Site icon NFL Blog

NFL tydzień 14: Kto wejdzie do playoffów?

W AFC mamy już niemal pewnych trzech zwycięzców dywizji, ale każdy z nich musi mierzyć się ze sporymi problemami. Za ich plecami już czai się konkurencja, która może być groźna w styczniu. Tymczasem w NFC Pantery kontynuują swój niepokonany sezon, starzy mistrzowie wracają do formy, a Cardinals grają najlepszy futbol odkąd Kurt Warner przeszedł na emeryturę.

 

AFC

Jeszcze niedawno wydawało się, że New England Patriots są murowanym kandydatem do wygrania AFC, ale ostatnie tygodnie pokazały, że mają spore problemy. Zwłaszcza sensacyjna porażka u siebie z Eagles popsuła humory fanom w Nowej Anglii. Jednak już niedzielne spotkanie z Texans pokazało, że jest tylko trzech niezastąpionych ludzi w klubie: Bill Belichick, Tom Brady i Rob Gronkowski. Póki ci dwaj ostatni są zdrowi, Pats są groźni dla każdego.

Nie oznacza to, że Patrioci niezagrożeni wejdą do Super Bowl. Belichick hołduje powiedzeniu „next man up”, czyli że po kontuzji zawsze znajdzie się następny, który powinien przejąć obowiązki. Tyle że lawina kontuzji w klubie staje się coraz bardziej niepokojąca. W niedzielę stracili do końca sezonu LeGarette Blounta, który pełni obowiązki „power backa” i jest znacznie ważniejszy dla ataku mistrzów NFL niż wynika to z jego niezbyt imponujących statystyk. Z kolei Dominique Easley jest specjalistą od pass rushu ze środka d-line i na pewno będzie go brakowało w starciach z drużynami preferującymi grę górą.

Z pozytywów do gry wrócili Gronk, Danny Amendola i Jamie Collins, a Julian Edelman już przebiera nogami w boksach startowych. Mimo wszystkich urazów, NE pozostają faworytami AFC, bo o tej porze roku próżno szukać drużyny NFL, która byłaby wolna od kontuzji. Jak na razie Pats zapewnili sobie wygraną w AFC East po raz 13 na 14 sezonów, gdy ich starterem jest Tom Brady.

Nieco bardziej niepokojąca jest sytuacja Cincinnati Bengals. Tygrysy grały swój najlepszy futbol od wielu lat i zaczynały wyglądać na poważnego kandydata na mistrza AFC. Jednak pewna akcja zmieniła sytuację. Przeciwko Steelers Dalton rzucił fatalne INT, a przy próbie powalenia rywala złamał sobie kciuk. Co gorsza kciuk prawej, rzucającej ręki. Podobno nie będzie potrzebował operacji i może wrócić w każdej chwili. Nie oszukujmy się jednak, niezależnie  od cudów współczesnej medycyny taki uraz u rozgrywającego oznacza poważne problemy.

Miejsce Daltona za centrem zajmie A.J. McCarron, formalnie debiutant. Formalnie, bo był w składzie Bengals w 2014 r., ale spędził go na liście kontuzjowanych. Jeden z najbardziej utytułowanych rozgrywających w historii Uniwersytetu Alabamy teraz dostanie swoją szansę w NFL. Kiedy w niedzielę zmienił Daltona przeciwko Steelers pokazał kilka niezłych zagrań, ale zapamiętany zostanie głównie fatalny pick-six, gdy McCarron spanikował pod presją.

Trudno mieć pretensje do McCarrona, że się nie sprawdził w bardzo trudnej sytuacji. Jego prawdziwy test nadejdzie w wyjazdowym meczu przeciwko 49ers. Bengals muszą ten mecz wygrać, żeby zapewnić sobie pierwsze miejsce w AFC North i spokojnie szykować się do playoffów. AJ ma wokół siebie bardzo utalentowany zespół, a po tygodniu treningów z pierwszą drużyną powinien się lepiej rozumieć ze swoimi reciverami.

Pytania o tożsamość ofensywną otaczają też Denver Broncos. Przez cały sezon ciągnie ich defensywa, która oddaje najmniej jardów i najmniej punktów w lidze. W niedzielę przeciwko Raiders w pierwszej połowie pozwolili rywalom na -12 jardów. To nie literówka. Minus dwanaście. Tylko co z tego, skoro ich ofensywa wymęczyła tylko cztery field goale? Kiedy w drugiej połowie Raiders zaczęli cokolwiek grać w ataku, okazało się, że sama obrona nie wystarczy, choćby była najlepsza.

Brock Osweiler nie miał łatwego życia, zwłaszcza w drugiej połowie, gdy pięciokrotnie zsackował go genialny Khalil Mack. Ale po kilku meczach czas najwyższy, żeby pokazał choć trochę tego talentu, który sprawił, że Broncos wybrali go w 2012 r. w drugiej rundzie draftu (czyli przed Russellem Wilsonem). Jak na razie nie widać, żeby stanowił pewny punkt drużyny, choć i tak jest lepiej niż z Peytonem Maningiem. Jednak ta defensywa zasługuje na coś lepszego. Peyton edycja 2013 poprowadziłby ten klub do mistrzostwa. Brock wersja 2015 może przejechać się na grzbiecie swojej defensywy do playoffów, ale niewiele dalej.

Za plecami tej trójki czai się dwóch rywali, którzy mogą sporo namieszać. Pittsburgh Steelers są zdrowsi niż na początku sezonu i to widać. Dzięki zwycięstwu w Cincinnati zachowali szanse na wygranie AFC North, choć realniejsza wydaje się dzika karta, bo niemal wszystkie tiebreakery działają na korzyść Bengals. Można mówić, że Steelers łatwo było wygrać, skoro Bengals przez większość meczu grali rezerwowym QB, ale styl tego zwycięstwa robi wrażenie.

Nie wolno zapominać, że w 2005 r. zdobyli mistrzostwo startując z szóstego miejsca w AFC. Był to pierwszy wspólny tytuł Bena Roethlisbergera i trenera Mike’a Tomlina. Był to pierwszy tytuł młodego Bena Roethlisbergera i na pewno ma chrapkę na trzeci.

Po słabym początku sezonu Kansas City Chiefs wygrali siódmy mecz z rzędu. Trudno mówić, że wygrywają ze słabeuszami, bo na rozkładzie mają m.in wspomnianych Broncos i Steelers. Jeśli Broncos będą zawodzić, mają realną szansę na pierwsze miejsce w AFC West, bo dysponują lepszym bilansem w ramach dywizji, ale i tak potrzebują minimum dwóch porażek Denver. Dzika karta jest znacznie bliżej.

Chiefs są czwartą defensywą ligi pod względem traconych punktów. Rozgrywający rywali mają passer rating zaledwie 78,5. Wymusili aż o 12 strat więcej niż popełnili, co daje im drugie miejsce w lidze, jedynie za Panthers. Można mówić, że Alex Smith jest za słaby, żeby poprowadzić drużynę do Super Bowl, ale w 2011 r. poprowadził San Francisco 49ers do zwycięstwa w playoffach nad New Orleans Saints, a potem był o krok od wyeliminowania późniejszych mistrzów, New York Giants. To doświadczony gracz, może bez polotu, ale KC będą niewygodnym rywalem dla każdego.

Trzecim kandydatem do dzikiej karty są New York Jets. Prawdę mówiąc daję im najmniej szans. Przede wszystkim nie jestem przekonany co do Ryana Fitzpatricka. To prawda, że absolwent Harvardu gra najlepszy sezon w karierze. Jednak tak wiele razy zawodził w najważniejszych chwilach, że wciąż mam do niego wiele wątpliwości. Co ważniejsze, z tych trzech drużyn Jets mają najcięższy terminarz. Wyjazd do Dallas może nie należy do największych wyzwań, ale mecz z Patriots i wyjazd do Buffalo to trudne testy.

Ostatnie miejsce w playoffach przypadnie zwycięzcy AFC South i nie bardzo widać tu kandydata. Indianapolis Colts kompletnie posypali się w tym roku, począwszy od nękanego kontuzjami Andrew Lucka. Houston Texans nie grają kompletnie nic w ataku, a ich obrona otrzymała potężny cios, gdy J.J. Watt złamał rękę. Choć nie opuścił żadnego meczu, to jednak zawinięta dłoń wyraźnie ograniczyła jego poczynania przeciwko Patriots. Jacksonville Jaguars są najsłabsi w tej stawce. Choć mieli kilka obiecujących chwil, to jednak na playoffy są po prostu za słabi.

Teoretyczne szanse na playoffy w AFC mają jeszcze Oakland Raiders i Buffalo Bills, ale wymagałoby to tak nieprawdopodobnych rozstrzygnięć, że pominę te ekipy.

 

NFC

Czy Carolina Panthers są w stanie zanotować drugi perfect season w historii? Do tego jeszcze daleka droga, ale niezależnie co się dalej stanie Ron Rivera ma zapewniony tytuł trenera roku. Już sam bilans 13-0 jest imponujący, ale popatrzcie z kim go osiągnęli. Mają najlepiej punktującą ofensywę w lidze, ale poza Camem Newtonem próżno tam szukać gwiazd. Greg Olsen to solidny TE, a poza nim Newton podaje do gości takich jak Ted Ginn i Jerricho Cotcherry. Ludzi, których nikt inny nie chciał. Jego lewej strony broni Michael Oher, który rok temu wyleciał z hukiem z Tennessee Titans, po tym jak Pro Football Focus sklasyfikował go na 74 miejscu na 78 OT w NFL!

Z tak słabego materiału Panthers zbudowali ofensywę nr 1 w futbolu amerykańskim. Jasne, są tam słabości, co widać choćby w indeksie DVOA, który mierzy efektywność z akcji na akcję i klasyfikuje Pantery dopiero na 10 miejscu. Jednak nie bez powodu Cam Newton jest kandydatem do MVP. To on robi różnicę i wreszcie jest tym facetem, o którym marzyli w Charlotte, gdy wybierali go z #1 w drafcie 2011.

Nie można jednak zapominać o defensywie. Na środku rządzą i dzielą Luke Kuechly i Thomas Davis, a za ich plecami czai się Josh Norman. Według większość statystycznych wskaźników ta defensywa jest w Top 4 ligi, a DVOA klasyfikuje ich jako drugich, jedynie za Broncos. Panthers na pewno są w stanie skończyć sezon zasadniczy bez porażki, zwłaszcza że nie mają zbyt wymagających rywali. Pytanie tylko czy będą chcieli. Zapewnili sobie już wolne w pierwszej rundzie playoffów, a za tydzień mogą zapewnić sobie pierwsze miejsce w NFC. Czy wówczas będą oszczędzać Cama Newtona? Jego uraz oznaczałby koniec świetnie zapowiadającego się sezonu.

Ich największymi rywalami są Arizona Cardinals. To oni zdobywają najwięcej jardów w lidze. Carson Palmer przeżywa w Arizonie trzecią młodość, niczym kilka lat temu Kurt Warner. Do pomocy, podobnie jak Warner, ma odrodzonego Larry’ego Fitzgeralda. Wciąż uważam, że Larry nie jest wart kolosalnych pieniędzy jakie dostaje, ale w tym roku w slocie spisuje się świetnie, a monstrualny blok, jaki zaliczył przy przyłożeniu Michaela Floyda przeciwko Vikings pokazuje, jak chętnie poświęca się dla zespołu.

Ofensywa Cardinals to w ogóle poezja. Fitzgerald, Floyd i John Brown tworzą obecnie chyba najlepsze trio reciverów w NFL. Chris Johnson może nie wybiega już nigdy 2 tys. jardów, ale i tak znakomicie wykorzystuje skupienie rywali na Palmerze i spółce. A do tego defensywa – czwarta w lidze tak pod względem jardów jak punktów.

Green Bay Packers mają masę problemów. Bez Jordiego Nelsona praktycznie w ogóle nie zagrażają dalekimi piłkami, inni reciverzy grają w kratkę, podobnie jak Eddie Lacy. Linia ofensywna ma kłopoty ze zdrowiem i skuteczną grą, a w tym wszystkim nawet Aaron Rodgers obniżył nieco loty. A jednak mają bilans 9-4 i tylko jednego zwycięstwa potrzebują, żeby zapewnić sobie udział w playoffach.

Nie mają łatwej końcówki sezonu. Najpierw jadą do Oakland, gdzie Khalil Mack przetestuje o-line Green Bay. Potem wyjazd do Arizony, gdzie pewnie i tak będą musieli wrócić w playoffach, jeśli marzą o Super Bowl. A na koniec spotkanie z Vikings na Lambeau Field, które może okazać się mecze o mistrzostwo NFC North.

Ofensywa Packers gra słabiej niż przywykliśmy. Czy przejęcie przez Mike’a McCarthy’ego obowiązków playcallera coś pomoże? Na wyjeździe przeciwko Cowboys wyglądało to nieźle, ale w tym roku trudno wyglądać źle przeciwko Cowboys. Póki na rozegraniu jest Rodgers, Packers pozostają groźni dla każdego, ale w tej drużynie jest więcej pytań niż odpowiedzi.

Do mistrzowskiej formy wracają Seattle Seahawks, którzy mają chrapkę na trzeci z rzędu występ w Super Bowl. W tym roku mają nieco słabszą defensywę. Wysokie kontrakty dla młodych gwiazd i słabe drafty w ostatnich latach wydatnie skróciły ławkę, a Richard Sherman i Earl Thomas grają tylko jak czołowi gracze na swoich pozycjach, a nie jak nadludzie.

W tej sytuacji drużynę ciągnie za sobą Russell Wilson, który przez ostatni miesiąc gra najlepszy futbol w swojej karierze. W ostatnich czterech spotkaniach ma nieprawdopodobne statystyki: 89/118 (75,4%), 1171 jardów, 16 TD, 0 INT i passer rating 145,87.

Zobacz: Jak czytać statystyki futbolu amerykańskiego?

Seahawks wygrali sześć z siedmiu ostatnich spotkań, ale znaczące jest, że ostatnie dwie porażki odnieśli u siebie z Arizona Cardinals i Carolina Panthers, czyli dwoma drużynami, z których przynajmniej jedną będą musieli pokonać w playoffach, by znów wygrać NFC. Ich pojedynek w ostatniej kolejce z Cardinals mógłby być hitem, ale wedle wszelkiego prawdopodobieństwa dla Arizony będzie to już mecz o pietruszkę.

Drugim zespołem z dziką kartą zostaną Minnesota Vikings. Teoretycznie szanse ma jeszcze pięć innych drużyn, ale przewaga dwóch zwycięstw na trzy kolejki przed końcem rozgrywek powinna być wystarczająca. Zwłaszcza że dwa najbliższe mecze grają u siebie z Bears i Giants.

Zobacz: Minnesota Vikings – najbardziej niedoceniana drużyna sezonu

Wikingowie nie należą do czołówki, ale mają ciekawą, perspektywiczną drużynę. Póki co wciąż opierają się w dużej mierze na biegach Adriana Petersona. Wątpliwe, żeby zdołali bardzo namieszać w playoffach, ale powrót do grona najlepszych pokazuje, że drużyna rozwija się w dobrym kierunku.

I wreszcie NFC East, czyli odpowiednik AFC South. Trzy drużyny z bilansem 6-7 i jedna z nich będzie musiała awansować do playoffów. Co więcej wszystkie trzy wygrały w ostatniej kolejce. Philadelphia Eagles wydawali się sztandarowym przykładem na nieudany przeszczep metod treningowych z NCAA do NFL. Jednak imponujące zwycięstwo na wyjeździe z Patriots sprawiło, że są obecnie postrzegani jako faworyt. Do tego w dużej mierze kontrolują własny los, bo grają jeszcze zarówno przeciwko Giants (zwycięstwo daje im tiebreaker), jak i Redskins.

Najlepszy skład w tej dywizji oraz najlepszy bilans małych punktów mają New York Giants. Tyle że jak zwykle mają tam szpital. Cztery ostatnie porażki odnieśli różnicą sześciu punktów lub mniejszą, często zaprzepaszczając prowadzenie w końcówkach. Teraz będzie im się naprawdę trudno pozbierać, bo mają przed sobą mecze z Panthers i Vikings, w których zdecydowanie nie będą faworytami i nawet wygrana na koniec sezonu z Eagles może nie dać im playoffów.

Póki co na czele dywizji są Washington Redskins. Nie mam pojęcia jakim cudem, po całym tym offseasonowym zamieszaniu wokół rozgrywających. Ich ogromnym atutem jest kalendarz – jako jedyni w dywizji nie grają z żadną drużyną z dodatnim bilansem, choć kluczowy mecz, przeciwko Eagles, rozgrywają na wyjeździe.

 

Jak zwykle zapowiada się ciekawa końcówka sezonu. Rozkoszujcie się póki możecie, bo nieuchronnie zbliża się luty i początek półrocznej suszy dla fanów NFL. Ale póki co przed nami najciekawsze tygodnie!

Exit mobile version