Site icon NFL Blog

Tampa Bay Buccaneers i Kansas City Chiefs w Super Bowl 2021

Tampa wraca do Super Bowl po 18 latach. Nie przeszkodziła im słaba druga połowa i błędy Toma Brady’ego. Z kolei Chiefs po słabym, jak przed rokiem, początku, wrzucili czwarty bieg i całkowicie zdominowali Bills. W efekcie w Super Bowl zobaczymy pojedynek Toma Brady’ego z Patrickiem Mahomesem. Piąty w historii, ale pierwszy na tym etapie.

 

Tampa Bay Buccaneers 31 – 26 Green Bay Packers

Przygoda Packers znów kończy się w finale konferencji. O ile w zeszłym sezonie zostali tam niemal upokorzeni, w tym byli naprawdę blisko Super Bowl. I chyba taka porażka boli bardziej – na własne życzenie, gdy wygrana była o krok.

Buccaneers w przekroju całego spotkania byli drużyną nieco lepszą, zwłaszcza na liniach, ale nie ustrzegli się fatalnych błędów. Trzy piłki posłane przez Brady’ego w ręce rywali (a jedna gorsza od drugiej), mogły tchnąć nowe życie w ekipę z Green Bay. Nie tchnęły, głównie dlatego, że po dwóch z nich Packers zanotowali szybkie 3&out oddając piłkę rywalom.

Jednak to nie były jedyne zmarnowane okazje Green Bay w tym meczu. Zacznijmy od kopnięcia z pola w drugiej kwarcie. Zwieńczyło ono serię składającą się z 15 akcji, która ugrzęzła 6 jardów od pola punktowego. Czy Packers powinni grać w tej sytuacji czwartą próbę? Niekoniecznie. 6 jardów to jednak nie jest 1-2 jardy i prawdopodobieństwo takiej konwersji jest sporo niższe.

Błąd popełnił natomiast Rodgers w ostatniej, wydawałoby się, serii pierwszej połowy, gdy jego podanie przechwycił Sean Murphy-Bunting. Czy cornerback trzymał w tej sytuacji Allena Lazarda? Tak. Czy miałby szansę na przechwyt nawet bez tego? Jak najbardziej. To nie było dobre podanie, w najlepszym razie zostałoby przez obrońcę zbite na ziemię.

Za to ostatnia seria pierwszej połowy była przekrojowym podsumowaniem gry obrony Packers. Brak presji na Brady’ego. Kevin King i Chandon Sullivan zagubieni jak dzieci we mgle. Upuszczone INT, które mogło zakończyć tę połowę bez szkód. I wreszcie niezrozumiała decyzja Mike’a Pettine’a. Bucs mieli piłę na 40. jardzie Packers, 8 sekund i zero przerw na żądanie. W tej sytuacji koordynator defensywy Packers ordynuje agresywną Cover 1. Nawet rozumiem jego myślenie – spodziewał się szybkiego podania do linii bocznej, obliczonego na ułatwienie zadania kickerowi. Ale w tej sytuacji spokojnie można było zagrać (nomen, omen) Tampa 2 z głęboko cofniętymi safety. A tak Kevin King dostał piłkę za plecy, a Scotty Miller zaliczył przyłożenie na zamknięcie pierwszej połowy.

Czy to koniec błędów Packers? Bynajmniej. Można wymienić dwa fumble Aarona Jonesa, z czego drugie odzyskali Bucs. Upuszczony TD Adamsa i dwupunktowe podwyższenie Lazarda.

Jednak nic nie może się równać z decyzją Matta LeFleura, by na koniec meczu kopać z gry w czwartej próbie. Do pola punktowego było 8 jardów, nawet więcej niż w pierwszej połowie. Jednak wszystko zmieniała sytuacja. Packers przegrywali 8 punktami, a na zegarze zostawało 2:05. Jasne, mieli trzy przerwy na żądanie i szanse na odzyskanie piłki. Ale czy naprawdę w końcówce meczu należy zawierzać defensywie, która potrafiła zatrzymać Bucs tylko po fatalnych rzutach Brady’ego czy raczej MVP sezonu zasadniczego i przeszłemu członkowi Hall of Fame? Le Fleur zawierzył obronie.

Tyle że chwilę wcześniej w trzeciej próbie Aaron Rodgers miał otwartą, wydawałoby się, drogę do pola punktowego. Zamiast biec, postanowił podać do podwójnie krytego Davante Adamsa. Nieskutecznie.

Najprawdopodobniej Rodgers nie dotarłby do pola punktowego. Ale granie czwartej próby 1-2 jardy od endzone to zupełnie inna decyzja niż z 8. jarda.

Na koniec swoje dołożyli sędziowie. Przez cały mecz pozwalali graczom na dużo. Moim zdaniem na zbyt dużo. I przy kluczowej trzeciej próbie rzucili flagę za DPI przeciwko Packers. Czy było tam przewinienie obrony? Absolutnie tak. Czy należało rzucić tę flagę? Absolutnie tak. Czy było to konsekwentne sędziowanie? Absolutnie nie.

W mojej opinii to właśnie konsekwencja jest największym problemem sędziów NFL. Takie same albo bardzo podobne sytuacje oceniane są bardzo różnie. I to nie tylko na poziomie różnych meczów czy sędziów, ale, tak jak w niedzielę, w jednym meczu i tym samym składzie sędziowskim. Nie byłoby problemu, gdyby flaga poleciała przy przechwycie Bucs w pierwszej połowie. Wówczas nawet fani Packers przez zaciśnięte zęby przyznaliby, że King w końcówce czwartej kwarty trzymał. Ale skoro sędziowie nie potrafią wyznaczyć jasnej granicy między legalnym zagraniem i faulem, nic dziwnego że kibice, trenerzy i zawodnicy jej nie rozumieją i mają pretensje.

Większość tego wpisu poświęciłem Packers, bo to ich liczne błędy, tak na boisku jak za linią boczną, doprowadziły do takiego końca. Jednak łatwo mogło dojść do odwrócenia ról. Buccaneers mieli ten mecz pod kontrolą, prowadzili 18 punktami. Ale trzy przechwyty na Tomie Bradym pozwoliły gospodarzom wrócić do gry. Brady grał bardzo skutecznie w pierwszej połowie, ale w drugiej wypadł fatalnie. I gdyby to Packers wygrali, byłby jednym z głównych winowajców porażki.

To że się tak nie stało to zasługa (poza rywalami) głównie obu linii. Linia ofensywna przez większość meczu zapewniała Brady’emu czystą kieszeń. Chwilami mieli problemy z Za’Dariusem Smithem czy fantastycznym tego dnia Kennym Clarkiem, ale ogólnie zagrali bardzo skutecznie. Po drugiej stronie Jason Pierre-Paul i Shaquil Barrett nie dawali Rodgersowi chwili spokoju. W sumie zaliczyli pięć sacków, ale presji było znacznie więcej. Ricky Wagner i Billy Turner, tackle Packers, będą chcieli o tym meczu jak najszybciej zapomnieć.

Po meczu Aaron Rodgers dał upust swojemu rozgoryczeniu, ale przez najbliższy rok nigdzie się nie wybiera, niezależnie od medialnych spekulacji. Znacznie bardziej prawdopodobne, że swoje ostatnie snapy w barwach Packers rozegrali Preston Smith, Kevin King, a może i Aaron Jones.

Tymczasem ekip z Florydy kontynuuje magiczny sezon, rozpoczęty gdy niespodziewanie stali się nową drużyną Toma Brady’ego.

 

Buffalo Bills 24 – 38 Kansas City Chiefs

Niczym w zeszłym sezonie Chiefs zaczęli od klapy w special teams, dziewięciopunktowej straty, a potem tak po prostu przetoczyli się po rywalu.

Trudno napisać coś odkrywczego, bo to byli po prostu vintage Chiefs, żywcem wyjęci z mistrzowskich playoffów 2020. Od tego czasu na świecie zmieniło się niemal wszystko, ale nie Patrick Mahomes rozmontowujący defensywy wspólnie z Travisem Kelcem i Tyreekiem Hillem. W pierwszej połowie Bills próbowali grać bardziej konserwatywnie. Udało im się nawet powstrzymać grę biegową KC, która narobiła im tyle szkód. Za to Kelce łapał podanie za podaniem i robił pierwszą próbę za pierwszą próbą. W drugiej połowie dołączył się Tyreek Hill, który zaliczył w sumie 172 jardy.

Bills nie mieli kompletnie pomysłu na ofensywę Chiefs, nie potrafili wywrzeć presji na Mahomesa i zdołali zatrzymać tylko jedną serię ofensywną rywali w całym meczu.

Z drugiej strony defensywa Kansas City rozegrał najlepszy mecz w sezonie. Byli świetnie gotowi na grę Bills. Ani Josh Allen, ani Cole Beasley ani Stefon Diggs nie zrobili rywalom poważnej krzywdy. Pass rush Chiefs zagrał świetne zawody, a blitze siały spustoszenie.

Najgorsze, że trener Sean McDermott, normalnie jeden z lepszych szkoleniowców, jeśli chodzi o kalkulowane ryzyko, w tym meczu zachował się jakby trenował drużynę 30 lat temu. Przewaga Kansas City w tym meczu była tak znaczna, że nawet gdyby Bills byli ultra agresywni, mogłoby im to nie dać sukcesu, ale decyzje szkoleniowca pozbawiły Buffalo nawet tych nielicznych szans, które mogli mieć.

Goście w tym meczu wykonywali trzy kopnięcia z pola. Pierwsze jeszcze w miarę zrozumiałe. Co prawda nie da się wygrać z Chiefs, gdy zdobywa się 3 punkty na każde ich 7, ale sytuacja 4&3 na 33. jardzie faktycznie nie jest jasną i oczywistą. Uważam, że Bills powinni zaryzykować i rozgrywać, ale FG w tej sytuacji nie był jakimś kolosalnym błędem, choć Ben Baldwin się ze mną nie zgadza.

Co ciekawe chwilę wcześniej Bills konwertowali 4. próbę w sytuacji 4&1.

Jednak drugi FG był niewybaczalny. 4&goal z drugiego jarda to powinna być sytuacja do grania czwartej próby bez chwili namysłu. Zwłaszcza że po trzech kolejnych przyłożeniach KC mecz zaczął wymykać się Buffalo z rąk. Zaledwie trzy punkty po najlepszej dotąd 73-jardowej serii ofensywnej były mocno niesatysfakcjonujące.

Trzeci to piłka na 8. jardzie. Ale do przejścia tylko 3 jardy, bo sytuacja 4&3. Mamy połowę trzeciej kwarty, Chiefs prowadzą 12 punktami i szansa na zwycięstwo wymyka się coraz bardziej. A jednak Bills kopią z pola. Z dwóch posiadań straty robią się… dwa posiadania straty. Przeciwko tej ofensywie półtorej kwarty może oznaczać dwa posiadania do końca meczu (faktycznie Bils mieli trzy dzięki odzyskaniu onside kicku), a oni rezygnują z szansy na zmniejszenie strat do jednego posiadania? Co prawda zmniejszyło to ich szanse na wygraną tylko o 1 pkt. proc., ale głównie dlatego, że i tak tych punktów procentowych niewiele zostało. Innymi słowy – skoro i tak byli pod ścianą, nie mieli za wiele do stracenia.

Bills mogą czuć lekki niedosyt, ale i tak ten sezon to dla nich kolejny wielki krok w przód, zwłaszcza w kontekście przełomu w grze Josha Allena. Mają fundament, by zagościć w czołówce na dłużej.

Chiefs mają szansę zostać pierwszą od czasu Patriots 2003-04 drużyną, która obroni tytuł mistrzowski. Niestety zgrają w nim osłabieni – LT Eric Fisher doznał poważnego urazu, co w połączeniu z dyspozycją pass rushu Tampy daje powody do zmartwień sztabowi KC.

 

Zostań mecenasem bloga:




Exit mobile version