Site icon NFL Blog

NFL, tydzień 2: Nie znacie dnia ani godziny

Często słyszy się głosy kibiców, że zawodnicy NFL nie powinni tak zdecydowanie walczyć o nowe umowy. Że powinni się poświęcić dla drużyny. Że przecież i tak zarabiają miliony. Miniona niedziela przypomniała nam smutną prawdę: zawodnicy próbują wyrwać kiedy mogą i ile mogą, bo w ich przypadku poważne kontuzje to nie kwestia „czy”, ale „kiedy”.

W podsumowaniu drugiego tygodnia zastanowię się czy Russell Wilson wreszcie powalczy o MVP, czy Packers są tacy mocni, na jakich wyglądają i ile jeszcze wytrzymają w Atlancie z Danem Quinnem. Zaczynamy jednak od czarnej serii kontuzji.

 

W każdym tygodniu rozgrywek gracze doznają poważnych urazów. Często po cichu, na treningu. Ci walczący o miejsce w składzie, nawet tylko w składzie treningowym. Ich marzenia pryskają jak bańka mydlana. Jeden fałszywy krok, jedno mocne uderzenie niweczą lata ciężkiej pracy. Tracą źródło utrzymania i perspektywę na przyszłość.

To nie dotyczy głośnych nazwisk, które w niedzielę padały jak muchy. Od samego początku kolejki Twitter bombardował nas wieściami o kolejnych urazach ważnych zawodników.

Największe straty ponieśli San Francisco 49ers. DL Solomon Thomas i pass rusher Nick Bosa stracą resztę sezonu z powodu urazów kolan. RB Raheem Mostert na szczęście uniknął zerwania więzadeł i tylko je naderwał. QB Jimmy Garoppolo ma skręconą kostkę, a tydzień temu podobnego urazu doznał TE George Kittle.

Jednak w innych drużynach nie było wiele lepiej. Wśród graczy, którzy stracą resztę sezonu są RB Saquon Barkley (Giants), S Malik Hooker (Colts), WR Courtland Sutton (Broncos), CB Tavon Young (Ravens) i pass rusher Bruce Irvin (Seattle). Nieco krócej będą pauzować Christian McCaffrey (Panthers, skręcona kostka), OG Brandon Scherf (Washington, naderwane więzadła w kolanie) i QB Drew Lock (Broncos, uraz barku).

Dla każdego z tych graczy kontuzja to nie tylko problem sportowy ale również finansowy. Na przykład Barkley po tym sezonie mógłby negocjować z Giants nową, wieloletnią umowę. Taką jak zabezpieczył sobie Todd Gurley w Rams, nim okazało się, że zwyrodnienie kolan uniemożliwia mu efektywną grę. Tymczasem w związku z kontuzją jego wartość radykalnie spadła. Barkley zapewne będzie musiał się wytrzymać z nową umową, a każdy mecz, każdy snap, każde uderzenie, zmniejsza jego wartość na rynku.

Jednak zawodnicy, których wymieniłem w dwóch ostatnich akapitach i tak są relatywnie dobrze zabezpieczeni. Barkley, #2 draftu 2018, dostał niemal 21 mln dolarów za samo złożenie podpisu pod czteroletnią umową z Giants. Garoppolo przez dwa poprzednie sezony otrzymał ponad 60 mln dolarów. To oczywiście kwoty brutto, ale mimo wszystko te sumy ustawiają ich na całe życie. A przy dobrym gospodarowaniu pieniędzy jeszcze dzieci i wnuki.

Jednak ponad połowa graczy NFL gra w lidze za pensję minimalną bez żadnych gwarancji. Dla nich taki uraz to najczęściej utrata pracy. Gra w NFL była ich marzeniem, któremu poświęcili całe życie. Najczęściej nie mają żadnych innych umiejętności na rynku pracy, bo, nie ma się co oszukiwać, w liceum i na studiach byli na siłę przepychani, by nie opuszczać meczów. Pół miliona dolarów rocznie może wydawać się wysoką kwotą, ale ci młodzi chłopcy muszą z tego zapłacić podatki, opłacić koszty życia, agenta, składki dla NFLPA i spłacić długi, które zaciągnęli na dietę i indywidualne przygotowania przed draftem, by mieć szansę na miejsce w najlepszej lidze świata. A chciałoby się jeszcze kupić mamie jakiś dom i samochód, skoro samotnie utrzymała i wychowała piątkę dzieci.

Dlatego nie ma się co dziwić, kiedy zawodnicy walczą o jak najwcześniejsze przedłużenie umowy i jak największe gwarancje. Jako kibic wiem, że płacenie wielkich pieniędzy running backom jest nieefektywną alokacją zasobów drużyny. Ale tak po ludzku rozumiem tych chłopaków, których średnio obchodzi, jak ich kontrakt wygląda w relacji do salary cap, a bardziej jak zabezpieczy przyszłość ich i ich rodzin.

Nowe CBA bardzo wzmocniło ligowe „doły” i podniosło minimalną pensję. Jednak wciąż tysiące młodych mężczyzn są o jeden fałszywy krok i jedno mocne uderzenie od bezrobocia i zniszczenia wszystkich życiowych marzeń i planów.

 

Czy Russell ugotuje MVP?

#LetRussellCook

Pod takim twitterowym hashtagiem fani Seattle i nie tylko domagali się powierzenia większej roli w ofensywie Seahawks ich rozgrywającemu. Czy Russell Wilson jest najlepszym rozgrywającym w historii NFL, który nigdy nie dostał nawet jednego głosu na MVP sezonu zasadniczego? Niewykluczone. Przed niedzielnym meczem sam Bill Belichcik mówił, że Wilson to obecnie najlepszy zawodnik w NFL. A w ustach człowieka, który niemal 20 lat pracował z Tomem Bradym to nie lada komplement.

Wiadomo jednak, że MVP to w dużej mierze konkurs piękności. By zdobyć tę nagrodę potrzeba dużej produkcji w wygrywającym zespole. Ze zwycięstwami nie ma problemu. Odkąd w 2012 r. Wilson trafił w trzeciej rundzie draftu do Seattle i niespodziewanie wywalczył na campie pozycję pierwszego rozgrywającego, Seahawks wygrali 68,1% meczów. Tylko New England Patriots mają lepszy bilans w tym czasie.

Gorzej z produkcją. I nie chodzi o to, że Wilson gra słabo. Od 2012 r. ma drugi najlepszy passer rating w NFL, drugi najwyższy procent podań na przyłożenie, piąty najlepszy ANY/A i najwięcej serii dających drużynie zwycięstwo1. Jednak jeśli chodzi o liczbę podań jest poza pierwszą dziesiątką. Nawet Joe Flacco wykonał więcej rzutów od 2012 r. Za to wśród najczęściej sackowanych Wilson jest w pierwszej piątce.

Do tej pory Seahawks byli dziwnie niechętni do złożenia ofensywy w ręce swojego najlepszego zawodnika i zapewnienia mu jakiejkolwiek ochrony. Z tą ochroną dalej jest kiepsko, ale najwyraźniej ktoś w Seattle wreszcie zrozumiał, że podawać można również przed czwartą kwartą. Po dwóch meczach Wilson ma 9 podań na TD i 1 INT. Z tym, że to INT nie było jego winą – Greg Olsen nie potrafił złapać idealnie podanej piłki, zamiast tego podbił ją prosto w ręce Devina McCourty’ego na pick-six. Oczywiście Wilson nie utrzyma takiego tempa do końca sezonu. Na razie 14,3% jego podań kończy się przyłożeniami, a we współczesnej (tj. po 1970 r.) NFL rekordzistą w ramach jednego sezonu jest Peyton Manning z wynikiem 9,9% z 2004 r. Na pewno nie utrzyma przeszło 80% skuteczności, czy passer ratingu na poziomie 140. Ale początek rozgrywek pokazuje, że jego drużyna wreszcie może mu pomóc w zdobyciu wyróżnienia, na które zasługuje.

Co ważne, ma do dyspozycji bardzo dobrych reveiverów. Przeciwko Patriots zagrał fantastycznie. Posyłał genialne dalekie piłki. Ale nie byłoby takich statystyk, gdyby nie D.K. Metcalf, Tyler Lockett i David Moore. Skrzydłowi Seattle potrafili wygrywać pojedynki ze znakomitymi DB Patriots, nawet kiedy ci robili co w ich mocy i kryli bez zarzutu.

Przed nami jeszcze dużo gry. Wiele może się zmienić i wrześniowa dyspozycja Seahawks może pozostać jedynie miłym wspomnieniem. Jednak wyraźnie widać zmianę w podejściu sztabu szkoleniowego i to najlepsze co mogło spotkać drużynę, odkąd rozpadł się Legion of Boom.

 

Vintage Rodgers

Podobno trenerzy z drzewa trenerskiego Mike’a Shanahana potrzebują minimum roku, by zawodnicy zrozumieli ich ofensywę i zaczęli ją w pełni stosować. Matt LaFleur, szkoleniowiec Packers, to protegowany Shanahana juniora – Kyle’a, obecnego szkoleniowca 49ers. Między tymi systemami ofensywnymi można zauważyć wiele podobieństw. I tak jak w przypadku kolejnych przystanków w karierze Kyle’a Shanahana, także i w Packers LeFleura ofensywa zdaje się nabierać wiatrów  żagle w drugim sezonie.

Widać to wyraźnie po Aaronie Rodgersie, który od lat nie potrafił złapać rytmu i mieszał genialne zagrania z irytującymi przestojami. Nie inaczej było w ostatnich rozgrywkach, choć w niektórych momentach wyglądało, że Rodgers zaczyna się rozkręcać. Tak szkoleniowiec jak rozgrywający byli sobą wyraźnie poirytowani przed rokiem, ale w tym sezonie nagle „zaskoczyło”.

Rodgers gra niczym na początku dekady. Wciąż ma talent do improwizacji i dar nieprawdopodobnych rzutów w beznadziejnych sytuacjach. Ale widać, że ufa systemowi i egzekwuje ofensywę w jego ramach. Z korzyścią tak dla niego, jak dla zespołu. Po dwóch tygodniach ma najwyższe QBR w NFL. Jego statystyki przeciwko Lions nie wyglądały najlepiej (18/30, 240 jardów, 2 TD), ale przynajmniej połowa niecelnych rzutów wynikała z upuszczonych przez receiverów dobrych podań. Rodgers grał bardzo skutecznie, w stylu jakiego nie widziałem u niego od kilku lat.

Jednak Packers to nie tylko Rodgers. Cała ofensywa gra znakomicie, począwszy od linii ofensywnej. Linii, która daje Rodgersowi masę czasu w czystej kieszeni i utorowała Aaronowi Jonesowi drogę do 166 jardów po ziemi w zaledwie 18 biegach.

Powodem do niepokoju może być tylko defensywa. W obu meczach w tym sezonie zaczynali bardzo ospale nim zdołali złapać rytm. Na razie nie było to problemem, ale za tydzień Packers jadą do Nowego Orleanu. Saints to nie Lions, nie zatrzymają sami siebie serią spektakularnie głupich przewinień.

 

Gdzie w Atlancie jest trener?

Futbol to sport, w którym żaden zawodnik, nawet najwybitniejszy, nie zdoła w pojedynkę przeważyć szali zwycięstwa. Matt Ryan ma pecha, bo gra w drużynie, która pod wodzą Dana Quinna zalicza jedną spektakularną wtopę za drugą. W sezonie 2016 przegrali Super Bowl, w którym prowadzili 28:3. Na tym tle odrobienie 19 punktów przez Cowboys nie jest aż tak spektakularne, ale styl w jakim to zrobili…

Wystarczyło odzyskać onside kick. Na filmie widać, jak gracze Falcons otaczają piłkę i czekają, aż przekroczy ona 10 jardów od miejsca kopnięcia. Problem polega na tym, że 10 jardów dotyczy tylko drużyny kopiącej. Drużyna odbierająca (w tym wypadku Falcons) może odzyskać piłkę w dowolnym punkcie boiska. Gdyby upadli na piłkę, byłoby po meczu. Jak w takiej sytuacji zawodnicy special teams mogą tego nie wiedzieć?

To tylko jeden, ale najbardziej oczywisty dowód na fatalną pracę sztabu szkoleniowego Falcons. Brakuje tu tego, co Amerykanie nazywają „Przywiązywaniem wagi do szczegółów”. Wyobrażacie sobie, by w takiej sytuacji gracze Patriots, Saints czy Ravens zastanawiali się co robić?

W efekcie Atlanta przegrywa wygrane mecze. Zostali pierwszą drużyną w historii NFL, która zdobyła 39 punktów lub więcej, nie popełniła żadnej straty i przegrała mecz. Pierwszą na 459 takich przypadków. Matt Ryan ma na koncie 5 przegranych meczów, w których podał na 250+ jardów i passer rating 125+. W tym Super Bowl LI i niedzielny mecz. Żaden inny rozgrywający w historii NFL nie ma nawet czterech takich spotkań.

Niedziela była ostatecznym dowodem na to, że Dan Quinn powinien pożegnać się z Atlantą. To zbyt utalentowana drużyna, by przegrywać w tak frajerski sposób.

 

Tydzień w skrócie:

1. Z notatnika statystyka:

2. Tuż przed meczem dziwnej kontuzji klatki piersiowej doznał rozgrywający LA Chargers, Tyrod Taylor. Rzekomo były to komplikacje po zastrzyku przeciwbólowym. Od razu pojawiły się uzasadnione podejrzenia, że chodziło o to, by Justin Herbert, #6 tegorocznego draftu, zadebiutował „z zaskoczenia”. Debiut Herberta można uznać za udany. Porażka z Chiefs wstydu nie przynosi. Młody QB miał problemy z techniką i pracą nóg, ale pokazał kilka akcji, po których ręce same składały się do oklasków

Nawet gdy Taylor „wyzdrowieje”, Herbert nie odda swojej pozycji. W końcu nie po to został wydraftowany tak wysoko.

3. Chargers zdołali ograniczyć Patricka Mahomesa przez całą pierwszą połowę. Ale potem Mahomes zrobił to

i tak po prostu Chiefs wygrali. Choć potrzebowali do tego dwóch kopnięć z 58 jardów, więc nie całą zasługę można przypisać Mahomesowi.

4. Zapewne nie tak w Las Vegas wyobrażali sobie debiut Raiders na nowiutkim stadionie. Pandemia COVID-19 sprawiła, że grali przy pustych trybunach. Jednak sportowo nie mogło być lepiej. Po bardzo dobrej drugiej połowie pokonali Saints i zgłaszają akces do tegorocznych payoffów.

5. Przykro się patrzy na Roba Gronkowskiego, który snuje się bezradnie po boisku. Jako bloker jest poprawny, jako receiver jest bezużyteczny. Trzeba było zostać przy wrestlingu.

6. Po kontuzji Bena Roethlisbergera nie ma już śladu, a linia defensywna Pittsburgha dominuje. Mecze przeciwko Ravens zapowiadają się fantastycznie.

7. Ryan Tannehill wciąż jest zabójczo skuteczny. Titans pokonali Jaguars, a ich QB potrzebował zaledwie 24 podań do zdobycia czterech przyłożeń. Mimo to Titans uparcie forsują grę Derrickiem Henrym. #LetRyanCook?

8. Cardinals z Kylerem Murrayem na rozegraniu mogą nie być najlepszą drużyną ligi, ale na pewno w tym sezonie namieszają i świetnie się ich ogląda. Filigranowy (jak na NFL) Murray dysponuje niesamowitą zwrotnością i przyspieszeniem, a podaje też niczego sobie.

9, #1 tegorocznego draftu Joe Burrow zaliczył całkiem udany mecz przeciwko Cleveland. Jak to debiutant miesza dobre ze złym, ale tego złego byłoby sporo mniej, gdyby jego linia ofensywna choćby zbliżyła się do poziomu kompetentnej. Przeciwko pass rushowi Steelers Burow będzie walczył o życie.

 

Zostań mecenasem bloga:




  1. Definiowanych jako seria ofensywna w 4 kwarcie lub dogrywce, która dała drużynie prowadzenie i ostatecznie okazała się decydująca dla wyniku
Exit mobile version