu, mniej pracy, a pieniądze pewnie podobne. Wpływ na tę sytuację ma też brak oficjalnego programu rozwojowego dla sędziów. NFL po prostu próbuje „podbierać” najlepszych arbitrów z NCAA.

Co ciekawe sędziowie w NFL nie są etatowymi pracownikami ligi. Podpisują roczne kontrakty i są wynagradzani jedynie za pracę w sezonie. Sędzia NFL za sezon zasadniczy dostaje ok 200 tys. dolarów rocznie. To niemało, bo tyle w Stanach zarabia wielu lekarzy. To mniej niż w koszykarskiej NBA, ale tam sędziowie mają dłuższy sezon i więcej meczów. Ta kwota nie obejmuje też playoffów, za które sędziowie wynagradzani są osobno. Czy uczynienie z sędziów etatowych pracowników poprawiłoby sytuację?

Na pewno można by dorzucić arbitrom więcej obowiązków w offseason, zwłaszcza dotyczących szkoleń. Tyle że NFL zlikwidowała cały dział szkoleń dla sędziów i zajmuje się tym jedynie dwóch pracowników przypadających na przeszło 120 „zebr”. Jednak lepsze wynagrodzenia nie rozwiążą wszystkich problemów.

Druga kwestia to problem z powtórkami. Przez ostatnie lata standard „odwracania” złych decyzji by jasny. Musiały to być niepodważalne dowody, że decyzja była zła. Czasami sytuacje na granicy wywoływały dyskusje, ale zawodnicy, trenerzy, dziennikarze i kibice mniej więcej wiedzieli, gdzie ta granica leży. W tym roku nie. Zobaczymy na przyłożenie Jake’a Kumerowa z niedzielnego meczu Packers – Raiders. Jestem przekonany, że dwa lata temu, może nawet przed rokiem, zostałoby cofnięte, bo Kumerow nadepnął na linię boczną. Sytuacja jest na granicy, ale chodzi mi nie o konkretną sytuację, tylko o zmianę podejścia. Sędziowie robią co w ich mocy, by nie „odwracać” decyzji z boiska.

Jeszcze wyraźniej widać to przy powtórkach nielegalnego kontaktu przy podaniu (pass interference). Już w preseason widać był, że standard „odwracania” będzie tu wyższy niż przy innych akcjach. Jednak od 3. tygodnia, jak wyliczył Kevin Seifert z ESPN, tylko 1 z 28 challengów dotyczących DPI i OPI został „odwrócony”. Co gorsza w tym czasie widzieliśmy sytuacje, które kwalifikowały się do odwrócenia i to według materiałów dystrybuowanych przez ligę przed sezonem. Jestem wrogiem teorii spiskowych, ale to wygląda na zmowę sędziów, by przepis, który im nie pasuje, uczynić martwym.

I wreszcie trzeci problem, czyli brak konsekwencji. Te same sytuacje są odmiennie oceniane. I to nie tylko przez różne ekipy sędziowskie, ale nawet przez tą samą w ty samym meczu. Nacisk na orzekanie przewinień przy jakimkolwiek ofensywnym trzymaniu sprawia, że w większości meczów mamy prawdziwy festiwal żółtych flag. Jednak przepis, który jest egzekwowany najbardziej wybiórczo, to ten o ataku kaskiem. Teoretycznie sprawa jest prosta. Przewinieniem jest sytuacja, w której zawodnik opuszcza głowę, by zainicjować nią kontakt z jakąkolwiek częścią ciała przeciwnika. W praktyce jest to egzekwowane, gdy atakowany jest rozgrywający i receiver w momencie chwytu. Gracze ofensywy bezkarnie zaprawiają rywali „z byka”, a jeśli zawodnik już biegnie z piłką, zwłaszcza jeśli to running back, może dostać „strzał” niemal bezkarnie.

Wydaje mi się, że to ta kwestia budzi największe kontrowersje. Bo jeśli sędziowie w całej lidze tak samo ocenialiby zbliżone sytuacje, kibice mogliby ponarzekać na „miękką” grę, ale przynajmniej wiedzieliby że taka i taka akcja jest teraz przewinieniem, a inna nie jest. Jednak w tym sezonie faule takie jak niedozwolony kontakt przy podaniu, trzymanie, atak kaskiem i późny atak na rozgrywającego są rzucane z taką dowolnością, że coraz trudniej mówić o linii sędziowania.

Arbitrzy w NFL szkolą się sami, pomiędzy meczami. Konsultują się tylko w ramach stałych ekip1, jedyną informacją zwrotną są ich oceny, ale te zawierają głównie wyliczenie błędów. Nie służą ujednolicaniu interpretacji. Jasne, każdy sędzia ma swoje tendencje, ale w NFL to zaszło za daleko.

Czy widzę jakieś rozwiązanie? Przede wszystkim rozbudowa systemu szkoleń sędziów. Zarówno sędziów-kandydatów, jak aktywnych arbitrów. Al Riveron, obecny szef sędziów, wysyła co tydzień do mediów wideo omawiające sytuacje z ostatniego tygodnia rozgrywek, ale te nagrania nie poruszają najbardziej kontrowersyjnych decyzji. Najczęściej pokazywane są jakieś ewidentne sytuacje.

Sędziowie muszą się skupić na ujednoliceniu linii sędziowania. W dobie Ultra-HD, gdy każdy nas ma na żądanie dostęp do setek powtórek sytuacji z innych meczów, takie niekonsekwencje są błyskawicznie wyłapywane i obniżają i tak niewysoki autorytet „zebr”. Niezależnie od wszystkiego, nie sposób wyobrazić sobie mecz futbolu bez  udziału tych pań i panów w pasiastych koszulkach.

 

Renesans Aarona Rodgersa?

Na taki mecz Aarona Rodgersa czekałem od bardzo dawna. Rodgers nie czuł się komfortowo w ostatnich latach kadencji Mike’a McCarthy’ego w Green Bay. Wciąż był piekielnie groźny, ale opierało się to na improwizacji, dalekich piłkach w niemożliwe miejsca, „zdrowaśkach” i podobnych wyczynach. Szalenie efektowne, ale mało powtarzalne, co odbijało się negatywnie na wynikach Packers.

Przeciwko Raiders zagrał tak, jak grał na początku dekady. Operował w strukturze ofensywy, perfekcyjnie czytał grę, wiedział gdzie chce pójść z piłką i nie przetrzymywał jej bez sensu, czekając w nieskończoność, aż coś się z akcji urodzi.

Ostatnio na Twitterze Geoff Schwatrz pisał, że potrzeba ok. pół sezonu, żeby czuć się komfortowo w nowym systemie ofensywnym. Zbliżamy się do półmetka sezonu i wygląda na to, że Packers wreszcie zaczynają się czuć komfortowo w systemie Matta LeFleura.

To był oczywiście tylko jeden mecz i to przeciwko rywalowi, który nie słynie z żelaznej defensywy. Ale swoboda Rodgersa w operowaniu na wszystkich poziomach boiska i fakt, że wszystko to jest absolutnie powtarzalne, muszą napawać fanów Green Bay optymizmem.

Nie znaczy to, że Rodgers nagle stał się „systemowym rozgrywającym”. Nie jest nim Tom Brady, nie był nim Peyton Manning. Obaj mistrzowsko egzekwowali (lub egzekwują) system, a ich niezwykłe umiejętności pozwalają włączyć do systemu zagrania zbyt trudne dla normalnego rozgrywającego.

Rodgers ma ten sam potencjał. Naturalnie nie można się spodziewać, że w każdym meczu zanotuje perfekcyjny passer rating, 13,8 jarda na próbę i 6 przyłożeń. Jeśli jednak system LeFleura faktycznie zaskoczy w połowie sezonu, to z tą obroną Packers mają mistrzowski potencjał. A Rodgers może przeżyć jesień kariery równie piękną jak Tom Brady.

 

Tydzień w skrócie:

1. Z notatnika statystyka:

2. Z notatnika medyka:

3. W pierwszym meczu sezonu Vikings wykonali 10 (słownie: dziesięć) podań przez cały mecz. W kolejnych atak podaniowy grał tak słabo, że WR Stephon Diggs zaczął domagać się transferu, a QB Kirk Cousins publicznie przepraszał kolegów. Od czasu przeprosin? 68/90, 976 jardów, 10 TD/1 INT, passer rating 142,6, 10,84 Y/A w trzech meczach. Są to statystyki na tyle dobre, że w całym sezonie Cousins jest liderem NFL w passer ratingu, TD% i Y/A. W ANY/A ustępuje tylko Patrickowi Mahomesowi. Tylko QBR, które bierze też pod uwagę kontekst (wynik, sytuację na boisku itp.) nie jest pod wrażeniem i w tym wskaźniku Cousins sytuuje się na 10. miejscu w lidze.

4. Kuriozalna końcówka meczu Chargers – Titans. Chargers byli u progu imponującego comebacku. Austin Ekler złapał piłkę na zwycięskie przyłożenie, ale na powtórkach okazało się, że do pola punktowego zabrakło mu jarda. 1&goal z 1 jarda i 39 sekund do końca. Pestka, co? W kolejnej akcji Chargers popełnili falstart, ale DPI w polu punktowym pozwoliło im wrócić na linię 1. jarda. Melvin Gordon sięgnął piłką w stronę pola puntowego, ale na powtórce okazało się, że trochę zabrakło. Więc w kolejnej akcji Chargers znów kazali biec Gordonowi. Tym razem poszło jeszcze gorzej, bo powtórka pokazała, że RB Chargers zgubił piłkę, którą odzyskali Titans. Game over. Pikanterii dodaje fakt, że Chargers przegrywali tylko trzema punktami.

5. San Francisco 49ers wciąż są niepokonani. W strugach deszczu na zalanej wodą murawie w Maryland pokonali Redskins 9:0. Ich defensywa budzi podziw, ale atak pozostawia wiele do życzenia. Prawie 16% ich serii ofensywnych kończy się stratą, co jest 7. najgorszym wynikiem w NFL. Z drugiej strony punktują w 39% posiadań, co jest 12. wynikiem w lidze. Droga ku poprawie jest jasna.

6. W zeszłym tygodniu wydawało się, że powrót Sama Darnolda ożywi New York Jets. W poniedziałek Darnold stracił sześć piłek przeciwko Patriots, a kamery ESPN uchwyciły, jak za linią boczną skarży się trenerowi, że „widzi duchy”.

7. Jak na razie to obrona nadaje ton grze Patriots, ale to się może zmienić. Treningi po kontuzji zaczął już WR N’Keal Harry wybrany w pierwszej rundzie tegorocznego draftu. Do drużyny dołączy też WR Mohamed Sanu. Sanu rozpoczął sezon w Falcons, ale Patriots oddali za niego wybór w drugiej rundzie draftu 2020.

Zostań mecenasem bloga:




  1. Te zespoły sędziowskie są rozbijane na playoffy, gdzie sędziują załogi złożone z najlepiej ocenianych „zebr” w sezonie zasadniczym, ale od sierpnia do grudnia zespół sędziów tworzy w dużej mierze zamknięty ekosystem
Exit mobile version