Site icon NFL Blog

NFL, tydzień 15 – Przetasowania na górze i w dole

Wiemy, że nic nie wiemy. To jedyny pewnik tego sezonu NFL. Kiedy czołówka wydawała się nieco stabilizować, znów tydzień pełen niespodzianek, a nawet sensacji, kompletnie zmienił sytuację. Stracony sezon Chiefs? Cardinals zmierzający po najlepszy bilans sezonu zasadniczego? Lions z #1 w drafcie? Zapomnijcie.

 

Jeszcze kilka tygodni temu Kansas City Chiefs byli na granicy playoffów. Najpierw ofensywa ciągnęła fatalną obronę. Potem niesamowita wręcz liczb strat i upuszczonych piłek sprawiły, że cały zespół grał sporo poniżej oczekiwań. Tymczasem po siódmej kolejnej wygranej są samodzielnym liderem AFC i mają niemal zapewnione zwycięstwo w dywizji szósty sezon z rzędu.

Cenne wyjazdowe zwycięstwo nad Chargers nie przyszło łatwo, bo i przeciwnik był wymagający. Czwartkowy mecz był zdecydowanie najlepszym pojedynkiem w tym tygodniu jeśli chodzi o poziom futbolu prezentowanego przez obie strony. Nie dlatego, że rywale nie popełniali błędów – nie ma perfekcyjnych meczów. Ale z obu stron widzieliśmy wolę walki, chęć zwycięstwa i masę zagrań na najwyższym poziomie.

Aktualni mistrzowie AFC wyrównali kurs po kryzysie z pierwszej połowy sezonu. Atak nie gubi piłek, Travis Kelce i Tyreek Hill łapią podania, zamiast upuszczać je w ręce odbiorców, a Patrick Mahomes gra znacznie mądrzej i nie próbuje dokonywać cudu w co drugiej akcji. Jednak wszystko zaczyna się od defensywy. W czasie siedmiomeczowej serii wygranych defensywa Chiefs ma czwarte najlepsze EPA w NFL w tym czasie. To niewiarygodna wręcz zmiana w porównaniu z pierwszymi siedmioma meczami, gdy tylko Jaguars dysponowali słabszą defensywą. Możemy oczywiście dyskutować nad jakością rywali, wspominać, że defensywa zatrzymała Packerrs, ale grających bez Aarona Rodgersa i wymyślać kolejne argument, dla których ta obrona nie jest topową defensywą w lidze. Ale tak naprawdę nie ma znaczenia, czy obrona Chiefs jest Top5, Top10 czy Top15 w lidze.

Tak naprawdę wystarczy, by defensywa spisywała się choćby przyzwoicie i Chiefs stają się zupełnie inną drużyną. Problemy ataku w pierwszej części sezonu wynikały w części z postawy obrony. Mahomes i reszta po prostu wiedzieli, ze muszą dokonywać cudów w ataku, bo ich koledzy z drugiej strony piłki są w stanie zaprzepaścić każde prowadzenie. A odzyskanie zaufania do defensywy poskutkowało spokojniejszą grą, bez takiej presji.

Naturalnie nie można wszystkiego tłumaczyć względami psychologicznymi. Swoje robi znacznie lepsza postawa linii ofensywnej, w której istotną rolą odgrywają debiutanci. Niemal z każdym snapem ta kluczowa formacja wygląda lepiej. Może jeszcze nie są atutem drużyny, ale przestali być słabym punktem.

Ale nie rozpędzajcie się, drodzy fani Chiefs, waszej drużynie daleko do dominacji z ostatnich lat. Niewiele brakowało, by oddali prowadzenie w dywizji Chargers. W końcu potrzebowali dogrywki, by się z nimi rozprawić. Dogrywki i łutu szczęścia.

Nie zrozumcie mnie źle, Chiefs byli w tym meczu lepszą drużyną i wygrali zasłużenie. Ale Chargers byli o krok. Wiele pomeczowych komentarzy skupiło się na tym, jakim to błędem było granie przez Chargers czwartych prób na terytorium KC. Bo gdyby choć raz kopnęli to mieliby trzy punkty więcej, a skoro po czwartej kwarcie mieliśmy remis, to te trzy punkty dałyby wygraną. Takie rozumowanie jest obciążone ogromnymi błędami logicznymi (skoro wynik byłby inny, inny byłby playcalling, zmieniłaby się liczba posiadań, pozycja na boisku, etc.), ale najważniejsze, że wielu komentatorów myli analizę decyzji z analizą jej rezultatu. Gdybym w czwartek, 16 grudnia, puścił zakład Lotto z odpowiednimi liczbami, wygrałbym prawie 20 mln złotych. Czy można zarzucać mi błąd, bo zamiast wydawać pieniądze na zakłady, postanowiłem je zachować? Przecież zamiast 3 zł mogłem mieć 20 mln!

Analiza wsteczna zawsze skuteczna. Kiedy znamy rezultaty decyzji, łatwo mówić, że była ona zła. Ale czy były to decyzje złe w świetle tego co wiedział przy ich podejmowaniu trener Brandon Staley? Nie, żadna z nich nie była zła. Były agresywne, ale dawały jego drużynie więcej szans na zwycięstwo niż kopanie z pola. Zresztą warto pamiętać, że Chargers konwertowali w tym meczu dwie z pięciu czwartych prób, a komentatorzy skupiają się na tych nieudanych. Fakt, nie dały takich efektów, na jakie liczył trener, ale każda decyzja jest obarczona jakimś ryzykiem.

Zastrzeżenia miałbym do dwóch z nich. Pierwsza to nieudana czwarta próba na koniec pierwszej połowy. Jednym z argumentów za graniem czwartej próby pod polem punktowym rywala jest fakt, że nawet nieudana czwarta próba oddaje rywalowi piłkę w bardzo niewygodnej dla niego sytuacji. Jeśli jednak po tej próbie następuje koniec połowy (albo meczu), to ten plus znika. Granie tej czwartej próby było dobrą decyzją z matematycznego punktu widzenia, ale w tym momencie meczu nie winiłbym trenera za decyzję o kopnięciu z gry. Nie była to tak oczywista sytuacja jak pozostałe.

Druga to moment, kiedy Chargers byli moim zdaniem za mało agresywni. Na 9,5 minuty przed końcem meczu przyłożenie Austina Eklera wyprowadziło ich na 7-punktowe prowadzenie. Zdziwiło mnie, że ekipa z LA nie zdecydowała się w tej sytuacji na grę za dwa. Jasne, celne kopnięcie za jeden wymuszało na Chiefs granie za dwa, co ma swoją wartość. Jednak udane dwupunktowe podwyższenie zwiększałoby przewagę gospodarzy do dwóch posiadań piłki. Ryzyko było niewielkie, bo nawet przy nieudanym podwyższeniu przewaga wciąż wynosiła siedem punktów, czyli przyłożenie plus podwyższenie. Za to potencjalna korzyść ogromna. Jeśli miałbym szukać gdzieś punktu, którego zabrakło, szukałbym go właśnie w tym podwyższeniu.

 

Patriots ponad stan

Jako kibic Patriots czuję spory niedosyt po tej kolejce, ale to kwestia apetytu rosnącego w miarę jedzenia. Gdyby na początku września ktoś zaproponował mi bilans 9-5 i drugie miejsce w AFC po 15 kolejkach wziąłbym w ciemno z pocałowaniem ręki. Patriots wciąż są w świetnej sytuacji, a za tydzień podejmują Bills. Jeśli wygrają ten mecz, zapewnią sobie wygraną w dywizji, co przed sezonem nie lokowało się nawet w ramach planu maksimum na sezon. Niemniej trudno nie odczuwać frustracji po takiej porażce jak na wyjeździe z Colts.

Przez większość meczu Pats trzymali w ryzach grę podaniową Colts, ale „nadrabiali” własnymi błędami. Słabsza postawa OL, kary, straty i kolejny w tym sezonie zablokowany punt, który dał siedem punktów drużynie z Indianapolis. A w decydującym momencie, gdy ważyły się losy comebacku, na długie przyłożenie urwał się Jonathan Taylor co przywołało nieprzyjemne wspomnienia hasających biegaczy Titans sprzed kilku tygodni.

Jednak najgorszym problemem jest przewidywalny playcalling. Większość kibiców Patriots, widząc kolejny bieg Brandona Boldena przy 2&long ma ochotę wyrzucić telewizor (lub monitor) za okno. Josh McDaniels, koordynator ofensywy, jest w swoich decyzjach bardzo zachowawczy i powtarzalny. A powtarzalność i przewidywalność to dawanie poważnych atutów do ręki defensywie. Jest zrozumiałe, że drużyna nie chce za bardzo obciążać Maca Jonesa w jego debiutanckim sezonie. Gra Trevora Lawrence’a czy Zacha Wilsona jest wystarczającym ostrzeżeniem. Jednak można chronić młodego rozgrywającego przy nieco większej kreatywności, tak w grze biegowej, jak podaniowej.

Co gorsza jest to wyraźnie celowe podejście. McDaniels pokazywał kilkakrotnie w tym roku, że w takim personalnym zestawieniu ofensywy jest w stanie konstruować ciekawe serie ofensywne, gdzie jedna akcja wynika z drugiej i wszystko to tworzy spójną całość. Nie przypadkiem jeszcze kilka lat temu był chwalony jako jeden z najlepszych playcallerów w NFL. W połączeniu z niechęcią Billa Belichicka do rozgrywania czwartych prób tworzy to ogólny schemat awersji do ryzyka.

Belichick to świetny szkoleniowiec. Nie mam co do tego wątpliwości, a najlepszym dowodem jest postawa Patriots w tym roku. Jednak bardziej kreatywny i agresywny placalling dawałby im większe szanse na wygraną. Co przy AFC bez faworyta mogłoby się skończyć znakomitym wynikiem. Taka porażka w sezonie zasadniczym boli, ale na dłuższą metę nie musi być decydująca. Jednak w playoffach nie będzie czasu na poprawę.

 

Czy ktoś chce wygrać NFC?

Na początku grudnia Cardinals byli głównymi faworytami do najlepszego bilansu w całej NFL. W ostatnim tygodniu stracili nie tylko pierwsze miejsce w konferencji, ale zagrożona jest dywizja, co jeszcze dwa tygodnie temu było nie do pomyślenia. W tej chwili tylko lepszy bilans spotkań w ramach dywizji pozwala im prowadzić w NFC West, ale przed nimi wyjątkowo trudna końcówka sezonu: wyjazdy do Indianapolis i Seattle oraz spotkanie na własnym stadionie z Cowboys. Każda kolejna przegrana może mieć kiepskie sutki. Raczej nie na miarę wypadnięcia z playoffów (choć i to teoretycznie jest możliwe), ale na miarę utraty dywizji.

Co gorsza słabsze końcówki sezonu stają się niepokojącym wzorem za kadencji Kliffa Kingsbury’ego. Jak na razie ta kadencja jest na tyle krótka, że to może być po prostu zbieg okoliczności. Niemniej w listopadzie i grudniu, gdy drużyny NFL powinny grać swój najlepszy futbol, Cardinals zostali bezlitośnie zlani przez dwójkę outsiderów. O ile porażkę z Panthers można jeszcze od biedy tłumaczyć licznymi urazami i Coltem McCoyem na rozegraniu, to ostatniej klęski z Lions wytłumaczyć nie sposób. Przypadkowa porażka w wyrównanym meczu może się zdarzyć każdemu. Ale ekipa z Arizony od początku do końca wyglądała jak zespół dwie klasy słabszy, a Kyler Murray ostatecznie stracił szanse na włączenie się do walki o MVP.

Ucierpiały też szanse dotychczasowego faworyta do tej nagrody – Toma Brady’ego. TB12 nigdy nie lubił grać przeciwko Seanowi Paytonowi. To jedyny trener, przeciwko któremu Brady ma ujemny bilans meczów w karierze. Jednak niedzielna klęska, co więcej klęska u siebie, była czymś wyjątkowym. Ofensywa prowadzona przez Brady’ego nie zdobyła nawet punktu. Zakończyło to serię 255 meczów ze zdobyczą punktową z rzędu, drugą najdłuższą w historii NFL i trwającą od 2006 r. Fenomenalny mecz defensywy pod wodzą Camerona Jordana zapewnił rozgrywającemu Buccaneers niezwykle frustrujący wieczór. Zniszczył tablet, naubliżał przy linii bocznej jednemu z trenerów Saints, jednak nic nie pomogło. Ofensywa drużyny z Nowego Orleanu nie spisywała się jakoś fantastycznie, ale na trzy kopnięcia z gry wystarczyło.

Bucs o dywizję nie muszą się martwić, choć teoretycznie Saints wciąż mogą ją jeszcze wygrać. Jednak perspektywa wolnego w pierwszej rundzie playoffów oddala się coraz bardziej. A co gorsza do postseason mogą wejść Saints, z którymi Brady przegrał cztery z pięciu meczów w barwach Buccaneers. Na pocieszenie fanów z Florydy – ten jedyny wygrany mecz miał miejsce w playoffach.

Na czoło konferencji wysunęli się Packers, pierwsza drużyna, która w tym roku zapewniła sobie udział w playoffach i zwycięstwo w dywizji. Trudno jednak powiedzieć, by zrobili to w wielkim stylu. Byli o krok od przegranej z Ravens, poszatkowanych przez urazy i COVID i prowadzonych przez rezerwowego rozgrywającego Tylera Huntleya, dla którego był to dopiero drugi start w karierze. Jeszcze na pięć minut przed końcem meczu Packers prowadzili 14 punktami, jednak imponująca pogoń Ravens została niemal uwieńczona sukcesem. Niemal, bo zabrakło skutecznego dwupunktowego podwyższenia do niespodziewanej wygranej Baltimore.

Atak Packers zagrał bardzo dobrze, ale obrona momentami była bezradna. Huntley zdobył dwa przyłożenia biegiem i podał na dwa kolejne. Dość łatwo zdobywał kolejne jardy, zwłaszcza jak już złapał rytm w drugiej połowie. Defensywa Green Bay miała utrudnione zadanie, bo do końca nie wiedzieli kto rozpocznie mecz w wyjściowym składzie, a do tego nie ma zbyt wielu nagrań meczów Huntleya w NFL. Jednak taka postawa przeciwko osłabionemu rywalowi powinna dać do myślenia Mattowi LeFleurowi.

Zostaje nam jeszcze czwarty lider dywizji, czyli Dallas Cowboys. Ale ci też nie przekonują. Co prawda grają lepiej niż w listopadzie, wygrali trzy spotkania z rzędu, ale w żadnym nie zachwycili. Bardzo dobrze spisuje się ich obrona, która w grudniu ma najlepsze EPA na akcję w całej NFL i jest wręcz bezkonkurencyjna pod względem obrony gry podaniowej. Z drugiej strony Tysom Hill, Tylor Heinicke i Mike Glennon do tytanów na rozegraniu nie należą. Fanów w Teksasie może za to martwić postawa ataku, który ma spore problemy w generowaniu jardów i punktów, a Dak Prescott po świetnym początku sezonu znacznie obniżył loty.

 

Odwróć tabelę, Jaguars na czele

Rosną szanse, że Jacksonville Jaguars drugi sezon z rzędu będą wybierali z #1 w drafcie. Póki co nie ma oczywistego kandydata do jedynki, jakim przed rokiem był Trevor Lawrence. Jednak dzięki sensacyjnej wygranej Lions nad Cardinals to właśnie Jags znaleźli się na czele „wyścigu” po pierwszy numer w drafcie. Według Football Outsider mają obecnie 67,1% szans na zakończenie sezonu z najgorszym bilansem w NFL. Znowu.

Absolutnie kluczowa była ich porażka w ostatnim tygodniu z Houston Texans, inną drużyną która pretenduje do miana najgorszej w NFL. Texans mogli zagrozić marszowi drużyny z Florydy po #1 w nadchodzącym drafcie, ale bezpośrednia wygrana zażegnała to niebezpieczeństwo.

 

Tydzień w skrócie:

1. Z notatnika medyka:

2. Z notatnika statystyka:

3. Pittsburgh Steelers pokonali Tennessee Titans dzięki fantastycznej postawie swojej defensywy. Wymusili aż cztery straty rywali, a mimo to Titans byli o krok od wygranej. Na 30 sekund przed końcem meczu Joe Hayden fantastycznie zatrzymał Nicka Westbrooka o jard od linii nowej pierwszej próby w sytuacji 4&7, co ostatecznie rozstrzygnęło mecz. Ofensywa Tennesse ma ogromne problemy bez swojej gwiazdy. I nie mam tu na myśli Derricka Henry’ego, bo gra biegowa funkcjonuje świetnie bez niego, a raczej A.J. Browna, bez którego kompletnie siadła gra podaniowa. Tymczasem atak Steelers wygląda katastrofalnie i Mike Tomlin musi pomyśleć o poważnych zmianach po tej stronie piłki w offseason.

4. Z porażki Ravens skorzystali Bengals, którzy zdołali pokonać Broncos i wyszli na prowadzenie w AFC North. W drugi dzień Bożego Narodzenia Ravens zmierzą się z Bengals w Cincinnati i będzie to mecz o kolosalnym znaczeniu dla szans obu tych ekip na wygranie dywizji i udział w playoffach.

5. Omicron w dalszym ciągu sieje spustoszenie w NFL. Liga robi wszystko, by nie odwoływać meczów. Zmiany w protokołach COVID-owych ułatwiają zaszczepionym zawodnikom szybszy powrót do drużyn. Dodatkowo zaszczepieni gracze będą testowani w praktyce wyłącznie gdy mają objawy, co powinno zmniejszyć liczbę graczy bez objawów, którzy lądują na liście COVID-owej.

 

Zostań mecenasem bloga:




Exit mobile version