Site icon NFL Blog

NFL, tydzień 13: Jak mocni są Browns?

Pierwsza połowa meczu przeciwko Titans była najbardziej imponującymi 30 minutami w wykonaniu Cleveland Browns w XXI wieku. Ale pytania pozostają. Czy Browns to kandydaci do mistrzostwa czy może oszuści, którzy zostaną „wyjaśnieni” w pierwszym meczu playoffów? I co zrobić z Bakerem Mayfieldem?

Nie wiem czy pierwsza połowa niedzielnego meczu Browns to najlepsza połowa w wykonaniu jakiejkolwiek drużyny NFL w tym roku, ale na pewno jest mocnym kandydatem. Ekipa z Cleveland prowadziła po dwóch kwartach 38:7. Zrobili to w fantastycznym stylu, punktując w sześciu kolejnych posiadaniach. Bez przypadków, dziwnych odbić i niezrozumiałych błędów rywali. Zasłużyli na każdy ze zdobytych punktów i jardów dobrą taktyką i jeszcze lepszą egzekucją. I to przeciwko drużynie, która rozpoczynała weekend z bilansem 8-3. Gdyby oceniać tylko po tej jednej połowie, to Browns byliby faworytami do mistrzostwa NFL. Na szczęście albo nieszczęście mamy nieco większą próbę.

Po 12. tygodniu rozgrywek Browns byli klasyfikowani na miejscu 22. w lidze wg DVOA opartego o EPA oraz na 25. wg SRS Pro Football Reference, opartego o „małe” punkty. Mimo 8 wygranych w 11 meczach mieli ujemny bilans punktów. Dlaczego tak to podkreślam? Bilans zdobytych i straconych punktów więcej mówi o realnej sile drużyny niż wygrane i przegrane. Oczywiście w futbolu trzeba wygrywać i chwała Browns za to, że potrafią rozstrzygać na swoją korzyść zażarte końcówki. Ale kiedy zastanawiamy się, na co będzie stać tę drużynę w styczniu, trudno było nie odnieść wrażenia, że to najsłabsza drużyna z bilansem 8-3 w historii NFL.

Zostali kompletnie rozbici przez Ravens i Steelers. Jako jedyni w tym sezonie nie zdołali zdobyć przyłożenia przeciwko Raiders. Potrzebowali przyłożenia na 11 sekund przed końcem meczu, by wygrać z Bengals, a od dogrywki przeciwko Jaguars uchroniło ich nieudane dwupunktowe podwyższenie. Przez trzy kwarty przeciwko Texans potrafili zdobyć tylko jeden FG. Jeszcze w czwartej kwarcie przegrywali z WFT.

Jasne, małe punkty nie oddają całej historii, bo mecze przeciwko Eagles, pierwszy przeciwko Bengals czy niedzielny przeciwko Titans skończyły się różnicą jednego posiadania dzięki przyłożeniom bez znaczenia w końcówkach meczów. Jednak rysował nam się obraz drużyny, która każde zwycięstwo musi wymęczyć, a kiedy przegrywa to z kretesem.

Niedzielne spotkanie to bardzo mocny argument dla fanów Browns, że ich drużyna jest faktycznie mocna. Zagrali znakomicie we wszystkich fazach gry. Wyszli świetnie przygotowani i egzekwowali plan gry z żelazną konsekwencją. Od samego początku wiedzieli, że kluczem jest powstrzymanie Derricka Henry’ego. I dali radę, dzięki kolektywnemu wysiłkowi całej defensywy. Kilkakrotnie sparzyli się na podaniach Ryana Tannehilla, ale Titans przez większość meczu nie byli skorzy do całkowitej rezygnacji z gry po ziemi, więc i Browns nie musieli znacząco modyfikować planu w obronie.

Nawet Baker Mayfield włączył się do zabawy.

Plan defensywy Titans na ten mecz bardzo przypominał plan Browns – przede wszystkim powstrzymać bieg. I miało to nawet sens, bo faktycznie Mayfield nie imponuje w tym roku precyzją podań, a ofensywę ciągnie Nick Chubb. Tyle że mimo wszystko w NFL nie można zupełnie odpuścić obrony podań jak zrobili to Titans. Prowadziło to do kuriozalnych sytuacji, jak przy trzecim przyłożeniu dla Browns. Cleveland wyszli w ciężkiej formacji, więc ich rywale zapakowali do tackle boxu aż dziewięciu obrońców. Donovan People-Jones był jedynym graczem ataku na ścieżce podaniowej (nie licząc checkdownu), a i tak z łatwością uwolnił się od krycia i zaliczył 75-jardowe przyłożenie.

Jednak największym problemem był brak presji. Nie od dziś wiadomo, że Mayfield to utalentowany zawodnik, który potrafi być zabójczo skuteczny, tak jak w niedzielę. Warunek jest jeden: nie musi zmagać się z pass rushem. To jeden z tych zawodników, na których skuteczna presja linii defensywnej wywiera ogromny negatywny efekt. Coś jak z Andym Daltonem. Tymczasem Titans przez cały mecz nie zdołali zsackować go ani razu i zaliczyli tylko jeden QB Hit.

Czy Browns są dobrzy? Tak. Ale każda drużyna z solidnym pass rushem będzie im sprawiała ogromne problemy.

Po sezonie będą musieli podjąć decyzję co do Bakera Mayfielda. Czy #1 draftu 2018 zasłużył na opcję piątego roku? To pierwszy rocznik, który będzie „opcjowany” pod rządami nowego CBA. Ich opcje od razu staną się w pełni gwarantowane. Być może Browns skuszą się od razu na wieloletnią umowę. Ale wówczas ryzykują, że skończą jak Eagles.

Philly, mamy problem

Na obecnym etapie wiemy już, że Carson Wentz nie będzie jednym z czołowych rozgrywających NFL. I nie ma tu znaczenia, czy to kwestia regresu po urazach, czy może jednak jego sezon 2017 był aberracją napędzaną przez czynniki trudne do powtórzenia (absurdalnie wysoka skuteczność w 3. próbach i red zone). Fakty są jasne: Wentz nie jest przyszłością Eagles. Przyznał to sam Doug Pederson, publicznie ogłaszając, że to Jalen Hurts będzie starterem drużyny w nadchodzącym meczu przeciwko Saints. Hurts zastąpił Wentza w trakcie meczu z Packers. Trudno powiedzieć, by zagrał wybitnie, ale na pewno lepiej od dotychczasowego startera. Jestem bardzo ciekaw co pokaże mając pełen tydzień na przygotowania i ofensywę bardziej dostosowaną do swojego zestawu umiejętności.

Konieczność przyznania się do tak poważnego błędu jak postawienie na złego QB boli. Jednak jeszcze bardziej bolą gigantyczne koszty, jakie na pozyskanie i zatrzymanie Wentza musieli ponieść Eagles.

Za samą możliwość wzięcia go w drafcie 2016 Orły zapłaciły krocie. Za #2, należący do Browns i czwartą rundę w 2017 r. (#139) Philly oddali #8, #77, # 100 (w 2016 r.), pierwszą rundę 2017 (#12)1 i drugą rundę 2018 (#64). W sumie poświęcili na Wentza kapitał wart #1 i #7 w przeciętnym drafcie, a Browns zarobili na tej wymianie „na czysto” #3 w drafcie2.

Utopienie dwóch pierwszorundowych wyborów to zawsze bolesna sytuacja, ale jeśli klub ma szansę na pozyskanie rozgrywającego na lata, to ryzyko na tym poziomie jest akceptowalne. Jednak na tym nie koniec.

Przed sezonem 2019 Wentz dostał nową umowę i to mimo że wciąż miał kontrakt ważny na dwa lata (czyli do końca sezonu 2021) i to nie licząc ewentualnych franchise tagów. Eagles, drużyna permanentnie na granicy limitu płacowego, postanowili wypchnąć większość kosztów nowej umowy w przyszłość. Przez dwa pierwsze sezony obowiązywania nowego kontraktu (2019 i 2020) cap hit Wentza miał być znacząco mniejszy niż wynikałoby to z wartości całej umowy. W zamian rozgrywający dostał ponad 80 mln dolarów praktycznych gwarancji.

Jak wygląd sytuacja w tej chwili? Wentz jest praktycznie niezwalnialny. Jego pensja na sezon 2021 jest w pełni gwarantowana. W połączeniu z wypłaconymi już bonusami dawałoby to niemal 60 mln martwych dolarów na sezon 2021. Przed sezonem 2022 Wentz może zostać zwolniony, ale kosztem niemal 25 mln martwych dolarów i da to zaledwie 6,5 mln oszczędności w limicie płac. W efekcie pozostanie zawodnikiem Eagles przynajmniej do końca sezonu 2021 i przez sześć lat zainkasuje niemal 104,5 mln dolarów, z czego niemal 40 mln wpłynęło lub wpłynie na jego konto w tym sezonie.

Czy może być gorzej? Ależ tak. W momencie podpisywania umowy nikt nie mógł przewidzieć pandemii COVID-19. Eagles mogli oczekiwać, że w 2021 r. salary cap będzie przekraczało 200 mln dolarów. Tak się jednak nie stanie, a cap hit Wentza skoczy do niemal 35 mln. Jeśli założymy najczarniejszy scenariusz, czyli salary cap na poziomie 175 mln, drużyna ma w tej chwili 41 graczy związanych kontraktem na przyszły sezon. I ta czterdziestka przekracza limit płac o ponad 63,5 mln dolarów. Co gorsza większość najdroższych graczy ma w swoich kontraktach gwarancje, które czynią zwolnienia nieopłacalnymi.

Jedynym wyjściem klubu będą restrukturyzacje, czyli manewry księgowe, pozwalające na wypchnięcie obciążenia w przyszłość. Jednak czyni to graczy jeszcze bardziej niezwalnialnymi. Wentz byłby oczywistym kandydatem do restrukturyzacji, ale sprawiłoby to, że jego zwolnienie po sezonie 2021 byłoby kompletnie niemożliwe.

Oczywiście Orły w końcu zejdą pod salary cap, ale koszty będą bolesne i odczuwalne przez lata. Kryzys tej drużyny dopiero się zaczyna, a koszty utopione w rozgrywającym, który najbliższy mecz zacznie na ławce rezerwowych są kluczowym powodem. Na otarcie łez fanom pozostaje mistrzostwo z sezonu 2017. Mimo wszystko chyba było warto.

 

Komedia omyłek

W większości meczów NFL special teams są jak szpiedzy w czasie wojny: 99% czasu i energii poświęcają na neutralizowanie się nawzajem i jeśli nikt nie popełni błędu, to nie ma z nich żadnego pożytku. Jednak wystarczy, że jedna strona się pomyli i efekty są spektakularne. Zwłaszcza jeśli mamy serię tak niewiarygodnych błędów, jakie popełnili w niedzielę LA Chargers.

Nawet gdyby Chargers zagrali idealnie w special teams, przegraliby z Patriots z kretesem. Ale i tak seria i kaliber tych błędów były doprawdy niewiarygodne. Nie przypominam sobie tak fatalnego meczu special teams odkąd oglądam NFL. Ba, nie przypominam sobie tak fatalnego meczu special teams na jakimkolwiek poziomie futbolu, łącznie z najniższymi ligami w Polsce.

Zaczęło się od punt returnu na TD Gunnera Olszewskiego. Co najciekawsze, Chargers tak bardzo bali się bloku, że postanowili zrezygnować z (nomen, omen) gunnerów na rzecz dodatkowych „ochroniarzy” dla puntera. W efekcie Olszewski miał mnóstwo miejsca żeby się rozpędzić. Chwilę potem Chargers zrobili dokładnie to samo. Tym razem Olszewskiemu zabrakło kilkunastu jardów do przyłożenia, ale i tak zaliczył 61-jardowy return. Do tej pory nie rozumiem czemu nikt w sztabie trenerskim LAC nie wpadł na to, by po prostu kopać w aut.

To jednak nie koniec. Pierwszą połowę zakończył zablokowany FG, z którym Patriots wrócili na TD. Chargers nie bardzo wiedzieli kto właściwie ma wyjść na boisko w special teams. W efekcie dwukrotnie wyszli w 10, a raz w 12, w tym ostatnim przypadku dając Patriots za darmo nową pierwszą próbę po 5-jardowej karze. Plus kilka mniejszych wpadek, jak przestrzelony FG, kary za holding i nieczysto złapany kickoff.

Możemy się śmiać, ale pamiętajmy, że na tym poziomie nie ma przypadkowych zawodników. W NFL gra kilka tysięcy wybitnych atletów, wyselekcjonowanych z milionów amerykańskich dzieciaków trenujących futbol od podstawówki po studia. Taka plejada błędów, zwłaszcza mentalnych, obciąża głównie sztab trenerski. Sztab, w którym kilka tygodni temu koordynator special teams został przesunięty do innych obowiązków, co miało poprawić grę tej formacji.

Ale cóż, przykład idzie z góry. To w końcu drużyna, w której młody QB gra sneak, a cała linia pass protection. To drużyna, która robi wszystko by ich mega utalentowany młody rozgrywający skończył jak Andrew Luck – poobijany i zniechęcony do futbolu przed trzydziestką. Dla dobra Justina Herberta i wszystkich fanów futbolu mam nadzieję, że ten mecz przekonał kierownictwo klubu o konieczności wymiany sztabu szkoleniowego.

 

Blitzloss

Na 5 sekund prze końcem meczu masz 4 pkt przewagi, a twój przeciwnik piłkę na połowie boiska. Czy w tej sytuacji:

a) bronisz tak, jakby był środek drugiej kwarty
b) ustawiasz defensywę, tak żeby wymusić krótkie podanie i tacklujesz
c) szykujesz się do bronienia „zdrowaśki”
d) wysyłasz ultraagresywny blitz z Cover 0

Gregg Williams, koordynator defensywy New York Jets wybrał opcję „d”. Zapłacił za to przegraną meczu i utratą pracy. Ta decyzja była tak absurdalna i niezrozumiała, że od razu pojawiły się głosy, że chodziło o uratowanie „unperfect” sezonu Jets i #1 w nadchodzącym drafcie. Jednak, jak słusznie zauważył kiedyś Geoff Schwartz, w NFL tankuje się wiosną, nie jesienią. Innymi słowy jeśli chcesz celowo przerywać, opróżniasz w offseason skład z drogich weteranów. W niedzielę nie będą podkładali się ani trenerzy ani zawodnicy, którzy walczą, by pokazać się z najlepszej strony, bo jeśli ich klub przegrywa, to w przyszłym roku będą szukali pracy gdzie indziej.

Tak naprawdę decyzja Williamsa idealnie wpisuje się w karierę tego trenera. Który z jednej strony słynie z nadmiernie agresywnego blitzowania, a z drugiej jako koordynator defensywy Browns tak panicznie bał się długich piłek, że ustawiał safety 20 jardów od linii wznowienia akcji, co pozwalało rywalom spokojnie rozgrywać wszystko na środku boiska.

Tegoroczny sztab Jets jest idealnym dowodem na to, że NFL to nie merytokracja. Gdyby faktycznie pracować mieli najlepsi, to ani Williams, ani jego do niedawna szef, Adam Gase, nie mieliby posady na tym poziomie. Jednak, jak w każdej korporacji, często większe znaczenie ma polityka, uprzedzenia i znajomości.

Ewentualnie zostawienie u sterów duetu Gase/Williams mogło być elementem tego wiosennego tanku. Jeśli tak, to ruch był perfekcyjny. Czy raczej „nieperfekcyjny”.

 

Tydzień w skrócie

1. Z notatnika statystyka:

2. Z notatnika medyka:

3. To była katastrofalna kolejka dla wszystkich, którzy mieli nadzieję, że NFC East wygra drużyna mająca zaledwie 6 wygranych. Nigdy w historii nie zdarzyło się, by dywizję wygrała ekipa z bilansem 6-10. Jednak Giants i WFT sensacyjnie wygrali dzięki znakomitym występom swoich defensyw i odsunęli taką perspetywę. Żarty żartami, ale Giants wygrali czwarty mecz z rzędu. W ostatnich 8 meczach mają bilans 5-3, a trzy przegrane mecze przegrali w sumie 6 punktami. Z Chiefs ani Saints nikt ich nie pomyli, ale ewidentnie stali się bardzo nieprzyjemnym przeciwnikiem.

4. WFT zafundowali pierwszą porażkę Steelers. Drużyna z Pittsburgha już od kilku tygodni gra słabiej, zwłaszcza w ataku. Na pewno wpływ na to ma kilkukrotne przekładaniem meczów związane z pandemią COVID-u. Jednak Stalowi coraz bardziej zaczynają przypominać zeszłorocznych Patriots – znakomita obrona i niedomagający atak. Czy oni również będą one-and-done w playoffach?

5. New Orleans Saints i Kansas City Chiefs są pierwszymi w tym roku drużynami, które zapewniły sobie udział w playoffach. Co ciekawe Steelers z bilansem 11-1 wciąż mają matematyczne szanse, by przegapić postseason. Nawet teoretyczne szanse na playoffy stracili już Jets, Jaguars, Bengals i Chargers.

6. Do tej pory Detroit Lions specjalizowali się w trwonieniu przewag w czwartych kwartach. Tym razem to oni odrobili 10 pkt. straty do Bears w czwartej kwarcie.

7. Atlanta Falcons byli o krok od niespodziewanego zwycięstwa nad Saints. Ale jeśli w kluczowym 3&2 daje się piłkę Toddowi Gurleyowi, który traci 7 jardów, zamiast zawierzyć Mattowi Ryanowi (i ewentualnie grać potem 4&2), to trudno oczekiwać wygranych.

 

Zostań mecenasem bloga:




  1. Ten wybór Browns przehandlowali do Houston, a Texans pozyskali Deshauna Watsona. Auć.
  2. Wartości według tabeli Chase’a Stuarta
Exit mobile version