Kontrakt Deshauna Watsona był mocno wątpliwy z moralnego punktu widzenia, ale dla wielu graczy NFL stanowił nadzieję na usunięcie niegwarantowanych umów. Niestety dla zawodników właściciele klubów konsekwentnie traktowali go jako aberrację. Kolejne wielomilionowe kontrakty ustawiają finansowo czołowych rozgrywających na resztę życia, ale ich struktura to zwycięstwo managerów nad zawodnikami. Zwłaszcza w przypadku Hurtsa, którego umowa ma strukturę wyjątkowo przyjazną drużynie.
Najczęściej przy umowach o pracę to pracodawca jest stroną o silniejszej pozycji. Dlatego w większości cywilizowanych krajów ustawodawstwo chroni bardziej pracobiorcę niż pracodawcę. Niezależnie jednak od konkretnych regulacji w większości krajów umowa powinna być honorowana zarówno przez firmę jak pracownika. Jeśli umowa jest podpisana na czas określony, to obowiązuje to obie strony. Jeśli pracodawca może wypowiedzieć umowę, to może to zrobić również pracownik. W większości wypadków pracodawca może zwolnić pracownika i zatrudnić na jego miejsce kogoś tańszego lub o lepszych kwalifikacjach (lub jedno i drugie), ale i pracownik może odejść do pracodawcy, który zaoferuje lepsze warunki. A okresy wypowiedzenia są z reguły symetryczne – jeśli np. jest to miesiąc, to obowiązuje on obie strony umowy, niezależnie od tego, kto jest stroną wypowiadającą.
Ta symetryczność kompletnie nie obowiązuje w przypadku kontraktów NFL. Klub w każdej chwili może zerwać jednostronnie umowę, ale zawodnik nie ma żadnej możliwości jej wypowiedzenia i zmiany pracodawcy. Może co najwyżej zupełnie zrezygnować z gry w NFL, co w praktyce oznacza rezygnację z gry w futbol. Jeśli umowa zostaje zerwana przez drużynę, oznacza to kres wszystkich zobowiązań wobec zawodnika, które nie są objęte pełnymi gwarancjami. Co roku z rynku „wyparowują” setki milionów dolarów z niegwarantowanych umów, które zrywane są przez kluby przed ich zakończeniem.
O ile niemożność zmiany pracodawcy w trakcie trwania umowy jest standardowym rozwiązaniem w przytłaczającej większości lig sportowych, o tyle tak duża asymetria zobowiązań jest zjawiskiem unikalnym dla NFL. W pozostałych dużych amerykańskich ligach zawodnik ma gwarancję, że otrzyma pieniądze przewidziane w umowie. W NFL bez pełnych gwarancji gracze są zwalniani na ostatnich latach umów lub zarabiają mniej niż mogliby dostać na rynku.
Jak wyglądają gwarancje w innych ligach?
W koszykarskiej NBA zdecydowana większość umów jest gwarantowana. Nie wynika to z CBA (zbiorowego układu pracy), raczej jest pewnym zwyczajem, którego przestrzegają obie strony. Warto jednak zauważyć, że salary cap w NBA jest „miękkie”, to znaczy można je przekroczyć kosztem specjalnego podatku wpłacanego do ligowej kasy (luxury tax). Nawet zwolniony zawodnik otrzymuje pełną kwotę zapisaną w umowie. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy obie strony uzgodnią buyout – to sytuacja, gdy zawodnik jest zwalniany, a drużyna płaci tylko część pieniędzy przewidzianych w umowie. Dotyczy to głównie starszych weteranów w ostatnich latach wielomilionowych umów. Dlaczego zawodnik miałby się na to zgodzić? Z reguły alternatywą jest siedzenie na ławce rezerwowych lub „w cywilu” na trybunach. Wielu tych koszykarzy zarobiło już duże pieniądze w karierze i są skłonni zrezygnować z części, by zmienić klub na taki, gdzie będą mogli spędzać więcej minut na parkiecie.
W baseballowej MLB kontrakty dla zawodników, którzy wejdą do ostatecznego 26-osobowego składu są w pełni gwarantowane. Jedynym wyjątkiem jest buyout związany z opcją dla drużyny. Załóżmy, że zawodnik ma przewidzianą w umowie opcję dla zespołu na ostatni rok na 10 mln z 2 mln buyoutu. Oznacza to, że drużyna może wydłużyć umowę o rok i w tym czasie zapłaci swojemu zawodnikowi 10 mln albo może zapłacić mu tylko 2 mln, a kontrakt wygaśnie rok wcześniej. Jednak lata „nieopcyjne” są w pełni gwarantowane.
W hokejowej NHL kontrakty również są w pełni gwarantowane. Istnieją od tego dwa wyjątki. Pierwszy to buyout. Choć nazywa się tak samo jak procedura w NBA i MLB, działa inaczej. Jest to opcja dla klubu, który może zwolnić zawodnika wypłacając mu 1/3 należnej pensji (jeśli gracz ma mniej niż 26 lat) lub 2/3 przewidzianych w umowie pieniędzy (jeśli ma więcej niż 26 lat). Haczyk: zawodnik po buyoucie będzie się liczył przeciwko salary cap dwukrotnie dłużej niż „normalnie”. To sprawia, że ta procedura jest rzadko wykorzystywana. Na około 800 graczy w lidze spotyka to kilkunastu rocznie.
Każdy kontrakt może zostać zerwany bez odszkodowania, jeśli zawodnik nie przestrzega jego postanowień, np. pojawi się na obozie przedsezonowym z ogromną nadwagą, zostanie przyłapany na dopingu, pojawi się w pracy pijany itp. Ale nie różni się to od zwolnienia dyscyplinarnego w każdym innym miejscu pracy.1
Dlaczego zawodnicy NFL nie mają gwarantowanych umów?
Przede wszystkim wynika to z relatywnie niewielkiego znaczenia poszczególnych zawodników. Około połowa z nich gra za pensję minimalną i nie znają dnia ani godziny – na ich miejsce czekają dziesiątki chłopaków, którzy marzą o swojej szansie i zrobią wszystko by podpisać niegwarantowaną umowę na kwotę minimalną. Gwarancje w umowach nielicznych weteranów, którzy mogą się nimi pochwalić, rzadko sięgają poza drugi rok umowy, co jest relatywnie niewielkim ustępstwem ze strony klubu, jako że pierwsze lata są z ich punktu widzenia najmniej ryzykowne – szansa że forma zawodnika radykalnie zjedzie tuż po podpisaniu umowy jest niewielka.
Jedynymi, którzy mogą wywalczyć w pełni gwarantowaną umowę i zmienić podejście ze strony drużyn NFL są najlepsi rozgrywający. Jednak na ich drodze stają wszystkie sposoby, w jaki ich drużyny mogą ich kontrolować – na czele z franchise tagiem. Wielu zawodników skłonnych jest wziąć duże pieniądze leżące na stole przed wygaśnięciem poprzedniej umowy, a nie nadstawiać karku (i konta w banku) dla dobra kolegów jedynie za „Bóg zapłać”. I trudno im się dziwić.
Jalen Hurts – struktura przyjazna klubowi
Kontrakt Hurtsa z Eagles reklamowany jest jako umowa na 255 mln płatne w pięć lat. Tylko że mówimy tu o „nowych” 255 mln i „nowych” pięciu latach. Rozgrywający Orłów miał jeszcze rok ważnej umowy na 2 mln dolarów. Dzięki nowemu kontraktowi dostanie pieniądze znacznie wcześniej, co przekłada się na korzystniejszą dla klubu umowę, a w praktyce 257 mln płatne w sześć lat.
Poniższe podsumowanie kontraktu pochodzi ze strony spotrac.com
Jak możecie zobaczyć konstrukcja umowy pozwala na maksymalnie obniżenie obciążenia salary cap. Z jednej strony mamy aż cztery „puste”, co pozwala na wypchnięcie obciążenia w bliżej nieokreśloną przyszłość. Co więcej w kolejnych latach Hurts otrzyma jedynie pensję minimalną, właściwa wypłata będzie miała postać bonusów, które łatwo „rozsmarować” po salary cap. Paradoksalnie taka struktura może być też korzystniejsza dla zawodnika – z każdym bonusem wchodzącym w życie na jego umowie będzie gromadziło się coraz więcej „martwych dolarów” utrudniających lub wręcz uniemożliwiających zwolnienie go.
Nie przywiązujcie się też do kwoty w pozycji „dead cap” na grafice od Spotraca. Obejmuje ona jedynie już obowiązujące pełne gwarancje (110 mln), ale co roku będą wchodziły w życie kolejne gwarancje kaskadowe, w sumie na niemal 70 mln dolarów. Dzięki temu Eagles nie muszą „mrozić” pieniędzy w funduszu powierniczym, a Hurts ma 99% pewności, że pieniądze zostaną mu wypłacone.
Innym ustępstwem Hurtsa jest cashflow. W ciągu pierwszych dwóch lat na jego konto wpłynie 64,3 mln dolarów (brutto), co jest dopiero 10. wartością wśród rozgrywających, w ciągu trzech lat będzie to 106,3 mln (8.), ale w cztery lata przesunie się na 5. pozycję (157,3 mln), przy czym w przypadku wyprzedzających go Daka Prescotta i Daniela Jonesa mówimy o niegwarantowanych pieniądzach.
Struktura jest bardzo korzystna dla Eagles z punktu widzenia salary cap i wydawanej gotówki, ale Hurts może też liczyć na ogranie umowy do końca lub jej wcześniejsze przedłużenie. Gdyby obecny kontrakt wygasł po sezonie 2028, jak przewiduje na ten moment, 86,5 mln dolarów pozostanie jako martwe pieniądze na sezon 2029. Co prawda wówczas będzie to znacząco niższy odsetek salary cap niż obecnie, ale rozstanie z Hurtsem będzie na krótką metę bardzo bolesne z punktu widzenia limitu płac. I to główna korzyść, jaką wywalczył sobie zawodnik.
Lamar Jackson super agent
Rozgrywający Ravens negocjował umowę bez tradycyjnego agenta, ale poradził sobie znakomicie. Co prawda musiał zrezygnować z pełnych gwarancji, ale to jedyne większe ustępstwo z jego strony.
Poniższe podsumowanie kontraktu pochodzi ze strony spotrac.com
Lamar nie tylko otrzymał najwyższy bonus za podpisanie umowy w historii – 72,5 mln – o 6,5 mln więcej niż Dak Prescott, ale ma też najlepszy trzyletni cashflow w historii – 157 mln – o 7 mln więcej niż Aaron Rodgers i o 50 mln więcej niż Jalen Hurts. Co więcej jego 260 mln w pięć lat to faktycznie taka kwota i taki zakres czasowy, bo w przeciwieństwie do Hurtsa nie miał już żadnych „resztek” z poprzedniego kontraktu. Dodatkowo wywalczył sobie nie tylko zakaz transferów (standard w przypadku topowych rozgrywających), ale i zakaz używania wobec niego franchise tagu, co potężnie wzmacnia jego pozycję negocjacyjną, gdy przyjdzie do uzgadniania nowej umowy za niecałe pięć lat. 185 mln praktycznych gwarancji to drugi wynik w historii, ustępujący tylko 230 mln Watsona.
Warto zwrócić uwagę na dwa ostatnie lata – wówczas Jackson ma potężną, niegwarantowaną pensję (choć część 2026 r. staje się gwarantowana w marcu 2025). Oznacza to, że Ravens będą mogli „wymigać się” od umowy na dwa sposoby – zwolnić go przed marcem 2025 kosztem niemal 90 mln martwych dolarów i z finansowego punktu widzenia jest tragedią albo oddać go w wymianie za jego zgodą (klauzula zakazu transferów). Znacznie bardziej prawdopodobnym rozwiązaniem są restrukturyzacje pensji na 2026 i 2027 r. z dodaniem kolejnych „pustych” lat, co zwiększy ciężar martwych dolarów na 2028 r. i jeszcze wzmocni jego pozycję negocjacyjną.
Prawdę mówiąc Lamar bez agenta wywalczył sobie jeden z najlepszych (dla zawodnika) kontraktów w historii NFL. Brak pełnych gwarancji nadrabia korzystną strukturą, szybkim wpływem pieniędzy na konto i fantastyczną pozycją negocjacyjną przed kolejną rundą rozmów za cztery lata.
Niestety oznacza to, że ligowe „doły” dalej co roku będą musiały z frustracją żegnać się z niegwarantowanymi milionami.
Zostań mecenasem bloga: