Ostatnie dwa lata to pasmo frustracji dla kibiców wielu drużyn NFL, ale poczesne miejsce wśród nich zajmują fani Chicago Bears. Musieli obserwować, jak Mitchell Trubisky, ich młody quarterback, zmienia status z „przyszła gwiazda” na „jeszcze jest młody, będzie dobrze” do pełnoprawnej „klapy”. Tymczasem Patrick Mahomes i Deshaun Watson, dwaj rozgrywający wybrani w drafcie za Trubiskim, podbijają NFL. Tylko czy ich żal jest uzasadniony?
Efekt pewności wstecznej
Jedną z najdynamiczniej rozwijających się gałęzi psychologii, ekonomii, socjologii i politologii jest badanie nad naszymi błędami poznawczymi. Najprostsza definicja mówi, że jest to nieracjonalne spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość. Oczywiście teraz każdy z P.T. Czytelników z dumą wypina pierś mówiąc „ja patrzę na świat racjonalnie”.
Moim zdaniem Czytelnicy NFLBlog.pl reprezentują znacznie wyższy poziom intelektualny niż średnia użytkowników internetu (tak, podlizuję się Wam bezczelnie, ale taka prawda!). Niemniej i ja i Wy podlegamy błędom poznawczym.
Jest to nie do uniknięcia, bo są to naturalne pozostałości w funkcjonowaniu naszego mózgu wywodzące się z czasów, gdy homo sapiens wyewoluował na afrykańskiej sawannie bez całej złożonej nadbudówki społeczno-polityczno-kulturalnej XXI wieku.
Taki prehistoryczny homo sapiens na pierwszy rzut oka musiał określić, czy ma do czynienia z szansą, zagrożeniem czy może czymś neutralnym. Robił to na podstawie bardzo powierzchownych cech, klasyfikując zjawisko do określonej grupy (wielkie kły = w nogi). Inaczej groziła mu śmierć. Dziś streotypizujemy, czyli przypisujemy grupie ludzi szeroki zespół cech na podstawie powierzchownych informacji (jeśli programista, to chodzi w koszuli w kratę i ma problemy z interakcją z innymi ludźmi).
O błędach poznawczych fantastycznie pisze nieżyjący już Hans Rosling w książce „Factfulness„, do której lektury Was bardzo zachęcam.
[disclaimer: nie jest to reklama tej książki, ale jeśli postanowisz ją kupić po kliknięciu w ofertę rozwijającą się z podlinkowanego tytułu, dostanę od tego prowizję z programu afiliacyjnego]
W przypadku NFL mamy często do czynienia z innym błędem poznawczym – efektem pewności wstecznej.
Efekt ten polega na naszym przeświadczeniu, że skutek jakiegoś wydarzenia był oczywisty i łatwy do przewidzenia w momencie podejmowania decyzji. Dla przykładu – dziś wydaje się oczywiste, że konferencja w Monachium w 1938 r. nie zaspokoi ambicji Hitlera. Albo że w 2008 r. wybuchnie wielki światowy kryzys, którego zapalnikiem będą ryzykowne kredyty hipoteczne w USA. Ten efekt obrazują przysłowia „Mądry Polak po szkodzie” i „Analiza wsteczna zawsze skuteczna”.
Czy Mahomes był oczywistym wyborem?
Dziś cała masa internetowych mędrców robi „redrafty” i wymądrza się kto kiedy i kogo powinien był wziąć w 2017 r. Oczywiście w tych redraftach na pierwszym miejscu znajdziecie Patricka Mahomesa, na drugim Deshauna Watsona.
Mahomes w dwa lata zdobył MVP, MVP Super Bowl i mistrzowski pierścień. Watson zespołowo nie cieszy się takimi sukcesami, ale jest jednym z najbardziej elektryzujących rozgrywających młodego pokolenia.
Tylko że w 2017 r. konsensus ekspertów był prosty – Mitchell Trubisky jest najlepszym quarterbackiem do wzięcia w drafcie. Być może to kwestia stereotypów rasowych, a być może faktycznie Trubisky na uczelni wyglądał lepiej – nie mi to oceniać. Przyjrzymy się jednak kilku mock draftom z sezonu 2017:
Mel Kiper (ESPN): Trubisky #1 (!), Watson #7, Mahomes #25
Mike Mayock (wówczas NFL.com, dziś GM Raiders): Trubisky #5, Watson #25, Mahomes #32
Matt Miller (Bleacher Report): Trubisky #6, Watson #10, Mahomes #13
R.J. White (CBS): Trubisky #2, Watson #9, Mahomes #13
Peter Schrager (FOX Sports): Trubisky #5, Watson #6, Mahomes #25
Beat writerzy ESPN: Trubisky #12, Mahomes #25, Watson #32
O ile zdarzają się mock drafty, w których kolejność jest minimalnie zmieniona, konsensus draftowych ekspertów był jasny: Trubisky, Watson i Mahomes, w tej kolejności, to najlepsza trójka rozgrywających. Przy czym Trubisky był powszechnie uznawany za tego najlepszego.
Nic więc dziwnego że Bears, którzy wybierali rozgrywającego jako pierwsi, sięgnęli po zawodnika powszechnie uważanego za najlepszego. To że dziś wiemy, że się nie sprawdził, nie powinno mieć żadnego wpływu na ocenę ich ówczesnego procesu decyzyjnego.
Do tego dochodzi jeszcze jeden ważny czynnik: otoczenie zawodnika. Nie wiemy czy Mahomes w Bears byłby tym Mahomesem z Kansas City. Przed draftem fachowcy uznawali jego potencjał, ale krytykowali jego nierówną grę, słabą technikę i skłonność do improwizacji zamiast funkcjonowania w strukturze ofensywy. Mahomes był diamentem, ale kompletnie nieoszlifowanym, a nie wiadomo było czy pod powierzchnią nie czają się skazy uniemożliwiające szlif.
Andy Reid dał Mahomesowi rok na ławce, gdzie mógł się uczyć NFL i pracować nad techniką. Większość klubów nie mogłaby pozwolić na to rozgrywającemu, za którego oddali dwa wybory w pierwszej i jeden w trzeciej rundzie. Potrafił skroić ofensywę dla potrzeb swojego zawodnika. Podobnie jak John Harbaugh i Greg Roman w Baltimore dla tegorocznego MVP – Lamara Jacksona. Kolejnego gracza, który dzisiaj jest „oczywistym” wyborem w drafcie 2018, jednak przed draftem wisiały nad nim poważne znaki zapytania.
Są rozgrywający, którzy byli w stanie przezwyciężyć złą organizację, niedopasowany schemat ofensywny i brak klasowych kolegów. Można do nich zaliczyć np. Peytona Manninga czy Andrew Lucka, a w pewnym stopniu również wspomnianego Watsona. Ale wiele wspaniałych talentów zmarnowało się, bo sztab trenerski nie potrafił ich właściwie wykorzystać i wprowadzić do „dorosłej gry”.
Nigdy nie będziemy wiedzieli „co by było gdyby”. Ale moim zdaniem Patrick Mahomes i Lamar Jackson nie zdobyliby swoich tytułów MVP, gdyby trafili do niewłaściwej drużyny. Tom Brady i Kurt Warner w niewłaściwych drużynach nigdy nie zasłużyliby na Pro Football Hall of Fame.
Nie dowiemy się również, czy Trubisky w odpowiednich warunkach zostałby gwiazdą. Ale trudno winić Ryana Pace’a za wybór właśnie tego rozgrywającego w drafcie 2017.1
Prawdopodobieństwo i pewność
Efekt pewności wstecznej występuje w jeszcze jednym wypadku – gdy oceniamy agresywne decyzje trenerów.
Mamy tendencję, by oceniać playcalling czy decyzje w czwartej próbie po efekcie. Udało się – decyzja dobra. Nie udało się – decyzja zła. Swego czasu na łamach tego bloga broniłem decyzji Seahawks o podawaniu w końcówce Super Bowl XLIX, a w poniedziałek pisałem, że nie mogę tak do końca skrytykować playcallingu Kyle’a Shanahana w czwartej kwarcie ostatniego Super Bowl. Oba te przypadki znalazły się w ogniu gigantycznej krytyki wyłącznie z powodu ich efektu. Wiedzy po fakcie.
W naszym życiu niewiele jest pewnych rzeczy. Podejmujemy decyzje bazując na prawdopodobieństwie, nawet jeśli nie zawsze sobie to uświadamiamy. Szacujemy czy ryzyko, np. zmiana pracy czy wzięcie kredytu, jest opłacalne. Musimy podejmować decyzje, nie znając ich rezultatu.
Czasami kwestie prawdopodobieństwa są oczywiste. Jeśli przechodzisz przez jezdnię na przejściu dla pieszych przy zielonym świetle, szanse na to, że potrąci Cię samochód są niewielkie, ale istnieją. Nawet jeśli potrąci Cię wtedy samochód, nikt nie powie, że lepiej przechodzić na czerwonym albo przebiegać przez autostradę, bo on tak kiedyś zrobił i żyje. Instynktownie rozumiemy, gdzie mamy większe prawdopodobieństwo uniknąć obrażeń.
Są też sytuacje, gdy nie jest to takie oczywiste. Wsiadając do samochodu narażamy życie o wiele bardziej (zwłaszcza w Polsce) niż wsiadając do samolotu. A jednak znacznie więcej osób boi się latać niż jeździć samochodem.
Playcalling w czwartej próbie, próba zamknięcia meczu podaniami zamiast biegiem i podobne boiskowe decyzje nie są takie oczywiste. Agresja, gdy nie zadziała, jest często odbierana jako błąd. Tymczasem istnieją modele matematyczne, które wyliczają kiedy opłaca się być agresywnym. W czasie rzeczywistym korzystają z nich np. Baltimore Ravens.
To nie znaczy, że agresywny trener zawsze wygra. Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, gdy drużyna zostaje dwukrotnie zatrzymana przy 4&goal na 1. jardzie, a ostatecznie przegrywa mecz trzema punktami. Czy to znaczy, że decyzje o graniu czwartych prób były błędne? Absolutnie nie! To jest właśnie efekt pewności wstecznej.
Rolą trenera jest maksymalne zwiększenie prawdopodobieństwa wygranej swojej drużyny. Granie 4&goal z 1. jarda zamiast kopania FG jest jedną z najbardziej oczywistych decyzji, które to prawdopodobieństwo zwiększają (oczywiście są wyjątki, np. dwupunktowa strata i 2 sekundy na zegarze meczowym – wtedy trzeba kopać). Wracając do naszego przykładu – trener, który kopnąłby dwa razy z gry wygrałby mecz. To nie zmienia faktu, że podjął złe decyzje. Takie, które nie dawały jego drużynie największej szansy na wygraną.
Udało mu się przebiec przez ruchliwą jezdnię na czerwonym świetle. Jednak znacznie lepiej przechodzić na zielonym.
Gdy nie mamy pewności co stanie się za chwilę, dobrą decyzją jest decyzja maksymalizująca szanse. Ale pewności nie ma i nigdy nie będzie. Chyba że już po fakcie.
Zostań mecenasem bloga: