Od wtorku 19 maja kluby NFL będą mogły otworzyć budynki klubowe dla pracowników. Będą musiały spełnić szereg warunków i uzyskać zgodę władz lokalnych. To jeszcze nie oznacza powrotu do treningów. Sezon 2020 zbliża się wielkimi krokami i jest niemal pewne, że epidemia COVID-19 w jakiś sposób wpłynie na jego organizację. W jaki? To na razie niewiadoma.
Sytuacja epidemiczna w Stanach Zjednoczonych
Zacznijmy od najważniejszego czynnika, a więc zachorowań na COVID-19 w USA. A nie wygląda to najlepiej. Jest to kraj idealny do rozprzestrzeniania tego typu zarazy. Głębokie więzi łączą go z innymi krajami, a w ciągu dwóch ostatnich dekad przeprowadził stopniową reorientację strategiczną i gospodarczą na Azję . To oznacza mnóstwo kanałów, którymi wirus SARS-CoV-2 mógł przeniknąć na teren kraju.
To też kraj ekstremalnie zdecentralizowany. Na początku XVIII wieku Stany Zjednoczone nie były jedną wielką kolonią brytyjską, a masą niezależnych kolonii, z których każda podlegała bezpośrednio Londynowi. Różniły się one ogromnie pod względem struktury etnicznej, warunków gospodarczych, prawodawstwa oraz poglądów politycznych i religijnych ich mieszkańców. Kiedy kolonie wspólnie ogłosiły niepodległość, jednym z kluczowych problemów stał się zakres władzy rządu w Waszyngtonie D.C. Stopniowo coraz więcej uprawnień zagarniał rząd federalny, co stało się jedną z przyczyn wojny secesyjnej.
Ten proces trwa do dziś, jednak z europejskiego punktu widzenia USA to wciąż niezwykle zdecentralizowane państwo. Gdyby państwa Unii Europejskiej scedowały na Brukselę kwestie związane z walutą, polityką zagraniczną i obronnością, a obywatele płacili dodatkowy „unijny” podatek dochodowy, to taka Europa ustrojowo bardzo przypominałaby Stany Zjednoczone.
Co to oznacza w sytuacji epidemii? Po pierwsze brak centralnej reakcji na chorobę. Jedne stany zarządzają zamknięcie biznesów, jak w Europie, inne funkcjonują niemal jak przed epidemią. Do tego te stany z większymi restrykcjami nie mają możliwości zamknięcia granic w ramach USA, więc nawet jeśli zwalczą chorobę u siebie, grozi im infekcja od sąsiadów. Na to nakłada się prezydent, który najpierw bagatelizował chorobę, a teraz poświęca czas głównie na głoszenie, że to wirus, który wymknął się z chińskich laboratoriów. Co więcej wiele grup obywateli amerykańskich, zwłaszcza o poglądach bliskich urzędującemu prezydentowi, ostro sprzeciwia się zamykaniu kraju.
Nie chcę tutaj wchodzić w dyskusje, który model walki z epidemią ma większy sens w krótkim czy długim terminie. Jednak amerykański system sprawił, że jest to państwo o największej liczbie infekcji i zgonów z powodu COVID-19 na świecie. Co prawda w przeliczeniu na milion mieszkańców więcej infekcji było jeszcze w Hiszpanii, Irlandii i Belgii (pomijam kraje poniżej 1 mln ludności), ale w Europie liczba nowych infekcji spada, a w USA, mimo lekkiego trendu spadkowego, utrzymuje się w pobliżu szczytu (stan na 16 maja).
Dlaczego to ważne? Bo NFL nie ruszy, póki zagrożenie epidemiczne znacząco się nie zmniejszy. A póki co choroba rozwija się bardzo dynamicznie w kilku stanach, które mają duże znaczenie dla NFL, jak Nowy Jork, New Jersey, Kalifornia, Teksas, Illinois czy Massachusetts.
Obecny stan NFL
Liga póki co zdołała z grubsza utrzymać offseasonowy kalendarz. Tuż przed zamknięciem zdołali przeprowadzić NFL Combine, a draft, choć w przestrzeni wirtualnej, również przeszedł bez problemów. Jednak obecnie powinny już trwać OTA i minicampy czyli nieobowiązkowe, a potem obowiązkowe treningi pod okiem klubowych szkoleniowców i w klubowych obiektach.
Póki co to wszystko odbywa się wirtualnie, czyli zawodnicy siedzą na niekończących się konferencjach online, podczas których są odpytywani z playbooka. Podobno futbol łączy dwa najgorsze aspekty amerykańskiej kultury – przemoc i korporacyjne spotkania. Na razie zostało tylko to drugie.
6 maja drużyny dostały od NFL dokument, w którym liga wskazała ścieżkę otwarcia klubowych obiektów. Jego autorem jest Allen Sills, naczelny lekarz ligi.
Pierwszą fazą będzie otwarcie klubowych obiektów dla szeroko rozumianych pracowników biurowych, czyli osób nie będących zawodnikami ani częścią sztabu trenerskiego. Wyjątkiem będą zawodnicy, którzy rehabilitowali się po kontuzji w klubowych obiektach.
Początkowo w ciągu dnia w budynku będzie mogło przebywać najwyżej 50% pracowników i nie więcej niż 75 osób. Każdy przebywający będzie poddawany wywiadowi medycznemu i będzie miał mierzoną temperaturę. Kluby będą musiały powołać specjalne medyczne zespoły szybkiego reagowania oraz ICO, czyli Infection Control Officera, osobę odpowiedzialną za funkcjonowanie całej antyCOVIDowej części organizacji.
Warunkiem wejścia w pierwszy etap będzie uzyskanie zgody władz stanowych i lokalnych (czyli na poziomie hrabstwa, ang. county). Jeśli kluby spełnią te wszystkie regulacje, pierwsi pracownicy będą mogli pojawić się we wtorek, 19 maja.
Na razie nie wiadomo, kiedy wejdzie w życie drugi etap, podczas którego do budynków klubowych wrócą zawodnicy i trenerzy i jak miało by to wyglądać. Na razie NFL rozmawia z NFLPA (związkiem zawodowym graczy NFL) o możliwych procedurach. Na pewno też uważnie obserwują rozgrywki sportowe, które powoli tu i tam wznawiają działalność.
Jak może wyglądać sezon 2020 w NFL?
Kluczowym momentem będzie końcówka lipca. To wówczas powinny rozpocząć się obozy przedsezonowe dla weteranów. Jeśli campy ruszą do początku sierpnia, wówczas jest spora szansa, że sezon ruszy w terminie, czyli 10 września. NFL na pewno zrobi wszystko co w ich mocy, by tak się stało, nawet jeśli trzeba będzie skrócić preseason.
W terminarz są też wbudowane pewne bezpieczniki, które pozwolą przełożyć całe kolejki na inny termin bez zaburzania rytmu sezonu, np. każda drużyna w NFL ma bye week w tym samym tygodniu co ich przeciwnik z 2. kolejki, co sugerowałoby, że NFL liczy się z przeniesieniem dwóch pierwszych kolejek sezonu zasadniczego na koniec rozgrywek, czyli na styczeń. Oznaczałoby to też, że Super Bowl zostałoby rozegrane w połowie, a nie na początku lutego, ale to chyba i tak dość optymistyczny scenariusz.
Jednym z pomysłów na sezon 2020 jest rozgrywanie meczów bez udziału publiczności. Być może tylko na kilku stadionach w mniej „zainfekowanych” stanach. Na razie NFL obserwuje jak rozwinie się sytuacja w Niemczech, gdzie w ostatni weekend ruszyła piłkarska Bundesliga w modelu bez kibiców. Niektóre pomysły były co najmniej dziwne: rezerwowi siedzieli w maskach porozsadzani jak na klasówce z matmy, ale na boisku gracze swobodnie pocili się na siebie nawzajem i pluli. Na pewno model będzie dostosowywany.
Joe Buck, komentator telewizji Fox, powiedział, że telewizja na pewno będzie generowała sztuczny hałas, by zasymulować w transmisji obecność fanów na stadionie. To oznacza, że scenariuszem bazowym na obecną chwilę jest sezon 2020 bez udziału publiczności.
Pytanie czy sezon 2020 na pewno ruszy. To w części będzie zależało od sytuacji epidemicznej, ale również od postawy zawodników. Niektórzy gracze MLB (baseball) i NBA (koszykówka) głośno mówią, że oni nie zamierzają wracać w tym sezonie do gry. Tylko że oni mają wieloletnie, w pełni gwarantowane umowy.
W NFL wygląda to inaczej. Co prawda największe gwiazdy mają zabezpieczenie finansowe, ale ligowe doły, w tym 60% graczy na pensji minimalnej, nie mogą sobie pozwolić na sezon przestoju. Gdyby sezon 2020 się nie odbył, musieliby się liczyć z rokiem bez wypłaty i konkurencją dwóch roczników tanich debiutantów w kolejnym sezonie. W NFL zawodnik na debiutanckim kontrakcie jest cennym zasobem i wielu weteranów zostałoby wypchniętych z rynku.
Już przy okazji negocjacji nowego CBA ujawnił się głęboki podział między zarabiającymi miliony dolarów gwiazdami i NFL-owym „proletariatem”. To właśnie głosami tych ostatnich zawodników przyjęto nowe CBA, głównie dlatego, że oni nie mogli sobie pozwolić na lockout. Tak samo jak teraz nie mogą sobie pozwolić na przestój z powodu koronawirusa. Dla nich – młodych, zdrowych mężczyzn w świetnej kondycji, perspektywa zakażenia to przejście nieco ostrzejszej grypy. Odwołanie sezonu to cios w byt ich i ich rodzin. Nie mam wątpliwości co wybiorą.
Jednak nawet jeśli sezon ruszy w terminie i bez kibiców, oznacza to poważne problemy dla zawodników. Salary cap, czyli limit płac w NFL, obliczany jest w oparciu o przychody ligi z różnych kanałów w poprzednim sezonie. NFL czerpie większość przychodów z praw telewizyjnych i tzw. dzień meczowy ma tam mniejsze znaczenie finansowe niż w europejskiej piłce nożnej. Jednak nie znaczy to, że małe.
Jason Fitzgerald z overtecap.com oszacował, że sezon bez fanów na stadionach może spowodować spadek salary cap na sezon 2021 o 40 do 85 mln dolarów z prognozowanych 215 mln. W tym najbardziej pesymistycznym scenariuszu byłby to powrót salary cap do 130 mln dolarów, czyli poziomu z 2014 r.
Spadek o 40 mln spowodowałby, że połowa drużyn z NFL już z obecnymi kontraktami byłaby powyżej salary cap. Spadek o 85 mln sprawiłby, że część drużyn po prostu nie miałaby szans, by się pod salary cap na sezon 2021 zmieścić, nawet przy najostrzejszych cięciach na wzór zeszłorocznych Miami Dolphins. Dla przykładu Philadelphia Eagles już teraz mają zobowiązania w salary cap na 2021 r. w wysokości ponad 266 mln dolarów.
Naturalnie NFL na pewno spróbuje się jakoś dogadać z zawodnikami, na przykład rozłożą to „obniżenie” salary cap na kilka sezonów. Jednak w NFL już widać sporą ostrożność. Cam Newton i Jadeveon Clowney pozostają bez pracy głównie ze względu na ich niepewny status medyczny, ale im dalej, tym kluby mniej chętnie będą na siebie brały duże obciążenia finansowe.
Zamiast tego pod koniec wakacji, gdy stanie się jasne, że sezon ruszy bez fanów na trybunach, możemy zobaczyć masowe zwolnienia weteranów, zwłaszcza tych z „klasy średniej”, czyli zarabiających 3-10 mln na sezon. Nawet jeśli klub nie zaoszczędzi miejsca pod salary cap na ich zwolnieniu w tym roku, to zaoszczędzi gotówkę i miejsce w limicie płac w kolejnych latach.
Dla weteranów w NFL nadchodzą chude lata, niezależnie od tego czy sezon ruszy czy nie. Jednak w każdym biznesie najbliższy czas będzie ciężki, więc zawodnicy po prostu będą musieli zacisnąć zęby i sobie radzić. Jak każdy z nas.
Zostań mecenasem bloga: