Zacznijmy jednak od „mięsa”, czyli od warunków nowej umowy. Nie znamy jeszcze oficjalnych zapisów kontraktu, więc skupię się na konsensusie medialnym. Wbrew temu co można przeczytać w niektórych doniesieniach, nie jest to 96 mln/6 lat. Tannehill miał jeszcze ważny debiutancki kontrakt, z którego został mu ostatni sezon. W 2015 miał zarobić nieco ponad 2 mln dolarów. Do tego Dolphins wykorzystali opcję piątego roku, więc mieli zapewnionego QB na sezon 2016 za nieco ponad 16 mln. Z tego wynika, że kontrakt przedłużono o cztery lata, a „nowych pieniędzy” jest niecałe 78 mln. Z tego 21,5 mln jest w pełni gwarantowanych (czyli Tannehill dostanie te pieniądze, nawet jeśli Dolphins zwolnią go jutro), a kolejne 45 mln stanie się gwarantowanych w trakcie umowy. Co kryje się za tym sformułowaniem? Zapewne modny ostatnio język „jeśli tego i tego dnia będzie w składzie, to pensja na ten i na ten sezon staje się w pełni gwarantowana”. Faktem jednak jest, że jeśli Ryan będzie grał w Miami do 2020 r. i nie podpisze nowego kontraktu, to zarobi ok 96 mln (minus podatki oczywiście, ale na Florydzie nie mają stanowego podatku dochodowego).
Trudno jednoznacznie ocenić jaki wpływ na salary cap Dolphins będzie miała ta umowa, nie wiedząc jak są porozkładane pensje i bonusy, możemy się jednak spodziewać, że Dolphins, w których czapkę w sezonie 2016 Ndamukong Suh uderzy monstrualną kwotą 28,6 mln, wykorzystają nowy kontrakt by nieco zredukować czapkę Tannehilla, która wynosiła 16 mln wynikające z opcji. Zresztą następny offseason będzie bardzo ciekawy w Miami, bo już w tej chwili mają aktywnych kontraktów na niemal 165 mln, przy tegorocznym salary cap nieco ponad 143 mln.
Wróćmy jednak do Tannehilla. Średnie zarobki rozgrywającego Dolphins wyniosą 19,25 mln dolarów (biorąc pod uwagę „nowe pieniądze”), czyli stawiają go na szóstym miejscu w lidze, tuż przez Peytonam Manningiem. Staje się też najlepiej zarabiającym QB, który nigdy nie zagrał w playoffach. Kolejnym weteranem w tej kategorii jest Brian Hoyer, który średnio dostaje 5,5 mln, więc dzieli ich przepaść. (Nie uwzględniam tu Sama Bradforda, bo jego 13 mln/rok wynika z absurdalnego debiutanckiego kontraktu dla #1 w drafcie pod starym CBA)
W przypadku Tannehilla wszystko sprowadza się do jego potencjału. Zagrał do tej pory trzy pełne sezony w NFL i w każdym robił zauważalne postępy. W ostatnim sezonie podał na 4045 jardów przy skuteczności 66,4%, 6,86 jarda/podanie, 27 TD/12 INT i passer rating 92,8. Jeśli chodzi o skuteczność podań był na piątym miejscu wśród wszystkich rozgrywających w NFL, ale pozostałe wskaźniki sytuują go gdzieś w środku stawki.
Dolphins znajdują się w dość ciężkiej sytuacji. Odkąd w 1999 r. karierę skończył Dan Marino w Miami nie mieli stabilności na rozegraniu. Następcą Marino był Jay Fiedler, który jako jedyny zagrał więcej niż dwa sezony, ale w latach 2000-2003 rzucił prawie jedno INT na każdy TD (59 TD, 55 INT). Poza tym rozgrywały tam takie „gwiazdy” jak A.J. Feeley, Gus Frerotte, Chad Henne czy Matt Moore. Cień nadziei dał Chad Pennington, ale jego karierę zniszczyły urazy.
W tej sytuacji każdy choć względnie kompetentny rozgrywający, który jest nieco mniej kruchy niż szkło, będzie w Miami traktowany jak skarb. Plus cały problem pozyskiwania rozgrywających, których jest znacznie mniej niż klubów NFL. Jeśli Dolphins nie daliby Tannehillowi kontraktu, zrobiłaby to jakaś inna zdesperowana drużyna (Browns? Jets?).
Kontrakt Tannehilla można porównać z niedawnymi umowami innych młodych rozgrywających: Colina Kaepernicka i Andy’ego Daltona. Średnia kwota jest porównywalna z Kaepernickiem i znacząco wyższa niż u Daltona. Warto przy tym zwrócić uwagę, że kontrakt Kaepernicka najeżony jest cała masą klauzul uzależniających wypłatę od wyników jego i drużyny. Obaj ci gracze mają spore playoffowe doświadczenie, ale wziąłbym Tennehilla przez rozgrywającymi 49ers i Bengals, bo moim zdaniem ma więcej potencjału.
Ta umowa to wypadkowa desperacji Dolphins i słabego rynku rozgrywających, ale Miami mogą wyjść na tym całkiem korzystnie. Jeśli Tannehill dalej będzie się rozwijał i wyewoluuje w solidnego ligowego QB na poziomie Tonyego Romo, Philipa Riversa czy Eli Manninga, to na Florydzie będą zadowoleni z inwestycji. Gorzej jeśli ubiegły sezon był szczytem możliwości tego zawodnika, ale wydaje mi się, że Dolphins zabezpieczyli się przed taką możliwością i będą mogli zwolnić Tannehilla względnie bezboleśnie, zapewne po sezonie 2016.
Kontrakt Tannehilla jest o tyle ciekawy, że na nowe umowy czekają Andrew Luck, Russell Wilson i Cam Newton. Wilson i Luck to jednak rozgrywający o klasę lepsi niż Tannehill i ich umowy będą porównywane raczej do Bena Roethlisbergera, Joe Flacco i Matta Ryana. A przede wszystkim do siebie nawzajem.
Seattle Seahawks i Indianapolis Colts grają w tchórza, czekając co zrobi rywal. Wydaje się, że pierwsza będzie umowa Wilsona, któremu po sezonie kończy się kontrakt, więc ma silniejsza pozycję. Luck ma przed sobą ostatni rok debiutanckiego kontraktu plus opcję na sezon 2016, więc Colts nie muszą się spieszyć.
Pytanie co z Camem Newtonem. W ciągu czterech lat Newton miał przebłyski prawdziwego geniuszu, ale jednocześnie irytujące kłopoty z ustabilizowaniem formy. Statystycznie od swojego debiutanckiego sezonu gra na podobnym poziomie, choć warto zauważyć, że w zeszłym sezonie miał wyjątkowo ciężką sytuację. Czy Panthers zaliczą go do rozgrywających najwyższej klasy, jak Roethlisberger, czy jego nierówna postawa zepchnie go do grona średniaków? Jeśli to drugie, kontrakt Tannehilla może stać się punktem odniesienia dla umowy Newtona. Pytanie tylko czy obóz Cama zgodzi się z oceną Panthers.