Site icon NFL Blog

NFL, tydzień 5 – Jak grać czwartą próbę

Triumfalny pochód zaawansowanych modeli statystycznych określanych zbiorczo mianem „analityki” odmienił futbol bezpowrotnie. 4&1 coraz częściej staje się oczywistą okazją do rozgrywania czwartej próby, a kibice potrafią wybuczeć swoją drużynę, która w takiej sytuacji puntuje lub kopie FG. Jednak w dalszym ciągu wielu trenerów, dziennikarzy i kibiców nie rozumie czym jest analityka i do czego służy. A do czego nie.

W podsumowaniu kolejki przyjrzymy się rozczarowującej defensywie Chiefs. Wrócimy do tematu znaczenia running backów (lub jego braku). Zastanowimy się nad przyszłością Seattle Seahawks. Zaczynamy jednak od analityki i trenerów.

„Analityka to tylko narzędzie… Możesz się gapić na statystyki ile chcesz. Gdyby mecze futbolu wygrywało się w arkuszu excelowym, to obiecuję ci, że Bill Gates by teraz rządził. Ale musisz użyć tych liczb jako narzędzia i wziąć pod uwagę jak gra twoja drużyna w tym momencie, a jak przeciwnik… i jak układa się gra” to słowa Joego Judge’a, trenera New York Giants, który tłumaczył się z kompletnie nonsensownego puntu w sytuacji 4&4 na 39. jardzie połowy rywala. Rywala, z którym ostatecznie przegrał trzema punktami. To typowa wymówka, której używają trenerzy, którzy chcą udawać, że rozumieją o co chodzi w tej analityce, choć tak naprawdę nie mają pojęcia.

Zacznijmy od początku. Joe Judge jest bardzo dobrym fachowcem. Wie o futbolu znacznie więcej niż wszyscy statystycy i twórcy zaawansowanych modeli matematycznych. Ma pojęcie o technice i zagrywkach. Prawdopodobnie wie sporo o historii futbolu, przecież pracował u Billa Belichicka. Problem polega na tym, że takich wybitnych fachowców jak on są w NFL setki. To wąskie, elitarne grono, jeśli weźmiemy pod uwagę ok. 330 mln mieszkańców USA. Ale wśród 32 drużyn NFL na najwyższym poziomie jego wiedza nie jest niczym wyjątkowym – nie daje mu żadnej przewagi konkurencyjnej. Pewnie, że Bill Gates nie poprowadziłby drużyny lepiej niż Judge. Ale Judge nie rywalizuje z Gatesem, ale z fachowcami równie dobrymi jak on. Może nawet lepszymi.

Podobnie jest z zawodnikami. Każdy kto choć raz był na meczu futbolu w Polsce wie, jak gigantyczne są różnice umiejętności, techniki i siły między zawodnikami. I jeśli naprzeciw Panthers Wrocław staną Wieliczka Dragons, to, z całym szacunkiem dla chłopaków z Wieliczki, ale niezależnie jak dobrze Smoki przygotowałyby się taktycznie i jak wybitny departament analityczny miały w drużynie, nie mają żadnych szans. Po prostu różnica poziomów jest za duża.

Ale w NFL gra absolutna elita. Najlepsi zawodnicy wybrani z milionów amerykańskich dzieciaków, które co roku grają w futbol począwszy od podstawówki, skończywszy na uniwersytetach. Poziom jest niezwykle wyrównany, stąd cotygodniowe sensacje, których jesteśmy świadkami w tej lidze. Tutaj naprawdę trudno być znacząco szybszym, silniejszym i lepszym technicznie od rywala. Trudno się lepiej przygotować, bo wszyscy gapią się w nagrania meczów przeciwnika jakieś 20 godzin na dobę. Każda nowinka taktyczna dająca przewagę jest błyskawicznie podchwytywana przez konkurencję.

I tu wchodzi analityka. W rywalizacji między dwiema drużynami na zbliżonym poziomie daje tę niewielką przewagę, która w konsekwencji może przerodzić się w wielkie zwycięstwo. Jeśli trener jest świadom rozkładu szans i podejmuje optymalne decyzje stawiające jego zawodników w lepszej pozycji, może dać swoim graczom ten ułamek sekundy, który pozwala jednemu bolidowi Formuły 1 wyprzedzić drugi. W wyścigu ze Skodą Fabią bolid Formuły 1 nie potrzebuje najlepszych opon ani wybitnego kierowcy. Ale na torze Grand Prix każdy szczegół urasta do rangi przełomowego. I dlatego analityka w NFL jest tak przełomowym i ważnym narzędziem.

Jednak tylko narzędziem. Tak, żaden nerd uzbrojony w Excel nie będzie w stanie poprowadzić drużyny NFL. Poprawna matematycznie decyzja nie zagwarantuje wygranej. Tak jak zapięte pasy bezpieczeństwa nie uratują cię przed śmiercią w wypadku samochodowym, jeśli pędzisz 200 km/h i wpadniesz na betonową ścianę. Można też przeżyć poważny wypadek jadąc bez zapiętych pasów. Ale większość z nas je zapina, bo ma świadomość, że zmniejszają prawdopodobieństwo poważnych obrażeń.

Granie czwartej próby w określonych warunkach (tutaj możecie posprawdzać te warunki) może zwiększyć szanse na wygraną. Nie gwarantuje wygranej. Głupi punt, taki jak u Judge’a, nie odbiera szans na wygraną. Ale to cenne setne sekundy, które mogą decydować o pole position przed playoffami lub wyniku decydującego wyścigu.

Ale w jednym Judge ma rację. Wnioski płynące z modeli matematycznych trzeba dopasować do tego co dzieje się na boisku. I było to świetnie widać w tym tygodniu. Zacznijmy od negatywnego przykładu.

W czwartkowym meczu Rams i Seahawks w pierwszyej kwarcie przy remisie 0:0 drużyna z Seattle miała 4&2 na 29. jardzie połowy rywala. Wszystkie modele analityczne powiedzą – grajcie. Wg modelu Bena Baldwina, który linkowałem wcześniej, zagranie czwartej próby zwiększa szanse na wygraną o 2,9 pkt. proc. Co zrobili Seahawks? Zobaczcie jak wyglądało ustawienie obu drużyn przed tą akcją.

Wszystko w tej akcji krzyczy „RB będzie biegł przez środek”. Trzech ciasno ustawionych TE, QB za centrem, nieco za daleko na QB sneak. Rams to wiedzą i mają w tackle box ośmiu defensorów na ośmiu blokerów i Dariousa Williamsa (to ten na samym dole po lewej) jako dziewiątego defensora do natychmiastowej pomocy przy biegu. Co powinni zrobić Seahawks? Twardy play fake i albo podanie do ustawionego na skrzydle Freddiego Swaina albo solowy bieg Wilsona po bootleagu. Swoją drogą samo to że jedynym WR jest Swain, a nie Metcalf albo Lockett jednoznacznie wskazywało, że nikt tu podawać nie zamierza. Skończyło się najbardziej oczywistą z możliwych inside zone, zdławioną przez Rams na zero jardów. Żadna analityka nie pomoże, jeśli trener nie umie dobrać zagrywki.

Z drugiej strony mamy Brandona Staleya w LA Chargers, który z agresywnych decyzji uczynił prawdziwą sztukę. W szalonym meczu przeciwko Browns LAC konwertowali aż trzy czwarte próby, a co jedna to bardziej ryzykowna.

W trzeciej kwarcie przy 14-punktowym prowadzeniu Browns Staley postanowił rozgrywać 4&2. Nie byłoby w tym nic bardzo dziwnego w 2021 r., gdyby nie fakt, że Chargers mieli piłkę na własnym 24. jardzie! Konia z rzędem temu, kto znajdzie szkoleniowca, który w podobnej sytuacji, mając prawie dwie pełne kwarty, zdecyduje się na rozgrywanie akcji zamiast puntu! I to mimo że model Bena Baldwina szacuje, że ta decyzja zwiększyła szanse Chargers na wygraną z nieco ponad 11% na niespełna 13% (dokładnie o 1,2 pkt. proc).

Druga sytuacja miała miejsce w tej samej serii ofensywnej. Rozgrywanie czwartej próby na 22. jardzie rywala nie jest niczym zaskakującym, ale nie w sytuacji 4&7. Tym razem model Baldwina nie faworyzuje grania w czwartej próbie, a nawet szacuje, że minimalnie lepszym wyjściem jest kopanie na bramkę. Głównie dlatego, że szansa na celny FG w tej sytuacji to 85%, a konwersję 4. próby to 37%. A jednak Staley się nie zawahał.

I wreszcie trzecia sytuacja. 4&4, 41. jard połowy Browns. Tym razem model Baldwina mówi jednoznacznie – granie 4. próby zwiększa szanse o 4,1 pkt. proc.

Chargers konwertowali skutecznie wszystkie trzy próby i ostatecznie wygrali, ale trzeba mieć jaja ze stali, zwłaszcza w przypadku dwóch pierwszych sytuacji, by podjąć takie decyzje. Staley to trener chętnie i obficie korzystający z dorobku statystyków, ale prawdopodobnie brał pod uwagę również inne czynniki:

  1. Obie drużyny punktowały niemal przy każdym posiadaniu piłki. Tylko w czwartej kwarcie padło w sumie 41 punktów. W czterech innych meczach tej kolejki drużyny nie zdobyły tyle przez całe spotkanie.
  2. Kicker Chargers nie należy do pewnych punktów drużyny. Przeciwko Browns przestrzelił dwa z pięciu podwyższeń.
  3. Jeśli mam w składzie Justina Herberta, Keenana Alena i Mike’a Williamsa to trzeba tego używać.

Każdy z tych punktów zwiększał atrakcyjność grania czwartej próby w miejsce kopnięcia. I są to zmienne, które trzeba brać pod uwagę w momencie podejmowania decyzji. Ale żadna zmienna nie usprawiedliwia puntu z 39. jarda rywala w sytuacji 4&4 w wyrównanym meczu.

W końcówce doszło do innej ciekawej sytuacji z zakresu podejmowania meczowych decyzji. Chargers mieli piłkę tuż przed polem punktowym Browns przy remisie. Austin Ekler przytomnie położył się na ziemi, nie wbiegając do pola punktowego. To oznaczało, że Chargers mogą wziąć kolanko i kopnąć zwycięskiego FG z 21 jardów z zerami na zegarze. Ale z niezrozumiałych dla mnie przyczyn Staley chciał rozgrywać normalną akcję ofensywną. Ekler, świadom sytuacji, nie był zbyt chętny do zdobycia przyłożenia. Więc zawodnicy Browns, słusznie rozumując, że odzyskanie piłki po przyłożeniu daje im największe szanse na wygraną, wnieśli wręcz rywala do własnego pola punktowego. Nic im to ostatecznie nie dało, ale decyzja bez zarzutu. W przeciwieństwie do Chargers, którzy mogli w ten sposób przegrać wygrany mecz.

 

Bez(o)bronni Chiefs

Skupienie się na budowie ofensywy ma we współczesnej NFL głęboki sens. Wyniki ofensywy są znacznie stabilniejsze w długim terminie. Innymi słowy, jeśli masz dobrą ofensywę, możesz liczyć, że ta pozostanie dobra. Jeśli masz dobrą obronę… może być różnie. To nie znaczy, że obrona nie ma znaczenia, ale drużyny, które chcą być mocne w długim terminie muszą się skupić na ataku.

I Chiefs to zrobili aż za dobrze. Według większości zaawansowanych metryk mają najlepszą ofensywę w NFL i to mimo niezwykle wysokiej liczby strat. Ale przeciwko mocnym drużynom to nie wystarcza. Nie, kiedy atak rywali robi kompletnie co chce. Ich obrona nie jest słaba. Jest historycznie słaba. To ósma najsłabsza obrona od 1985 r. po pięciu meczach sezonu według Football Outsiders.

Chiefs oddają rywalom średnio 7,1 jarda na akcję. Najbardziej produktywna w tym zakresie ofensywa NFL, Rams z 2000 r., zdobywała 7,0 jardów na próbę. W pierwszej połowie niedzielnego meczu Bills notowali 12 jardów na akcję i to wliczając katastrofalny sack na Joshu Allenie, który wypchnął ich z zasięgu FG po przejęciu piłki na kickoffie.

Bez Chrisa Jonesa nie było komu wywierać presji na rozgrywającego. Frank Clark, który liczy się na 25,8 mln dolarów przeciwko salary cap Chiefs w tym tygodniu nie zaliczył ani jednej presji i wyróżnił się jedynie karą za roughing the passer. Nie jestem też w stanie zrozumieć co w obronie Chiefs robi Daniel Sorensen. „Dirty Danny” potrafi, jak wskazuje jego pseudonim, całkiem mocno przywalić, ale gdy przychodzi do krycia jest jak dziecko we mgle. W niedzielę oddał dwa długie podania w drugiej kwarcie, a nie był to pierwszy taki popis w jego wykonaniu. Aż przykro patrzyło się na frustrację Tyranna Mathieu, który niezależnie od swojego talentu nie jest w stanie pokryć całego boiska i wszystkich rywali.

Dobra wiadomość dla Chiefs jest taka, że ich kalendarz, dotąd najtrudniejszy w NFL, zrobi się łatwiejszy. Wg Football Outsiders mają 12. najłatwiejszy zestaw rywali do końca sezonu w całej NFL. Fakt, że defensywa ma większą wariancję również działa na korzyść drużyny – to znaczy że może się jeszcze poprawić. Ale muszą poprawić się szybko. W NFL nie jest łatwo odrobić straty w tabeli.

 

Runnig backowie bez znaczenia

„Running backs don’t matter”, czyli „running backowie nie mają znaczenia”. To jedno z haseł futbolowych „nerdów”, które doprowadza do szału futbolowych „tradycjonalistów”. To jednak zbytnie uproszczenie. To nie znaczy, że nie ma znaczenia kto jest RB. Ja na tej pozycji nie przetrwałbym pewnie pięciu minut i nie zdobył ani jednego jarda. Każdy RB w NFL to wybitny atleta, który musi umieć czytać grę, zwłąszcza w ofensywach opartych o blokowanie strefowe (zone blocking). Problem polega na popycie i podaży. O ile w NFL nie ma wystarczającej liczby quarterbacków i liniowych dla wszystkich 32 drużyn, o tyle running backów spełniających te kryteria jest aż w nadmiarze. A przy pewnym minimalnym poziomie umiejętności running backa i wysokim poziomie defensorów, o powodzeniu akcji biegowej decyduje głównie gra linii ofensywnej.

A to oznacza, że running back wybrany w trzeciej-czwartej rundzie draftu będzie prawdopodobnie porównywalnie produktywny jak ten wybrany w pierwszej. W tej sytuacji wybór rozgrywającego z wysokim wyborem lub dawanie mu bardzo wysokiej umowy to marnowanie zasobów, które mogą być zużyte gdzie indziej.

Czy Ezekiel Elliott jest lepszym running backiem od Tony’ego Pollarda? Prawdopodobnie tak, choć Pollard jest w tym sezonie efektywniejszy jako biegacz za tą samą linią ofensywną. Elliott daje jednak więcej, bo skupia na sobie uwagę defensorów i jest lepszy w pass protection. Gdybym miał wybierać na podwórku, pewnie wybrałbym Elliotta. Ale nie jesteśmy na podwórku. Cowboys zużyli na Elliotta #4 w drafcie 2016, a obecnie płacą mu 15 mln dolarów za sezon. Pollard został wybrany w czwartej rundzie draftu 2019 i zarabia 0,8 mln za sezon. Czy różnica klas obu graczy faktycznie odpowiada kosztowi alternatywnemu? Czyli „kogo innego mogłem mieć z tym wyborem/tymi pieniędzmi”? Elliott nie jest nawet najlepszym RB ze swojego draftu, bo 41 wyborów później Titans wybrali Derricka Henry’ego, a do wzięcia byli jeszcze m.in. Ronnie Staley, Jalen Ramsey, Laremy Tunsil, Ryan Kelly, Xavien Howard, Chris Jones czy Michael Thomas. No i Dak Prescott, ale tego Cowboys ostatecznie nieco przypadkowo wybrali w 4. rundzie.

Elliott to tylko jeden, ale dość znamienny przypadek. Jednak ten tydzień przypomniał nam o innym aspekcie, przez który zużywanie dużych zasobów na RB jest suboptymalne: kontuzje. Poważne urazy odnieśli m.in. Saquon Barkley i Clayde Edwards-Helaire. Christian McCaffrey nie wyszedł nawet na boisko. Każdy z nich miał już wcześniej w NFL poważne problemy ze zdrowiem. McCaffrey i Barkley zagrali przed rokiem w sumie pięć spotkań. Edwards-Hellaire opuścił końcówkę sezonu.

Niemal w każdej akcji RB narażony jest na kolizje z graczami o kilkadziesiąt kilogramów cięższymi – czy biegnie z piłką czy pomaga w pass protection. W tej sytuacji poważne urazy są nieuniknione. Jakkolwiek fatalnie brzmi to dla chłopaków, którzy całe życie ciężko pracowali na swój NFL-owy sen, inwestowanie wysokich wyborów i dużych pieniędzy w running backów to z punktu widzenia drużyn błąd.

 

Jak wygląda życie bez Russella?

Russell Wilson zerwał ścięgna w palcu rzucającej dłoni (prawej). Przeszedł już operację, ale do gry wróci najwcześniej za miesiąc, może nawet za dwa. Będą to pierwsze opuszczone przez niego mecze w NFL-owej karierze – w latach 2012-2021 rozpoczął w wyjściowym składzie 149 meczów z rzędu.

To pozwoli nam ocenić Seahawks bez Wilsona i obawiam się,  że nie będzie to przyjemny obraz. Ekipa z Seattle przeszła daleką drogą od Legion of Boom z początku ubiegłej dekady, gdy na każdej pozycji byli mocni lub bardzo mocni. Szczęśliwe drafty 2010-12 położyły fundament pod jedną z najsilniejszych drużyn w historii NFL, ale kolejne lata były pod tym względem fatalne. Gracze wybrani w draftach 2013-20 tylko dwa razy trafili do drużyny All Pro i w obu przypadkach w special teams (Tyler Lockett jako returner i punter Michael Dickson) oraz otrzymali sześć powołań do Pro Bowl. Dla porównania zawodnicy wybrani w latach 2010-12 mają na koncie 12 pierwszych drużyn All-Pro i 34 Pro Bowl.

Wilson od lat wyczyniał cuda za fatalną linią ofensywną. Choć ma dwóch wybitnych receiverów w osobach Locketta i D.K. Metcalfa, praktycznie cała ofensywa opiera się na nim. Za wyjątkiem słabszego sezonu 2016 co roku ma passer rating powyżej 95, a od 2017 r. nie schodzi poniżej 30 podań na TD rocznie, z minimum trzema TD na każde INT. Czy Geno Smith będzie w stanie zdziałać cokolwiek?

Z drugiej strony obrona z roku na rok staje się coraz słabsza i to mimo że w składzie wciąż jest Bobby Wagner, jeden z najlepszych linebackerów ostatniej dekady. OD 2016 r. nie byli w Top10 NFL pod względem jardów czy punktów. Od 2017 r. są zbliżeni do ligowej średniej, a tym sezonie oddają najwięcej jardów wśród drużyn NFL (choć w jardach na próbę są „aż” na szóstym miejscu od końca). Słabo jak na drużynę kierowaną przez specjalistę od obrony.

Wybitni rozgrywający potrafią długo maskować słabszą pracę tandemu HC-GM. Tak było m.in. z Peytonem Manningiem, Andrew Luckiem czy Aaronem Rodgersem. Tak też jest z Russellem Wilsonem. Zobaczymy czy nadchodzących tygodniach Seattle zakrzyknie „król jest nagi”, czy może ogromny (i zasłużony) kredyt zaufania, który Pete Carroll i Jon Schneider otrzymali za budowę Legion of Boom wystarczy na przetrzymanie także tego kryzysu.

 

Tydzień w skrócie:

1. Z notatnika medyka:

2. Z notatnika statystyka:

3. Po rocznej przerwie spowodowanej pandemią NFL wróciło do Londynu. Co prawda spotkanie na nowym stadionie Tottenhamu między Jets i Falcons trudno uznać za pojedynek atrakcyjny dla neutralnego kibica, ale i tak na trybunach zameldował się niemal komplet widzów (60,5 tys. przy pojemności 62 tys.). W nadchodzącym tygodniu czeka nas niemal równie atrakcyjne starcie Dolphins z Jaguars. Drużyna z Jacksonville gra w Londynie co roku od sezonu 2013 (z przerwą w 2020). Od następnych rozgrywek sporo się zmieni. Drużyny NFL zaczną składać wnioski o wyłączne prawa marketingowe do danego kraju, czyli „jeden kraj, jedna drużyna NFL”. Wiadomo też, że w sezonie 2022 jeden z meczów sezonu zasadniczego zostanie rozegrany w Niemczech. W grę wchodzą Dusseldorf, Frankfurt i Monachium, przy czym faworytem jest to trzecie miasto.

4. Ostatnia kolejka była najgorszą kolejką w historii dla kickerów. We wszystkich meczach zanotowaliśmy 14 przestrzelonych FG i 13 przestrzelonych podwyższeń i był to pierwszy tydzień w historii NFL, w którym zanotowaliśmy dwucyfrową liczbę pudeł w obu kategoriach. W meczu Patriots – Texans kickerzy przestrzelili trzy XP z rzędu, a kopacze Green Bay i Cincinnati potrzebowali sześciu podejść, by wreszcie trafić zwycięski FG, który rozstrzygnął mecz.

5. Cotygodniowa przypominajka, że Tom Brady w wieku 44 lat jest lepszy niż większość jego kolegów w kwiecie wieku. Tym razem 411 jardów, 5 TD/0 INT i passer rating 144,4. Ukoronowaniem jest 32. w karierze nagroda dla gracza tygodnia, co jest rekordem NFL.

6. Las Vegas Raiders pożegnali się z trenerem Jonem Grudenem. Można było mieć zastrzeżenia do bilansu i gry jego drużyny, ale czarę goryczy przelała seria rasistowskich i homofobicznych e-maili wysyłanych przez lata przez Grudena do różnych osób przez ostatnie lata. Pomijając treść, Grudenowi zwolnienie należało się po prostu za głupotę. Pewnych rzeczy po prostu nie należy powierzać komputerowi, bo w internecie nic nie ginie. Przez lata niejedna afera udowodniła, że nic co elektroniczne nie pozostaje prywatne.

 

Zostań mecenasem bloga:




Exit mobile version