Pośród wielu przesądów, mitów i utartych narracji w NFL jedną z najczęściej powtarzanych jest „Super Bowl hangover”, czyli „kac posuperbowlowy”. Według tej teorii drużyny, które do Super Bowl dotrą, ale go nie wygrają, czeka nieuchronny regres i lata chude. Czy to prawda? A jeśli tak, to czy wicemistrzowie NFL, Kansas City Chiefs, właśnie na niego cierpią?
Wśród masy przesądów wokół NFL narracja o kacu ma zaskakująco racjonalne podstawy. Jest wiele przyczyn, dla których drużyna, która dotarła do Super Bowl, może mieć gorszy następny sezon:
- Drużyny grające w Super Bowl rozgrywają więcej meczów w sezonie i mają mniej czasu na odpoczynek i leczenie urazów, ponad miesiąc i 3-4 mecze mniej w stosunku do drużyn, które do postseason nie awansowały. W efekcie mogą być mniej wypoczęci i notować częstsze urazy.
- NFL jest nastawiona na wyrównywanie rywalizacji. Zespoły grające w Super Bowl wybierają z reguły na końcu każdej rundy draftu. Z kolei zawodnicy, którzy doprowadzili swój zespół do finału, stają się cenniejsi na wolnym rynku i zmieniają klub w poszukiwaniu lepszych pieniędzy, których ograniczony salary cap klub macierzysty im nie zapewni. W efekcie skład jest słabszy, a możliwości wzmocnień ograniczone.
- Kluczowi koordynatorzy z najlepszych zespołów to łakomy kąsek dla drużyn szukających nowego trenera. W efekcie sztab trenerski również ulega osłabieniu.
- Najlepsze zespoły są obserwowane i analizowane uważnie przez resztę ligi. W efekcie nowinki taktyczne, które mogły dawać przewagę w jednym sezonie, przestają być przewagą konkurencyjną, gdy inni zaczynają to stosować. Przykładem może być rozprzestrzenianie się RPO w NFL.
- I wreszcie kwestia szczęścia. Tego też potrzeba, by dotrzeć na szczyt, a nie będzie się ono powtarzało w każdym sezonie.
Problem z tymi argumentami jest jeden: odnoszą się również, a może nawet tym bardziej, do zwycięzcy Super Bowl. O ich kacu tak powszechnie się nie mówi. Czy to efekt psychologiczny? Zwycięstwo buduje, a porażka na ostatniej prostej rozbija?
Jest wiele dowodów anegdotycznych potwierdzających teorię o kacu wicemistrzów. Atlanta Falcons byli o krok od mistrzostwa w Super Bowl 2017, a po trzech sezonach zwolnili trenera i rozpoczęli mozolną przebudowę. Carolina Panthers wygrali 15 meczów w sezonie zasadniczym, ale od porażki w Super Bowl 2016 mieli jeden sezon na plusie i nie wygrali ani jednego meczu w playoffach.
Czy kac istnieje? Jason Pauley przeanalizował dane od 1970 r., czyli od zjednoczenia AFL i NFL. Doszedł do wniosku, że postawa wicemistrzów w kolejnych sezonach nie różni się znacząco od postawy mistrzów, a jest znacząco lepsza od drużyn, które Super Bowl nie osiągnęły. Jego analiza jest cenna z uwagi na dużą próbę. Jednak duża próba sprawia, że pod uwagę bierzemy kompletnie różne epoki. Nie da się porównać NFL XXI wieku z salary cap i wolnymi agentami z NFL z lat 70-tych i 80-tych XX wieku, gdzie bogate drużyny miały pełną kontrolę nad swoimi zawodnikami. Wówczas łatwiej było zbudować dynastię i pozostać na topie przez wiele lat.
Dlatego ja postanowiłem porównać te same dane, ale od sezonu 2002. Skąd tak arbitralna cezura? To pierwszy sezon, w którym NFL grała w obecnym formacie z ośmioma dywizjami i 32 zespołami. W latach 2002-20191 mieliśmy 18 mistrzów i wicemistrzów NFL.
Drużyny, które w tym czasie wygrywały Super Bowl notowały w sezonie zasadniczym średnio 11,9 wygranej, zaś przegrani 12,6. W kolejnym sezonie mistrzowie notowali 10,9 wygranej, a wicemistrzowie 9,1. Widać tu wyraźną różnicę na niekorzyść potencjalnych skacowanych. Jednak jeśli weźmiemy pod uwagę awans do playoffów, różnica nie jest aż taka wyraźna. 12 z 18 obrońców tytułu awansowało do playoffów w kolejnym sezonie (66,7%), podczas gdy wśród wicemistrzów ten wskaźnik wyniósł 10/18 (55,6%).
Mogłoby się wydawać, że potwierdza to teorię o kacu, jednak mamy tu dość małą próbę, a obraz staje się mniej oczywisty, gdy spojrzymy na kluby, które weszły w tym czasie do playoffów, ale nie zagrały w Super Bowl. Tu mamy większą próbę, bo 180 drużyn. Takie zespoły wygrywały średnio 10,8 meczu w sezonie zasadniczym, a w kolejnym sezonie 9. Ciekawszy jest jednak wskaźnik awansu do playoffów. Zaledwie 47,8% drużyn, które weszły do playoffów, ale nie do Super Bowl, zdołało awansować do postseason w kolejnych rozgrywkach. To wskaźnik znacząco niższy niż u obu uczestników Super Bowl, choć ponownie zwracam uwagę na problem małej próby.
Nie widać , by wicemistrzowie radzili sobie znacząco gorzej od tych uczestników playoffów, którzy nie zdołali dojść do finału. W tej drugiej grupie także możemy znaleźć imponujące przykłady upadku, jak Atlanta Falcons, którzy w sezonie 2012 weszli do playoffów z 13 wygranymi, by rok później wygrać tylko 4 mecze, New York Giants, którzy weszli do playoffów w 2016 z 11 wygranymi i od tej pory nie przekroczyli 6 wygranych w sezonie, czy Dallas Cowboys z bilansem 12-4 w sezonie 2014 i 4-12 rok później.
Czy istnieje kac postsuperbowlowy? Prędzej postplayoffowy. Walec równości przejeżdża po wszystkich drużynach NFL, a pozostanie na szczycie jest jeszcze trudniejsze niż dotarcie na ten poziom.
Czy w takim razie ten walec dopadł tegorocznych Chiefs? Zacznijmy od tego, że są znacznie silniejsi niż nam się wydaje. Nawet po kompletnej katastrofie, jaką dla ataku KC był niedzielny mecz z Titans, jest to atak o najwyższym w NFL współczynniku zdobywanych jardów na serię ofensywną, punktów na serię, snapach na serię, czasie posiadania piłki oraz wskaźniku Drive Success Rate.
Niestety przy okazji są liderami NFL w stratach. Po siedmiu meczach mają ich na koncie 17 i są absolutnie niedoścignieni w tym elemencie. Różnica w startach na serię ofensywną między nimi i drugimi najgorszymi w tym względzie Jaguars jest porównywalna jak między Jags i ósmymi na liście Lions. Czy maślane ręce Tyreeka Hilla i nieprzemyślane podania Mahomesa to efekt przegranego Super Bowl? Mocno wątpliwe. Pech też gra tu swoją rolę, choć za większość strat odpowiadają sami zawodnicy.
To wszystko wywiera dodatkową presję na defensywę. Defensywę, która i bez tego jest fatalna, oddaje najwięcej punktów i jardów na serię. Defensywę, przeciwko której każdy rozgrywający statystycznie staje się Tomem Bradym. I której braków nie zamaskuje nawet 3. najwyższe DVOA special temas w NFL.
Z meczu na mecz staje się jaśniejsze, że straty Chiefs nie są wynikiem pecha, przypadku czy przeciwnika. To symptom jakiegoś poważnego problemu trawiącego drużynę. Drużynę, która miała walczyć o odzyskanie mistrzostwa, a na razie wygląda, jakby nie zasługiwała nawet na playoffy. Ale skądkolwiek wziąłby się ten problem, jego źródłem raczej nie jest porażka w ostatnim Super Bowl.
Młode tygrysy pokazują kły
Kibice Chiefs czują frustrację i niepokój, a na zupełnie przeciwnym biegunie są fani Bengals. Oni mają za sobą lata frustracji i niespełnionych nadziei. Na początku ubiegłej dekady pięć lat z rzędu wchodzili do playoffów, ale ostatni mecz w postseason wygrali, gdy nie istniał jeszcze system www, będący podstawą internetu. W zasadzie, poza przejściowymi sukcesami w latach 80-tych XX wieku, są chłopcami do bicia.
Jednak w tym roku nowi Bengals zaczęli od pięciu wygranych w siedmiu meczach i przewodzą w AFC North. O ile można podchodzić lekceważąco do wymęczonego zwycięstwa z Jaguars czy porażki z Bears, o tyle pogrom jaki zafundowali Ravens w niedzielę i to na wyjeździe, musi budzić szacunek. W pierwszej połowie Ravens, będący świeżo po własnym imponującym zwycięstwie nad Chargers, jeszcze nawiązali walkę. Ale w drugiej połowie zostali do tego stopnia rozbici, że mecz kończył Tyler Huntley, zmiennik Lamara Jacksona.
Najbardziej widocznym na pierwszy rzut oka źródłem tej odmiany są dwaj absolwenci LSU. Joe Burow, ubiegłoroczny #1 draftu, doszedł do siebie po ciężkiej kontuzji z zeszłego roku. Zamienia na przyłożenia 8% swoich podań, co jest drugim najlepszym wynikiem w NFL. Jest 5. w lidze pod względem passer ratingu, 6. w ANY/A i 8. jeśli chodzi o EPA na akcję. Jednak wciąż daleko mu do ideału. 3,8% jego podań kończy się przechwytem rywali. Pod tym względem gorsi są tylko debiutanci: Zach Wilson, Justin Fields i David Mills. Wciąż niepokojąco często jest pod presją i bierze zbyt wiele sacków. Skąd taka efektywność?
Za to odpowiada jego kolega z uczelni, Ja’Marr Chase. Kiedy Bengals brali go w tegorocznym drafcie z #5, wielu ekspertów pukało się w głowę. Po co brać receivera, skoro do wzięcia była cała masa świetnych liniowych, którzy mogli chronić Burrowa? Czy na dłuższą metę wzięcie liniowego okaże się lepszą decyzją? Być może. Kariery receiverów w NFL nie są tak długie i stabilne jak liniowych. Jednak w tej chwili chyba tylko Davante Adams stanowi większe zagrożenie dla defensyw rywali niż Chase.
Do tej pory dwa najlepsze debiutanckie sezony receiverów w historii należą do graczy Vikings: Randy’ego Mossa (1313 jardów, 17 TD) i Justina Jeffersona (1400 jardów, 7 TD). Chase ma szansę przebić oba. Po siedmiu meczach ma na koncie 754 jardy i 6 TD, a przeciwko Ravens złapał piłki na 201 jardów. Jeśli nie zawali końcówki sezonu, nagrodę debiutanta roku ma w kieszeni. A gra toczy się jeszcze o pozycję w All Pro. Póki co 754 jardy to drugie miejsce na liście najbardziej produktywnych receiverów w NFL za Cooperem Kuppem, a przed wspomnianym Adamsem.
Burrow z Chasem zgarniają większość uznania, jednak to defensywa po cichu wynosi Bengals na wyższy poziom. Przed rokiem byli 27. w DVOA, w tym roku są na 5. miejscu. Wydali sporo na wzmocnienia i mają obecnie 8. najdroższą obronę w NFL. Nie były to może spektakularne akwizycje, na miarę J.J. Watta czy Matta Judona, ale Trey Hendrickson, Larry Ogunjobi, Chidobe Awuzie i Mike Hilton stali się fundamentami obrony, która jest trzecią najlepszą formacją w NFL w oddawanych jardach i punktach na serię ofensywną i to mimo że nie wymuszają zbyt wielu strat.
Magiczny sezon Bengals może się kiepsko skończyć. W drugiej połowie sezonu czekają na nich mecze z Raiders, Chargers, Chiefs, Browns (dwa razy) i ponownie z Ravens. To znacznie mocniejszy zestaw rywali niż dotychczasowy. Jednak w „ta druga” drużyna ze stanu Ohio ma dwie młode gwiazdy, które pozwalają fanom patrzeć z optymizmem w przyszłość, niezależnie od tego, jak skończy się sezon.
Tydzień w skrócie:
1. Z notatnika statystyka:
- QB Tom Brady (Buccaneers) został pierwszym w historii zawodnikiem z 600 podaniami na TD w karierze w sezonie zasadniczym. Razem z playoffami przekroczył już 700. Właściwie mógłbym o tym napisać osobny wpis, ale w tym sezonie Brady bije jakiś rekord co tydzień, więc poprzestanę na tej wzmiance.
- K Nick Folk (Patriots) zaliczył FG nr 300 w karierze jako 35. kicker w historii NFL.
2. Z notatnika medyka:
- LB Jamien Sherwood (Jets) – zerwane ścięgno Achillesa, koniec sezonu
- OT Patrick Mekari (Ravens) – skręcona kostka, ok. sześciu tygodni przerwy
- CB Jason McCourty (Miami) – uraz stopy, prawdopodobnie konieczna operacja, nie wiadomo jak długo potrwa przerwa
- QB Zach WIlson (Jets) – naderwane więzadła w kolanie, ok. 3-4 tygodni przerwy
3. Jeśli Bill Belichik ma jakąś pasję poza special teams, jest nią kopanie leżących Jets. W niedzielnym meczu Patriots rozgromili bezradnych rywali. Jednak nie wynik, a styl jest tu ciekawy. Nawet gdy mecz był już rozstrzygnięty, Patriots grali agresywnie, korzystając ze wszystkich sztuczek playbooka, konwertując czwarte próby i posyłając dalekie piłki.
4. Sam Darnold powoli wraca do swojej wersji z Jets. Przeciwko Giants był tak fatalny, że wylądował na ławce. Jego zmiennik P.J. Walker mógł się pochwalić 17 jardami netto w 17 akcjach podaniowych, więc pozycja Darnolda jako startera w nadchodzącym meczu przeciwko Falcons raczej nie jest zagrożona. Wciąż jednak pozostaje pytanie dlaczego Panthers woleli przełknąć ponad 17 mln martwych dolarów w 2021 r., oddać wybory w 2. i 4. rundzie draftu oraz zagwarantować Darnoldowi 18,9 mln dolarów na przyszły rok zamiast zostawić w składzie Teddy’ego Bridgewatera. Nie byłoby gorzej, może byłoby lepiej, a na pewno byłoby taniej.
5. Alvin Kamara niemal w pojedynkę pokonał Seattle Seahawks. Running back Saints zdobył 54% jardów biegowych i 58% jardów po złapanych podaniach swojego zespołu. Dobrze, że Święci wciąż mają solidną obronę.
6. W czwartek Packers grają arcyważny mecz przeciwko Cardinals, a tymczasem Davante Adams wylądował na liście COVID-owej. Razem z nim trafił tam koordynator defensywy Joe Barry. Obaj przegapią nadchodzący mecz. I miejmy nadzieję, że to będą jedyne konsekwencje infekcji.
Zostań mecenasem bloga: