Site icon NFL Blog

Mike McCarthy i inne problemy Packers

Green Bay Packers są w poważnych tarapatach. Po czwartkowej porażce z Seattle Seahawks coraz bardziej prawdopodobny staje się drugi sezon z rzędu bez playoffów. Co gorsza w tym roku nie ma łatwych wymówek. Aaron Rodgers może nie jest w 100% zdrowy, ale nie opuścił żadnego meczu, a defensywa pod nowym koordynatorem Mikiem Pettinem nie tylko nie stanowi problemu, ale czasem wręcz bywa atutem.

Stali Czytelnicy świetnie wiedzą, że Packers są moim drugim ulubionym zespołem w NFL, stąd ich poczynania śledzę dokładniej niż większości klubów ligi. Przez ostatnie lata nie ukrywałem też mojej frustracji trenerem Mikiem McCarthym, który w Green Bay nie tylko nadzoruje całość sztabu trenerskiego, ale ma duży i bezpośredni wpływ na taktykę ofensywną, będąc de facto koordynatorem ofensywy.

Mając najbardziej utalentowanego rozgrywającego w dziejach NFL (dlaczego nie najlepszego – o tym za chwilę) drużyna powinna spisywać się znacznie lepiej. Obrońcy trenera McCarthy’ego będą wskazywali, że przecież Packers w 9 z 12 dotychczasowych sezonów pod jego wodzą weszli do playoffów. Trzykrotnie grali w finale NFC i zdobyli jeden mistrzowski pierścień. To wszystko prawda. Prawdą jest jednak też, że tegoroczny sezon będzie czwartym z rzędu, w którym Packers wygrają maksymalnie 10 spotkań i to tylko, jeśli wygrają wszystko do końca.

Poza tym ta drużyna gra coraz słabiej. O ile w latach 2007-2014 Green Bay byli co roku w Top10 NFL pod względem zdobywanych punktów (nr 1 w sezonach 2011 i 2014), o tyle  wciągu czterech ostatnich sezonów ta sztuka udała im się raz. Nie wszystko to jest winą McCarthy’ego, o czym dalej, ale to Head Coach ostatecznie odpowiada za grę drużyny, tak jak prezes odpowiada za wyniki firmy, nawet jeśli to nie on prowadzi sprzedaż czy dział R&D.

Problemy Packers można podzielić na kilka obszarów:

1. Trener Mike McCarthy

McCarthy nie jest winny wszystkim problemom Green Bay, ale ma w nich znaczący udział.

Przede wszystkim to on odpowiada za archaiczny schemat ofensywny Packers, który nie przeszedł wielkich zmian od początku dekady. Jesteśmy w epoce, w której innowacja w ofensywie wdziera się do NFL jak nigdy wcześniej, a trenerzy radośnie kopiują zagrywki z uczelni czy nawet szkół średnich. Najlepsze drużyny ligi obficie korzystają z ruchu przed snapem, rozmaitych zmyłek i opcji. Ścieżki reciverów są rozrysowane tak, by pomóc im się uwolnić od krycia.

Tymczasem w Green Bay wciąż grają to, co świetnie działało w 2011 r. Ścieżki w dużej mierze w izolacji, gdzie reciver ma wygrywać jeden na jednego z obrońcą. Ruch przed snapem, jeśli w ogóle jest, służy raczej do zdiagnozowania rodzaju obrony niż zmyleniu przeciwnika. Tymczasem w 2011 po ścieżkach biegali Jordy Nelson, Greg Jennings, Donald Driver, Jarmichael Finley, James Jones i rookie Randall Cobb. Po prostu obrony nie mogły pokryć wszystkich na raz. Dzisiejsi Packers nie mają tak ogromnych pokładów talentu, więc młodym reciverom trzeba pomóc w uwolnieniu się od obrony. System ofensywny Green Bay tego nie daje.

Po drugie wątpliwy playcalling. Mike McCarthy decyduje, jaka zagrywka będzie użyta w danej akcji. Aaron Rodgers ma możliwość zmiany zagrywki, więc nie wiem który z panów bardziej odpowiada za problemy w tej materii, ale to jednak zza linii bocznej wychodzą pierwotne zagrywki. O ile najlepsi playcallerzy (Sean Peyton, Sean McVay, Josh McDaniels, Andy Reid) dobierają zagrywki bardzo sytuacyjnie, o tyle McCarthy robi to, mam wrażenie, kompletnie losowo.

No, może nie kompletnie losowo, ale nie bierze pod uwagę sytuacji na boisku i personelu rywala w takim stopniu jak pozostali wymienieni playcallerzy. Przykład z czwartkowego meczu: 3&3 na 43. jardzie rywala (4:31 do końca 3. kwarty). Zamiast wybrać jakąś szybką, łatwą zagrywkę z duża szansą zdobycia pierwszej próby, McCarthy próbuje długo rozwijającej się akcji po play action, w której Rodgers ewidentnie szuka dalekiego podania. Efektem jest sack i punt. To byłaby dobra zagrywka na 2&3, kiedy mamy trochę miejsca na błąd i można zaryzykować, ale nie w trzeciej próbie.

Ponadto dopiero w ostatnich meczach McCarthy zaczął więcej korzystać z usług Aarona Jonesa, który w pierwszej połowie sezonu należał do najefektywniejszych biegaczy ligi. Mogłoby się wydawać głupotą bieganie z piłką, jeśli ma się w składzie Rodgersa, ale właśnie dlatego gra biegowa New Orleans Saints jest tak skuteczna: rywale nie mogą rzucić znaczących zasobów na powstrzymywanie Marka Ingrama i Alvina Kamary, bo Drew Brees zniszczy ich górą. Jasne, Jones ma swoje słabości, główną jest pass protection, ale jak zauważył Brett Colemann, procent sacków z Jonesem na boisku jest o 0,5 pkt. proc. wyższy niż kiedy nie ma go na boisku, co przekłada się mniej więcej na jeden sack na trzy mecze.

I wreszcie to, co w większości drużyn jest głównym obowiązkiem trenera głównego w czasie meczu, czyli zarządzanie zegarem, challenge i podejmowanie kluczowych decyzji. Zostawmy na razie zarządzanie zegarem, bo to dziedzina, z którą większość trenerów NFL ma problem, a dodatkowo niełatwo tego pilnować w gorączce meczowej, gdy ma się dziesiątki innych problemów na głowie.

Jednak McCarthy popełnił w czwartek dwa kluczowe błędy, które niestety są dla niego dość typowe. Najpierw przy 34-jardowym podaniu Russella Wilsona do Tylera Locketta McCarthy nie rzucił czerwonej flagi. Powtórki pokazały, że podanie było niezłapane. Być może McCarthy nie chciał marnować ostatniego timeoutu, ale po pierwsze 34 jardy to różnica między połową boiska a red zone, więc warto zaryzykować. Po drugie w akcji urazu doznał Kenny Clark, więc był czas na obejrzenie powtórek, nawet Mike Pereira zdołała wydać na antenie werdykt, nim wznowiono grę. Najprawdopodobniej Packers mają kogoś, kto odpowiada za obejrzenie powtórki i danie znać przez radio: „Trenerze, możemy rzucać challenge!”. Może to on zawalił nie McCarthy. Ale problemy z challengami w Packers są nie od dziś, a to jednak McCarthy zatrudnia tego człowieka.

Drugi problem to decyzja o puncie przy 4&2 na 4:20 przed końcem z trzema punktami straty. Jak łatwo się domyślić, Packers już nie odzyskali piłki. Co prawda defensywa Packers w 6 z 11 serii do tej pory wymusiła 3&out lub stratę w pierwszej próbie, ale jednak po to mamy rozgrywającego zarabiającego średnio ponad 33 mln dolarów rocznie, żeby w takich sytuacjach złożyć mecz w jego ręce.

 

2. Aaron Rogers

Może to zabrzmieć bluźnierczo, ale Rodgers też jest częścią problemu. Jak pisałem wyżej, to najbardziej utalentowany rozgrywający w historii NFL. Jego możliwości są absolutnie niewiarygodne, o czym przekonuje nas kilka raz w każdym sezonie. Jednak od kilku lat brakuje mu powtarzalności Toma Brady’ego, Peytona Manninga czy Drew Breesa.

Zacznijmy od dostępności. Rodgers zbyt często podejmuje niepotrzebne ryzyko, wystawiając się na kontuzje. Mimo dwóch złamań obojczyka wciąż nie nauczył się upadać tak, by chronić swoje ciało. Stracił znaczące części sezonów 2013 i 2017, a w pozostałych niemal co roku ma mniejsze i większe problemy ze zdrowiem – jak nie kostka to podudzie, jak nie podudzie to kolano.

Zmuszony do gry w systemie, który nie do końca pasuje do możliwości i umiejętności zawodników Packers, Rodgers powoli traci wiarę w system i kolegów. Coraz rzadziej operuje z kieszeni w strukturze zagrywki, częściej ją łamie i ucieka gdzieś na zewnątrz. To powoduje, że jest bardziej narażony na urazy. Co prawda w ruchu potrafi wykonać genialne zagrania, a jego improwizacje to coś niezwykle efektownego, ale nie będą regularnie produkowały pierwszych prób na dłuższą metę. W czwartek generowało to często sacki.

Ponadto utrudnia w ten sposób robotę linii ofensywnej, które po prostu go nie widzi. Jeśli rozgrywający się rusza, to pass rush atakuje w innym kierunku, a na liniach odpowiedni kąt to połowa sukcesu. Jeśli nagle obrońca gwałtownie zmienia kąt natarcia, to ofensywny liniowy jest na straconej pozycji. Normalnie nie ma to sensu, bo wydłuża drogę do QB, ale jeśli rzeczony rozgrywający ucieka z kieszeni, to obrona może, a nawet powinna zmienić kierunek.

Co gorsza coś dziwnego dzieje się od kilku lat z jego techniką rzutu. Daleko mi do bycia specjalistą w tej dziedzinie, ale wiem, że jeśli rozgrywający nie robi kroku w przód w momencie rzutu, cierpi jego celność i siła rzutu. Rodgers jest fenomenalnie utalentowany i rzutem z samego nadgarstka może przerzucić pół boiska, ale robi to z dziwacznego rozkroku. Mam wrażenie, że wpływa to na precyzję jego rzutów i na fakt, że niektóre dalekie piłki są niedorzucone.

Chciałbym przy tym podkreślić, że moim zdaniem to o czym napisałem wyżej jest w mniejszym stopniu źródłem, a w większym stopniu skutkiem problemów. Rozgrywający Packers nie ufa kolegom, trenerom i systemowi. I choć od lat to on ciągnie drużynę, to jednak nie jest w stanie zrealizować swojego pełnego potencjału.

 

3. Młodzi reciverzy

Ten punkt ma sporo wspólnego z następnym, ale chcę go omówić osobno. W tym sezonie właściwie jedynym zdrowym reciverem, który ma jakieś doświadczenie w grze z Rodgersem, jest Davante Adams. Randall Cobb cały czas się leczy, Geronimo Allison wylądował po pięciu meczach na liście kontuzjowanych, a Jimmy Graham to nowy nabytek i spisuje się nieco poniżej oczekiwań.

W tej sytuacji ogromnie ważną rolę mają do odegrania dwaj debiutanci: Marquez Valdes-Scantling i Equanimeous St. Brown. (Na marginesie pełne imię tego drugiego pana to Equanimeous Tristan Imhotep J. St. Brown. Mieli rodzice fantazję.) Po pierwsze jako łamańce językowe stanowią ważny test dla niedoświadczonych komentatorów. A już zupełnie poważnie, nagle zostali postawieni w roli recivera #2 i #3. Trzeba powiedzieć, że obaj zawodnicy mają świetne ręce i obiecujący atletyzm.

Niestety ofensywa Mike’a McCarthy’ego wymaga od recivera bardzo dużo. Musi dobrze biegać wszystkie ścieżki, uwalniać się od krycia bez pomocy, czytać grę i współpracować przy niekonwencjonalnych improwizacjach Aarona Rodgersa. MVS i ESB (jak są znani wśród beat-writerów Packers) radzą sobie raz lepiej raz gorzej. Może nawet nieco lepiej niż w swoich dwóch-trzech pierwszych sezonach radził sobie Davante Adams.

Niemniej jest to frustrujące, tak dla kibiców, jak dla Rodgersa, gdy młodzi zawodnicy okazjonalnie pobiegną nie tam gdzie Rodgers by chciał. Publicznie QB Packers może mówić jak lubi młodych reciverów i jak dobrze mu się z nimi gra, ale w czwartek 18 z 31 piłek skierował do Adamsa albo jako checkdowny do Jonesa.

Ofensywie Packrs trudno funkcjonować bez doświadczonych reciverów. Znacznie lepiej, gdy Cobb uczył się za plecami Jordiego Nelsona, Donalda Drivera i Gregga Jenningsa, a Adams za plecami Nelsona i Cobba. Nie wątpię, że Packers będą mieli mnóstwo pociechy z MVS i ESB, ale póki co dobrze, gdyby trener im życie ułatwiał, a nie utrudniał.

 

4. Budowa składu

Ted Thompson, GM Packers w latach 2005-2017, ma zapewnione miejsce w Packers Hall of Fame. Błyskawicznie odbudował zespół po kryzysie w połowie poprzedniej dekady, a jego pierwszym wyborem w drafcie był Aaron Rodgers. Jego filozofia, by gromadzić wybory w drafcie i szkolić własnych graczy była i jest filozofią bardzo skuteczną. Ale, jak zawsze, fanatyzm jest niewskazany.

Thompson niemal w ogóle nie sięgał po wolnych agentów i to mimo bardzo dobrych doświadczeń w tym segmencie rynku (Charles Woodson, Julius Peppers). Zwłaszcza w nowym CBA stosunkowo tani weterani średniej klasy mogą stanowić wartościowe uzupełnienie składu i pełnić rolę zawodników zadaniowych, o czym rok po roku przekonuje nas Bill Belichick z Patriots. Tymczasem draft jest loterią i po kilku słabszych draftach w Packers zaczęła się po prostu kurczyć ławka.

Na to nałożyły się błędy przy podpisywaniu kolejnych kontraktów. Duże pieniądze dostał Clay Matthews, który w swoim czasie należał do dominujących pass rusherów, ale ostatni kontrakt spędził na zmianę kontuzjowany, jako środkowy linebacker i nieskuteczny. Packers odrzucili opcję piątego roku Nicka Perry’ego, a kiedy ten zaliczył 11 sacków w sezonie, dali mu pięcioletnią umowę na 59 mln. Płacenie za jeden wybitny sezon po kilku słabych to częsty błąd w NFL. Także i tym razem okazało się, że „przełomowy” sezon nie był żadnym przełomem, a jednorazowym szczytem formy.

Z drugiej strony Thompson pozwolił odejść Caseyowi Haywardowi i Micah Hyde’owi. Żaden z nich nie był oszołamiająco drogi jak na DB, a jednak Thompson uznał, że lepiej zastąpić ich debiutantami: Quintenem Rollinsem i Demariousem Randallem. Żądnego nie ma już w Green Bay, a Hayward i Hyde bardzo dobrze zaaklimatyzowali się w nowych drużynach.

 

Co dalej?

Aaron Rodgers ma już 35 lat. To nie jest bardzo dużo jak na rozgrywającego i można realnie myśleć o kolejnych 4-5 latach na najwyższym poziomie. Dlatego zasługuje na trenera, który będzie potrafił poukładać drużynę, zbudować wokół niego nowoczesną, kreatywną ofensywę i „naprawić” swojego rozgrywającego. W ofensywie McCarthy’ego Rodgers rutynowo robił rzeczy niemożliwe, by potem utrudniać sobie rzeczy rutynowe do granic możliwości.

Packers latem zmienili GM-a i widać już pewną zmianę w filozofii budowy drużyny. Po latach udało się odspawać McCarthy’ego od koordynatora obrony Doma Capersa, a nowy DC Mike Pettine tchnął nowe życie w obronę. Rodgers zasługuje na swojego Pettine’a, a kibice Packers na kolejny atak na mistrzostwo.

 

Zostań mecenasem bloga:

fot. Phil Roeder, Flickr, na licencji CC-BY 2.0

Exit mobile version