Pierwsze mecze tegorocznych playoffów dały nam wszystko to, czego po playoffach w NFL oczekujemy: wielkie emocje, bohaterów znikąd i kontrowersyjne decyzje sędziowskie, które mogły mieć duży wpływ na ostateczny wynik.
Indianapolis Colts 24 – 27 Buffalo Bills
Pierwszy mecz tegorocznych playoffów przyniósł znacznie więcej emocji niż oczekiwałem. Colts wyszli na mecz z dobrym planem i podejmowali właściwe decyzje. Jednak w kluczowych momentach brakowało egzekucji.
Plan Indianapolis był dość prosty w ogólnych założeniach: pilnować pozycji na boisku i zużywać jak najwięcej czasu, by utrzymać Josha Allena i spółkę poza boiskiem. I to działało, zwłaszcza w pierwszej połowie. Bills zaczynali swoje pierwsze pięć serii ofensywnych na własnym 3, 4, 6, 11 i 15 jardzie, podczas gdy Colts startowali z własnego 42, 41, 36, 35 i 25 jarda. To kolosalna różnica w pozycji startowej, przy której niezwykle ciężko o nawiązanie walki. A jednak Bills prowadzili.
Miały na to wpływ tak dobra gra Buffalo, jak błędy Colts. Najbardziej rażącym był offside popełniony przez Kemoko Turraya w sytuacji 4&3. Najprawdopodobniej Bills nie zamierzali odpalać tego snapu i zadowoliliby się próbą kopnięcia z 44 jardów. Jednak to przewinienie pozwoliło im kontynuować serię. W kolejnej akcji Isaiah Rodgers był o włos od przechwycenia podania Allena we własnym polu punktowym, ale nie zdołał utrzymać piłki. Z kolei receiverzy Buffalo zdołali, również o włos, zaliczyć dwa chwyty przy liniach bocznych boiska.
Takie szczegóły zdecydowały, że 96-jardowa seria ofensywna przyniosła punkty ekipie ze stanu Nowy Jork. Jak poinformował Pro Football Reference była to dopiero siódma w playoffach seria złożona z 10+ akcji i 96+ jardów zakończona przyłożeniem, ale jedyna trwająca krócej niż 2 minuty (dane od 2001 r.). Niezależnie od pomocy udzielonej przez Turraya, był to fantastyczny pokaz ofensywnej siły Buffalo.
Spore kontrowersje wywołała też decyzja Franka Reicha, by wcześniej grać w sytuacji 4&goal na 4. jardzie zamiast „wziąć punkty”, czyli kopać z pola. Niestety te kontrowersje wynikają głównie z faktu, że była to czwarta próba nieudana. To był kolejny moment, gdy Colts zawiodła egzekucja. Mieli właściwą zagrywkę i niekrytego receivera w polu punktowym, ale podanie Philipa Riversa było minimalnie niecelne.
Czy Colts mieli rację grając tę czwartą próbę? Absolutnie tak. Analiza wsteczna zawsze skuteczna, więc dla wielu fanów Reich był idiotą, skoro czwarta próba zakończyła się niepowodzeniem, a byłby geniuszem, gdyby udało się zdobyć przyłożenie. Granie czwartej próby w tej sytuacji dawało większą szansę na zdobycie większej ilości punktów. Mówiąc wprost, dał swojej drużynie większą szansę na wygraną, zwłaszcza w sytuacji, gdy to oni byli underdogami. Pamiętajmy, mówimy o szansach i prawdopodobieństwie. Przechodzenie na zielonym świetle przez jezdnie zwiększa szansę, że dotrzesz bezpiecznie na drugą stronę, ale nie daje gwarancji. Z drugiej strony mi i pewnie większości z was zdarzyło się przejść na czerwonym i dalej żyjemy. Co nie znaczy, że było to mądre 🙂 I podobnie jest z graniem czwartych prób w podobnej sytuacji – poprawny proces decyzyjny nie zawsze da oczekiwany efekt.
Można natomiast mieć zastrzeżenia do dwóch innych decyzji Reicha (i jego sztabu). Pierwszą był dobór zagrywki chwilę wcześniej, w sytuacji 3&goal na 1. jardzie. W tej sytuacji toss do RB, akcja niosąca spore ryzyko utraty jardów, była jedną z najgorszych możliwych decyzji. Play action, power run, nawet mało skuteczna w takiej sytuacji inside zone – wszystkie byłyby lepszym pomysłem, zwłaszcza że Colts musieli wiedzieć, że będą grali 4. próbę w razie niepowodzenia, skoro i tak grali z 4. jarda.
Drugą był punt z 42 jarda Bills dwie serie wcześniej w sytuacji 4&5. Przy pięciu jardach do przejścia ryzyko grania tej czwartej próby było spore, ale w sytuacji gdy to Buffalo byli faworytami, a plan gry polega na utrzymaniu Allena poza boiskiem, chyba warto było zaryzykować.
Co gorsza dla Indianapolis na start drugiej połowy zaliczyli drugą dobrą, długą serię ofensywną, która zakończyła się trafieniem w słupek z 33. jarda, czyli odległości, z której w NFL kopie się podwyższenia. W efekcie dwie kolejne serie Indy przyniosły w sumie 22 akcje, 115 jardów, prawie 12 minut zjedzone z zegara i… zero punktów.
Kiedy Bills wyszli na 14-punktowe prowadzenie na początku czwartej kwarty, wydawało się że już po meczu. Jednak atak Colts i Philip Rivers udowodnili, ze potrafią być szybcy, dynamiczni i skuteczni, gdy pojawia się taka konieczność. I byli o krok od odrobienia strat.
Najpierw Josh Allen popełnił swój pierwszy poważny błąd w tym meczu.
Huge break for the #Bills to recover it.pic.twitter.com/SgeO1uwhZS
— Dov Kleiman (@NFL_DovKleiman) January 9, 2021
Zdecydowanie za długo trzymał piłkę i tylko przytomna reakcja RT Daryla Williamsa uratowała Bills przed katastrofalną stratą na własnej połowie.
Colts jednak odzyskali piłkę i wyglądali, jakby jednak się rozmyślili. Właściwie po co oni mają wygrywać ten mecz, jak mogą w poniedziałek jechać na wakacje? Oczywiście ironizuję, ale ofensywa Indianapolis ewidentnie grała bardzo pasywnie, jakby zależało im wyłącznie na zdobyciu wyrównującego FG, a nie zwycięskiego przyłożenia. Taka pasywność często się mści i tak było też w tym wypadku, ale wcześniej sędziowie zafundowali nam największą kontrowersję tych młodych playoffów.
Zach Pscal złapał podanie i upadł na ziemię. Nikt z obrońców go nie dotknął, więc Pascal próbował wstać i biec dalej. Wówczas defensorzy Bills wybili mu piłkę i odzyskali fumble. Fumble, które widzieli wszyscy poza sędziami, nawet gdy pokazały je powtórki. Wówczas ekipa sędziowska (i Al Riveron w Nowym Jorku) uznali, że nie było „wyraźnych i oczywistych dowodów”, żeby zmienić decyzję z boiska, że Pascal został dotknięty, gdy był na ziemi. Z reguły staram się bronić sędziów, bo mają niełatwą i niewdzięczną robotę, a akcja była rzeczywiście trudna do do oceny w czasie rzeczywistym. Ale w powtórkach nie było cienia wątpliwości i nieodwrócenie decyzji oraz brak jakichkolwiek wyjaśnień, czy to ze strony sędziego na stadionie czy ligi po meczu to po prostu kompromitacja.
Niemniej ostatecznie to Bills grają dalej. Pisałem o meczu głównie z perspektywy Colts, bo to oni o mało nie sprawili niespodzianki. Ale Bills wygrali zasłużenie, a Josh Allen (poza fumblem) zagrał kolejne bardzo dobre spotkanie. Buffalo wygrali pierwszy mecz w playoffach od ćwierć wieku, ale wygląda na to, że ambicje są znacznie większe. I nie bez powodu.
Los Angeles Rams 30 – 20 Seattle Seahawks
Drugi sobotni mecz był zdecydowanie najsłabszy, jeśli chodzi o jakość widowiska. Żadna z drużyn nie zdołała posłać do celu nawet połowy swoich podań i długimi minutami z boiska po prostu wiało nudą. Jednak dla Rams taki był właśnie plan i dzięki temu zdołali sprawić sporą niespodziankę i awansować do divisional round.
Rams zaczęli z Johnem Wolfordem na rozegraniu, a Jaredem Goffem na ławce. Goff dwa tygodnie temu przeszedł operację złamanego kciuka, który został skręcony śrubami. Ujęcia kamer telewizyjnych pokazywały jak bardzo opuchnięty jest ten palec. To zrozumiałe, że mógł nie dać rady zagrać. Ale w takim razie czemu trzymać go na ławce, skoro w składzie był jeszcze zdrowy Blake Bortles? Jasne, Bortles to nie jest QB, któremu własnej woli powierzyłbym drużynę NFL, niemniej skoro Goff był na tyle zdrowy, by być backupem to czemu nie był na tyle zdrowy by wyjść w pierwszym składzie?
Szybko się okazało, że rezerwowy rozgrywający będzie Rams bardzo potrzebny. Uderzony w głowę Wolford doznał urazu szyi i został przewieziony do szpitala, podobno tylko profilaktycznie, ale nie ma na razie informacji o jego stanie zdrowia. Na boisko musiał wejść Goff i było widać, że nie jest w najlepszej dyspozycji. Na szczęście nie musiał.
Absolutnie fenomenalny mecz rozegrała obrona drużyny z Kalifornii. Z jednej strony Russell Wilson był pod sporą presją. Został pięciokrotnie zsackowany i dziesięciokrotnie obalony. Wiele z tych uderzeń było jego winą, bo zbyt długo trzymał piłkę, utrudniając życie własnej linii ofensywnej. Ale nawet kiedy nie był pod presją, spisywał się fatalnie. Według Billa Barnwella zaliczył 1 celne podanie na 9 prób i QBR 4,0 gdy NIE był pod presją. Wilson zanotował -0,38 EPA na akcję podaniową, co jest jego najgorszym występem od meczu z… Rams w 2017 r. (za @PiotrDrwalu)
Nie była to zasługa tylko Aarona Donalda, choć ten grał bardzo dobrze i zaliczył dwa sacki. Jednak w drugiej połowie musiał zejść po urazie żeber (podejrzenie złamanego mostka, ale gdy piszę ten tekst nie wiadomo jeszcze nic pewnego), a defensywa LA wciąż świetnie działała. Popełnili tylko jeden poważny błąd, gdy pod koniec pierwszej połowy podczas ucieczki Wilsona z kieszeni zgubili DK Metcalfa, który urwał się na 51-jardowe przyłożenie.
Wielkie brawa należą się tu Brandonowi Staleyowi, pierwszorocznemu koordynatorowi defensywy Rams. Niełatwo przejść grupę po legendzie jaką jest Wade Philips i wyrobić sobie autorytet w wieku 37 lat (38 skończył w grudniu) i z doświadczeniem jedynie jako trener pozycyjny oraz koordynator na niższych poziomach NCAA. Co więcej Staley stworzył z tej grupy najlepszą defensywę sezonu zasadniczego w NFL i formację, która zdecydowała o zwycięstwie w playoffach. Jeśli ktoś nie podkupi go na stanowisko głównego trenera w tym roku to zapewne stanie się to za rok.
Z drugiej strony przyszedł moment, by poważnie zastanowić się nad filozofią Seahawks. Po raz kolejny ich atak kompletnie zawodzi w playoffach. Po świetnym początku sezonu koordynator Brian Schottenheimer nie miał pomysłu na poprawki, tymczasem rywale znaleźli sposób na Wilsona i atak Seattle. Brak elastyczności i nowych pomysłów to kluczowe zarzuty pod adresem tego szkoleniowca. Mając Wilsona, Locketta i Metcalfa powinni kończyć sezon nieco później niż w pierwszej rundzie playoffów.
Rams przechodzą do drugiej rundy, ale urazy Goffa, Wolforda, Donalda i Coopera Kuppa stanowią dla nich powód do niepokoju. Zwłaszcza Donalda, bo w kolejnej rundzie czekają najprawdopodobniej Green Bay Packers, a bez Donalda będzie bardzo trudno powstrzymać Aarona Rodgersa.
Tampa Bay Buccaneers 31 – 23 Washington Football Team
Wyglądało na to, że będzie to najbardziej jednostronny mecz pierwszej rundy playoffów, a Bucs z łatwością zaliczą pierwszą wygraną w postseason od Super Bowl XXXVII. Wydawało się, że jeśli linia defensywa WFT nie zdominuje meczu, a Brady zagra na wysokim poziomie to nie będzie co zbierać. Linia WFT nie zdominowała meczu, Brady dołożył kolejną cegiełkę do swojego imponującego playoffowego dorobku. A jednak ekipa ze stolicy USA walczyła do końca, w końcówce czwartej kwarty mieli nawet serię na wyrównanie. Co się stało?
Stał się Taylor Heinicke. Facet, który zaliczył drugi start, którego wcześniej nie chciały cztery inne ekipy NFL, niespodziewanie szedł niemal łeb w łeb z Bradym. I to jeszcze w sytuacji, kiedy niemal pół meczu grał z wybitym barkiem. Heinicke pokazał że jest świetnym atletą, ale to nie wszystko. Rozgrywający WFT znakomicie zarządzał grą, kontrolował tempo i w kolejnych akcjach spokojnie sprawdzał kolejne opcje podaniowe i z reguły wybierał właściwie.
To było jednak za mało. A to dlatego, że ofensywa Buccaneers zagrała bardzo dobrze. Występ Brady’ego został trochę przesłonięty przez „bohatera znikąd” Heinickego, ale 43-letni QB został najstarszym zawodnikiem w historii, który podał na TD w playoffach NFL. Można mieć trochę zastrzeżeń do jego skuteczności (22/40), ale wiele z tych podań było dalekimi piłkami. Pokazał, że wciąż jest w świetnej dyspozycji, nie ma problemu z siłą rzutu, a Bucs pod jego wodzą mają wielkie ambicje.
Jednak niemniej ważna była bardzo dobra gra linii ofensywnej. Nie idealna, bo Brady nie pozostał „czysty” przez cały mecz. Ale fantastyczny Chase Young został niemal całkowicie wyłączony z gry – tylko dwie presje przez cały mecz i ani jednego obalenia czy sacku. Z kolei w linii ofensywnej Tampy warto wyróżnić innego debiutanta – RT Tristana Wirfsa. Tak jak przez cały sezon, tak i w tym meczu był zaporą nie do przejścia dla rywali i jeśli ominą go urazy, to na Florydzie mają filar linii na lata.
Przed WFT ciekawy offseason, gdy będą sobie musieli odpowiedzieć na kilka pytań. najważniejsze dotyczy rozegrania i prawdę mówiąc najgorszym możliwym rozwiązaniem byłoby uwierzenie, że Heinicke jest odpowiedzią. Na pewno zasłużył na nową umowę i szansę pokazania się na obozie przedsezonowym, a w najgorszym razie na pozycję zmiennika. Ale rezerwowych QB bardzo trudno ocenić, bo z reguły rywale nie mają czasu się na nich przygotować. Gdy jest kilka meczów na taśmie fenomen z ławki z reguły już nie wygląda tak fenomenalnie. Ale we wszystkich klubach NFL potrzeba gracza, który w krytycznym momencie wejść z ławki i iść łeb w łeb z jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym QB w historii.
Brady’ego i spółkę czeka najprawdopodobniej wyprawa do Nowego Orleanu na pierwszy w historii bezpośredni pojedynek Brady-Brees w playoffach.
Zostań mecenasem bloga: