1. Jameis Winston do Buccaneers, Marcus Mariota do Titans
W zgodnej opinii wielu analityków Jameis Winston, zeszłoroczny zdobywca Nagrody Heismana, jest najlepiej przygotowanym do gry w NFL rozgrywającym dostępnym w tym roku, więc nikogo nie zaskoczyło, że Tampa Bay Buccaneers wzięli go z #1 w tegorocznym drafcie NFL, choć jego problemy z prawem w czasie jego kariery na uczelni Florida State sprawiają, że ma spore grono krytyków.
Także #2 dla Marioty, tegorocznego zdobywcy Heismana, nie był niespodzianką. Jednak przed draftem krążyły różne plotki jakoby Browns lub Eagles mieli zaoferować królewski okup, podobny do tego, który trzy lata temu Redskins zapłacili za Roberta Griffina III. Okazało się jednak, że oferty były niewystarczające, albo po prostu Tennessee Titans za bardzo cenili Mariotę, żeby go odpuścić. Były rozgrywający Oregonu powędrował więc do Nashville.
Warto zauważyć, że to pierwszy raz od 2012 r., kiedy rozgrywający poszedł z #1 w drafcie, ale aż 11-ty na 15 draftów w tym stuleciu. W tej grupie są Andrew Luck i Eli Manning, ale także David Carr i JaMarcus Russell, więc przed Winstinem jeszcze długa droga. Z kolei z 15 rozgrywających wybranych z #1 od 1990 r. tylko dwóch (bracia Manningowie) ma na koncie zwycięstwo w Super Bowl w roli podstawowego QB (David Carr ma pierścień jako trzeci z tego grona, ale w sezonie 2007 był tylko zmiennikiem Eli Manninga).
2. Dwóch running backów wybranych w pierwszej rundzie
I to nie tylko w pierwszej rundzie, ale w górnej połówce tej rundy. Todd Gurley z Georgii trafił do St. Louis Rams z #10, a Melvin Gordon z Wisconsin z #15 do San Diego Chargers. Czy to świadczy o zatrzymaniu dewaluacji running backów we współczesnym futbolu amerykańskim? Trudno powiedzieć. Rams i Chargers nie należą w ostatnich latach do najlepiej zarządzanych i podejmujących najlepsze decyzje klubów. Według ESPN przeciętna akcja podaniowa w zeszłym sezonie dawała +0,08 EPA (oczekiwanych punktów dodanych), przeciętna akcja podaniowa dawała -0,04 EPA, czyli statystycznie bieganie zmniejszało szanse na zwycięstwo.
Oczywiście ta statystyka nie odzwierciedla całej masy zmiennych i sytuacji w meczu, więc gra biegowa wciąż ma swoją istotną rolę w NFL. Odpowiada jednak już tylko za niespełna 1/3 zdobywanych jardów, a ostatnie lata pokazały, że jeśli nie masz w składzie Adriana Petersona lub Marshawna Lyncha, to najlepszą drogą do poprawy gry biegowej jest inwestowanie w linię ofensywną, a nie running backów.
#10 i #15 to bardzo wartościowe aktywa we współczesnej NFL, bo mogą dać na 4 lata solidnego startera za stosunkowo niewielkie pieniądze. Jeśli Gordon i/lub Gurley okażą się nowym Lynchem lub Petersonem będzie to dobrze zużyty wybór, jednak solidnych running backów można ostatnio znaleźć w drugiej rundzie (Eddie Lacy, Le’Veon Bell, Jeremy Hill) lub nawet poza draftem (Arian Foster, Fred Jackson, Branden Oliver). Z 10 RB, którzy w zeszłym sezonie mieli najwięcej jardów tylko Lynch został wybrany w pierwszej rundzie, a nawet on nie spisywał się najlepiej w swojej pierwszej drużynie.
Jak dla mnie wybór co najmniej wątpliwy, zwłaszcza że Chargers musieli dokonać wymiany, żeby wybierać z #15.
3. Mało wymian
Wymiany w dniu draftu to bardzo częste wydarzenie. W zeszłym roku w pierwszej rundzie mieliśmy ich aż pięć, w tym zaledwie dwie.
Najpierw Chargers, co sygnalizowałem przed chwilą, dokonali wymiany z San Francisco 49ers. Do San Diego powędrował #15 (z którym wybrali Melvina Gordona), do San Francisco #17 (DE Arik Armstead z Oregonu), #117 w tym roku (czwarta runda) i wybór w piątej rundzie za rok.
Druga, ciekawsza wymiana miała miejsce później. Denver Broncos wskoczyli na #23 zajmowany przez Detroit Lions, żeby wybrać Shane’a Raya, DE z Missouri. Wybór o tyle ciekawy, że Ray miał w przeszłości kłopoty z trawką, zacznie sezon od razu w antynarkotykowym programie NFL (czyli będzie miał częstsze testy), a w stanie Kolorado marihuana do celów rekreacyjnych została dwa lata temu zalegalizowana.
W zamian Lions dostali #28 (OG Laken Tomlinson z Duke), #143 (piąta runda), wybór Denver z piątej rundy za rok oraz wszechstronnego Manny’ego Ramireza, który może grać jako guard lub center. Tym ruchem Lions bardzo wzmocnili środek swojej o-line i pozyskali dwa dodatkowe losy na loterię, jaką są dalsze rundy draftu.
Warto zwrócić uwagę, że dwie inne wymiany miały wpływ na kolejność wyborów w tej rundzie. Cleveland Browns mieli dodatkowy #19 w związku z zeszłoroczną wymianą z Buffalo za #4 (WR Sammy Watkins), a New Orleans Saints #31 po oddaniu do Seattle Jimmiego Grahama.
4. Run na ofensywnych liniowych
W pierwszej rundzie poszło aż siedmiu graczy o-line. Najwyżej, z #5 wybrany został Brandon Scherff z Iowa, który trafił do Washington Redskins. NFL.com podaje, że wśród tych graczy było trzech tackli, trzech guardów i jeden center, ale konkretne pozycje, na których zagrają ci gracze w większości nie są jeszcze znane. Dużo zależy od ich postawy na pierwszym obozie przygotowawczym oraz potrzeb konkretnych drużyn.
Drugą najbardziej popularną pozycją byli wide reciverzy, których wybrano sześciu. Najwyżej, z #4 poszedł Amari Cooper z Alabamy, który trafił do Oakland Raiders. Po zeszłorocznej fenomenalnej klasie debiutantów na tej pozycji, tegoroczni rookie będą pod spora presją.
Jak na razie nie wybrano żadnego tight enda ani safety. Na tej ostatniej pozycji na uczelni grał Damarious Randall, którego Packers wzięli z #30, ale GM Ted Thompson publicznie zapowiedział, że biorą go jako cornerbacka, nie jako safety.
Jeśli chodzi o konferencje, to najpopularniejsze były ACC i Pac-12, które pierwszego dnia draftu wysłały do NFL po dziewięciu reprezentantów. Z uczelni Washington pochodziło trzech zawodników (cała trójka z defensywy), najwięcej w pierwszej rundzie, mimo że Huskies mają za sobą dość przeciętny sezon z bilansem 8-6 i dopiero trzecim miejscem w Pac-12 North.