Site icon NFL Blog

NFL, tydzień 6: Kolejna porażka Bills

W podsumowaniu szóstego tygodnia rozgrywek pochylimy się nad sytuacjami, gdy modele matematyczne nie mówią nam wszystkiego i zastanowimy się na ile tegoroczni Packers przypominają ekipę z sezonu 2011. Zaczynamy jednak od pojedynku dwóch czołowych ekip AFC.

Zmoknięte bizony

Po fenomenalnym początku rozgrywek ekipa z Buffalo ma za sobą dwa mecze, o których będą chcieli jak najszybciej zapomnieć. W poniedziałkowy wieczór ulegli na własnym boisku Kansas City Chiefs. Zawiedli się ci, którzy liczyli na ekscytujący pojedynek dwóch młodych rozgrywających. Na północy stanu Nowy Jork mieliśmy typowy dla tej pory roku wietrzny i deszczowy dzień, który sprawił, że obie ofensywy były mocno ograniczone w grze górą.

W tej sytuacji górą była drużyna, która potrafiła uruchomić skuteczną grę biegową. I, o dziwo, byli to obrońcy mistrzowskiego tytułu. Do tej pory linia ofensywna Chiefs zbierała zasłużoną krytykę. Dodatkowo RT Mitchell Schwartz zagrał tylko 8 snapów i zszedł z boiska z powodu problemów z plecami. A jednak goście biegali z ogromną łatwością. Filigranowy Clyde Edwards-Helaire wymykał się obrońcom rywali jak wysmarowany oliwą i wybiegał 162 jardy w 26 próbach. Bardzo duża część to zasługa świetnej pracy liniowych, ale fantastyczne przyspieszenie tegorocznego debiutanta również odegrało swoją rolę.

Patrick Mahomes tym razem nie był spektakularny, ale kiedy trzeba było robił swoje, a przede wszystkim nie popełniał błędów. Niestety nie dało się tego powiedzieć o jego vis-a-vis. Josh Allen zagrał zdecydowanie najsłabszy mecz w tym roku. Nie był jakoś spektakularnie słaby, bo na tle ogólnej mizerii ofensywy Bills i tak robił co mógł, ale kilka fatalnych pudeł pewnie będzie mu się śniło w nocnych koszmarach. 100 jardów podaniowych przekroczył dopiero w połowie czwartej kwarty. Trzeba jednak przyznać, że jako jedyny w drużynie stanowił zagrożenie dołem.

Linia Bills kompletnie nie potrafiła wygenerować ścieżek dla running backów. Jeśli odjąć solowe biegi Allena, to ofensywa nie była w stanie wyciągnąć nawet 3 jardów na akcję biegową. Chiefs metodycznie zdobywali teren, Bills utykali na linii wznowienia akcji. Choć na co dzień o sile Kansas City decyduje Mahomes i jego receiverzy, ten mecz wygrały im obie linie.

To spotkanie ma większe znaczenie dla KC. Odbudowali się po niespodziewanej porażce z Raiders. Pokazali, że potrafią wygrać nawet w wybitnie niekorzystnych dla nich warunkach, a linia ofensywna wreszcie odnalazła rytm, którego brakowało im od początku rozgrywek.

Z drugiej strony Bills powinni to potraktować głównie jako okazję do wyciągnięcia wniosków. Widać, że rywale nie dają się już zaskoczyć ofensywie. Potrzebne są nowe pomysły i lepsze egzekucja, ale Allen i spółka raczej nie zagrają drugiego tak słabego meczu. Choć jeśli powodem była kiepska aura, to w AFC East (wyjąwszy Miami) od października raczej niełatwo o dobrą pogodę w czasie meczu.

Bills mają przed sobą mini bye week, czyli mecz z Jets. A za dwa tygodnie wyjeżdżają do Foxborough na kluczowy dla układu dywizji mecz z Patriots. To spotkanie pokaże, czy w Buffalo faktycznie mogą aspirować do przerwania dominacji ekipy Billa Belichicka w AFC East.

Odcienie ryzyka

Houston Texans i Tennessee Titans stworzyli zaskakująco emocjonujące widowisko. Wydawałoby się, że Titans są zdecydowanym faworytem, zwłaszcza po demolce jaką zafundowali przed tygodniem Bills. Jednak Texans zdołali odrobić 14 punktów straty i wyjść na prowadzenie, by stracić je na 4 sekundy przed końcem meczu i przegrać po dogrywce.

Nie będę tu opisywał całego meczu (choć warto go obejrzeć, jeśli macie chwilę). Zamiast tego skupię się na kontrowersyjnej decyzji Romeo Crennela, tymczasowego HC Texans, by grać za dwa po ostatnim przyłożeniu. Przypomnijmy sytuację. Niecałe dwie minuty do końca meczu. Texans wykończyli przyłożeniem 69-jardową serię trwającą niemal 7 minut czystej gry i 15 snapów. Prowadzą 7 punktami i przed nimi przyłożenie. Crennel podejmuje decyzję o graniu za dwa. Nieudaną.

W transmisji telewizyjnej został za to zwymyślany od najgorszych. Przecież gdyby podwyższał za jeden, miałby 8 punktów przewagi i zmusiłby Titans do grania za dwa przy ich ewentualnym przyłożeniu. Oczywiście, gdyby dwupunktowe podwyższenie się udało, byłoby po meczu, bo Tennesee nie odrobiliby dwóch posiadań straty w 110 sekund. Kto miał rację?

Jak świetnie wiedzą stali czytelnicy bloga, jestem fanem podejmowania ryzyka i agresywnego playcallingu. Ale w tym konkretnym wypadku (7 punktów przewagi przed podwyższeniem) modele matematyczne pokazują, że granie za jeden byłoby minimalnie lepszą decyzją z punktu widzenia szans na wygraną. Czyżby więc Crennel się pomylił?

Nie do końca. Modele matematyczne z konieczności budowane są na bardzo dużej próbie. To oznacza, że trzeba brać pod uwagę specyficzną sytuację, czy możliwości własnej drużyny. Model matematyczny pokazuje co jest korzystne dla idealnie przeciętnej drużyny NFL. A takich drużyn nie ma. Jak każde narzędzie, także matematyka może pomóc lub pokaleczyć, jeśli nie umie się z niej korzystać.

Crennel podjął przemyślaną decyzję. Przez cały mecz to ofensywa trzymała Texans w grze. Deshaun Watson podał na 335 jardów, 4 TD i passer rating 138,9. Obrona? Pozwoliła Titans na zdobycie 601 jardów netto (uwzględniając sacki, nie uwzględniając kar). W grze biegowej Texans oddawali średnio 9,7 jarda na akcję. Crennel słusznie założył, że jego drużyna ma znacznie większe szanse na konwertowanie dwupunktowego podwyższenia niż na obronienie się przed taką akcją.

Zresztą nie tylko Crennel nie miał zaufania do własnej obrony. Gdy Deshaun Watson przegrał losowanie przed dogrywką, wiedział, że on już w tym meczu piłki nie dostanie. Był do tego stopnia podłamany, że sędzia główny trzykrotnie musiał go prosić o wskazanie strony boiska, na którą chcą grać.

Szkoleniowiec Texans wiedział, że nie może złożyć meczu w ręce obrony. Konsekwentnie stawiał na atak. Przecież ostatnie przyłożenie Houston miało miejsce w czwartej próbie, którą postanowił rozgrywać, zamiast kopać z gry. Nie udało się, ale ta decyzja miała sens w tamtych warunkach.

 

Wehikuł czasu

Na start sezonu Aaron Rodgers wyglądał, jakby nagle wskoczył do wehikułu czasu i wysiadł 10 lat temu. Niestety dla fanów Packers w niedzielę całą drużyna wyglądała, jakby przeszła podobną przemianę.

Packers 2011 byli jedną z wielkich niespełnionych drużyn NFL. Bronili wówczas mistrzostwa. W fenomenalnym sezonie zasadniczym wygrali 15 z 16 meczów. Aaron Rodgers zagrał jeden z najlepszych sezonów w historii, w cuglach zgarnął MVP, a jego passer rating 122,5 z tamtych rozgrywek do dziś pozostaje niepobitym rekordem NFL.

Jednak już pierwszy mecz playoffów przyniósł klęskę z późniejszymi mistrzami, New York Giants. Packers, jak się okazało, nie mieli absolutnie żadnych atutów, jeśli ich ofensywa miała gorszy dzień. I tak też wyglądali w ostatnią niedzielę.

Początek meczu przeciwko Tomowi Brady’emu i Tampa Bay Buccaneers kompletnie nie wskazywał na mającą nastąpić katastrofę. Po pierwszej kwarcie Packers prowadzili 10:0 i wydawali się mieć mecz pod kontrolą. Jednak od tego momentu istnieli tylko Bucs. Sygnał do ataku dał Jamel Dean, który zaliczył ekstremalnie rzadki pick-six na Rodgersie. To była dopiero trzecia taka strata Rodgersa w karierze i druga przeciwko Tampie.

Swoją drogą był to jeden z najgorszych rzutów jakie widziałem w wykonaniu tego gracza kiedykolwiek. Niczym debiutant cała akcję wpatrywał się w swój cel, dając Deanowi mnóstwo czasu na przecięcie tego podania. Jednak nie tylko w tej akcji ale i w całym meczu wyglądało na to, że rywale całkiem nieźle czytają co planuje ofensywa Packers i byli w stanie reagować z wyprzedzeniem.

Rodgers zagrał słabo. Był to jeden z jego najsłabszych meczów w karierze. Jednak ofensywna katastrofa to nie tylko jego „zasługa”. Fatalnie zagrała linia ofensywna, która przez ostatnią dekadę stanowiła najbardziej stabilną i najlepszą formację w drużynie. W niedzielę stanowiła jedną z największych słabości. Zwłaszcza od momentu, gdy z urazem klatki piersiowej zszedł David Bakhtiari, jeden z najlepszych LT w NFL. Rodgers został czterokrotnie zsackowany i dwunastokrotnie obalony.

W sumie QB Packers zanotował tylko 3 jardy netto (wliczając sacki) na próbę podaniową. Dwukrotnie podał w ręce rywala i zakończył mecz z passer ratingiem 35,4.

Co gorsza obrona Green Bay była kompletnie bezradna. Nie byli w stanie wywrzeć jakiejkolwiek presji na Brady’ego (zero sacków), nie potrafili powstrzymać biegów Ronalda Jonesa. Nawet Rob Gronkowski po raz pierwszy w tym sezonie wyglądał jak Gronk, a nie wynajęty aktor w koszulce z numerem 87. Atak Tampy nie robił nic szczególnego. Po prostu spokojnie grali swoje, a Packers nie potrafili się postawić.

Dwa tygodnie temu Packers wyglądali na głównych kandydatów do Super Bowl z ramienia NFC. Ostatni weekend pokazał bardziej niepokojące oblicze tej drużyny. Oczywiście nie można skreślać ich kandydatury po jednym słabszym występie, ale Matt LeFleur na pewno dostał sporo materiału do przemyśleń.

Buccaneers potwierdzili, że dysponują jedną z najlepszych defensyw w NFL. Jeśli Gronkowski odzyska formę na dobre, mogą być bardzo, ale to bardzo groźni.

 

Tydzień w skrócie:

1. Z notatnika statystyka:

2. Z notatnika medyka:

3. Dwa zespoły odniosły swoje pierwsze zwycięstwa w rozgrywkach: Atlanta Falcons i New York Giants. Za to New York Jets przegrali szósty mecz w sezonie i w efektownym stylu zmierzają po #1 w drafcie 2021.

4. Pittsburgh Steelers kompletnie zdominowali Cleveland Browns w meczu na szczycie NFC North. Baker Mayfield był tak bezlitośnie obijany przed defensywę Stalowych, że Kevin Stefański posadził go na ławce w obawie o zdrowie swojego startera. W kolejnych dwóch tygodniach Steelers mają przed sobą fantastycznie zapowiadające się wyjazdy do Tennessee i Baltimore.

5. Dallas Cowboys w pierwszym meczu bez Daka Prescotta zostali kompletnie rozbici przez Arizona Cardinals, mimo że Kyler Murray w całym meczu wykonał tylko 9 celnych podań.

6. Miami Dolphins oficjalnie zapowiedzieli, że Tua Tagovailoa, #5 tegorocznego draftu, zostanie pierwszym rozgrywającym drużyny. To dość zaskakujący moment, bo drużyna jest na plusie, gra przyzwoicie, a Ryan Fitzpatrick również spisuje się na miarę oczekiwań.

 

Zostań mecenasem bloga:




Exit mobile version