W tym tygodniu padł pewien symbol. Dostaliśmy kolejny sygnał, że władzę w NFL przejmuje nowe pokolenie rozgrywających. I nie chodzi tylko o kolejne zwycięstwo Patricka Mahomesa nad Tomem Bradym. Ale o fakt, że dwóch młokosów wyprzedziło w pewnej klasyfikacji przyszłego członka Pro Football Hall of Fame.
Drodzy Czytelnicy i Czytelniczki,
bardzo przepraszam Was za brak wpisu przed tygodniem. Jednak poprzedni weekend był pierwszym od 2011 r., gdy NFL normalnie grała, a ja nie obejrzałem nawet jednego meczu. Powód był prozaiczny – przeprowadzka do nowego mieszkania z małym dzieckiem. W efekcie przed dwa tygodnie nie miałem czasu zaglądać na bloga (przepraszam za długie oczekiwanie na moderację komentarzy!) ani w social media. Na szczęście najgorsze już za nami i mogę wrócić do normalnego trybu pracy.
Od grudnia 2010 roku liderem na liście rozgrywających NFL z najlepszym passer ratingiem w karierze nieprzerwanie był Aaron Rodgers. Jego niemal 10-letnie rządy to najdłuższa seria na szczycie tej klasyfikacji.1
Żeby znaleźć się na tej liście, trzeba wykonać minimum 1500 podań w karierze. Przy obecnych wolumenach podaniowych to około cztery sezony. W zeszłym tygodniu swoje podanie #1500 w karierze wykonał Deshaun Watson. Z passer ratingiem 103,6 minimalnie wyprzedził Rodgersa i jego 103,3. Jednak jego rządy potrwały tylko siedem dni. W tym tygodniu swoje podanie #1500 w karierze wykonał Patrick Mahomes (przy okazji było to celne podanie #1000) i zastąpił Watsona na czele klasyfikacji. Jednak nie to jest najciekawsze, a jego kolosalna przewaga nad resztą stawki: passer rating w karierze rozgrywającego Chiefs to w tej chwili 110,7. Różnica między Mahomesem i Watsonem jest większa, niż między Watsonem i 10. na liście Stevem Youngiem.
Odkąd Mahomes trzy lata temu przejął rolę pierwszego rozgrywającego Chiefs, stało się jasne, że mamy do czynienia z wyjątkowym talentem. W swoim pierwszym sezonie jako starter podał na 50 przyłożeń i zdobył w cuglach MVP sezonu zasadniczego. W drugim sięgnął po mistrzowski pierścień. W trzecim ustanowił rekord paser ratingu, który jeszcze wiele lat może pozostać niepobity. Może też sięgnąć po drugą nagrodę MVP i drugi mistrzowski tytuł. W tym pierwszym przeszkodzić może mu już tylko Aaron Rodgers. Do tego drugiego droga nieco dalsza, ale KC są poważnymi kandydatami do pierwszej od niemal dwóch dekad obrony mistrzowskiego tytułu. A ich młody QB ma w tym wielki udział.
Passer rating nie jest wskaźnikiem idealnym. Ważenie poszczególnych czynników nie przestaje do współczesnej NFL, pewne elementy formuły sztucznie ograniczają wynik, nie rozróżnia co jest zasługą querterbacka, a co jego kolegów i wreszcie nie bierze pod uwagę sacków i gry biegowej. Niemniej stanowi użyteczny, sumaryczny wskaźnik efektywności gry podaniowej.
Mahomes niewątpliwie ma masę szczęścia. Większość najbardziej utalentowanych rozgrywających trafia do słabych drużyn z wątpliwymi lub niedoświadczonymi trenerami i partnerami, którzy stanowią raczej obciążenie niż wsparcie (zob. Herbert, Justin i Burrow, Joe). Mahomes trafił do stabilnej organizacji ze świetnym trenerem, niezwykle utalentowanymi kolegami w ofensywie, a do tego przez rok mógł uczyć się specyfiki NFL bez konieczności brania odpowiedzialności za cały atak. Ponadto system ofensywny i personel Chiefs – sprzyjający dalekim podaniom na przyłożenie oraz umiejętność unikania INT przez Mahomesa są jak skrojone pod passer rating.
Czy w tej sytuacji Watson, grający większość kariery dla wątpliwej klasy trenera i z problematyczną linią ofensywną, nie powinien być ceniony wyżej niż Mahomes? Nie rozstrzygniemy jak Watson spisywałby się w Kansas City, a Mahomes w Houston. Nie ulega wątpliwości, że Watson u Andy’ego Reida mógłby się pochwalić jeszcze lepszymi statystykami niż te, które ma obecnie. Ale sport nie jest sprawiedliwy. To Mahomes jest nowym królem NFL. Pokolenie Breesa, Rodgersa i Brady’ego przemija, choć żaden z tej trójki nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Pokolenie Watsona i Mahomesa zajmie ich miejsce.
Jednak Mahomes symbolizuje nie tylko zmianę personalną, ale też zmianę mentalności i podejścia do ofensywy. Świetnie było to widać w niedzielę. Dynamiczna ofensywa Chiefs w pierwszej połowie kręciła bączki wokół zdezorientowanych defensorów Tampy. Tyreek Hill już po pierwszej kwarcie miał ponad 200 jardów po złapanych podaniach i w pewnym momencie wydawało się, że rekordy NFL w liczbie jardów podaniowych i w odbiorze w jednym meczu są poważnie zagrożone. Ostatecznie ani Hill ani Mahomes nie zbliżyli się do rekordów, a słabsza druga połowa sprawiła, że Brady i spółka byli blisko efektownego odrobienia strat. Jednak różnica w filozofii Andy’ego Reida i Bruce’a Ariansa biła po oczach.
Już Tony Romo w czasie transmisji zwracał na to uwagę. Chiefs od kilku lat stosują dużo ruchu przed snapem i w momencie snapu, by ułatwić Mahomesowi czytanie obrony i uniemożliwić rywalom bardziej kreatywne ustawienia defensywne. To działa i wiele drużyn NFL idzie w ich ślady2. Tymczasem Buccaneers to stara szkoła: niewiele ruchu przed snapem, a do tego Arians zawsze preferował dalekie piłki, a nie ulubioną przez Brady’ego west coast offense, opartą na krótszych podaniach.
W efekcie Brady czyta defensywę dopiero po snapie i choć trudno o lepszego fachowca w tej mierze, to jednak o jego kolegach nie sposób tego powiedzieć. W niedzielę zwłaszcza Mike Evans często widział na boisku co innego niż jego QB, co rodziło nieporozumienia i nieudane zagrania. Poprawę w drugiej połowie Bucs zawdzięczają w dużej mierze podaniom Brady’ego do Roba Gronkowskiego, wyglądającym jak wyciągnięte ze starych playbooków Patriots.
Co ciekawe ta różnica w filozofii trenerów nie wynika z różnicy pokoleń. Co prawda Reid (rocznik 1958) jest młodszy od Ariansa (rocznik 1952), ale nie należy do trenerskich młodych wilków, jak Sean McVay (1986), Kyle Shanahan (1979), Matt LeFleur (1979), Zac Taylor (1983) czy Kevin Stefanski (1982). Po prostu jeden z nich potrafił dostosować się do zmieniających czasów, drugi nie. I podczas gdy jeden wykrzesuje absolutnie najwięcej ile się da ze swojego przyszłego członka Hall of Fame, ten drugi nie zamierza mu pomóc, za to publicznie krytykuje.
Niedziela była prawdopodobnie ostatnim w historii bezpośrednim pojedynkiem Mahomesa i Brady’ego. Bucs i Chiefs spotkają się dopiero za cztery lata, a nawet Brady nie będzie grał tak długo. Drugą szansą jest Super Bowl, ale jeśli Arians nie zacznie pomagać swojemu QB i korzystać z jego silnych stron, to znacznie większe szanse na udział w najważniejszym meczu sezonu ma ekipa z Kansas City.
Koniec ery Patricii
Kiedy Detroit Lions w fatalnym stylu przegrali w Święto Dziękczynienia z Houston Texans, przypieczętowali los GM-a Boba Quinna i głównego szkoleniowca Matta Patricii. Obaj panowie stracili pracę w trybie natychmiastowym. I, tak jak w przypadku Billa O’Briena w Houston, nietrudno odnieść wrażenie że powinno to już nastąpić przed tym sezonem.
Patricia przychodził do Detroit jako fachowiec od defensywy i protegowany Billa Belichicka. Przez pięć sezonów był koordynatorem defensywy Patriots i mógł pochwalić się dwoma mistrzowskimi pierścieniami w tej roli. Sceptycy zwracali uwagę na kiepski bilans asystentów Belichicka w roli samodzielnych szkoleniowców oraz dużą rolę głównego szkoleniowca Pats w prowadzeniu defensywy drużyny, ale kto by ich słuchał. Przecież Patricia obiecał stworzenie w Detroit „Pats Środkowego Zachodu”.
Oczekiwania były spore, bo Lions zwolnili Jima Caldwella, poprzednika Patricii, mimo że ten w trzech z czterech swoich sezonów wypracował dodatni bilans i dwukrotnie awansował do playoffów. Mimo wszystko Lions wciąż czekali na pierwszą wygraną w playoffach od sezonu 1991, więc kierownictwo klubu uznało, że czas na zmiany.
Patricia miał swój pomysł i się go twardo trzymał. Nawet gdy wszyscy, zapewne łącznie z nim, wiedzieli, że to nie działa. To o tyle dziwne, że Belichick osiągnął sukces właśnie swoją elastycznością i gotowością, by całkowicie przemodelować drużynę pod konkretny mecz. Tymczasem Patricia uznał, że wystarczy naściągać byłych graczy Patriots. Zapomniał przy tym, że z jakiegoś powodu każdy z nich się z Nową Anglią pożegnał. Uparcie nie przyznawał się do błędów, a raporty z szatni wskazywały, że zraził do siebie wielu graczy. Jeśli zawodnicy otwarcie fetują twoje zwolnienie na Twitterze, to coś z tobą bardzo nie tak, trenerze.
Pod jego wodzą Lwy zaliczyły spory regres. Patricia miał przede wszystkim stworzyć super defensywę, czemu służył zaciąg kosztownych graczy, na czele z jednym z ex-Patriotów Trey Flowersem. Jednak obrona Detroit, 15. w DVOA sezon przed przyjściem Patricii do drużyny, w kolejnych sezonach lokowała się na 21. i 23. lokacie, a w obecnych rozgrywkach jak na razie jest trzecią najsłabszą w NFL.
Lions byli jedną z najlepszych drużyn w NFL w latach 50-tych XX wieku. Jednak w epoce Super Bowl ani razu nie grali w najważniejszym meczu sezonu. Tylko raz zagrali w finale konferencji, a ich dwaj najlepsi gracze w historii, Barry Sanders i Calvin Johnson, woleli odejść na przedwczesne emerytury niż dalej się męczyć. Drużyna zostaje z nie najgorszą ofensywą, fatalną defensywą, niezbyt korzystną sytuacją pod względem limitu płac i przeciętnym kapitałem w drafcie. Czy klub będzie w stanie przyciągnąć jakiegoś renomowanego szkoleniowca na wiosnę?
COVID-owe żale
Po raz pierwszy w życiu widziałem drużynę NFL, która przystąpiła do meczu bez rozgrywającego. Tą drużyną byli Denver Broncos. Wszyscy ich rozgrywający znaleźli się na COVID-owej liście kontuzjaowanych. U jednego zdiagnozowano tę chorobę, a ponieważ chłopaki nie mieli w zwyczaju nosić masek i stosować się do protokołów bezpieczeństwa w pokoju QB, całą ekipę uznano za potencjalnie zakażonych. W efekcie rolę rozgrywającego w niedzielnym meczu pełnił niewydraftowany WR z practice squadu, który kiedyś coś tam na rozegraniu pograł na uczelni. Wypadł tak jak się można spodziewać, czyli fatalnie. Oczywiście żadna w tym jego wina, niemniej musiał to być dla niego bardzo ciężki wieczór.
Najciekawsze są jednak żale Broncos. Zawodnicy zapewniali, że oni się tylko na moment zapomnieli. Klub skarżył się, ze NFL nie chce im przenieść meczu przeciwko Saints ani nie pozwala na wystawienie asystenta trenera na rozegraniu. Gdyby jednak NFL zgodziła się na wystawienie asystenta, już widzę ten wysyp bezpłatnych staży w sztabie trenerskim dla zawodników, który nie zmieścili się w składzie. Jedna kontuzja, a my cyk, aktywujemy gościa, który pracuje z nami cały czas, zna nasz system i jest gotowy do akcji. Tylko po co wtedy limity liczby zawodników w składzie?
Przekładanie meczów również nie wchodzi w grę. Po prostu nie ma wolnych terminów. Liga zmusza Baltimore Ravens do grania, choć połowa ich składu jest chora – dokładnie 23 graczy, którzy rozegrali w tym sezonie ponad 6 tys. snapów. Właściciele klubów zgodzili się, by w razie nierozegrania części meczów playoffy zostały rozszerzone do 16 ekip.
I mimo to zawodnicy i trenerzy mają gdzieś protokoły bezpieczeństwa. Niemal na każdym ujęciu linii bocznej w meczu NFL widzimy jak ignorowane jest noszenie maseczek, z szatni wyciekają filmiki gdzie wszelkie zasady są wyrzucane za okno (Saints właśnie stracili za to wybór w 7. rundzie draftu, ale nie są jedynymi winowajcami). Liczba infekcji w USA i NFL rośnie. Tylko jakoś nikt w lidze nie chce przyznać, że wszystkie protokoły bezpieczeństwa najwyraźniej są tylko na pokaz.
Tydzień w skrócie:
1. Z notatnika statystyka:
- Cleveland Browns wygrali swój 9. mecz w sezonie. Oficjalnie kończą tym samym serię 12 sezonów z negatywnym bilansem, najdłuższą w historii NFL.
- QB Tom Brady (Buccaneers) ma na koncie 18. sezon z minimum 3 tys. jardów podaniowych. Wyrównał tym samym rekord NFL. Warto też wspomnieć, że każde jego podanie na TD śrubuje rekord w liczbie podań na przyłożenie w karierze. W tej chwili jest to 569.
- RB Derrick Henry (Titans) ma na koncie 8 wyjazdowych meczów z rzędu, w których wybiegał minimum 100 jardów. To druga najdłuższa seria w historii NFL.
2. Z notatnika medyka:
- CB Jamar Taylor (49ers) – uraz kolana, koniec sezonu
- P Rigoberto Sanchez (Colts) – zdiagnozowany nowotwór, konieczna operacja, powrót pod znakiem zapytania.
- LT Anthony Costanzo (Colts) – uraz kolana, możliwy powrót na playoffy.
3. 49ers mimo ogromnych luk w składzie związanych z kontuzjami zdołali pokonać LA Rams po raz drugi w tym sezonie. Jared Goff staje się coraz większym obciążeniem dla swojej drużyny. W ostatnich czterech meczach posłał sześć piłek w ręce rywali i zgubił siedem fumbli.
4. Tennessee Titans przebiegli się po defensywie Colts osłabionej brakiem kilku kluczowych zawodników. Daje im to jeden mecz przewagi w AFC South. Dwa tygodnie temu lepsi byli Colts, więc żadna z drużyn nie zapewniła sobie tiebreakera.
5. Jacksonville Jaguars postanowili się rozstać z GM-em Davidem Caldwellem. O dziwo trener Doug Marrone i jego sztab mają posadę zapewnioną przynajmniej do końca sezonu.
Zostań mecenasem bloga: