Site icon NFL Blog

NFL Playoffs 2023: Philadelphia Eagles kontra Kansas City Chiefs w Super Bowl LVII

Niestety finały konferencji dopasowały się poziomem do całych tegorocznych playoffów. Finał NFC już w pierwszej połowie ustawiła kontuzja Brocka Purdy’ego. W finale AFC emocji nie brakowało, ale głównie ze względu na błędy obu ekip, a rzeczywiście błyskotliwe zagrania można było policzyć na palcach jednej ręki.

 

San Francisco 49ers – Philadelphia Eagles 7:31

Finał NFC zakończył się na 7 minut przed końcem pierwszej kwarty. To wtedy po sacku Haasona Reddicka urazu łokcia doznał rozgrywający Niners Brock Purdy. Mimo zabiegów fizjoterapeutów musiał opuścić boisko. W poniedziałek powinien przejść rezonans i/lub USG, które wykażą na ile ucierpiał staw i więzadła i czy będzie potrzebna operacja.

Fani NFL świetnie wiedzą, że drużyna z Kalifornii już dwa razy w ciągu tego sezonu musiała zmieniać kontuzjowanych quarterbacków i za każdym razem udawało się utrzymać lub nawet poprawić grę ofensywy. Nie tym razem. Zmiennikiem Purdy’ego był Josh Johnson, zawodnik, który od 2008 r. zmieniał klub 23 razy, licząc wszystkie ruchy w offseason oraz przygody w AAF i XFL. I choć jest to gracz ceniony w lidze za dobre wypełnianie obowiązków rezerwowego rozgrywającego (stąd 49ers ściągnęli go do klubu na początku grudnia), to jednak poziom jego gry nie przystawał do finału konferencji i to nie przystawał zdecydowanie.

Warto zwrócić uwagę, że mimo tak niekorzystnego obrotu spraw 49ers nie rzucili od razu ręcznika. Defensywa zdołała wymusić punt Eagles w trzech kolejnych seriach ofensywnych i kompletnie zatrzymała grę biegową rywala. Wytrzymali, gdy Orły dostały piłkę niemal na środku boiska po fumblu Purdy’ego, niemal złapali Jalena Hurtsa na safety i dwa razy podarowali własnej ofensywie piłkę w okolicy 50. jarda. Atak zdołał nawet zapunktować i wyrównać mecz. Główne zasługi miał tu Christian McCaffrey, który zdobył w tamtej serii 44 z 46 jardów i przyłożenie po fantastycznym biegu, choć niemałe również defensorzy Philly, którzy uznali, że nie potrzebują używać rąk w kolejnych próbach powalenia biegacza SF.

Niestety nawet najlepsza defensywa nie zdoła zatrzymać drużyny klasy Eagles przez cały mecz. Najpierw pozwolili na 75-jardową serię na przyłożenie, gdzie ewidentnie pękli pod presją: aż trzy z sześciu nowych pierwszych prób było efektem kar za kolejne przewinienia obrony i to kar, w których trudno dopatrywać się sędziowskiej złośliwości.

Na domiar złego tuż przed końcem pierwszej połowy Johnson zgubił snap. O ile z reguły w takiej sytuacji mamy jakąś kombinację błędu centra i rozgrywającego, o tyle tutaj rezerwowy rozgrywający po prostu nie złapał dobrego podania od centra. Piłkę odzyskali gospodarze i powiększyli swoją przewagę do dwóch posiadań piłki przed przerwą.

By domknąć ten katastrofalny dzień w pierwszej serii po przerwie zsackowany (zgodnie z przepisami) Johnson uderzył głową w murawę i doznał wstrząśnienia mózgu. Na boisko musiał wrócić Purdy, ale jego łokieć pozwolił mu jedynie na wręczanie piłki running backom i podania przed linię wznowienia akcji. Shanahan próbował ordynować różne kombinowane akcje biegowe, ale Eagles, wiedząc, że nie muszą bać się podań, nie pozwolili na zbyt wiele.

Można się zastanowić, czy jakaś forma wildcata, czyli ustawienia na rozegraniu nominalnego running backa, nie byłaby lepszym pomysłem. Jednak, jak słusznie zauważył na Twitterze Geoff Schwartz, drużyna musiałaby mieć opracowane i przećwiczone przynajmniej kilka zagrywek z tej pozycji. Poza pojedynczymi zmyłkowymi akcjami na McCaffreya Niners nie mieli czegoś takiego w playbooku i, prawdę mówiąc, nie mieli specjalnych powodów, by to wcześniej ćwiczyć.

Efektem był kompletny pogrom. Trudno tu nawet specjalnie chwalić Eagles. Jasne, wygrali przekonująco, ale po prostu wykorzystali kompletną bezradność rywala w ataku. Wyróżnić można jedynie Reddicka, który szalał w pass rushu w pierwszej połowie. To oczywiście nie znaczy, że Eagles na wygraną nie zasłużyli czy że byli słabym zespołem. Nie było potrzeby, by wspinali się na wyżyny swoich możliwości. Zrobili co do nich należało i zasłużenie zagrają w Super Bowl.

Ogromna szkoda, że ten sezon potoczył się tak pechowo dla drużyny z San Francisco. Wykazali się wyjątkową odpornością – weszli do finału konferencji z trzecim rozgrywającym, co nie udałoby się żadnej innej drużynie w NFL. Mało która zdołałaby tego dokonać z nominalnym rezerwowym. Mało która drużyna w NFL ma plan C na rozegraniu, a 49ers zostali zmuszeni do sięgnięcia do planu D i E. Szkoda tym bardziej, że stanowili bardzo mocny, wszechstronny zespół, który grał przyjemny dla oka futbol. Teraz czeka ich bardzo trudna decyzja w offseason – czy postawić na Purdy’ego, czy dać jeszcze jedną szansę Trayowi Lance’owi, na którego poświęcili trzy wybory w pierwszej rundzie draftu?

 

Cincinnati Bengals – Kansas City Chiefs 20:23

Zgodnie z tradycją rywalizacji Chiefs z Bengals w ostatnich latach drużyna z Kansas City wyszła na dwucyfrowe prowadzenie, po czym pozwoliła rywalowi na odrobienie strat. Tym razem jednak zdołali wytrzymać napór rywala i ostatecznie wyszli z tej rywalizacji zwycięsko.

Początek meczu wyglądał, jakby Chiefs mieli dominować. Poskładana z rezerwowych linia ofensywna Bengals pękała raz za razem, a zbyt długo trzymający piłkę Joe Burrow został zsackowany trzy razy w pierwszych ośmiu akcjach ofensywnych. Frank Clark i Chris Jones siali spustoszenie na „zapleczu” Cincinnati, a goście skończyli pierwszą kwartę z -10 jardami netto. Szczęście w nieszczęściu rywale nie zdołali odskoczyć i swoją miażdżącą przewagę w pierwszej kwarcie zamienili zaledwie na dwa kopnięcia z pola.

Od drugiej kwarty gra gości uległa zmianie. Burrow lepiej unikał pass rushu, a linia ofensywna dostała więcej wsparcia. Zdołali zmontować długą serię ofensywną, ale utknęli w red zone i musieli zadowolić się trzema punktami. Pod koniec drugiej kwarty wydawało się, ze jest po meczu. Najpierw Chiefs wreszcie zdobyli przyłożenie, gdy w sytuacji 4&1 Mahomes znalazł podaniem w polu punktowymi Travisa Kelce, a kilka akcji później fatalny przechwyt rzucił Burrow. Tu jednak na wysokości zadania stanęła obrona Bengals. Choć rywale dostali piłkę na 39. jardzie atakowanej połowy, Tygrysy nie pozwoliły im przesunąć się nawet o jard i zmusiły do puntu. Dzięki temu gościom udało się zamknąć pierwszą połowę kolejnym kopnięciem z gry.

W drugiej odsłonie Bengals zdołali wyrównać. Najpierw świetnym chwytem nad głowami obrońców popisał się Tee Higgins, a kilka minut później jeszcze bardziej efektownie piłkę złapał Ja’Marr Chase w sytuacji 4&6. W międzyczasie coraz większe problemy miał Patrcik Mahomes. Początek meczu mógłby sugerować, że ze skręconą tydzień temu kostką już w porządku. Jednak wystarczyło się uważniej przyjrzeć, by zorientować się, że choć w kieszeni operował normalnie, to miał spore problemy, gdy musiał opuścić tą przestrzeń. Po kilku uderzeniach i zrywach w drugiej połowie zaczął coraz mocniej utykać, a na domiar złego przydarzyło mu się kuriozalne fumble – piłka wypadła mu po prostu z rąk, mimo że żaden obrońca na niego nie naciskał.

Końcówka meczu zmieniła się w festiwal błędów i wątpliwych decyzji. Najpierw Joe Burrow, mający 2&3 na włąsnej połowie, uparł się, by wygrać mecz jednym podaniem. Pierwsze było po prostu niecelne, ale drugie padło łupem obrony. Jasne, można mówić, że punt nie byłby dużo lepszym rozwiązaniem – Chiefs zaczynali z własnego 18. jarda – ale dla mnie wątpliwy był sam pomysł dwóch z rzędu dalekich podań w tej sytuacji, zwłaszcza że żaden z receiverów będących celem tych piłek nie miał zbyt wiele wolnego miejsca.

W kolejnej serii Chiefs mieli 4&8 na 37. jardzie połowy Bengals na 2,5 min. przed końcem meczu. Przypominam, że wciąż był remis. Mogli próbować rozgrywać czwartą próbę, mogli próbować 55-jardowego kopnięcia z gry. Oba te rozwiązania dawały większe prawdopodobieństwo wygranej niż oddanie rywalowi piłki puntem, na co ostatecznie zdecydował się Andy Reid. Harrison Butker nie ma za sobą najlepszego sezonu, do tego trafił tylko 3 z 7 kopnięć na dystansie powyżej 50 jardów, ale trafił już w tym roku z 62 jardów, a w każdym z trzech poprzednich sezonów miał na koncie kopnięcia z ponad 55 jardów. Warunki pogodowe nie były może najbardziej sprzyjające kopnięciom, ale nie przestaje mnie zdumiewać, że drużyny walczące o mistrzostwo mogą mieć kopaczy, którym nie ufają na dystansie powyżej 50 jardów.

Bengals dostali kolejną szansę, zdołali nawet konwertować 3&16, jednak kolejny kluczowy sack w trzeciej próbie zmusił ich do odkopnięcia. Przy 41 sekundach na zegarze i jednym timeoucie pozostałym Chiefs, zapowiadało się, że dojdzie do dogrywki. Jednak najpierw special teams pozwoliły na 29-jardową akcję powrotną, a chwilę później Joseph Ossai, rozgrywający do tej pory świetny mecz, pchnął Patricka Mahomesa wychodzącego na aut, co skończyło się 15-jardową karą i umożliwiło Butkerowi zdobycie zwycięskich punktów z 45 jardów.

Gdyby nie ten faul, Butker musiałby kopać z 60 jardów lub gospodarze zostaliby zmuszeni do „zdrowaśki” z 42. jarda. Można się zżymać, że to była „miękka” flaga, ale przepisy są tu jasne. Nim doszło do kontaktu, Mahomes postawił obie stopy poza boiskiem, jest więc chroniony. Nie była to kolizja z zawodnikiem, który za wszelką cenę próbuje zahamować, tylko normalne powalenie. W takiej sytuacji był to potężny błąd. Nie była to jedyna pomyłka, która ostatecznie kosztowała Bengals przedwczesne zakończenie sezonu, ale był to łatwy do uniknięcia błąd mentalny. Takie bolą najbardziej.

Bengals nie udało się awansować do drugiego z rzędu Super Bowl. Paradoksalnie tegoroczna drużyna była lepsza od zeszłorocznej, ale zabrakło tego łutu szczęścia, który musi mieć każdy zespół walczący o najwyższe cele. Niemniej przyszłość drużyny z Joe Burrowem rysuje się w jasnych barwach.

Mimo kłopotów Chiefs awansowali do Super Bowl. Więcej o nadchodzącym finale w kolejnych dniach, także zapiszcie się koniecznie na alerty o nowych tekstach, klikając na czerwoną ikonę z dzwonkiem w prawym dolnym rogu strony.

 

Zostań mecenasem bloga:




Exit mobile version