Czwartkowy wieczór przyniósł sceny, których wolelibyśmy nie oglądać na boiskach futbolowych. Rozgrywający Miami Dolphins Tua Tagovailoa doznał ciężkiego wstrząśnienia mózgu i nie wiadomo czy i kiedy wróci do gry. Takie urazy są niestety wpisane w naturę tego sportu. Jednak w przypadku Tuy miało to miejsce zaledwie cztery dni po tym, jak doznał tajemniczej „kontuzji pleców”, która na pierwszy rzut oka wyglądała na uraz głowy. Czy zawiódł system, czyli concussion protocol, czy może człowiek?
Podsumujmy co wiemy na pewno. W niedzielę 25 września Miami Dolphins podejmowali Buffalo Bills. W drugiej kwarcie Tagovailoa został odepchnięty po podaniu przez defensora Bills i upadł na ziemię, uderzając tyłem głowy w murawę. Kiedy wstał, wyraźnie miał problemy z utrzymaniem równowagi i musiał oprzeć się na kolegach.
This is what happened to Tua Tagovailoa after his head hit the turf hard. Not sure how you let him back in.
(🎥 @EmmanuelAcho)pic.twitter.com/OiAJwaN5RI
— Ari Meirov (@MySportsUpdate) September 25, 2022
Zawodnik, który ma takie symptomy musi obowiązkowo przejść „polowe” testy pod kątem wstrząśnienia mózgu. Popularnie nazywa się je concussion protocol, choć tak naprawdę jest to nazwa procesu, które zawodnik ze zdiagnozowanym wstrząśnieniem mózgu musi przejść, by do gry wrócić. Sam diagnoza to „Concussion Game Day Checklist” i możecie ją znaleźć na oficjalnej stronie NFL.
Najczęściej zawodnik po wstrząśnieniu mózgu ma ograniczone możliwości poznawcze i otoczony jest osobami związanymi z klubem, w których interesie jest jego powrót do gry. Dlatego NFL i NFLPA (związek zawodowy zawodników NFL) wspólnie powołują Niezależnych Konsultantów Neurologicznych (Unaffilliated Neurotrauma Consultant, UNC), którzy pracują na każdym meczu NFL, a można ich rozpoznać po charakterystycznych niebieskich czapkach. UNC bierze udział w ocenie stanu zdrowia zawodnika i ma prawo zawetować decyzję o ponownym dopuszczeniu go do meczu.
Wróćmy do Tagovailoy w meczu z Bills. Zawodnik niespodziewanie powrócił na drugą połowę i walnie przyczynił się do dramatycznego zwycięstwa nad rywalem z dywizji. Jednak po zakończeniu spotkania NFLPA poinformowało, że wszczynają śledzto w sprawie dopuszczenia rozgrywającego Dolphins z powrotem do gry. Pikanterii całej sytuacji dodawał fakt, że Dolphins ponownie grali już w czwartek, a ich rywalami byli Cincinnati Bengals.
W trakcie meczu z Bengals Tua przyjął mocny sack, po którym nikt już nie miał wątpliwości co do wstrząśnienia mózgu. Kamery telewizyjne pokazały zbliżenie na zawodnika i jego „fencing response„, czyli nienaturalnie wyciągnięte ramiona, co wyraźnie wskazuje na ciężkie wstrząśnienie mózgu. Według aktualnego konsensusu medycznego osoba, która wcześniej doznała wstrząśnienia mózgu jest bardziej podatna na podobne konsekwencje kolejnych urazów. Innymi słowy jeśli miałeś wcześniej wstrząśnienie mózgu, to możesz go doznać znowu po uderzeniu, które u osoby bez przebytego wstrząśnienia skończyłoby się tylko guzem na głowie. Sytuacja wygląda jeszcze gorzej u osób, które nie doszły do siebie po poprzednim wydarzeniu.
To dlatego sprawa Tagovailoy budzi takie kontrowersje. Wstrząśnienie mózgu to poważny uraz. Poza krótkoterminowymi problemami neurologicznymi przynosi też długoterminowe negatywne konsekwencje, choć zakres tych zmian w długim terminie jest przedmiotem debat w środowisku naukowym. W skrajnie niekorzystnych wypadkach stanowi wręcz zagrożenie życia.
W piętek, dzień po meczu z Benglas, klubowy lekarz i UNC przypisany do meczu zostali przesłuchani, a w sobotę NFLPA podjęło jednostronną decyzję o rozwiązaniu umowy z UNC do czego mają pełne prawo. Dodatkowo we wspólnym oświadczeniu liga i związek zawodowy ogłosiły, że rozważane są zmiany w concussion protocol, a dokładniej w procedurze diagnozy w czasie meczu. Uwaga skupia się tu na terminie „gross motor instability”, czyli w wolnym tłumaczeniu „poważnych zaburzeniach ruchowych”. Taka sytuacja powinna skutkować natychmiastowym wykluczeniem zawodnika z dalszego udziału w meczu. Ale… No właśnie, obecna procedura zakłada wykluczenie gracza tylko, jeśli te zaburzenia zostaną uznane za coś o podłożu neurologicznym. Według oficjalnych informacji w meczu przeciwko Bills Tua doznał urazu pleców, co spowodowało jego problemy z poruszaniem się, a więc nie było to „podłoża neurologicznego”.
Cała sprawa jest bardzo niejasna i przypomina szukanie kozła ofiarnego.
Wydawałoby się, że UNC mógłby zostać zwolniony, gdyby postąpił wbrew procedurze. Innymi słowy mimo pozytywnego wyniku testu pozwolił graczowi wrócić na boisko. Tymczasem o niczym takim nie wiemy! NFLPA konkluduje, że lekarz został zwolniony w związku z „niezrozumieniem swojej roli” („failure to understand his role as UNC”) i „wrogości okazanej w śledztwie” („hostility during the investigation process”). Mogłoby się wydawać, że gdyby UNC naruszył procedury, to właśnie będzie główna przyczyna jego zwolnienia.
Pod tymi terminami można rozumieć wiele różnych rzeczy. Czy UNC uważał, że Tua ma wstrząśnienie mózgu, ale oddał decyzję w ręce lekarza klubowego? Czy miał wątpliwości, którymi się nie podzielił? Jednak w połączeniu z planowaną rewizją terminu „gross motor instability” pozwolę sobie postawić tezę, że NFLPA ma pretensje, że UNC nie zatrzymał Tuy w szatni, mimo że jego problemy z poruszaniem zostały zdiagnozowane jako problem mechaniczny (uraz pleców) a nie neurologiczny. Lekarz na pewno mógł to zrobić. Ale czy powinien? W końcu te procedury zostały ustalone, sprawdzone i przyjęte właśnie po to, by zgodnie z nimi postępować.
Jeśli UNC postąpił zgodnie z procedurą i dopuścił Tuę do gry, to procedurę należy zmienić, bo zawodnik absolutnie nie powinien na boisko wrócić. Jeśli jednak procedura jest dobra, a UNC pozwolił na powrót wbrew niej, to lekarza należy zwolnić. Oczywiście możemy założyć, że UNC procedury złamał, a całe wydarzenie unaoczniło konieczność jej uszczelnienia, ale, powtórzę, NFLPA ani słowem nie wspomniało o naruszeniu zasad. A co do „wrogości okazanej w śledztwie”, to też nie byłbym szczęśliwy, gdyby ktoś usiłował zrobić ze mnie kozła ofiarnego, bo postępowałem zgodnie z procedurą.
Nie ulega wątpliwości, ze musimy chronić zawodników przed nimi samymi. Zbyt wielu graczy ma długoterminowe problemy ze zdrowiem. Zbyt wielu kończyło kariery przedwcześnie. Wydaje mi się jednak, że w tej konkretnej sprawie zawiniło bardzo wiele osób i organizacji, a konsekwencje poniesie osoba, która niekoniecznie jest najbardziej winna.
Drużynę poznaje się po tym jak kończy
Niewiele brakowało, by Ravens mieli bilans 4-0 i byli powszechnie uznawani za najlepszą drużynę AFC. Jednak dwukrotnie zdołali wyrwać porażkę ze szponów zwycięstwa – i to dwukrotnie na własnym stadionie. Dwa tygodnie temu pozwolili Miami odrobić 21 punktów w czwartej kwarcie. W tym tygodniu comeback był nieco mniej dramatyczny, ale nie mniej bolesny. Po świetnym początku meczu prowadzili z Buffalo Bills 20:3 w drugiej kwarcie, by ostatecznie przegrać 20:23.
Ravens rozpoczęli mecz kompletnie dominując po obu stronach piłki, z kolei Bills zupełnie nie mogli się odnaleźć. Josh Allen został przechwycony już w pierwszej serii meczu, co dało rywalom pozycję startową tuż pod polem punktowym i relatywnie łatwe przyłożenie. Druga seria ofensywna Ravens była majstersztykiem – konsekwentnie przemaszerowali całe boisko. To nie było jedno dalekie podanie, czy jakiś przypadkowy bieg, tylko cała seria metodycznych, udanych akcji, konsekwentnie przesuwających piłkę do pola punktowego rywala. A gdy w kolejnej serii defensywa Baltimore wymusiła fumble na połowie rywala, wydawało się, że goście nie mają odpowiedzi.
Jednak Buffalo po raz kolejny pokazali, że są jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą drużyną w NFL, jeśli chodzi o zmiany podejścia w czasie meczu. Wielu szkoleniowców uparcie próbuje „grać swoje”, nawet gdy nie idzie. Tymczasem sztab Bills fantastycznie diagnozuje problemy w czasie meczu i wprowadza skuteczne korekty. Nie są to jakieś kolosalne zmiany, ale na tym poziomie czasem wystarczy lepiej dokręcić (lub poluzować) jedną śrubkę, by mechanizm funkcjonował znacznie lepiej.
Tym razem w ataku Bills zaczęli więcej biegać (a to najchętniej podająca drużyna w lidze), co poskutkowało 125 jardami w 25 akcjach biegowych. Z kolei w obronie zaczęli lepiej maskować stosowane krycie (częstsze rotacje z ustawienia z jednym cofniętym safety do gry z dwoma i odwrotnie) i puszczali więcej blitzów. Jednak najważniejszą zmianą mogła być kontuzja Rashoda Batemana. Co prawa nie odgrywał on dotąd jakiejś kolosalnej roli, ale gdy na boisku brakowało jego, rywale mogli się skupić na kryciu Davida Andrewsa, bo reszta receiverów Ravens nie stanowi znaczącego zagrożenia w grze jeden an jednego. To raczej gracze, którzy mogliby skorzystać ze skupienia uwagi obrony na kimś innym, niż zawodnicy potrafiący uwolnić się bez dodatkowego wsparcia.
Jedną z kluczowych serii była ta na koniec drugiej połowy. Bills odzyskali piłkę i w półtorej minuty zdołali rozegrać 11 akcji, przejść 76 jardów i zdobyć pierwsze swoje przyłożenie w meczu. Obrona Ravens tak bardzo skupiła się na zapobieganiu dalekim piłkom (prevent defense), że rywale kompletnie ich nie potrzebowali do ekspresowego pokonania niemal całego boiska. Mimo to mieli też sporo szczęścia – linebacker Patrick Queen dostał podanie od Allena prosto w ręce, ale nie zdołał utrzymać piłki.
W drugiej połowie atak Ravens miał ogromne problemy. Brak Batemana czy coś więcej? Na pewno nie pomogła fatalna pogoda z deszczem i wiatrem, ale Bills zmagali się dokładnie z tym samym problemem, a jednak zdołali poprawić swoją grę.
Mimo wszystko Baltimore byli o krok, by rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. Na początku czwartej kwarty rozpoczęli serię ofensywną, która zdjęła z zegara meczowego 9,5 minuty, przemierzyła 93 jardy i skończyła się… stratą. Co gorsza mieli 2&goal na jeden jard od pola punktowego, a jednak nie zdołali zdobyć punktów. Wydaje się, ze ich zagrywki były zbyt przewidywalne. W czwartej próbie nastąpiła katastrofa. Wszyscy receiverzy Jacksona zostali pokryci. Gdy rozgrywający uciekał przed pass rushem, w polu punktowym zdołał uwolnić się Devin Duvernay, jednak mocno spóźnione podanie Jacksona skończyło się przechwytem rywali. Oznaczało to touchback i Ravens dostali piłkę na własnym 20. jardzie. W kolejnej serii zdobyli decydujące punkty kopnięciem z 21 jardów.
Można się zastanowić, czy w samej końcówce spotkania nie należało jednak brać punktów. John Harbaugh wyjaśnił to na pomeczowej konferencji prasowej. Jeśli sztab popełnił błąd to w doborze całej serii zagrywek w końcówce serii ofensywnej, nie w decyzji by grać 4. próbę. Tym co diametralnie odmieniło sytuację (a o czym nie mogli wiedzieć decydując na grę w 4. próbie) był touchback, który był rezultatem przechwytu. Gdyby Jackson wyrzucił piłkę w trybuny, Bills zaczynaliby z własnego 2. jarda. Pozornie te 18 jardów to niewielka różnica – kickerzy NFL kopią z 39 jardów z podobną skutecznością jak z 21. Jednak to nie do końca oddaje sytaucję.
Granie z własnego 2. jarda daje ofensywie ujemne EPA. Oznacza to, że większe szanse na zdobycie kolejnych punktów ma obrona! I nie chodzi tu tylko o możliwe safety. W takiej sytuacji playcalling jest bardziej zachowawczy, właśnie po to, by safety uniknąć. Często kończy się to 3&out, bo atak bardziej skupia się na uniknięciu ryzyka niż na zdobyciu nowej pierwszej próby. Wypuszczenie Bills z zabójczej pułapki jaką jest zaczynanie akcji tuż pod własnym polem punktowym, było warte znacznie więcej niż 18 jardów.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną ciekawostkę. Gdy Bills zdobyli kolejną pierwszą próbę, Ravens (bardzo rozsądnie) postanowili ich wpuścić do pola punktowego. Z punktu widzenia szans na zwycięstwo lepiej przegrywać 7 punktami i mieć prawie 2 minuty na wyrównanie, niż przegrać 3 punktami po kopnięciu w ostatniej akcji meczu. Tylko że ktoś zapomniał o tym powiedzieć Odafe Owehowi, który powalił na ziemię Devina Singletary’ego na 3 jardy od pola punktowego, co umożliwiło Bills spalenie zegara do końca meczu.
Czy kolejna porażka Ravens w dramatycznych okolicznościach wskazuje na to, że nie potrafią zamykać spotkań? Niekoniecznie. Wydaje mi się, że kluczem są te modyfikacje w taktyce wprowadzane w trakcie meczu. Z jakiegoś powodu drużyna z Baltimore ma problemy z reagowaniem na takie zmiany w grze rywala. To nie może cieszyć fanów tej ekipy, ale nie jest to powód do rozpaczy. To wciąż świetna drużyna i z pewnością nie powiedzieli ostatniego słowa. Mecze na styku nie są dobrym prognostykiem na przyszłość, jednak nie należy zapominać, ze w tabeli na koniec sezonu porażka jest porażką.
Tydzień w skrócie:
1. Z notatnika statystyka:
- Po siedmiu latach i 50 meczach New York Jets skończyli serię bez dwóch wygranych meczów z rzędu na wyjeździe. To była najdłuższa trwająca seria w NFL.
- Aaron Rodgers (Green Bay Packers) zaliczył podanie na TD nr 500 w karierze (licząc razem sezon zasadniczy i playoffy). To piąty taki wyczyn w historii NFL.
- Spotkanie Minnesota Vikings i New Orleans Saints było setnym meczem NFL rozegranym poza granicami USA (licząc z meczami przedsezonowymi)
- Philadelphia Eagles są pierwszą drużyną od 1995 r. z 10 przyłożeniami biegowymi w pierwszych czterech meczach sezonu.
- Mecz Seattle Seahawks i Detroit Lions był drugim w historii NFL, w którym padło w sumie min. 90 punktów i min. 1075 jardów.
2. Z notatnika medyka:
- WR Javonte Williams (Broncos) – zerwane więzadło ACL, koniec sezonu
- S Lewis Cine (Vikings) – złamana noga, możliwy koniec sezonu
- TE Drew Sample (Bengals) – uraz kolana, koniec sezonu
- EDGE Joey Bosa (Chargers) – po kontuzji pachwiny został umieszczony na liście kontuzjowanych jeszcze przed niedzielnymi meczami, co oznacza minimum cztery tygodnie przerwy
- EDGE Randy Gregory (Broncos) – uraz kolana, 4-6 tygodni przerwy
3. Geno na MVP? Trochę przesadzam, ale tylko trochę. Rozgrywający Seattle Seahawks Geno Smith notuje fenomenalny początek sezonu. Jest 3. w passer ratingu, 5. w QBR, 7. w ANY/A, 5. w EPA/akcję, 3. w DYAR i 2. w DVOA. To głównie zasługa fantastycznej skuteczności. Jego 77,3% celnych podań to najwyższy wynik w historii po czterech meczach (min. 125 podań). Co więcej to nie zasługa samych screenów. Wg rbsdm.com ma absurdalne CPOE: 12,4. To znaczy, że jego skuteczność podań jest o 12,4 pkt. proc. wyższa, niż można by oczekiwać biorąc pod uwagę sytuację na boisku.
4. W starciu dwóch ekip, które potrzebowały potwierdzenia dobrego początku sezonu, górą Phildelphia Eagles. W ulewnym deszczu Jacksonville Jaguars szybko wyszli na prowadzenie 14:0, ale potem zostali kompletnie zabiegani przez rywali – Orły zanotowały 210 jardów po ziemi, a Miles Sanders w świetnym stylu wybiegał 134 jardy i 2 TD. Najsłabszy mecz w sezonie rozegrał Trevor Lawrence. Rozgrywający Jags zanotował zaledwie 5,5 jarda/próbę netto, a co gorsza został pierwszym zawodnikiem w historii NFL z czterema straconymi fumble w jednym meczu (choć gwoli uczciwości jedno z nich to nieudany snap).
5. W meczu w Londynie doszło do niespotykanej sytuacji z udziałem kickera. Najbardziej niespotykane było, że to nie kicker Vikings zawalił sprawę. New Orleans Saints mieli okazję wyrównać mecz w ostatniej sekundzie, ale 61-jardowe kopnięcie Wila Lutza odbiło się od słupka, poprzeczki i ostatecznie nie wpadło do bramki.
6. Aaron Rodgers zaczął spotkanie z Patriots od jednej z najsłabszych połów w karierze – 4/11, 44 jardy i pick-six. Jednak w drugiej połowie był fenomenalny i to wystarczyło do wygranej Packers po dogrywce. W barwach Patriots zadebiutował Bailey Zappe i został pierwszym tegorocznym debiutantem z podaniem na przyłożenie.
7. Kansas City Chiefs rozwiewają przedsezonowe wątpliwości co do stanu ich ofensywy. Tom Brady zagrał najlepszy mecz w sezonie, ale Chiefs i tak pewnie wygrali w Tampie i gdyby nie seria kompromitujących błędów przeciwko Colts, mieliby na koncie komplet wygranych.
8. Czy Justin Fields usiłuje zrobić sobie krzywdę? Rozgrywający Miśków ma na koncie najmniej wykonanych podań spośród rozgrywających z czterema meczami na koncie, ale jest 2. pod względem liczby przyjętych sacków. Daje mu to oszołamiający wskaźnik 19,3% akcji podaniowych zakończonych sackami. Przed rokiem również był liderem NFL, ale wskaźnik wyniósł „tylko” 11,8%. Dla porównania Joe Burrow przed rokiem był sackowany w 8,9% akcji podaniowych, a w tym roku jest to 9,3%. Czy to wina linii ofensywnej Chicago? Według metryki Pass Blocking Win Rate linia ofensywna Bears wygrywa w 64% przypadków, co daje im kolektywnie 10. miejsce w lidze, ex-equo z linią Seahawks. Geno Smith bierze sacki w 4,3% akcji podaniowych.
Zostań mecenasem bloga: