Wiemy już kto z kim zagra w pierwszej rundzie playoffów, kto ma tydzień wolnego i z jakim numerem 20 drużyn NFL będzie wybierało w drafcie 2015. Czy wiemy już wszystko? Absolutnie nie! Została jeszcze najbardziej emocjonująca cześć roku. Za 11 spotkań przekonamy się kto zostanie mistrzem NFL 2014.
AFC
Już przed ostatnią serią meczów wiadomo było, że New England Patriots zajmą pierwsze miejsce w konferencji i rozegrają wszystkie mecze playoffów poza ewentualnym Super Bowl na własnym stadionie. Dlatego ostatni mecz potraktowali wybitnie treningowo. Co prawda Bill Belichick nie posłuchał moich rad, żeby Gronkowskiego z Edelmanem zawinąć w folię bąbelkową i wsadzić do schronu, ale obaj znaleźli się poza składem na mecz z Bills. Oprócz nich odpoczywali także obaj podstawowi linebackerzy, dwóch podstawowych ofensywnych liniowych oraz CB Brandon Browner. Tom Brady zagrał tylko pierwszą połowę. W efekcie Bills dość łatwo wygrali na Foxborough, po raz pierwszy od otwarcia nowego Gilette Stadium. Ostatni raz Buffalo wygrali w Nowej Anglii w 2000 r., kiedy Bill Belichick pracował w Patriots pierwszy sezon, Tom Brady był debiutantem z szóstej rundy grzejącym ławę, a Patriots zanotowali sezon na minusie i zamykali tabelę pięciozespołowej AFC East.
Drugie miejsce zajęli Denver Broncos. W ich wypadku jednak mnożą się znaki zapuytania. Przede wszystkim dławi się ich ofensywa. Co prawda nie mieli problemu, żeby u siebie rozbić Oakland Raiders, ale Peyton Manning podał zaledwie na 273 jardy i nie miał ani jednego TD. W ostatnich pięciu meczach jego stosunek TD:INT to 5:6. Biorąc pod uwagę, że żeby zagrać w Super Bowl będą musieli zapewne wygrać na wyjeździe przeciwko Patriots, zdrowy i w formie Manning staje się warunkiem nieodzownym. Tymczasem brakuje jednego lub drugiego, zapewne tego pierwszego, sądząc po tym, jak Peyton się porusza i podaje.
Trzecie miejsce w AFC i wygraną w AFC North zapewnili sobie Pittsburgh Steelers, którzy wyglądają na gotowych do roli czarnego konia. Dość pewnie pokonali zawsze niewygodnego rywala, jakim są Cincinnati Bengals, a ich obrona znów spisała się całkiem dobrze. O dziwo to ich ofensywa stała się ich największym atutem. Antonio Brown został ligowym liderem w ilości złapanych podań i jardów, a w ilości złapanych TD ustępuje tylko Dezowi Bryantowi. Big Ben skończył sezon ex-equo z Drew Breesem wśród rozgrywających z największą ilością jardów (4952). Przy okazji warto zauważyć, że po raz pierwszy od czterech lat żaden QB nie przekroczył 5 tys. jardów podaniowych, choć w ostatnich trzech latach dokonało tego czterech zawodników (w tym Drew Brees trzy razy z rzędu).
Wracając jednak do Steelers, przeżyli chwile grozy w trzeciej kwarcie, gdy Le’Veon Bell, ich gwiazda na pozycji RB, odniósł poważnie wyglądający uraz kolana. Na szczęście prześwietlenia nie wykazały poważniejszych uszkodzeń i Bell powinien być gotowy na pierwszy mecz playoffów.
Ostatnim zwycięzcą dywizji w AFC są Indianapolis Colts, którzy trzeci sezon z rzędu zakończyli z bilansem 11-5. Jednak w Indianapolis nie wszystko idzie dobrze. Po imponującym początku sezonu, kiedy Andrew Luck wymieniany był nawet w gronie kandydatów do MVP, przyszły słabsze mecze, a Lucka znów zaczęły gnębić problemy ze stratami, chociaż warto zauważyć, że i tak rzucił ponad dwa razy więcej TD niż INT. Przez większość sezonu Colts mogli się pochwalić najlepszą ofensywą ligi, jednak ostatecznie skończyli na trzecim miejscu pod względem jardów i szóstym pod względem punktów. Niepokojący był zwłaszcza pogrom, jaki Colts zafundowali Dallas Cowboys tydzień temu, którzy zmietli ich z boiska wygrywając 42:7.
Obie dzikie karty ostatecznie przypadły drużynom z AFC North. Dywizja była mocna, ale prawdziwym powodem ich sukcesu jest fakt, że rotacyjny kalendarz NFL tym razem przydzielił im za przeciwników AFC South i NFC South, czyli dwie zdecydowanie najsłabsze dywizje w lidze. Jednak i tak potrzebowali nieco wsparcia.
Cincinnati Bengals będą w playoffach rozstawieni z numerem piątym. Przegrali decydujący pojedynek o wygraną w AFC North ze Steelers. Co prawda awansowali do playoffów po raz czwarty z rzędu (pierwszy raz w historii klubu) i piąty w ostatnich sześciu latach, ale nie wygrali meczu w postseason od 1990 r., kiedy to pokonali Houston Oilers (dziś Tennessee Titans, tak, to było dawno). Tym razem pojadą do Indianapolis. Czy Andy Dalton zdoła wreszcie zagrać pod presją tak jak potrafi grać w niedzielę o 19.00, gdy ogląda go tylko stan Ohio? Nie ulega wątpliwości, że ani kierownictwa klubu, ani kibiców nie satysfakcjonuje już sama możliwość gry w styczniu.
Ostatnim playoffowym zespołem w AFC są Baltimore Ravens, mistrzowie sprzed dwóch lat. Po rocznym kryzysie odbudowali defensywę, a ich środkowy LB C.J. Mosely jest mocnym kandydatem do nagrody Defensywnego Debiutanta Roku. Ze wszystkich drużyn AFC North mieli najlepszy bilans małych punktów, wskaźnik DVOA sytuuje ich na piątym miejscu w lidze, jedynie za „wielką czwórką” (Seattle, Denver, Green Bay, New England), a mimo to potrzebowali pomocy, żeby awansować do playoffów. Sami dość długo męczyli się z defensywą Cleveland Browns, w których rozgrywał facet wyciągnięty z practice squadu. Dopiero w czwartej kwarcie zdołali wyjść na prowadzenie i zapewnić sobie zwycięstwo. Joe Flacco wyglądał fatalnie w ostatnich meczach, ale w dużej mierze to kwestia braku obu startowych tackli, których powaliły urazy.
W awansie wydatnie pomogli im Kansas City Chiefs, którzy nie dali najmniejszych szans San Diego Chargers, choć sami mieli jedynie teoretyczne szanse na playoffy. Chargers mieli paskudnie ciężką końcówkę sezonu, ale byli o włos od postseason. Pytanie tylko czy wytrzymałyby to plecy Philipa Riversa, bo samo patrzenie jak on się porusza sprawiało mi ból.
Mimo wszystko Ravens będą bardzo niewygodnym rywalem dla Steelers w pierwszej rundzie playoffów, a ich rywalizacja zapowiada się na najlepszą w pierwszej rundzie.
NFC
W NFC znaliśmy komplet drużyn playoffowych jeszcze przed rozpoczęciem niedzielnych meczów, ale żadna z nich nie mogła być pewna rozstawienia. Ostatecznie pierwsze miejsce, tak jak rok temu, zgarnęli Seattle Seahawks.
Mistrzowie NFL długo męczyli się z St. Louis Rams, którzy tak w tym, jak w poprzednim roku są postrachem faworytów. Zdołali oni już raz pokonać w tym roku Seahawks, pozwolili Peytonowi Manningowi i spółce na zdobycie ledwie siedmiu punktów i mocno nastraszyli Arizonę, San Diego, Philadelphię i Dallas. Rams nie pozwolili Seattle zdobyć nawet jednego punktu w pierwszej połowie, jeszcze w czwartej kwarcie był remis, ale pick-six Bruce’a Irvina na 10 min. przed końcem czwartej kwarty rozstrzygnął spotkanie. Droga do Super Bowl w NFC wiedzie przez Seattle, a to kiepskie wieści dla reszty konferencji, bo Seahawks po raz ostatni przegrali u siebie w playoffach w roku 2004 (nomen omen z Rams).
Drugie miejsce i tydzień wolnego przypadło Green Bay Packers. Oj przyda się ten tydzień wolnego. Przez moment na Lambeau Field wynik meczu z Lions decydujący o wygranej w NFC North zszedł na drugi plan. Kiedy Aaron Rodgers padł jak ścięty trzymając się za kontuzjowana łydkę, moją pierwszą myślą było „K…, Aaron, nieee!”, a zaraz potem wyglądałem tak, jak wszyscy kibice Packers na całym świecie. Oglądając podlinkowany filmik zwróćcie uwagę jak cicho zrobiło się na Lambeau, choć Packers właśnie zdobyli przyłożenie.
Na szczęście Rodgers wrócił do gry w trzeciej kwarcie i poprowadził Packers do zwycięstwa, choć niepotrzebnie ryzykował, zdobywając przyłożenie QB sneakiem. Green Bay nie przestraszyli się najlepszej defensywy biegowej ligi. Wręcz przeciwnie, biegali jakby chcieli coś Lions udowodnić i wybiegali ponad 150 jardów. Teraz Rodgers ma dwa tygodnie, żeby wyleczyć łydkę.
Trzecie miejsce przypadło w udziale Dallas Cowboys, jednej z największych pozytywnych niespodzianek tego sezonu. W ostatniej kolejce łatwo pokonali Redskins. DeMarco Murray stał się rekordzistą klubu w ilości jardów biegowych w sezonie, poprawiając osiągnięcie Emmita Smitha, a Dez Bryant pobił rekord klubu w złapanych przyłożeniach, bijąc osiągnięcie Terelle’a Owensa. Dla klubu z Dallas kluczowe jest zdrowie Murraya, który wciąż leczy złamaną lewą rękę, co jest o tyle istotne, że w pierwszej rundzie playoff podejmują Lions i ich najlepszą defensywę biegową w lidze.
Stawkę mistrzów dywizji zamykają Carolina Panthers, którzy stali się pierwszą drużyną w historii, która dwukrotnie z rzędu wygrała NFC South i drugą która wygrała dywizję, choć nie zdołała wygrać nawet połowy meczów w sezonie. Trzeba przyznać, że Panthers w samą porę odnaleźli formę. Wygrali cztery ostatnie mecze w sezonie, a decydujący o losach dywizji mecz w Atlancie zdominowali całkowicie we wszystkich elementach od początku do końca. Zaczęli nawet przypominać tę drużynę, która rok temu przystępowała do playoffów rozstawiona z dwójką w NFC. Co prawda poza Camem Newtonem, Kelvinem Benjaminem i Gregiem Olsenem próżno szukać tam broni ofensywnych, ale gra biegowa i defensywa wreszcie zaczynają wyglądać przyzwoicie.
Do Charlotte w pierwszej rundzie playoffów pojadą Arizona Cardinals, którzy długo byli najlepsi w lidze, ale ostatecznie okazało się, że bez quarterbacka nawet najlepszy trener i defensywa nie podołają. Z Drew Stantonem i Ryanem Lindleyem na rozegraniu Arizona przegrała cztery z sześciu ostatnich meczów, w tym z Falcons, a z Rams wygrali tylko dzięki temu, że ich ofensywa była nieco mniej żenująca niż u rywala. W ostatnim meczu sezonu przegrali z grającymi o pietruszkę 49ers, choć wobec zwycięstwa Seahawks nawet zwycięstwo nie zmieniłoby ich sytuacji. Co gorsza bez Carsona Palmera na rozegraniu nie wyglądają na drużynę zdolną dotrzeć do Super Bowl, które w tym roku będzie rozgrywane na ich stadionie.
Szóstym zespołem w NFC są Detroit Lions, którzy przegrali z jednonogim Rodgersem i jego Packers walkę o rozstawienie z dwójką. W efekcie zamiast wolnego tygodnia czeka ich wyjazd do Dallas. Przeciwko najlepszej o-line ligi nie wystąpi Ndamukong Suh, który został zawieszony na jeden mecz za przydepnięcie Aarona Rodgersa. O ile pierwsze można uznać za przypadek, o tyle drugie wyglądało na celowe, a biorąc pod uwagę, że był to Suh, nie wierzę w przypadek. Jednak większym problemem dla Lions jest ich ofensywa. Są dopiero w okolicach 20. miejsca w lidze tak pod względem punktów jak jardów. Calvin Johnson ma problemy ze zdrowiem i nie jest takim dominatorem jak w poprzednich latach, a gra biegowa kuleje. Matt Stafford wciąż nie może odnaleźć formy z 2011 r., a jego tegoroczny passer rating sytuuje go w okolicy quarterbacków Rams, a poniżej Colina Kaepernicka, Kyle’a Ortona, Marka Sancheza i Jaya Cutlera.
Draft 2015
Losy pierwszego wyboru w drafcie ważyły się bardzo długo. Ostatecznie Tampa bay Buccaneers przegrali z Saints i zapewnili sobie #1. Wezmą zapewne quarterbacka. Trudno powiedzieć czy będzie nim Marcus Mariota czy Jameis Winston (zresztą żaden z nich jeszcze oficjalnie nie zgłosił się do draftu), ale kimkolwiek by nie był, trafi w niezłe miejsce. Jego podania łapać będą Vincent Jackson i Mike Evans, a w defensywie są dwa filary pod postacią Geralda McCoya i Lavonte Davida. Bucs są moim wczesnym faworytem na czarnego konia 2015. A oto pełny porządek pierwszej rundy draftu (pozostałe drużyny będą ustawione w zależności od osiągnięć w playoffach):
1. Tampa Bay Buccaneers
2. Tennessee Titans
3. Jacksonville Jaguars
4. Oakland Raiders
5. Washington Redskins
6. New York Jets
7. Chicago Bears
8. Atlanta Falcons
9. New York Giants
10. St. Louis Rams
11. Minnesota Vikings
12. Cleveland Browns
13. New Orleans Saints
14. Miami Dolphins
15. San Francisco 49ers
16. Houston Texans
17. San Diego Chargers
18. Kansas City Chiefs
19. Cleveland Browns (od Buffalo za #4 w drafcie 2014 – Sammy Watkins)
20. Philadelphia Eagles
Czarny poniedziałek
Pierwszy poniedziałek po zakończeniu sezonu nazywany jest tradycyjnie czarnym poniedziałkiem, bo wówczas dochodzi do największej ilości zwolnień trenerów i managerów.
W tym roku pracę straciło czterech head coachów. W San Francisco Jim Harbaugh skonfliktowany z zarządem wyleciał z roboty, by już następnego dnia podpisać umowę z Uniwersytetem Michigan. Zarobi tam 48 mln dolarów w 6 lat. Żaden trener futbolu amerykańskiego nie zarabia więcej, porównywalną kwotę dostaje jedynie Sean Payton z Saints. Era Harbaugha w San Francisco to jeden z najbardziej niezwykłych epizodów ostatnich lat w NFL i zasługuje na osobny wpis (czytaj: wpis pojawi się, jak znajdę chwilę).
W Atlancie zarząd klubu stracił cierpliwość do Mike’a Smitha. Jest to najatrakcyjniejsza po Niners posada w lidze, bo Falcons mają świetnego QB i gwiazdę na pozycji WR.
Pracę straciły też dwa duety head coach – general manager. W Chicago z roboty wylecieli Marc Trestman i facet, który go zatrudnił, czyli Phil Emery. W New York Jets z pracą pożegnali się Rex Ryan i John Idzik, który Ryana dostał niejako w pakiecie, wyczyścił fatalną salary cap klubu, ale utopiły go wyniki drużyny.
Nowego trenera szukają również w Oakland. Tony Sparano, który pełnił obowiązki head coacha w zastępstwie wylanego po czterech meczach Dennisa Allena, jest jednym z kandydatów na to stanowisko.
W skrócie:
1. J.J. Watt to bestia. W ostatnim meczu sezonu zaliczył trzy sacki, wymusił fumble i safety. Stał się pierwszym graczem w historii z dwoma 20-sackowymi sezonami na koncie. Wszystkie jego osiągnięcia są niemożliwe do wymienienia w skrócie, ale planuję to rozwinąć przy okazji tekstu o MVP. Niemniej jednak oglądamy najlepszego gracza defensywy naszego pokolenia i jednego z najlepszych w historii. Strach pomyśleć, że to dopiero jego czwarty sezon w lidze.
2. Liderem sacków w tym roku wcale nie był Watt, ale Justin Houston z Kansas City. W niedzielę zsackował Philipa Riversa czterokrotnie i tylko jednego sacka zabrakło mu, żeby pobić rekord Michaela Strahana, który wynosi 22,5 sacka w sezonie. Po tym sezonie Houstonowi kończy się kontrakt i nie mam cienia wątpliwości, że zostanie potraktowany franchise tagiem przez Chiefs.
3. Randy Moss 1998: 16 meczów, 69 rec, 1313 jardów, 17 TD
Odell Beckham Jr 2014: 12 meczów, 91 rec, 1305 jardów, 12 TD i najlepszy chwyt ever
4. Moje typowanie w tym roku: 151-76-1 (66,2%), co odpowiada bilansowi 10-5-1 w trakcie sezonu. Nie najgorzej 😉 Zobaczymy jak będzie w playoffach.