Site icon NFL Blog

NFL, tydzień 10 – Imperium kontratakuje?

New England Patriots skończyli sezon 2020 poza playoffami po raz pierwszy od 2008 r., bez dwucyfrowej liczby wygranych po raz pierwszy od 2002 r. i z większą liczbą porażek niż zwycięstw po raz pierwszy od 2000 r. Reszta ligi odetchnęła z ulgą. Dominacja drużyny Billa Belichicka się skończyła. Jednak coraz więcej wskazuje, że kryzys w Nowej Anglii może nie potrwać zbyt długo.

 

Zacznijmy od szybkiego wystudzenia nastrojów. Uważam, że wszystkie spekulacje medialne mówiące o powtórce z 2001 r.1 czy o tym, że Patriots znów są faworytem AFC to tanie i słabe clickbaity. Jednak na zakończenie zeszłego sezonu wydawało się, że dobre lata są już za Pats i teraz nadchodzą lata chude. Tymczasem Bill Belichick wyraźnie znalazł nową formułę. I choć ta drużyna (raczej) nie zdobędzie mistrzostwa NFL czy nawet AFC, to jednak w niezwykle w tym roku wyrównanej NFL ma szansę namieszać.

Początek sezonu nie napawał optymizmem, bo Patriots grali dość słabo. Jednak z biegiem czasu coraz więcej zaczęło w tym zespole funkcjonować jak należy, a ostatnie cztery tygodnie to gra na topowym poziomie. O ile w tygodniach 1-6 NE pod względem EPA/akcję byli 15. defensywą i dopiero 27. ofensywą NFL, o tyle w tygodniach 7-10 są 2. obroną i najlepszą (!) ofensywą NFL w tej metryce. Warto przy tym pamiętać, że o ile EPA/akcję jest metryką dość dobrze pokazującą realną siłę drużyny, o tyle obie próby statystyczne są dość małe i Patriots nie są najlepszym zespołem NFL, niezależnie od tego, że w ciągu ostatnich czterech tygodni grali na takim poziomie.

Czy za nagłą poprawą gry Patriots może stać kalendarz? Wątpliwe. Co prawda imponująca czteromeczowa seria rozpoczęła się od pojedynku z Jets, których trudno uznać za potęgę, ale wygrane z Chargers, a zwłaszcza dominacja od początku do końca przeciwko niezłym Browns to już zwycięstwa nad wartościowymi rywalami. W słabszej części sezonu Pats przydarzyła się wpadka przeciwko Dolphins, a dwa najlepsze mecze paradoksalnie zagrali przeciwko dwóm najsilniejszym rywalom.

Te wspomniane mecze przeciwko Buccaneers i Cowboys pokazują, że postępy czynione przez drużynę są w miarę stałe. Przeciwko obrońcom tytułu Nick Folk przestrzelił kopnięcie na wygraną, z kolei Cowboys potrzebowali kopnięcia na 20 sekund przed końcem szalonej czwartej kwarty, by doprowadzić do dogrywki. W kolejnych tygodniach Pats nie wypuścili z rąk takich okazji.

Skoro nie kalendarz, to co? Podstawowym czynnikiem jest zdrowie. Belichick wciąż nie może skorzystać ze wszystkich zawodników (co w NFL jest smutną normą), ale kluczowi starterzy wyzdrowieli i wracają do gry. W tym gronie najważniejszą rolę odgrywa linia ofensywna. W pierwszych meczach formacja improwizowana, pozszywana z zawodników, którzy nigdy ze sobą nie grali i często pospiesznie musieli uczyć się nowych pozycji. Przez ostatni miesiąc sytuacja się ustabilizowała, co widać w znacznie skuteczniejszej grze biegowej i czasie, który kupują rozgrywającemu w kieszeni.

Drugim czynnikiem jest defensywa. W obronie nie ma wielkich gwiazd, ale to znakomicie funkcjonujący kolektyw. Głęboki skład front seven pozwala na dobrą rotację. Pozyskany wiosną Matt Judon to najlepszy pass rusher w klubie od czasu Chandlera Jonesa. Rookie Christian Barmore już ściąga na siebie podwojenia. Do tego gracze niechciani w innych drużynach, którzy świetnie pasują do systemu Belichicka, jak Kyle Van Noy i Jamie Collins. Dzięki temu są na 10. miejscu w NFL w wywieraniu presji na rozgrywającego rywali, choć w liczbie wysyłanych blitzów znajdują się w okolicy ligowej średniej.

To nie byłoby możliwe bez znakomitej postawy drugiej linii. I to mimo wymuszonego rozstania ze Stephonem Gillmorem. Choć niepokoić może krótka ławka w secondary, to jednak poszczególni zawodnicy spisują się nadspodziewanie dobrze. J.C. Jackson nie gra może na poziomie Gillmore’a z sezonu 2019, ale jest już czołowym cornerbackiem w NFL.

W tej drużynie istnieją jeszcze rezerwy, głównie w ofensywie. Jednym z najważniejszych odkryć tego sezonu jest Mac Jones. Debiutant na rozegraniu budził wiele wątpliwości przed draftem. Komentatorzy wskazywali, że Mac trafił do Patriots niejako „po znajomości”, dzięki przyjaźni Belichicka i Nicka Sabana, który trenował Jonesa na Uniwersytecie Alabamy. Że Belichick za wszelką cenę chce drugiego Brady’ego – białego, relatywnie mało atletycznego pocket passera, który na pierwszym miejscu stawia unikanie błędów. Że Jones może być gotowy do gry w NFL, ale słabe ramię nie pozwoli mu na znaczący rozwój.

Młody rozgrywający pokazał, że może być rozgrywającym na lata. To wciąż dopiero początek jego kariery i na pewno czeka go sporo słabszych chwil, ale pokazał umiejętności, dzięki którym można patrzeć na jego dalsze perspektywy z optymizmem. Przede wszystkim nie pęka pod presją. Podczas gdy wielu młodych rozgrywających pod naciskiem pass rushu spuszcza oczy, wkłada piłkę pod pachę i próbuje zdobywać jardy biegiem, Jones potrafi skutecznie podać wiedząc, że za chwilę otrzyma uderzenie od rozpędzonego obrońcy. Po drugie skuteczność. Wg Next Gen Stats Jones ma 7. najwyższy wskaźnik CPOE (Completion Percentage Over Expected) w NFL. I wreszcie opnie o jego słabym ramieniu okazały się mocno przesadzone. Wystarczy popatrzeć na kilka jego podań z mecz przeciwko Browns, na czele z fantastycznym rzutem na przyłożenie do Kendricka Bourne’a między dwoma obrońcami.

Belichick i Josh McDaniels, że wprowadzają Jonesa do gry bardzo ostrożnie. Inni tegoroczni debiutanci na rozegraniu póki co wyglądają źle albo bardzo źle. Duża w tym zasługa kiepskiej sytuacji w jakiej się znaleźli. Trafili do słabych drużyn, gdzie od samego początku wymaga się od nich cudów i niesienia ofensywy na swoich barkach. W Nowej Anglii jest inaczej. Jones ma przede wszystkim nie popsuć. Jako kibic chciałbym oglądać nieco więcej agresji w ofensywie Patriots, ale zdaję sobie sprawę, ze w długim terminie takie ostrożne popuszczanie cugli młodemu QB ma więcej plusów niż minusów.

Siadając do tego tekstu myślałem, że napiszę o drużynie, która ciągnie za sobą młodego QB. Ale to nie do końca prawda. Choć Jones swój najsłabszy mecz w krótkiej karierze w NFL rozegrał przed dwoma tygodniami przeciwko Panthers, to jednak nawet on znacząco poprawił się w ostatnich tygodniach. W kolejkach 1-6 był dopiero 22. pod względem EPA/akcję, ale w ostatnich czterech tygodniach jest pod tym względem drugim najlepszym rozgrywającym w NFL. Tradycyjne statystyki tego nie oddają, bo Patriots znacznie chętniej biegają w red zone, co zmniejsza liczbą przyłożeń podaniowych, a i na reszcie boiska należą do jednej z najchętniej biegających drużyn w NFL. Jednak kiedy już pozwolą mu podawać, robi to bardzo skutecznie.

Naturalnie ta drużyna ma swoje wady. W defensywie jest o jeden uraz w secondary od poważnego kryzysu. Z kolei w ataku brakuje agresji i tego co Amerykanie określają mianem „eksplozywności”, czyli zdolności do generowania akcji dającej ponad dwudziestojardowe zyski. Jednak wygląda na to, że Patriots odnaleźli nową formułę na czasy po Bradym. Większość ich młodego rdzenia ma ważne kontrakty na kolejny sezon. Czasy mistrzowskiej dynastii i regularnego grywania w finale AFC już nie wrócą. Ale pogłoski o kryzysie okazały się przesadzone.

 

Nowy lider NFC

AFC to kompletny chaos. 11 z 16 drużyn ma na koncie 5 lub 6 wygranych po 10. tygodniu rozgrywek. W NFC hierarchia jest nieco wyraźniejsza, jednak trudno odnaleźć drużynę, której gra nie budziłaby wątpliwości z tego czy innego powodu. Zaledwie w piątek opublikowałem mój power ranking na półmetku sezonu i oczywiście trzy drużyny wymienione przeze mnie na pierwszych miejscach przegrały swoje mecze w ciągu trzech kolejnych dni.

Porażkę Cardinals można usprawiedliwić brakiem kluczowych zawodników, na czele z rozgrywającym Kylerem Murrayem. Jednak mimo wszystko przegrana z Panthers chwały nie przynosi. Nieco trudniej wyjaśnić klęskę Buccaneers ze słabymi WFT czy porażkę Rams z kompletnie dotąd zawodzącymi 49ers.

Skorzystali z tego Green Bay Packers, którzy po wygranej nad Seahawks 17:0 objęli prowadzenie w NFC (mają ten sam bilans co Cardinals, ale są wyżej dzięki wygranej w bezpośrednim meczu). Każdy mecz, w którym przeciwnik nie zdobył punktów, musi być powodem do zadowolenia dla obrony. Nawet jeśli Russell Wilson w pierwszym spotkaniu po kontuzji wyglądał fatalnie, to utrzymanie rywala na poziomie 3,5 jarda na próbę ofensywną to świetny wynik. Seahawks tylko raz przez cały mecz zawędrowali wewnątrz 35 jarda połowy Packers i skończyło się to przechwytem Kevina Kinga.

Jednak iprzez trzy kwarty gra ofensywna Packers również pozostawiała wiele do życzenia. Dopiero w czwartej odsłonie zmontowali dwie udane serie ofensywne, które zakończyły się przyłożeniami i rozstrzygnęły rywalizację. Jednym z kluczowych graczy w tej serii był RB A.J. Dillon, który otrzymał więcej czasu na boisku, gdy Aaron Jones zszedł z kontuzją.

„Nie imponowali, a jednak wygrali” to bardzo dobre podsumowanie całego sezonu Packers. W NFL punktów za styl nikt nie daje, a wygrana 1 punktem po kopnięciu w ostatniej sekundzie jest warta tyle samo co rozbicie rywala 40 punktami. I jeśli Packers na koniec sezonu wzniosą w górę Lombardi Trophy to nikt, poza garstką statystycznych maniaków, nie będzie za kilka lat pamiętał w jakim stylu tego dokonali. Ale zadaniem futbolowej analityki jest wskazywanie, które wskaźniki statystyczne mają wartość prognostyczną, tzn. lepiej określają jak dana drużyna będzie spisywała się w przyszłości. A tu ekipa z Green Bay nie wygląda tak dobrze.

Packers są dopiero 12. drużyną w NFL (i 8. w NFC) pod względem DVOA. Mają 7. ofensywne i 9 defensywne EPA na akcję. Jeśli chodzi o różnicę między zdobytymi i straconymi punktami, plasują się na 11. miejscu w lidze. To wszystko są znacznie lepsze prognostyki przyszłych wyników niż prosty bilans wygranych i przegranych. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że Packers to drużyna lekko powyżej przeciętnej, która ma sporo szczęścia i wygrywa mecze na styku. Ba, to piąta najsłabsza drużyn z bilansem 8-2 w historii DVOA.[Drugą najsłabszą są tegoroczni liderzy AFC – Tennessee Titans. Co za sezon[/efn_note] Na szczęście dla ich fanów to nie do końca prawda.

Po pierwsze trzeba pamiętać, ze Packers sporo zyskują, jeśli wykreślić obie ich porażki. No pewnie, każdy zyska jak mu skreślić porażki, zakrzyknie Czytelnik. Ale w tym wypadku są tu dobre powody. Najbardziej wypaczające wskaźniki lanie, które Pakcers dostali od Saints na start rozgrywek, jest mało miarodajne. Pierwszy tydzień to zawsze kompletny chaos i masa wyników, które mają się nijak do reszty sezonu. Z kolei druga porażka to mecz bez Aarona Rodgersa. Jordan Love nie wyglądał w tym meczu jako potencjalny następca dwóch Hall of Famerów. Nie wyglądał na rozgrywającego z pierwszej rundy draftu, który jest w NFL drugi sezon. Prawdę mówiąc w ogóle nie wyglądał.2

Po drugie Packers wcale nie mają tak wiele szczęścia. Wskaźniki statystyczne o dużej zmienności (czyli dużym udziale szczęścia), takie jak liczba urazów, odzyskiwane fumble czy procent przyłożeń w red zone wcale drużyny z Green Bay nie faworyzują. Zwłaszcza ten ostatni.

Po trzecie do drużyny wraca LT David Bakhtiari. Trudno przeceniać wartość tego gracza dla drużyny, a jego obecność pomoże ustabilizować linię, a przez to całą ofensywę.

Po czwarte w tegorocznej NFL nie ma zdecydowanych dominatorów. W sezonie 2019 Packers byli w dość podobnej sytuacji – wygrywali, choć zaawansowane statystyki nie pokazywały ich dominacji. Jednak wówczas drużyny takie jak Saints czy 49ers były wyraźnie „w gazie”. W tym roku próżno szukać zdecydowanych faworytów. Najprawdopodobniej wygra ta drużyna, która „trafi z formą” w styczniu.

I wreszcie po piąte Packers jeszcze przynajmniej w tym sezonie mają Aarona Rodgersa. Aktualny MVP raczej tytułu nie obroni, ale kiedy wynik w końcówce staje na krawędzi, to właśnie AR12 może przechylić szalę na korzyść GB.

W niezwykle wyrównanym sezonie 2021 wszystko jest możliwe. A jeśli droga do Super Bowl będzie wiodła przez zamarznięte, styczniowe Lambeau Field, to Packers mogą zakończyć Ostatni Taniec Aarona Rodgersa dopiero w lutym.

 

Tydzieńw  skrócie:

1. Z notatnika medyka:

2. Cam Newton wrócił do Charlotte. I choć nie wyszedł w wyjściowym składzie, zaliczył dwa przyłożenia – jedno biegowe, jedno podaniowe i wydatnie pomógł w zwycięstwie nad Cardinals. Biorąc pod uwagę jak wygląda sytuacja na rozegraniu w Panthers, zapewne wkrótce Newton będzie starterem. Gorzej nie będzie, za to na pewno ciekawiej.

3. Detroit Lions nie zostaną pierwszą w historii drużyną, która przegra 17 meczów w sezonie. Co prawda wciąż mogą skończyć bez wygranej, ale slapstickowa komedia omyłek, zwana dla niepoznaki meczem NFL Lions – Steelers, zakończyła się pierwszym w tym roku remisem.

4. Patrick Mahomes podał na 406 jardów, 5 TD i nie popełnił żadnej straty w druzgocącym wyjazdowym zwycięstwie nad Raiders. Jeszcze za wcześnie, by oznajmiać, że Chiefs odzyskali formę w ataku, ale gdyby tak się rzeczywiście stało, to dla reszty ligi mało ciekawa perspektywa. Zwłaszcza że ekipa z KC jest tylko dwie wygrane od 1. miejsca w konferencji.

5. Piękny sen Michaela White’a nie potrwał zbyt długo. Rezerwowy QB Jets rzucił cztery INT przeciwko Bills i w kolejnym meczu zastąpi go Joe Flacco. Sam fakt, ze Flacco wciąż jest w składzie drużyny NFL niemal dekadę po tym jak ostatni raz grał w futbol na wysokim poziomie jest dla mnie trudny do wytłumaczenia.

6. Sean Payton, trener, który nie bał się rozpocząć drugiej połowy Super Bowl od onside kicku, postanowił kopać w 4. próbie na jeden jard od pola punktowego rywali na 5,5 minuty przed końcem meczu przy 11-punktowej stracie. Ostatecznie Saints przegrali dwoma punktami. Według modelu Bena Baldwina Payton zmniejszył tą decyzją szanse swojej drużyny na wygraną o połowę (6% zamiast 12%)

 

Zostań mecenasem bloga:




  1. Wówczas nisko notowani Patriots z młodym, nikomu nieznanym Tomem Bradym sensacyjnie sięgnęli po tytuł, opierając się na formule kontrolowanej ofensywy bez błędów i świetnej defensywie
  2. W sensie sportowym, oczywiście. Nie podejmuję się oceniać kwestii związanych z jego atrakcyjnością w innych aspektach
Exit mobile version