Site icon NFL Blog

NFL, tydzień 14 – Zmiana warty w NFC East

Na początku sezonu Philadelphia Eagles wygrywali mecz za meczem, mimo kilku widocznych problemów. Dallas Cowboys grali nierówno, przeplatając dobre mecze słabymi. Jednak niedzielne lanie, które Orły zebrały w Teksasie pokazuje, że w dywizji jest nowy dominator. Z tygodnia na tydzień aktualni mistrzowie NFC grają słabiej, a Kowboje coraz lepiej.

W podsumowaniu tygodnia sprawdzimy czy Patrick Mahomes i Andy Reid mieli uzasadniony żal do sędziów oraz skąd wziął się elektryzujący mecz Vikings i Raiders. Zaczniemy jednak od starcia o prymat w NFC East.

 

Każdy kto oglądał starcie Eagles z Cowboys widział która z drużyn była lepsza tego dnia, nawet jeśli nie ma większego pojęcia o futbolu. Dla Orłów była to druga zdecydowana porażka z kluczowym rywalem do prymatu w konferencji po ubiegłotygodniowym laniu, jakie zebrali od 49ers. Porażki z czołowymi rywalami, zwłaszcza na wyjazdach, nie są czymś zupełnie niespodziewanym. Jednak w żadnym z tych spotkań Eagles nie nawiązali walki. Cień nadziei jaki pojawił się w Dallas związany był z defensywnym przyłożeniem po odzyskanym fumble, co jest jest zagraniem dość przypadkowym (odzyskanie i akcja powrotna – wymuszenie fumble to dobre zagranie defensora), bo ofensywa zdołała zdobyć zaledwie sześć punktów. Porażka jest dopuszczalna, zwłaszcza że Philly wciąż kontroluje dywizję i przy komplecie zwycięstw to oni wejdą do playoffów z przynajmniej drugą lokatą. Jednak skąd taka drastyczna różnica?

Patrząc z drugiej strony było bardzo dużo uzasadnionych obaw o Cowboys. Przed sezonem zwolnili koordynatora ofensywy podając wątpliwe powody, w jego miejsce zatrudnili Briana Schottenheimera o ugruntowanej reputacji konserwatysty z miernymi efektami pracy. Na ich czele stoi Mike McCarthy, który ma niezaprzeczalne zasługi w rozwoju kariery Aarona Rodgersa i budowie ofensywnej potęgi, jaką na początku ubiegłej dekady byli Green Bay Packers, ale który mentalnie pozostał na początku ubiegłej dekady. A jednak ofensywa gra jak z nut, a Dak Prescott jest coraz mocniejszym kandydatem do MVP (choć w tym sezonie nie jest to przesadnie wysoko zawieszona poprzeczka).

Jak to się stało, że obie drużyny poruszają się w zupełnie odwrotnych kierunkach i nie widać, by te kierunki miały ulec zmianie?

Zacznijmy od wicemistrzów NFL. Początek sezonu był może niezbyt okazały, ale coś się ewidentnie popsuło po ósmym tygodniu. Wówczas odnieśli przekonujące zwycięstwo nad silnymi Miami Dolphins. Jednak już tydzień później potrzebowali błyskotliwej eksplozji Jalena Hurtsa w czwartej kwarcie, by nie przegrać ze słabiutkimi Commanders. Zdołali pokonać u siebie Cowboys, ale przegrywali do przerwy i potrzebowali łutu szczęścia, jakim było odzyskanie 4 z 5 fumbli w tym meczu. W drugiej połowie meczu z Chiefs odrobili 10-punktową stratę, ale i tak potrzebowali spektakularnego dropu Marqueza Valdesa-Scantlinga, by dowieźć wygraną do końca. Potrzebowali dogrywki, by pokonać pogrążonych w jeszcze głębszym kryzysie Bills, a Buffalo prowadziło 10 punktami na start czwartej kwarty i mieli trzy punkty przewagi w dogrywce. I wreszcie dwie wysokie porażki z 49ers i Cowboys.

Jeśli postawimy pytanie „co się popsuło” odpowiedź będzie brzmiała: obrona. Przez pierwsze dwa miesiące Eagles dysponowali mniej więcej przeciętną defensywą. Jednak od końca października są na przedostatnim miejscu w EPA/akcję w sumie i, co gorsza, przedostatni w EPA/akcję w grze podaniowej. Można zauważyć, że w tym czasie grali przeciwko Patrickowi Mahomesowi, Joshowi Allenowi, oraz dwóm najgorętszym atakom ostatnich tygodni w postaci Dallas i San Francisco. I faktycznie, DVOA, wskaźnik uwzględniający siłę rywala, sytuuje obronę Eagles na 20. miejscu w lidze, podczas gdy VOA, czyli ten sam wskaźnik bez dostosowywania go o siłę przeciwka, lokuje tę obronę na 29. miejscu w przekroju całego sezonu (tak samo jak „gołe” EPA/akcję).

Niemniej alternatywa: mamy średnią obronę, która nadziała się na bardzo dobre ofensywy albo mamy jedną z najsłabszych defensyw w lidze nie jest zbyt ciekawa dla fanów Eagles. Co gorsza to nie tylko zbiorcze statystyki. Od meczu z Commanders defensywa nie potrafi zejść z boiska, pozwalając na najwyższy procent konwersji trzecich prób w NFL, a jak przeciwnik dotrze do red zone to też z reguły punktuje – również najgorszy wskaźnik w NFL po 8. tygodniu. W tym czasie są na 30. miejscu we współczynniku presji (5. przed rokiem w tym samym okresie), 31. w odsetku sacków (1. przed rokiem) i 27. w QBR rywali, gdy rozgrywający przeciwnika nie jest pod presją (11. przed rokiem). To wszystko wskazuje na problemy na każdym poziomie obrony. Linebackerzy są tragiczni. Slot CB Avonte Maddox stracił prawie cały sezon z powodu kontuzji, a jego zastępcy na pozycji nickel i dime nie spisują się najlepiej. Haason Reddick ma 11 sacków, a Jalen Carter bardzo dobry sezon debiutancki, ale linia jako całość gra dwie klasy słabiej niż przed rokiem, gdy byli jedną z najbardziej dominujących grup w NFL.

Atak wciąż spisuje się nieźle (pod koniec pierwszej dziesiątki w lidze wg większości metryk), ale i tam są problemy. Jak zauważyli prowadzący „Bootleg Podcast”, Jalen Hurts ma spore problemy z poruszaniem się w kieszeni. Z jednej strony cofa się za głęboko podczas akcji podaniowej, co mocno utrudnia pracę linii ofensywnej.1 Z drugiej strony kiedy już przesuwa się wgłąb kieszeni (do przodu), by uniknąć pass rushu ze skrzydeł, robi to zbyt głęboko i wpada na liniowych blokowanych przez OG i centra. To nawyk, którego wcześniej nie miał, więc prowadzący spekulowali, że może to mieć podłoże zdrowotne. Podobnych nawyków nabrał też w pewnym momencie swojej kariery Patrick Mahomes, więc może to być pewien etap ewolucji rozgrywającego. Niemniej ogranicza to skuteczność Hurtsa z kieszeni, a Eagles tylko dwa razy w tym roku zaliczyli ponad 300 jardów górą.

Nie chodzi o to, że Hurts tego nie potrafi, wręcz przeciwnie, mamy sporo dowodów z zeszłego roku, że czuje się komfortowo w kieszeni, potrafi precyzyjnie z niej podać i podjąć dobre decyzje. Pytanie czy jest to problem zdrowotny czy coś do skorygowania na treningach. Ta druga opcja byłaby z pewnością lepsza pod kątem pozostałych meczów w tym roku.

Czy Eagles „się skończyli”? Nie. Jako fan Patriots chciałbym mieć takie problemy jak opisałem wyżej. Końcówka sezonu w kalendarzu Orłów wygląda dużo lepiej – dwa razy Giants, Cardinals i Seahawks (prawdopodobnie bez Geno Smitha). To idealna seria spotkań, by wyciągnąć wnioski i naprawić to, co się popsuło. Eagles będą w playoffach. A jeśli wrócą do grania z początku tego sezonu będą groźni dla każdego, bo mają wielu fantastycznych zawodników. Jednak w obecnej dyspozycji przestali być faworytami.

 

Na drugim biegunie mamy Cowboys. Nie jestem fanem Mike’a McCarthy’ego i nigdy tego nie ukrywałem. Wygląda jednak na to, że wreszcie wyciągną wnioski z własnych błędów.

Dallas zaczęli wchodzić na wyższe obroty w tym samym momencie, gdy Eagles z nich zeszli. Po bye weeku w sześciu z siedmiu meczów zdobyli 33 punkty lub więcej (wyjątkiem był wyjazd do Philadelphii), mając drugą najlepszą ofensywę w lidze w EPA po 49ers, przy czym Dallas i SF byli w tym czasie w zupełnie innej kategorii wagowej – różnica między Dallas i trzecimi Bengals jest większa niż między Bengals i 12. Colts, z kolei między Cowboys i 49ers minimalna. W tym samym czasie ich obrona gra minimalnie słabiej, ale jest to różnica między TOP3 i TOP10.

Jak to się stało? McCarthy odszedł od swoich pryncypiów. Przed rokiem Cowboys byli na 26. miejscu jeśli chodzi o częstotliwość podań w neutralnych sytuacjach2, podając w 47,8% akcji. Mike McCarthy zwolnił OC Kellena Moore’a pod pretekstem, że za dużo podawał, jego atak grał za szybko i obrona nie miała czasu odpocząć.  W tym roku są już na 5. miejscu w lidze ze wskaźnikiem 61,2%, a od 8. tygodnia wskaźnik ten skoczył do 64,1% i jest najwyższy w lidze (56,7% przed 8. tygodniem sezonu).

Dodatkowo McCarthy włączył do systemu ofensywnego więcej ruchu przed snapem i kreatywności. Korzysta na tym m.in. były zawodnik Panthers Wrocław, KaVonte Turpin, który z returnera stał się graczem wykorzystywanym w normalnej ofensywie, głównie w screenach i różnego rodzaju biegach, choć przeciwko Eagles wymusił też ważne DPI w klasycznej akcji podaniowej.

W efekcie Dak Prescott jest produktywny jak nigdy. Czy wcześniej ograniczał go niekorzystny system? To kwestia dyskusyjna, nie ulega jednak wątpliwości, że granie większej ilości podań i ograniczenie biegów wpłynęło pozytywnie, tak na indywidualną grę Prescotta, jak i całej ofensywy.

Warto też wspomnieć o elemencie, który może mieć kluczowe znaczenie w playoffowych meczach na styku: Brandonie Aubreyu. Rzadko piszę tu o kickerach, ale w tym momencie nie ma chyba innego zawodnika, którego chciałbym w tej roli w kluczowym dalekim FG w końcówce ważnego meczu. Po nieudanej profesjonalnej karierze soccerowej Aubrey przez USFL trafił do Dallas i w swojej profesjonalnej karierze futbolowej nie spudłował jeszcze ani jednego (!) kopnięcia z gry. Trafił wszystkie osiem FG z przeszło 50 jardów, a przeciwko Eagles zapunktował m.in. z 59 i 60 jardów, stając się pierwszym graczem w historii NFL, który trafił w jednym meczu dwukrotnie z 59 jardów lub dalszej odległości.

Cowboys mają trudną końcówkę sezonu z wyjazdami do Buffalo, Miami i Waszyngtonu oraz meczem u siebie z Lions. A nawet przy komplecie wygranych potrzebują jeszcze przynajmniej jednej porażki Eagles, by wygrać dywizję i przynajmniej jednej 49ers by wygrać konferencję. Biorąc pod uwagę, że w tym roku grają znacznie lepiej u siebie niż na wyjazdach, możliwość grania w Dallas przez całe playoffy byłaby nie do przecenienia. Jednak nawet na wyjazdach będą niezwykle niewygodnym przeciwnikiem.

 

Wina sędziego!

W niedzielę zostaliśmy obrabowani z jednej z najefektowniejszych akcji w historii ligi. Na szali mecz Bills-Chiefs, Patrick Mahomes podaje na 25 jardów do Travisa Kelce, a ten pod presją defensywy wykonał perfekcyjne podanie wszerz boiska (na kilkanaście metrów!) do Kadariusa Toneya, który pokonał brakujące 25 jardów do endzone. Dałoby to Chiefs czteropunktowe prowadzenie na 1:13 przed końcem meczu. Niestety akcja została cofnięta przez przewinienie ofensywy.

Patrick Mahomes był wściekły. Zaatakował werbalnie sędziów na boisku, a potem zarówno on jak trener Andy Reid ostro krytykowali decyzję o rzuceniu flagi. Tylko czy mieli rację?

Krytyka sędziów to coś wpisanego w naturę sportu. Każdy kibic wie, że istnieje wielki sędziowski spisek wymierzony w jego i tylko jego drużynę, a nienawiść do arbitrów to jedyna z nielicznych rzeczy, która może zjednoczyć fanów wszystkich drużyn (jest jeszcze komisarz). Co więcej sędziowie NFL sami robią wiele, by tą niechęć podsycać. Wielokrotnie pisałem tu o braku konsekwencji w ocenie analogicznych sytuacji, nieefektywnym procesie wideoweryfikacji, niechęci do technologii powszechnie wykorzystywanych w innych sportach i innych problemach z sędziowaniem w NFL, które niestety jest rzeczywistym i poważnym problemem tej ligi.

Ale nie w tym wypadku.

Oliwy do ognia dolał fakt, że przewinienie, które anulowało kluczową akcję w meczu, należy do grona tych wybitnie rzadko orzekanych. Był to ofensywny spalony, czyli sytuacja, w której gracz ofensywy ustawia się w strefie neutralnej. W futbolu strefa neutralna to linia piłki. Żaden zawodnik obu drużyn nie może jej naruszyć przed rozpoczęciem akcji – wyjątkiem jest center snapujący piłkę. Teoretycznie wystarczy minimalne naruszenie, by miało miejsce przewinienie. jednak w tym wypadku nie mieliśmy do czynienia z małym palcem lewej ręki albo samym czubkiem kasku wysuniętym minimalnie do przodu.

Kadarius Toney ustawił się dobre pół metra za daleko. Stał nie na linii piłki, tylko nawet poza nią. Oglądałem ten mecz na żywo i moją pierwszą myślą w momencie snapu było „przecież Toney jest na spalonym!” i faktycznie, zobaczyłem jak liniowy rzuca flagę jeszcze zanim Mahomes wypuścił z rąk podanie. Co gorsza nie jest to pierwszy przypadek, kiedy gracze Chiefs nie potrafią się ustawić po właściwej stronie piłki, a jednym z najsłynniejszych przypadków jest offside Franka Clarka, który znacząco przyczynił się do wygranej Patriots w finale AFC w sezonie 2018.

Czy sędziowie mogli po prostu ostrzec Toneya? Gdyby to była wystająca ręka to być może. Ale według słów arbitra głównego sędzia liniowy nie widział nawet piłki, co jest problematyczne, gdy jednym z zadań jest ocena falstartów ataku i obrony. To było przewinienie i flaga się należała.

Co gorsza weteran powinien wiedzieć, że należy sprawdzić swoją pozycję, jeśli jest na linii wznowienia akcji. Na każdym poziomie futbolu: w NFL, NCAA, nawet w Europie można zobaczyć, że receiver na końcu linii wznowienia akcji nawiązuje kontakt wzrokowy na 2-3 sekundy z sędzią liniowym. Chodzi właśnie o sprawdzenie ustawienia. Liniowy w takiej sytuacji pokaże mu, że stoi poprawnie albo że powinien się przesunąć w jedną lub w drugą stronę. Gdyby Toney to zrobił, arbiter bez wątpienia pokazałby mu, żeby się cofną i byłoby po sprawie.

To nie sędziowie zawiedli Chiefs, tylko po raz kolejny w tym roku wide receiverzy, a zwłaszcza Toney. Ta grupa ma najwyższy wskaźnik dropów, nie tylko w tym roku, ale w całej minionej dekadzie! Upuszczają co ósme celne podanie, które leci w powietrzu ponad 20 jardów (również najgorszy wynik od dekady). Przeciwko Bills Rashee Rice zgubił kluczowe fumble. Wcześniej dropy Toneya i Valdesa-Scantlinga zakończyły obiecujące comebacki z Eagles i Lions i doprowadziły do porażek drużyny.

Frustracja Patricka Mahomesa jest zrozumiała. Ma solidną grę biegową, najlepszą obronę w karierze, a jego drużyna zawodzi jak nigdy przez żenujący poziom wide receiverów. Ale sędziowie okazali się łatwiejszym celem. Cóż, taka ich rola by to znosić.

 

3:0

Minnesota Viking i Las Vegas Raiders byli o krok od przejścia do historii. Na 117 sekund przed końcem meczu Greg Joseph zdobył jedyne punkty w tym spotkaniu kopnięciem z 36 jardów. Gdyby skończyło się bez punktów, byłby to pierwszy przypadek od 1943 r. NFL wyglądała wówczas zupełnie inaczej: Wuj Sam powołał na fronty II wojny światowej tak wielu zawodników, że część klubów tymczasowo się połączyła, by móc wystawić składy.

Jednak i tak obie drużyny pobiły wiele rekordów nieudolności. Był to mecz z najniższa w historii liczbą punktów pod dachem. Z reguły mecze z mała liczbą punktów wiążą się z fatalną pogodą. Ostatni z wynikiem 3:0 miał miejsce w 2007 (w sumie było ich siedem od 1967 r.). Dolphins przegrali wówczas w wielkiej kałuży w Pittsburghu. Serio, boisko było tak błotniste i nasiąknięte wodą, że punty spadające na murawę grzęzły w błocie zamiast się od niego odbijać. Jednak tutaj warunki były idealne, a mimo to tylko w jednym meczu po II wojnie światowej wynik 0:0 utrzymywał się dłużej (był to wspomniany mecz Steelers-Dolphins w 2007 r., gdzie decydujące punkty padły na 17 sekund przed końcem meczu).

Wspólnym mianownikiem była kompletna nieudolność obu drużyn w ataku. Żadna z ekip nie zdołała przekroczyć 4 jardów na próbę, a choć Raiders byli minimalnie skuteczniejsi, zaliczyli trzy straty. Drugi wspólny mianownik? Brak klasowych rozgrywających.

Po stronie Vikings skończył się magiczny sen Josha Dobbsa, wylądował na ławce, a jego miejsce zajął inny zawodowy rezerwowy Nick Mullens. W Raiders rozgrywa debiutant z czwartej rundy Aidan O’Connell, głównie dlatego że Jimmy Garoppolo wyczerpał cierpliwość sztabu trenerskiego swoim wcześniejszymi wyczynami.

Vikings nie mogli skorzystać z kontuzjowanego Kirka Cousinsa. To też powszechny trend w lidze w tym roku – rozgrywający padają jak muchy. Według moich obliczeń siedem drużyn NFL nie mogło w ostatniej kolejce skorzystać z preferowanego QB z powodu kontuzji, a ósma, LA Chargers, straciła Justina Herberta do końca sezonu w trakcie tej kolejki. Inni, jak Trevor Lawrence, grają z mniejszymi lub większymi urazami.

Futbol to sport kolizyjny, a ryzyko kontuzji jest w niego (jak i każdy zawodowy sport) nieodłącznie wpisane. Jednak w ostatnich latach liga zrobiła dużo (niektórzy powiedzą nawet: za dużo), by uchronić rozgrywających przed urazami. Możemy się zżymać, ale celem jest uniknięcie właśnie takich sytuacji, gdy przez 58 minut fani są zmuszeni podziwiać festiwal ofensywnej nieudolności.

Czy można jeszcze bardziej chronić rozgrywających? Pewnie można, ale i obecne przepisy stosowane są wybiórczo, niekonsekwentnie i budzą frustrację tak fanów jak defensorów. Znacznie lepiej byłoby poprawić grę linii ofensywnej. Na tych pozycjach w NFL panuje głęboki kryzys i właściwie każda drużyna potrzebowałaby wzmocnienia w tej formacji. Niedobór jest niemal równie bolesny jak wśród rozgrywających, zwłaszcza wobec coraz lepszych i bardziej atletycznych pass rusherów trafiających rok po roku do ligi. To nie jest „seksowna” pozycja, na którą chętnie garnęłyby się dzieciaki. Widać cię głownie, gdy coś zawalisz, nie dotykasz piłki, nie powalasz rywali (z reguły), trzeba niezłego znawcy futbolu, by docenić twój wkład w grę. Jasne, ci najlepsi w NFL zarabiają krocie, ale najpierw muszą tam dotrzeć.

A nawet jeśli dotrą z pewnym potencjałem, trudno go rozwinąć. Mocno ograniczona liczba treningów w padach praktycznie uniemożliwia pracę nad podstawami w linii ofensywnej. Bo co taki tackle może ćwiczyć bez padów? Postawę, start, pracować na siłowni. Niewiele więcej. A potem są skazywani na pożarcie najlepszym pass rusherom, bo wielu trenerów czuje dziwną awersję do pomocy swoim liniowym w razie potrzeby. Nie radzisz sobie? Następny! A w efekcie gra ofensywna cierpi.

 

Tydzień w skrócie:

1. Z notatnika medyka:

2. Z notatnika statystyka:

3. Poważne problemy w Houston. Po kontuzji Nico Collinsa (naciągnięta łydka, prognozy niepewne) C.J. Stroud nie ma do dyspozycji swoich trzech ulubionych celeów: Collinsa, Tanka Della i Daltona Schultza. W efekcie Texans ponieśli bolesną porażkę z Jets, a choć w długim terminie ich perspektywy są znakomite, perspektywa playoffów w tym roku nieco się oddala.

4. A jeśli przy playoffach jesteśmy, to w AFC sześć drużyn z bilansem 7-6 walczy o dwa miejsca w Wild Card Round. To się nazywa zacięty finisz.

5. San Francisco 49ers zostali pierwszą drużyną w tym sezonie, która oficjalnie zapewniła sobie awans do playoffów.

6. Myślisz że wiesz kto w tym sezonie jest silny, a kto nie. I wtedy Lions przegrywają z Bears, Packers przegrywają z Giants, a Dolphins przegrywają z Titans. Bo czemu nie?

7. Przegrywasz 14 punktami, zdobywasz przyłożenie w czwartej kwarcie, powinieneś grać za dwa. Dlaczego? W uproszczeniu: szansa na przynajmniej jedną udaną dwupunktową konwersję jest większa niż na dwie nieudane, dzięki czemu drużyna maksymalizuje szanse na wygraną. Dokładną (ale prostą) matematykę możecie zobaczyć w tym artykule na ESPN, a empiryczny dowód w comebacku Titans przeciwko Dolphins.

8. Lekkomyślna wygrana Patriots nad Steelers skomplikowała sytuację w AFC przed playoffami, ale niemal zapewniła Bers #1 w nadchodzącym w drafcie. Drużyna z Chicago dysponuje wyborem Panthers, a ci musieliby wygrać dwa z ostatnich czterech meczów, by oddać #1 Patriots. To tak blisko niemożliwego, jak tylko może być coś w NFL.

9. W następnym sezonie format Internationl Series zostanie rozwinięty o mecz w Sao Paolo w Brazylii, z kolei od 2025 r. poza granicami Stanów rozgrywane będzie osiem, a nie tak jak teraz cztery spotkania. Wśród możliwych nowych aren najczęściej wymieniany jest Santiago Bernabeu w Madrycie.

  1. Jeśli QB jest w innym miejscu niż spodziewa się tego OT, to ustawia się pod złym kątem, co pass rusher, widzący gdzie QB faktycznie się znajduje, może łatwo wykorzystać
  2. 1. i 2. próba, minimum 20% szans na wygraną obu drużyn, bez ostatnich 2 minut drugiej i czwratej kwarty
Exit mobile version